Peerelowskie władze zbudowały zadziwiająco sprawny system kontroli społeczeństwa. Służby, szukające wrogów socjalistycznej ojczyzny, miały do dyspozycji bogaty arsenał techniczny. Działały konsekwentnie i na wielką skalę - w efekcie nikt nie mógł być pewny, że nie jest właśnie na podsłuchu...
Zalążki organów bezpieczeństwa, wzorowanych na sowieckich strukturach powstawały na ziemiach polskich jeszcze w trakcie II wojny światowej. 21 lipca 1944 roku powołano Resort Bezpieczeństwa Publicznego, który w kolejnych miesiącach zyskiwał kolejne piony. W 1945 roku przekształcił się w Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego (MBP).
Początki działania tych służb wiążą się z tysiącami aresztowań i mordów dokonanych na obywatelach, którzy nie zaakceptowali powojennego układu sił. Bestialska epoka skończyła się dopiero w roku 1954. Jak pisze Monika Komaniecka, zajmująca się historią peerelowskiej bezpieki:
We wrześniu 1954 roku nastąpił ferment w szeregach partii komunistycznej spowodowany nadaniem pierwszej audycji w Radiu Wolna Europa, w której ppłk Światło odsłaniał kulisy działania bezpieki. Skutkiem tego były zmiany w aparacie partyjnym. […] Rozwiązano MBP i 7 grudnia 1954 r. powołano dwa organy: Komitet do spraw Bezpieczeństwa Publicznego (KdsBP) oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (MSW).
Jednakże dopiero wydarzenia poznańskie w czerwcu 1956 roku zapoczątkowały tworzenie aparatu represji obywateli, jaki znamy pod nazwą Służby Bezpieczeństwa (SB). Umieszczenie jej w strukturze MSW pozwalało władzom państwowym na sięgnięcie po cały zestaw technicznych środków represji. Już w kolejnym roku bezpieka obejmowała dziesięć jednostek. Był to wywiad (Departament I), kontrwywiad (Departament II), pion do walki z działalnością antypaństwową w kraju (Departament III), Biuro Ewidencji Operacyjnej, a także Biura „A”, „B”, „T” i „W”. Te ostatnie zajmowały się (odpowiednio) szyframi, obserwacją zewnętrzną polskich obywateli, techniką operacyjną i kontrolą korespondencji.
Nowoczesne metody inwigilacji
SB stopniowo rozwijała kolejne metody pracy w terenie. Świadczą o tym choćby liczby przeglądanych w pierwszych latach jej działania listów. W 1957 roku było ich – przynajmniej w świetle dostępnych danych – kilkaset na terenie całego kraju. Już dwa lata później skontrolowano ponad pół miliona… i to w samym drugim kwartale!
Jednak czytanie korespondencji lub przeglądanie druków nie było głównym obszarem działań bezpieki. Zyskała ona przecież specjalną jednostkę (Biuro „T”), która wkrótce rozrosła się do imponujących rozmiarów. Już sama jej struktura pozwala pokazać, jak wielopoziomowy i wieloaspektowy stał się nadzór nad potencjalnie wrogimi wobec socjalizmu obywatelami. Tak przedstawiają ją Robert Ciupa i Monika Komaniecka:
Biuro „T” stopniowo się rozbudowywało. W 1965 r. liczyło dziewięć wydziałów: podsłuchu telefonicznego (I), podsłuchu pokojowego (II), podsłuchu pokojowego u dyplomatów i w hotelach (III), podglądu i penetracji (IV), legalizacji (V), chemii i ekspertyz (VI), instalacji podsłuchu pokojowego (VII), ogólny i zaopatrzenia technicznego (VIII), opracowań, montażu oraz remontów sprzętu (IX). Poza tym istniały dwie samodzielne sekcje: Sekcja „S” (opracowań środków farmaceutycznych) i Sekcja „F” (finansowa), a także warsztaty zajmujące się produkcją sprzętu.
Na podsłuchu
Wraz z rozwojem technologii służących do podglądania i podsłuchiwania Polaków Biuro „T” oraz jego wojewódzkie wydziały w komendach MO zyskały na znaczeniu. Początkowo wykorzystywane były jako służba pomocnicza, ale od lat 60. z różnych technik operacyjnych korzystano coraz częściej. Montowano podsłuchy pokojowe, telefoniczne i telegraficznie. Robiono też zdjęcia z ukrycia i filmowano podejrzanych. Na liście działań znalazło się także tajne przeszukanie.
Jak wyglądała procedura działania w wypadku, gdy służby chciały rozpocząć nasłuch? Była dość czytelna. Wystarczyło, by konkretna jednostka bezpieki zwróciła się do pionu „T” z wnioskiem o wykorzystanie jednej z technik operacyjnych. Zanim wkroczono do akcji, swoją akceptację musiał jednak wyrazić nie tylko komendant wojewódzkiego MO, ale także sam minister spraw wewnętrznych.
Po uzyskaniu odpowiedniej zgody można było wkroczyć do akcji. Pierwszym krokiem oficerów SB, którzy dostali na przykład zlecenie założenia pluskwy, było wykonanie odpowiedniego rozeznania w terenie, aby uniknąć zbyt szybkiej dekonspiracji. Na tym etapie dokonywano wyboru pomieszczeń, w których zamierzano prowadzić podsłuch. Często korzystano z lokali osób prywatnych, choć zdarzało się też, że SB działała na terenie instytucji publicznych.
Funkcjonariusze musieli też stworzyć możliwie wiarygodną „legendę”, tłumaczącą ich obecność w danym miejscu. Dzięki temu w razie pytań mieli gotową odpowiedź. Najczęściej wciągali też do współpracy właściciela pomieszczenia. Kolejnym krokiem była instalacja potrzebnej aparatury, czym zajmował się pion techniczny. Jak to wyglądało? Komaniecka i Ciupa tłumaczą:
Założenie podsłuchu przewodowego mogło nastąpić poprzez wejście funkcjonariuszy do mieszkania, czyli tzw. tajne wejście. Dokonywano go zawsze podczas nieobecności domowników. Drugim sposobem zainstalowania było wykorzystania lokalu przejściowego, czyli sąsiedniego pomieszczenia. […] Nagrywanie podsłuchu odbywało się w tzw. punkcie odbioru – czyli lokalu położonym w pewnej odległości od mieszkania , w którym założono podsłuch. Funkcjonariusz sekcji eksploatacyjnej zajmował się w nim odbiorem sygnałów i nagrywaniem ich na taśmy.
O urządzeniach instalowanych przez bezpiekę opowiada także (były) agent Bruno Kowalsky w książce „Ile oni wiedzą o Tobie? Szpiedzy i podsłuchy w Polsce”. Jak opowiada swojemu rozmówcy, Krzysztofowi Pyzi:
Podsłuch często montowało się przez ścianę sąsiedniego mieszkania albo przez sufit z mieszkania na górze. Wszystko po to, by mikrofon podsłuchu wpuścić na przykład do żyrandola. Dzięki temu nikt się nie zorientował, bo jak często zajmujesz się tym elementem wystroju poza wymianą żarówki?
Warto dodać, że wykorzystywany przez bezpiekę sprzęt był dla przeciętnego Kowalskiego zupełnie niedostępny. Urządzenia wykorzystywane do podsłuchu, czyli magnetofony MAK 2s, były produkowane tylko na potrzeby radia, telewizji i… Służby Bezpieczeństwa. Ich konstrukcja była do tego stopnia zaawansowana, że nie wymagała obecności funkcjonariusza. W chwili, gdy w podsłuchiwanym pomieszczeniu panowała cisza, nagrywanie automatycznie się wyłączało.
Złota era Służby Bezpieczeństwa
Początki działań SB nie były spektakularne, bo też Władysław Gomułka miał do niej ograniczone zaufanie. Choć doskonale zdawał sobie sprawę z ich kluczowej roli w funkcjonowaniu PRL-u, nie miał wielkiego rozeznania w sposobie ich funkcjonowania. W efekcie, jak twierdzi Bruno Kowalsky, „za towarzysza Gomułki z polskim wywiadem było bardzo krucho, niemalże go zniszczył. Uważał, że jest on niepotrzebny, dlatego ciął jego finanse, jak tylko mógł”.
Momentem decydującym w rozwoju bezpieki była jednak zmiana na stanowisku I sekretarza PZPR, która nastąpiła w 1970 roku. Na czele partii stanął wówczas Edward Gierek, który miał zupełnie inne podejście do zagadnienia bezpieczeństwa i inwigilacji. „To właśnie wtedy, w 1972 roku zaczęła działać „szkoła szpiegów”, czyli tajny Ośrodek Kształcenia Kadr Wywiadu w Starych Kiejkutach, który funkcjonuje podobno aż po dziś dzień” – referuje Kowalsky.
Służba Bezpieczeństwa z każdym kolejnym rokiem zyskiwała na znaczeniu, choć to dopiero lata siedemdziesiąte były kluczowe dla rozwoju poszczególnych pionów. Dodatkowo esbecy zyskali wówczas dostęp do nowocześniejszej aparatury fotograficznej i audiowizualnej. Zarazem SB była coraz mniej przejrzystą strukturą, gdyż metody i środowisko pracy było coraz mocniej uwikłane w rozliczne gry polityczne i biznesowe. Wywiad powoli stawał się państwem państwie. Jak opowiada Bruno Kowalsky w książce „Ile oni wiedzą o Tobie? Szpiedzy i podsłuchy w Polsce”:
W PRL-u nie było żadnego większego nadzoru nad wywiadem. Powiedzmy sobie wprost – jeśli taka kontrola była, to tylko z pozoru. Dochodziło do takich absurdów, że Edward Gierek twierdził, iż za sierpniowymi strajkami w 1980 roku stały służby specjalne. Miał podobno mówić, że to esbecka prowokacja, inicjowana przez ludzi związanych z sekretarzem Kanią!
Finalna rozgrywka
Przeciętny obywatel PRL-u nie podejrzewał nawet, że codziennie wokół niego kręcą się ludzie, którzy mają coś wspólnego z wywiadem. Dopiero skrupulatne wyliczenia badaczy ujawniły skalę działania polskich służb względem obywateli. Ponieważ w Biurze „T” przez cały okres PRL pracował niemal tysiąc osób, można wnioskować, że liczba obserwowanych Polaków była liczona w tysiącach, o ile nie dziesiątkach tysięcy. Podsłuchiwały zresztą nie tylko służby – nieopatrznie rzucone słowo mógł przecież przechwycić sąsiad lub kolega, który dołączył do obejmującego dziesiątki tysięcy Polaków grona tajnych współpracowników.
Służba Bezpieczeństwa ostatecznie zakończyła pracę w kwietniu 1990 roku. Spośród 24 tysięcy funkcjonariuszy 14 tysięcy zostało poddanych procesowi weryfikacji, który pozytywnie przeszło 10 tysięcy. Następcą SB został UOP, który przejął od poprzedniczki sporo technik pracy… oraz jeszcze więcej powiązań polityczno-biznesowych, które istotnie wpłynęły na początki transformacji w III RP.
Bibliografia:
- Monika Komaniecka, Pod obserwacją i na podsłuchu, Wydawnictwo Dante 2014.
- Robert Ciupa, Monika Komaniecka, Szpiegowski arsenał bezpieki, IPN 2011.
- Krzysztof Pyzia, Bruno Kowalsky, Ile oni o wiedzą o Tobie? Szpiedzy i podsłuchy w Polsce, Prószyński i S-ka 2019.
KOMENTARZE (26)
najgorsi byli TW czyli Tajni Współpracownicy SB zwani potocznie Kapusiami. Nie da się ukryć, że to do dzisiaj najbardziej efektywna broń. Zdaje się, że teraz nazwa się takich Sygnalistami.
Obróciłeś kota ogonem. Sygnalista to ktoś kto przekazuje społeczeństwu nadużycia władzy lub korupcję w wyższych sferach. Kapuś to ktoś kto celuje w zwykłych ludzi.
A dzisiaj? Wszyscy jesteśmy na podsłuchu (telefony komórkowe), mało tego radośnie zakładamy sprzęty domowe z systemem operacyjnym oraz kamerami i mikrofonami. Pomyślcie drodzy współobywatele o przyszłej likwidacji gotówki, a potem już tylko chipowanie i mamy totalną inwigilację społeczeństwa :-(. Kiedy to piszę serwery w Forcie Meade klasyfikuje mój wpis czy nie zwiera słów kluczy, w międzyczasie dostawca internetu ocenia moje preferencje zakupowe, a Google ocenia jakie mam potencjalne poglądy polityczne! Nie wspomnę o Facebooku, czy Instagramie itp.
Wszystko się zgadza, ale jest jedna różnica. Ma Pan większą kontrolę nad tym procesem, bo słyszał o technikach Cambridge Analitics, które wykorzystał FB. W PRL-u ludzie nie mieli pojecia, o tym, co się wokół nich dzialo.
Panie Macieju nie mogę się zgodzić z pańską argumentacją. Ludzie wiedzieli, że państwo ich szpieguje (relacje moich rodziców ich znajomych itp.) i nie zgadzali się na to oraz aktywnie z tym walczyli zachowując konieczną ostrożność. Ja poruszyłem w swoim komentarzu kwestię powolnego zaboru prywatności i wolności, przez instytucje państwa, korporacje i banki. Stwierdzono już dawno, iż społeczności będą się opierać gwałtownym zmianom i ograniczeniom. Jeśli wykonywane to będzie pod wpływem zagrożenia oraz płaszczykiem np. obrony przed terroryzmem, demokracji walki z mową nienawiści itp. to społeczeństwa zaakceptują te zmiany jako konsekwencje zwiększenia poczucia bezpieczeństwa. Osobiście tego właśnie się boję, kiedy w ramach obrony „wartości” czy Wartości „ktoś załomocze do mych drzwi”. Gdzie znajduje się granica prywatności i mojego samostanowienia jako jednostki w starciu z bankiem, korporacją, kościołem czy państwem? jaką cenę przyjdzie nam zapłacić za bezpieczeństwo? Dodajmy realne czy utopijne? Jakie nowe wartości wpajane są młodym ludziom przez portale społecznościowe jakie preferencje są profilowane w ich głowach? Zacytuję tu: „Wolność nie jest dana raz na zawsze. trzeba ją stale zdobywać na nowo”. Pozdrawiam.
Rozumiem, ale jednak sytuacja w PRL-u była nieco inna. Obywatele mieli ograniczone zaufanie do władz, a zarazem nie dysponowali narzędziami technicznymi, które pomogłyby zbadać, co dokładnie robiła SB.
Teraz mamy inny problem. Stopniowo odbierane są nam nasze prawa i wolności, ale w zamian dostajemy obietnice bezpieczeństwa. Inwigilacja jest mniej widoczna, ale istnieją jednak narzędzia i procedury kontroli.
Nie jest to jednak wcale powód do radości, bo jak Pan zauważył współczesna gospodarka zawdzięcza swoją siłę i rozwój dopuszczalnej prawem analizie danych.
Panie Macieju, a jakie to narzędzia techniczne posiadamy obecnie aby kontrolować co robią z nami wymienione instytucje? Zadam panu inne pytanie. Skoro posiadamy narzędzia i procedury kontroli (w co nie wierzę, sprawa chociażby wikileaks) to kto będzie kontrolował kontrolujących? Następni kontrolujący? System został już wypaczony, pytanie tylko kiedy się on zatrzyma i czy w ogóle jest to możliwe przed całkowitym zniewoleniem społeczeństw? Polecam tutaj starą fantastykę klasa 19…
Czytacz, tego już się nie da zatrzymać. Zobacz ostatnią aferę z dużym producentem telefonów. Każdy z nas myśli że jest lepiej, ale niestety w tych czasach musielibyśmy zrezygnować ze wszystkiego i wyjechać do Afryki żeby nie być kontrolowanym, chociaż to może nie pomóc …
Nie zgadzam się z argumentacją autora artykułu. Panie Macieju, Czytacz ma rację! W jaki sposób mam zbadać co robi NSA w USA czy właściciel Facebooka!
To co opisałeś Czytaczu już się dzieje. Stoimy na przegranej pozycji. Pytanie nie o to czy, ale kiedy.
„1984” by George Orwell
Panie Czytacz. Sto procent z gry. Pozdrawiam
A wprowadzenie ACTA?
MBP nie zlikwidowano w 1953, lecz 7 grudnia 1954 roku. Przyczyną bezpośrednią były audycje Światły w RWE, nadawane już od kilku miesięcy.
Proszę przeczytać pierwszy cytat zamieszczony w tekście. W żadnym miejscu nie piszę o roku 1953. Pozdrawiam
Teraz podsłuchują i podglądają wszędzie Facebooki, Instagramy itp. Trzeba by zamieszkać w lesie albo Amazonii.
Witajcie podglądani i podsłuchiwani! Strzeżcie się Wielki Brat już się wami zajmie :-) Szczególnie Czytaczem, za niepoprawność polityczną.
Namierzą czy nie namierzą? Pisać czy nie pisać. Sam nie wiem…..
Ludziska co tak cicho, temat podsłuchiwania aktualny i bardzo ważny a tu cisza jak makiem zasiał?
Ktoś cię podsłuchuje czy tak mówią?:P
Ciągle coś słyszę:-) Z szafy jakieś żyrafy wychodzą, potem rozpoczynają pieśń zaangażowaną: „Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu. Niech żyje nam! To śpiewałem ja – Jarząbek”. Marto ty jesteś jak ci….” i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie – to wilki!” Pozdrawiam ;-)
To mówiłem ja, Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, Chrząszczyżewoszyce, powiat Łękołody. Poza tym to odzew był: „Żyrafy wchodzą do szafy. – A pawiany wchodzą na ściany”.
Oj ja tu widzę „Ciemność, ja ciemność widzę!” „Po powiększali się i w dupach się poprzewracało”. Już wszyscy jesteście namierzeni:-) Kto z was zna ten cytat: Ponieważ szanuję dobro społeczne i spokój publiczny nie wyrwę tych drzwi, aby rozprawić się z panem”.
To z „Hydrozagadki” to jest chyba lepsze -” A gdyby tu było przedszkole w przyszłości … i wasz synek mały przechodził … w przyszłości. A gdyby tu było nagle przedszkole w przyszłości i wasz synek mały tędy przechodził w przyszłości, którego jeszcze nie macie. Więc nie mówcie mi, że siedzi z tyłu !!!”.
Teraz to dopiero podsłuchują! Wszyscy się przekonamy.
Tak czy owak upokorzyli na długie lata spora grupę Polakow,reszta była obojętna.