Szafa pęka w szwach, a i tak nie wiesz, co na siebie włożyć? Nasze matki i babcie miały w młodości zgoła inny problem. Choć ich wybór był ograniczony, doskonale wiedziały, jak chcą wyglądać. Jak Nina Andrycz, Pola Raksa lub Maryla Rodowicz – kobiety, które rządziły peerelowskim światem mody.
Początki nie były łatwe – po wojnie brakowało dosłownie wszystkiego, od jedzenia zaczynając, na odzieży i materiałach kończąc. Podczas pierwszego powojennego pokazu mody w 1946 roku modelki paradowały w ubraniach zrobionych… z koców i męskich marynarek.
Później wcale nie było lepiej. Echa modowej rewolucji na Zachodzie docierały za żelazną kurtynę z opóźnieniem. Na dodatek komunistyczne władze krzywym okiem patrzyły na kapitalistyczne nowinki i lansowały raczej siermiężny styl, który zgodnie z socrealistycznymi ideałami był jedynym odpowiadającym kobietom pracy.
Jakby na przekór temu wszystkiemu, a także wiecznie pustym sklepowym półkom, nasze rodaczki jeszcze bardziej niż zwykle chciały być na bieżąco z modą. Inspiracji szukały w czasopismach oraz (jak ich matki i babki przed wojną) na srebrnym ekranie. A było na co popatrzeć!
W ponurych i szarych czasach PRL-u aktorki i piosenkarki nie bały się eksperymentować ze strojem. Śmiało nosiły wydekoltowane suknie, mocny makijaż i – długo uważane za nieeleganckie – spodnie. Śledziły światowe trendy, tym bardziej, że te zmieniały się co dekadę (a w krajach znajdujących się pod potężnym butem Związku Radzieckiego – także przy okazji każdego przetasowania w partyjnych władzach). Kim były kobiety, które dyktowały Polkom, w co się ubierać?
Dama – przedstawicielka zagrożonego gatunku
Jeszcze przed wojną została okrzyknięta królową polskich scen. Przyszło jej zresztą grać wiele słynnych władczyń, między innymi Elżbietę Wielką czy Marię Stuart. Nina Andrycz swoje powołanie odkryła już w szkole. „Mówiąc wiersze, zdałam sobie sprawę, że mam władzę nad rówieśnikami, że mnie słuchają” – opowiadała. I władzę tę skrzętnie wykorzystywała – czy to w teatrze, czy w życiu prywatnym, czy w kwestii… mody.
Jej posągowa figura oraz klasyczne rysy twarzy perfekcyjnie współgrały z ideałem piękna lansowanym przez Diora. Na co dzień paradowała w kwiecistych sukniach z tafty, czarnych, obcisłych kreacjach i futrach z nieodłącznym sznurem pereł na szyi. W swojej przepastnej szafie miała norki od Stalina (podobno nigdy ich nie założyła) oraz etolę z białych gronostajów od Mao Zedonga, w której zdarzało jej się występować.
W latach 50. i 60. oczy Polek żądnych modowych inspiracji skierowane były właśnie na nią. Nie tylko ze względu na fakt, że była znaną aktorką, ale również z powodu jej zawartego w 1947 roku małżeństwa z ówczesnym premierem, Józefem Cyrankiewiczem. Para, choć raczej niefortunnie dobrana, przetrwała ze sobą ponad 20 lat. Małżonków poróżniły priorytety – on chciał dzieci, ona myślała tylko o karierze.
„Gdybym urodziła mu chociaż wiewiórkę, byłby ze mną do końca życia. A tak? Poszedł na drugą stronę ulicy do dentystki, bo go rozbolał ząb, i tak zaczął się romans” – wspominała. Zanim jednak do tego doszło, Nina Andrycz zdążyła zmienić myślenie o ubiorze kobiet w PRL-u. Jak pisze o niej znana blogerka Karolina Żebrowska w swojej książce „Polskie piękno. Sto lat mody i stylu”:
Można zaryzykować stwierdzenie, że jej modny wygląd był jednym z czynników, które przyczyniły się do zainteresowania się przez rząd ubiorem Polek i do modowej rewolucji końca lat 50. (…) Nina Andrycz swoimi stylizacjami kłuła w oko komunistyczne władze, pokazując, że modę i elegancję należy cenić i szanować.
Dziewczyna z piosenką
Polacy kochali ją i nienawidzili jednocześnie. Prasa nazwała Kalinę Jędrusik „demonem zmysłów”, „wielką gorszycielką” czy „uosobieniem skondensowanego seksu”. I trudno się dziwić, skoro do wydekoltowanych kreacji odsłaniających jej pokaźny biust zakładała… naszyjnik z krzyżykiem.
Na temat kontrowersyjnej aktorki i piosenkarki krążyły wręcz niestworzone opowieści, jakoby kąpała się w szampanie, a przez jej łóżko przewijały się dziesiątki kochanków. Legendarny stał się jej niewyparzony język (klęła jak szewc) i publiczne występowanie bez bielizny. Dziś pamiętana jest przede wszystkim ze swoich występów w Kabarecie Starszych Panów. Dzięki nim zresztą zyskała status gwiazdy… i wstrząsnęła świadomością obyczajową obywateli PRL-u. Tak jej ikoniczne kreacje charakteryzował Maciej Maniewski:
Początkowo pojawia się w Kabarecie jako długowłosa blondynka, lecz potem skraca włosy, naturalny blond zastępuje – już na zawsze – kolorem kasztanowym. Śmiałym makijażem wyraźnie zaznacza kształt ust i oczu. Linię figury podkreśla krojem sukni z głębokim dekoltem. Te cechy pozostaną znakiem rozpoznawczym Kaliny.
Ona sama nie czuła się jednak ikoną. Wręcz przeciwnie. Uważała, że jej urody i zdolności nigdy w pełni nie doceniono. „Wyskubana zostałam ze swoich kolorowych piórek” – mówiła. I miała sporo racji, bo mimo że dla tysięcy Polaków była symbolem seksu, nie pasowała do odgórnie „zalecanych” przez peerelowskie władze kobiecych typów. Dlatego jej talent został bezpowrotnie zmarnowany.
Twarz, za którą warto umrzeć
Króciutkie, pastelowe sukienki, falbaniaste żaboty, płaszczyki w kratkę i tuniki z podwyższonym stanem – w PRL-u pod koniec lat 60. te kreacje były „ostatnim krzykiem mody”. I tak właśnie nosiła się grana przez Polę Raksę Mariola, główna bohaterka komedii „Przygoda z piosenką” z 1968 roku. Nic dziwnego, że znalazła rzesze naśladowczyń. Tym bardziej, że w tamtych czasach niemal każda Polka marzyła, by wyglądać jak idolka z ekranu.
Pola Raksa do dziś jest uważana za najpiękniejszą aktorkę w historii polskiej kinematografii. To właśnie uroda otworzyła jej drogę do kariery. Dziewiętnastoletnia Apolonia, jak brzmiało jej pełne imię, nie planowała bowiem zarabiać na życie występami przed kamerą. Była studentką polonistyki, gdy (szczęśliwym lub nie) zbiegiem okoliczności zauważył ją w barze mlecznym fotograf pracujący dla młodzieżowego tygodnika „Dookoła Świata”. Trafiła na okładkę, a jej zdjęcie natychmiast wzbudziło sensację.
Dalsza droga Raksy do srebrnego ekranu była już bardzo prosta. Szybko posypały się propozycje kolejnych ról. Każdy reżyser chciał mieć w obsadzie piękną aktorkę, której styl doskonale odzwierciedlał obowiązujące trendy. Równie ikoniczne, co jej stroje, były włosy Poli. Tak opisuje je w książce „Polskie piękno. Sto lat mody i stylu” Karolina Żebrowska:
Charakterystyczna fryzura Poli – zgodna z modą końcówki dekady (długie włosy za ramiona, mocno uniesione z tyłu głowy tapirem i symetrycznie przedzielony przód, gładko zalizany na boki – szybko stała się jej znakiem rozpoznawczym i różne jej wariacje nosiła nawet w filmach historycznych.
Polacy z miejsca ją pokochali – zwłaszcza po tym, jak wcieliła się w rolę Marusi w serialu „Czterej pancerni i pies”. Jednak gdy Raksa znalazła się u szczytu sławy, nagle zrezygnowała z kariery aktorskiej. Z modą było jej bardziej po drodze. Na „emeryturze” zajęła się projektowaniem ubrań. Stworzyła między innymi kostiumy do recitalu Ewy Błaszczyk w warszawskim Teatrze Studio w 1999 roku. Przez jakiś czas prowadziła też własną rubrykę modową w „Rzeczpospolitej”. Później przepadła jak kamień w wodę. Do dziś nie wiadomo, czym się zajmuje.
Barwne ptaki estrady
Choć z pozoru nic ich nie łączyło, miały jednak coś wspólnego: kreatywne podejście do scenicznego wizerunku. To ono zwróciło w ich stronę oczy całej Polski.
W latach 70. Maryla Rodowicz szokowała publiczność i światek artystyczny swoimi pomysłami na koncertowe kreacje. Wprost uwielbiała stroje stylizowane na indiański folklor i święcącą wówczas triumfy modę hippisowskich „dzieci kwiatów”. Jerzy Antkowiak, najsłynniejszy projektant Mody Polskiej, zaraził ją na dodatek miłością do tradycyjnego ludowego rękodzieła. Podsunął piosenkarce pewnego kolekcjonera, który dostarczał jej ręcznie haftowane bluzki i chusty.
Barbara Hoff w 1977 roku na łamach „Przekroju” pisała o niej: „Jeśli wiecie, jak wygląda, to wiecie także, jak jest ubrana, bo trudno nie zauważyć. (…) Kreuje stroje znakomite, z fantazją i z polotem. Odważne i bez »czy ja jestem śliczna?«”. Później Rodowicz wielokrotnie zmieniała styl, aż po obecne, bardzo odważne kreacje. W historii polskiej mody zapisała się przede wszystkim jako kolorowy ptak, który rozjaśnił szarą peerelowską rzeczywistość.
Na przeciwnym biegunie, jeśli chodzi o styl ubierania się i makijaż, znajdowała się Olga Jackowska, czyli Kora – ikona mody lat 80. Jej krzykliwe, nowoczesne stroje po raz kolejny zrewolucjonizowały podejście do scenicznego wizerunku gwiazd, a przy okazji doskonale wpisały się w klimat epoki. Styl piosenkarki usiłowały odwzorowywać co odważniejsze ówczesne nastolatki. Jak relacjonuje w swojej książce Karolina Żebrowska:
(…) lubiła eksperymentować z modą, wzorem zagranicznych piosenkarek. Nie przemawiały do niej jednak popowy look Madonny, punkowe kreacje Siouxsie Sioux czy hipisowsko-balladowy klimat strojów Stevie Nicks (i Maryli Rodowicz – przyp. red.). Czerpiąc po trochu z każdej strony Kora wypracowała sobie styl będący połączeniem rockowej prowokacji z minimalistyczną elegancją.
Jak to wyglądało w praktyce? Wokalistka Maanamu łączyła duże marynarki z kabaretkami, króciutkie spódniczki z czarnymi, przejrzystymi bluzkami oraz prześwitujące rajstopy z żakietami przypominającymi kimono. Do tego wszystkiego dochodziła charakterystyczna fryzura i nieodłączne ciemne okulary. I choć nie była (w sensie dosłownym) tak kolorowa, jak Rodowicz, idealnie oddawała swoim strojem ducha okresu buntu i przełomu, gdy o PRL-u zaczynano mówić w czasie przeszłym…
Bibliografia:
- Maciej Maniewski, Kalina, czyli ikona Erosa, „Kino” nr 07/08 2003.
- Dariusz Michalski, Kalina Jędrusik, Iskry 2011.
- Witold Filler, Lech Piotrowski, Poczet aktorów polskich. Od Solskiego do Lindy, Philip Wilson 1998.
- Emilia Padoł, Damy PRL-u, Prószyński i S-ka 2015.
- Anna Pelka, Teksas-land. Moda młodzieżowa w PRL, Wydawnictwo Trio 2007.
- Maryla Rodowicz, Jarosław Szubrycht, Wariatka tańczy, Burda Media Polska 2013.
- Kamil Sipowicz, Kora, Kora. A planety szaleją, Agora 2011.
- Jacek Tomczuk, Wspomnienie Niny Andrycz: Samotność w teatrze, „Newsweek” 27.02.2014.
- Karolina Żebrowska, Polskie piękno. Sto lat mody i stylu, Znak Horyzont 2018.
KOMENTARZE (7)
,, Inspiracji szukały w czasopismach oraz (jak ich matki i babki przed wojną) na srebrnym ekranie.” Pani Mario, chciałbym zauważyć, że ,,przed wojną” to raczej TV nie była tak powszechna.Rozumiem gloryfikowanie przedwojennych czasów, ale tu już Pani przegięła.
Szanowny zxc, nie chodziło tu o żadne gloryfikowanie czasów przedwojennych. Tak jak słusznie zauważyła Czytelniczka poniżej, „srebrny ekran” w kontekście przedwojennym odnosi się do kina – a gwiazdy kina (choćby Pola Negri czy Jadwiga Smosarska) były dla ówczesnych kobiet prawdziwymi ikonami mody.
Samo określenie „srebrny ekran” wzięło się zresztą od tego, że oryginalnie ekrany kinowe miały taki właśnie kolor – bo lepiej odbijał on światło i dawał bardziej wyraźny obraz. Telewizja funkcjonowała początkowo raczej jako „szklany ekran”, ale z czasem te pojęcia się rozmyły.
Pozdrawiam
od dżołena chciałam zauważyć, że przed wojną wogóle nie było tv, a srebrny ekran w tym kontekście jest ekranem kinowym…ja bym poczytała zanim złośliwie skomentowałabym
Nie zgadzam się z Autorką. Osoby przez nią opisywane,to „socjalistyczne celebrytki”One w niczym nie wpłynęły na modę. Jedyną i prawdziwą rewolucję mody przeprowadziła Barbara Hoff.Nawet p.Grabowska była tylko krawcową ministrowych,sekretarzowych żon badylarzy i cinkciarzy,słowem szemranego półświatka.Pani Hoff miała piętro w CDTdokąd waliła „cała Polska”,dosłownie.
Pozdrawiam.
Dzień dobry,
oczywiście ma Pan prawo do własnej opinii, jednak wydaje mi się, że zachodzi po prostu rozbieżność rozumienia słowa „ikona” w kontekście mody. Ikony mody to osoby, których kreacje naśladują „zwyczajni” ludzie – i pod tym względem zwykle pada na celebrytki – bo to one są na świeczniku i najlepiej je widać. A pani Barbara Hoff zasłużyła sobie raczej na miano dyktatorki mody, ponieważ była jej twórcą, a nie tylko sławną odtwórczynią.
Pozdrawiam serdecznie!
Chociaż szanuje twórczość Pani Maryli Rodowicz, to przyznam, że dla mnie jej stroje z czasem stały się coraz bardziej zbyt przedobrzone. Oczywiście to moje subiektywna ocena i rozumiem, jeżeli dla innych mogła być ikoną mody.
Urodziłam się w 1952 roku, więc koniec lat 60 i poczatek 70 tych, to poczatki mojej dorosłości. Czyli większego jakby zainteresowania modą. I dwa jakby sprostowania:
Po pierwsze tamten okres to wcale nie były czasy szarzyzny i beznadziei. W sklepach były powszechnie dostępne piękne materiały, także te szlachetne – śliczne i b. dobre gatunkowo wełny, jedwabie, szyfony, także zwykłe perkaliki i tzw. „zerówki” (Na maturę krawcowa uszyła mi bluzkę z kremowego jedwabiu w strukturalny wzór, z pięknymi perłowymi guziczkami-kulkami.Za pierwsze zarobione po maturze pieniądze kupiłam sobie piękny wełniany diagonal na płaszcz, cienka wełenkę na spódnice i szyfon na bluzke. Pracowałam kilka dni w PGRze -zatem zarobić wiele nie mogłam, czyli i zakupy nie wymagały kokosów. Dzisiaj taki jedwab byłby może gdzies do zdobycia, ale na pewno nie byłoby mnie na niego stać) Była tez gotowa odziez w sklepach, wcale nie taka beznadziejna. takie firmy jak np Dana, czy Telimena szyły piekne rzeczy. Telimena raczej te droższe i bardziej ekskluzywne, natomiast Dana była dostępna na przeciętna kieszeń. Miałam fajny dżinsowy płaszczyk i letnia sukienke z Dany. Spodnie dżinsowe z Odry tez nie były najgorsze. Powszechne było szycie włąsnoręczne lub u krawcowej. Burda z wykrojami, Pramo, czy Noue Mode były dostępne.
Po drugie ani Maryla Rodowicz ani Pola Raksa nie były żadnymi ikonami mody. Nikt nie ubierał sie tak czy siak chcąc się do nich upodobnić. Jeżeli już naśladowało się jakiś aktorów czy piosenkarzy to raczej tych zagranicznych (zresztą Marylka w owym czasie ubierała się w stylu hippie i wcale nie byłą jakaś oryginalna, podobnie nosiła się Joan Baez czy Janis Joplin). A fryzury w stylu Poli raksy to juz zupełnie nie kojarzę – nie widziałam takiej u żadnej dziewczyny, nawet u tych które wystepowały na scenie w zespole estradowym,c zy kabarecie.