Zabijał konfidentów, agentów i nazistowskich funkcjonariuszy, na których AK wydała wyrok śmierci. „Wykonywanie wyroków nie było dla nas proste” – przyznaje po latach. Jakie akcje pamięta najlepiej? Czy ręka nigdy mu nie zadrżała, nawet, gdy jego celem stała się piękna kobieta?
Witalis Skorupka pseudonim „Orzeł” miał zaledwie szesnaście lat, gdy wybuchła wojna. Mimo młodego wieku uczestniczył we wrześniowej obronie Warszawy. „Na poważnie” do konspiracji trafił nieco później, gdy zamieszkał w gospodarstwie stryja w Stoku Lackim pod Siedlcami.
Początkowo zajmował się roznoszeniem prasy podziemnej. Jego zadaniem było też typowanie i wciąganie do działania godnych zaufania kolegów. Nawiązywał kontakty i zbierał pieniądze na potrzeby polskiego państwa podziemnego.
Po ataku Niemiec na ZSRR zaczął też brać udział w akcjach sabotażowych i dywersyjnych, takich jak na przykład przecięcie kabli telefonicznych w okolicach Siedlec w październiku 1942 roku czy wysadzenie niemieckiego pociągu urlopowego w lutym 1944 roku.
W Kedywie AK
Tak naprawdę główne obowiązki „Orła” były jednak inne. Trafił do elitarnego Kedywu, czyli Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej. Jak opowiada na łamach książki „Ja, Orzeł. Z Kedywu do celi śmierci”:
Byłem żołnierzem 22. pułku piechoty z 8. Dywizji Piechoty AK dowodzonego przez mjr. Mariana Zawarczyńskiego ps. „Ziemowit”. W ramach tego pułku działała kompania Kedywu, czyli dywersji. Służyłem właśnie w tej kompanii. Nasza kompania składała się z tzw. sekcji. Wraz z moimi dwoma kolegami Zygmuntem Kulisem ps. „Kula” oraz Miśkiem Pogonowskim stanowiłem jedną z sekcji likwidacyjnych, których zadaniem było eliminowanie wszelkiej maści konfidentów i osób niebezpiecznych.
Skorupka i jego koledzy z sekcji wykonywali wydane przez AK wyroki śmierci. Były to akcje wyjątkowo trudne, także psychicznie, i często budzące wielkie emocje. Jednym z pierwszych ich celów stał się na przykład niejaki Kiełkiewicz, agent Abwehry… a zarazem brat jednego z ich kolegów z konspiracji! Wyjechał on z Siedlec na początku wojny. Wrócił w 1941 roku, już w niemieckim mundurze.
Oddział Kedywu wraz z „Orłem” dopadł Kiełkiewicza w dużym, drewnianym domu w centrum miasta. Mieściły się tam jego mieszkanie i zarządzany przez niego burdel, a także restauracja. By uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi, polscy egzekutorzy najpierw poprosili całą obsługę przybytku o zejście do piwnicy. Później ruszyli na konfidenta. Ten próbował się bronić, ale po krótkiej szamotaninie został pokonany.
„Zabić człowieka w domu, w obecności jego rodziny…”
Był jednak przypadek, który Skorupka wspominał nawet gorzej, niż likwidację członka rodziny kolegi. Może dlatego, że wówczas on sam pociągał za spust? Chodziło o wysiedleńca z ziem zachodnich, który pełnił funkcję nadzorcy kontyngentów niemieckich. Podejrzewano go też o donoszenie na mieszkańców okolicznych wsi.
Początkowo wykonaniem wyroku mieli się zająć miejscowi, ale poprosili o wsparcie Kedywu. W ten sposób sprawa trafiła w ręce „Orła”. Widząc, że w domu trwa impreza, postanowił on zastrzelić konfidenta z zewnątrz, przez okno. Poprosił swoich przewodników, by go zidentyfikowali, wymierzył i strzelił. Trafił prosto w głowę. „Zabić człowieka w domu, w obecności jego rodziny, żony i dzieci, słyszeć ich rozpacz, to nie jest prosta sprawa” – wspomina po latach. „Mam jednak świadomość, że ten człowiek skrzywdził w przeszłości wielu niewinnych Polaków” – dodaje.
Takie sytuacje zdarzały się częściej. Jak wtedy, kiedy Skorupka i jego przyjaciel, Misio Pogonowski „Sęp” zastrzelili Szumskiego, granatowego policjanta znanego z okrucieństwa wobec Polaków i Żydów. Tuż po egzekucji widzieli biegnącą za nimi zapłakaną żonę ofiary. Z dzieckiem na ręku.
Piękna agentka Zielińska
Wymagająca, choć z innych względów, okazała się też akcja likwidacji konfidentki gestapo o nazwisku Zielińska. Była to żona oficera Wojska Polskiego, której działania doprowadziły do aresztowania wielu kolegów męża. Jej zabicie zlecono najpierw towarzyszowi „Orła”, Zygmuntowi Wróblewskiemu „Kulisowi”. Ten jednak nie wykonał zadania w wyznaczonym czasie, najprawdopodobniej dlatego, że… kobieta bardzo mu się podobała.
„To była naprawdę piękna, bardzo przystojna kobieta” – przyznaje Skorupka. Sam nie dał się uwieść. Wraz z „Sępem” zmusił zauroczonego kompana do wskazania Zielińskiej na ulicy. Choć próbowała uciekać, udało im się ją dogonić i powalić na ziemię. Na nieszczęście, Pogonowskiemu właśnie w tym momencie zaciął się pistolet!
Akcja niebezpiecznie się przedłużała. Dwaj konspiratorzy dobili konfidentkę dosłownie w ostatniej chwili. Tuż po tym, jak uciekli, na ulicy pojawił się niemiecki patrol, zaalarmowany strzałami. Mógł już jednak tylko zabezpieczyć stygnące powoli ciało zdrajczyni.
Wykonywanie wyroków śmierci, wydawanych przez Polskie Państwo Podziemne, tylko pozornie nie różniło się od innych akcji bojowych. Egzekucje przeprowadzano często z zaskoczenia, na niespodziewających się niczego i nieuzbrojonych ofiarach. Było to dla konspiratorów ogromne obciążenie. Jak radził sobie z nim Witalis Skorupka?
Po latach, w książce „Ja, Orzeł. Z Kedywu do celi śmierci” wyznaje:
Trzeba mieć niezwykle odporną psychikę oraz silny organizm, aby to wszystko w sobie przetrawić. Dzięki naszemu kapelanowi jakoś to znosiliśmy. Ksiądz, który był kapelanem naszego oddziału, umiał nam pomóc i nas podbudować. Tylko dzięki niemu nie zwariowałem. Czym innym jest strzelanie do przeciwnika w boju, gdy bronimy swego życia, a czym innym wykonywanie wyroków, nawet na najgorszych łajzach.
Źródło:
Ciekawostki to kwintesencja naszego portalu. Krótkie materiały poświęcone interesującym, zaskakującym detalom z przeszłości, dziwnym wiadomościom z dawnej prasy. Lektura, która zajmie ci nie więcej niż 3 minuty, oparta na pojedynczych źródłach. Ten konkretny materiał powstał w oparciu o:
- Witalis Skorupka, Beata Sławińska, Ja, Orzeł. Z Kedywu do celi śmierci, Bellona 2018.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.