Aby zabić nie musisz być nawet w pobliżu. Co więcej, nie musisz przebywać nawet na tym samym kontynencie. Wystarczy dżojstik i żelazna psychika, by zabić z pomocą drona i by prowadzić żołnierzy, samemu nie będąc na polu walki. Tak wygląda nowoczesna wojna.
Kariera drona wykraczająca poza bycie latającą zabawką rozwija się błyskawicznie. Dla przykładu, członkowie Hezbollahu już w 2004 roku wysyłali małe latające maszyny na terytorium Izraela w celu obserwacji i zbierania danych. Wystarczyły dwa lata, by ugrupowanie znalazło nowe zastosowanie dla dronów.
W 2006 roku zaczęły one przenosić ładunki wybuchowe i atakować izraelskie cele. Przy tym okazywały się znacznie skuteczniejsze (i tańsze!) niż wykorzystywany dotąd przez Hezbollah ostrzał rakietowy. Jak wspomina Marcus Schulzke w książce The Morality of Drone Warfare and the Politics of Regulation, także kartele narkotykowe wykorzystują drony w swym procederze – urządzenia przenoszą paczki z narkotykami przez granicę, jednak na chwilę obecną nie ma danych mówiących o uzbrajaniu tych akurat maszyn.
Największą karierę drony robią jednak w wojsku, przede wszystkim w siłach zbrojnych USA. W armii niemal każdego państwa życie żołnierzy jest na wagę złota. Dlatego dowódcy za wszelką cenę starają się unikać wystawiania ich na niepotrzebne ryzyko, jednocześnie nie rezygnując z atakowania wroga. Drony pozwalają, przynajmniej częściowo, usunąć żołnierzy z pola walki i prowadzić precyzyjne ataki, zwiększając skuteczność bojową sił zbrojnych.
O roli tych maszyn i skali ich użycia w czasie operacji w Iraku i Afganistanie wspomina między innymi pułkownik Ryszard Bartnik w pracy naukowej „Siły powietrzne w walce z rebeliantami – wybrane problemy”.
Według jego słów „bezzałogowe statki powietrzne” (BSP), czyli właśnie drony, są podstawowym narzędziem rozpoznania i w pewnych strefach stale utrzymywane są w powietrzu. Według przedstawionych przez niego danych od czerwca 2007 do lutego 2009 Predatory (bojowe maszyny bezzałogowe znajdujące się na wyposażeniu armii amerykańskiej) były w powietrzu 250 000 godzin.
Upajający widok martwych terrorystów?
Przykład takiego uderzenia widział w trakcie swojego szkolenia Brett Velicovich autor książki „Drone warior”, który służył w siłach specjalnych USA:
Nagranie pochodziło z kamery zamontowanej na pokładzie drona. Maszyna nagrywała szkoleniową bazę Al-Kaidy położoną gdzieś na Bliskim Wschodzie. W obozie wypełnionym po brzegi uzbrojonymi terrorystami panowały spartańskie warunki. Grupka bojowników usiadła na ziemi, przysłuchując się słowom instruktora. Nagle dron odpalił pocisk Hellfire. W jednej sekundzie tajna baza i wszystkie przebywające na jej terenie osoby zniknęły z powierzchni ziemi. Biała eksplodująca kula uśmierciła co najmniej stu terrorystów.
To był pierwszy raz, gdy mężczyzna widział skutki ataku przeprowadzonego z użyciem BSP. W parę chwil po wybuchu kamera maszyny odzyskała ostrość i pokazała zwłoki leżące na ziemi. Autor, który zaciągnął się niedługo po zamachach z 11 września skomentował to z ekscytacją: Aż do tego momentu nie wiedziałem, czym chciałem się zajmować, ale widok uśmierconych terrorystów rozwiał moje wątpliwości. To była robota w sam raz dla mnie.
Podobnie jak wielu innych żołnierzy walczących z pomocą dronów, zrezygnował ze słońca. Zamiast tego w trakcie swojej służby niemal nieustannie siedział w zaciemnionym pomieszczeniu, z którego kierowano operacjami wywiadowczymi i analizowano materiał pozyskiwany z kamery „ptaka” (jak sam nazywał te maszyny). Wpatrywał się w monitory, śledząc nawet najdrobniejsze szczegóły.
Sam Velicovich przy tym opracowywał materiał wywiadowczy, by znaleźć i wystawić kolejnych terrorystów. Gdy żołnierze ruszali na akcje, dzięki dronom byli w posiadaniu kluczowych informacji. Jak podkreśla autor „Drone Warriora”, ta przewaga wywiadowcza w trakcie prowadzenia działań w pełnym pułapek mieście decydowała często o życiu lub śmierci uczestników walki.
Od teraz wiedzieli, czy na dachach pobliskich budynków czaili się strzelcy i na jak wiele osób mogli natknąć się po przekroczeniu progu. Drony stały się dodatkową parą oczu, co w Mieście Sadra, gdzie każdego dnia na ulicach dochodziło do wymiany ognia, było nieocenioną pomocą. Nie potrafię ocenić wpływu, jaki wywarła opisana powyżej zmiana, ale przeprowadzane przez nas naloty coraz częściej kończyły się sukcesami. Zmalała też liczba zabitych żołnierzy amerykańskich.
Oblicze wojny zmieniło się diametralnie od czasów generała Pattona i jego kolegów walczących na frontach drugiej wojny światowej. Jak podkreśla Ian G.R. Shaw, autor książki „Predator Empire. Drone Warfare and Full Spetrum Dominance”, siły zbrojne USA okupują pozycję lidera w dziedzinie zabijania z pomocą zdalnego sterowania.
Drony stały się centralnym punktem strategii bezpieczeństwa narodowego tego państwa, która wyewoluowała z przeciwdziałania terroryzmowi w miastach do działań z nieba wymierzonych bezpośrednio w terrorystów. Shaw podkreśla, że armia amerykańska coraz większą liczbę osób zastępuje komputerami. By skutecznie działać wystarczą odpowiednie algorytmy wykrywające potencjalne zagrożenia, patrolujące maszyny, drony i siły specjalne. I aż strach myśleć, jak wojna będzie wyglądać za kolejną dekadę.
Źródła informacji:
- Bartnik R., Siły powietrzne w walce z rebeliantami – wybrane problemy [w:] „Działania przeciwrebelianckie w operacjach. Materiały z seminarium naukowego pod redakcją Wojciecha Więcka”, Warszawa 2011.
- Martin G, Steuter E., The Political Economy of America’s New Way of War, Lanham-Boulder-New York-London 2017.
- Schulzke M., The Morality of Drone Warfare and the Politics of Regulation, Palgrave Macmillan 2017.
- Shaw I. G. R., Predator Empire. Drone Warfare and Full Spectrum Dominance, Minneapolis-London 2016.
- Velicovich B., Drone Warior, Bellona 2018.
KOMENTARZE (3)
„Iraqi Freedom”. To tak jakby w IIWŚ Niemcy na bombach zrzucanych na Warszawę napisali „Love Poland”…
Też prawda że zabrzmiało to groteskowo. Ja jednak chciałem tutaj zacytować gen. Pattona który nie był zwolennikiem tego żeby wojna była aż tak unowocześniona bo wtedy nie będzie bohaterów i pewnego ,,piękna” wojny, będą tylko zabici i żywi. Generał na pewno był postacią barwną i kontrowersyjną ale w tej sprawie miał rację. Wojna to już sprawa specjalistów od techniki i dlatego bardzo dobrze że nie ma już niepotrzebnego poboru do wojska. Osobiście uważam że lepiej kupić sprzętu niż płacić pensje aż tak dużej liczbie żołnierzy WP którzy potem przez pół życia będą otrzymywać emerytury z kieszeni podatnika.
sprzęt sprzętem ale z partyzantką w Afganistanie nikt sobie rady nigdy nie dał. Jedyne sukcesy swego czasu to mieli Francuzi w tłumieniu rewolty w Algierii ale trzeba przyznać, że byli gorsi w działaniu niż SS.