Dzisiaj takich reklam już nie ma. Jak promowano wódkę w czasach, gdy nie obowiązywały niemal żadne prawne restrykcje? I czy takie anonse skusiłyby was do zakupu?
Reklamy wyszperaliśmy w polskiej prasie wydawanej od schyłku XIX wieku do końca dwudziestolecia międzywojennego. Większość marek, które promowały dzisiaj już nie istnieje. Poza jednym znaczącym wyjątkiem. Najwięcej na liście jest reklam wódki J.A. Baczewski: zdecydowanie najlepiej znanej w czasach naszych pradziadków.
Marce tej poświęciliśmy osobny artykuł. I choć dzisiaj też można ją kupić (kilka lat temu zaczęto znów produkować trunki J.A. Baczewski) to metody promocji z pewnością bardzo się zmieniły…
A jak zachęcano do picia sto lat temu?
Zacznijmy od metody najprostszej (choć też trochę zalatującej nudą). Wielka butelka, podkreślenie autentyzmu („prawdziwa”) i klasyczne wezwanie do działania: „żądać wszędzie”.
A przecież można było o wiele bardziej przekonująco. Bo wódka „tylko dla znawców” to chociażby taka, którą… poleca małe dziecko w zabawnym kubraczku.
Przed wojną spożycie alkoholu przez młodzież nie wydawało się istotnym problemem. A mogło nawet być tematem żartu. Tak jak w reklamie J.A. Baczewskiego, która zdaje się mówić: wódka tak dobra, że nawet syn ci ją zwędzi…
Jeśli ambasadorem marki mógł być nastolatek, to równie dobrze też – święty Mikołaj. To też reklama J.A. Baczewskiego:
Bo przecież – w myśl innej reklamy – wódka to rzecz idealna „na święta”…
Był też reklamy z nutką kobiecości…
…I takie o wyraźnie erotycznym wyrazie. Swoją drogą czy dzisiaj przeszedłby anonsik z piętnastoma panami zaglądającymi roznegliżowanej tancerce między nogi?
Przed wojną nikogo to nie gorszyło. Bo przecież alkohol był rzeczą dla dżentelmenów. Jak ten z reklamy Wyborowej:
Albo pan, któremu picie J.A. Baczewskiego ewidentnie przyniosło wiele radości:
KOMENTARZE (1)
W Oświęcimiu przed wojną działała Fabryka Wódek i Koniaków Haberfelda, do dzisiaj jestem w posiadaniu metalowej reklamy tej firmy