Żołnierze I Brygady Legionów Polskich walczyli o wolność ojczyzny. Ale czy wszyscy? Wśród nich zdarzali się i tacy, jak ten, który zaciągnął się do wojska, aby uniknąć odpowiedzialności za potrójne morderstwo. I wymigał się od kary bez najmniejszego problemu
Cofamy się do roku 1915. Konkretnie do 27 marca. Częstochowa. Dwupiętrowa kamienica Glattera przy ulicy Krakowskiej 14.
W nędznie urządzonym mieszkaniu na pierwszym piętrze, w kałużach krwi leżą zwłoki trojga osób: 25-letniej Józefy Goździkowej i jej dwojga dzieci w wieku 9 i 7 lat. W pokoju, między kanapą a stołem, leży kobieta w białym szlafroczku. Na szyi od karku z lewej strony widać głęboką ranę ciętą, prawie oddzielającą głowę od tułowia.
W sypialni jest jednak znacznie gorzej. Tuż przy wejściu leży rozciągnięte na wznak ciało 7-letniego Zenka. Dwa metry dalej, bliżej okna znajduje się jego starszy brat Bogumił. Również martwy. Chłopcy mają zmasakrowane głowy.
Na miejscu zbrodni jest milicja (częstochowskie oddziały Milicji Ludowej Polskiej Partii Socjalistycznej powstaną dopiero w listopadzie 1918 roku). W mieszkaniu znajduje ona brzytwę, którą morderca poderżnął gardło Goździkowej oraz siekierę, za pomocą której kilkunastoma ciosami pozbawił życia synów kobiety. Nie ma większych problemów z ustaleniem podejrzanego o popełnienie potrójnej zbrodni. Sąsiadka o nazwisku Ogórkowska widziała pewnego mężczyznę u Goździkowej kilkakrotnie w dniach poprzedzających morderstwo. Po raz ostatni wczoraj.
Młodociana bestia
Trop wiedzie na pobliską ulicę Fabryczną. W jednym z domów znajduje się na parterze sklep. Właściciele, Wawrzyniec i Marianna Dudkowie, są zamożnymi ludźmi. Mają 18-letniego syna. Przed dwoma laty Władysław, uczeń gimnazjum w Częstochowie, poznał – mieszkającą niemal vis a vis sklepu – Józefę Goździkową. Zakochał się w niej niemal od razu, rozpoczynając regularne intymne wizyty u sąsiadki.
Związek syna ze starszą o kilka lat kobietą, matką dwojga dzieci, która zarabiała na życie jako prostytutka, z pewnością nie był w smak rodzicom Władysława. Chłopak jednak uparł się: „ta albo żadna”.
Niestety, rzecz w tym, że i „ta” po kilku miesiącach zaczęła mieć dość amorów niedoświadczonego młokosa, który w kółko zarzucał jej niewierność. Postanowiła więc z nim zerwać. Wizyty Władysława Dudka u Goździkowej zaczęły kończyć się coraz ostrzejszymi kłótniami.
Sąsiadka Ogórkowska widziała chłopaka u dziewczyny w przeddzień zbrodni. Inni mieszkańcy domu Glattera zapamiętali ubranego w modne angielskie palto młodzieńca, kręcącego się w pobliżu kamienicy na krótko przed odkryciem tragedii. Spostrzeżenia świadków mówiły same za siebie. Przyjęto również, że drugim motywem zbrodni, obok zemsty, była chęć zysku. Ogórkowska stwierdziła bowiem, że z mieszkania skradziono woreczek, w którym Goździkowa przechowywała odłożone przez siebie, większe sumy pieniędzy.
Tej nocy Władysław Dudek nie spędził w domu. Uciekł z Częstochowy i ślad po nim zaginął.
Na wojnie jak to na wojnie
Zabrane na drogę pieniądze szybko się wyczerpały. Dudek postanowił więc zaciągnąć się do wojska. Wiosną 1915 roku I Brygada Legionów Polskich, działając w ramach I Korpusu austriackiej I Armii generała Wiktora Dankla, prowadziła walki pozycyjne z Rosjanami nad Nidą. Wciąż potrzebowano nowego „mięsa armatniego”. Na terenie ziem Królestwa Polskiego, między innymi w Lublinie i w Jędrzejowie, utworzono stacje zborne, czyli punkty werbunkowe legionistów. Najprawdopodobniej do jednego z nich trafił Władysław Dudek. Przyjęto go do wojska i wkrótce wysłano na front.
W miesiącach letnich żołnierze I Brygady po przekroczeniu linii Wisły stoczyli zwycięskie walki między innymi pod Kraśnikiem i Jastkowem. 30 lipca witały ich rozentuzjazmowane tłumy mieszkańców Lublina. Niewykluczone, że wśród legionistów, na widok których wiwatowano i powiewano z balkonów chustkami, znajdował się bestialski morderca trzech osób.
Nie wiadomo jakim był żołnierzem. W zachowanych dokumentach nie ma żadnej wzmianki o niesubordynacji czy tchórzliwym zachowaniu Dudka. Należy więc przypuszczać, że podczas służby wojskowej nie zrobił nic niegodnego legionisty.
Pewnego kwietniowego dnia 1916 roku Dudek został jednak rozpoznany. Wraz z wojskiem przebywał wtedy na Wołyniu. Pod zarzutem potrójnego zabójstwa przewieziono go do aresztu wojskowego w Lublinie, skąd następnie trafił pod niemiecki Sąd Okręgowy w Częstochowie.
Sądy niemieckie, podobnie jak austriackie, były znane z surowości. Morderców często skazywano na szubienicę. I taki los zapewne spotkałby Władysława Dudka, gdyby nie fakt, że w chwili popełnienia przez niego zbrodni, na terenie Królestwa Polskiego obowiązywał jeszcze rosyjski kodeks karny, zabraniający stosowania kary śmierci. A że prawo nie działa wstecz, 23 czerwca 1916 roku Dudek został skazany na dożywotnie więzienie.
Łaskawca Piłsudski: resztę darować!
Rodzice Władysława rozpoczęli poszukiwanie sposobu na złagodzenie kary. Pierwsza okazja nadarzyła się w roku 1919. Wyrok niemieckiego sądu został najprawdopodobniej oparty na przesłance, że Dudek działał z chęci zysku, o czym miała świadczyć rzekoma kradzież pieniędzy należących do zamordowanej. Ale poza sąsiadką Ogórkowską, nikt tego nie potwierdził. Postępowanie zostało wznowione. Wobec stwierdzonych wątpliwości odnośnie motywu zabójstwa, sąd w Częstochowie obniżył Władysławowi Dudkowi karę do 15 lat pozbawienia wolności.
Chociaż udało się zmniejszyć wymiar kary, Dudkowi pozostawało jeszcze 12 lat odsiadki. Rodzice podjęli więc na nowo starania, aby wyciągnąć syna z więzienia. W 1921 roku zwrócili się z prośbą o ułaskawienie Władysława do Naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego.
Nie oni jedni szukali u niego ratunku. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, wszystko co pochodziło od instytucji zawiadywanych przez zaborców było nagminnie krytykowane i poddawane rewizjom. Między innymi wyroki sądowe w sprawach karnych. Ministerstwo Sprawiedliwości i gabinet Naczelnika zasypywano prośbami o ułaskawienie skazanych przez rosyjskie, niemieckie i austriackie sądy. Wiele z wniosków, choć nie wszystkie, zostało pozytywnie rozpatrzonych.
Sam Piłsudski miał dość lekką rękę do ułaskawień. Rzecz jasna, gdy był w dobrym humorze. Swego czasu dwukrotnie uchronił przed kulami plutonu egzekucyjnego morderczynię Gołasiówną z Lublina. Za drugim razem prośbę o ułaskawienie otrzymał 19 marca. Najwidoczniej w dniu swoich imienin nie chciał mieć krwi na rękach.
Dla byłego podkomendnego z I Brygady tym bardziej okazał litość. Uznał, że 5 lat pobytu w więzieniu wystarczy oszalałemu z namiętności młokosowi. „Resztę darować” – pośpiesznie skreślił niewyraźnym maczkiem marszałek na wniosku ministra sprawiedliwości o ułaskawienie Dudka. Pismo wpłynęło do niego 29 lipca 1921 roku. Czy wśród Legionistów ukrywało się więcej zbrodniarzy? Być może. Ale przecież mogli oni liczyć na „łaskawcę” Piłsudskiego.
Bibliografia:
- Archiwum Akt Nowych, „Goniec Częstochowski” 1915, nr 79.
- Oettingen Urszula, I Brygada Legionów Polskich nad Nidą w 1915 r., „Europa Orientalis. Studia z dziejów Europy Wschodniej i Państw Bałtyckich” 2013 nr 4.
- Rodak Mateusz, Dom przy ulicy Kalinowszczyzna 10 i jego tajemnice, plik pdf, dostęp: 16.11. 2017.
KOMENTARZE (9)
„… zarabiała na życie jako prostytutka (…) zarzucał jej niewierność”
A skąd mu to do głowy przyszło?
Drogi komentatorze, te zdania są jednak od siebie w tekście znacznie oddzielone. Tu nie chodzi o – dla nas dziś logiczne – powiązanie prostytucji ze zdradą. Nierząd traktowany jako praca, nie musiał wzbudzać zazdrości. Prawdopodobnie chodziło w tym akurat przypadku o zazdrość związaną z romansami poza „profesją” bohaterki artykułu. Pozdrawiamy.
Mogło być też tak, że zakochał się i chciał mieć tę kobietę „na wyłączność”, ale ona się nie zgadzała czym wzbudzała zazdrość niedoświadczonego życiowo młodzieńca. Któż to wie, co mu w głowie siedziało?
Był zakochany w tej kobiecie i być może chciał ją mieć na „wyłączność” a ona się nie zgadzała.
Rzeczywiście i tak mogło być. W przypadku stosunków międzyludzkich odtwarzanie historii nie jest takie proste, jak gdy chodzi o daty i fakty. Co czuli ludzie w tamtych czasach? Możemy tylko spekulować lub domyślać się na podstawie znanych okoliczności. Tego się jednak nigdy nie dowiemy. Dziękujemy za te uwagi i podsuwanie różnych możliwości wyjaśniania motywów działania bohatera artykułu.
Szanowny Pan Gadomski,
Byłbym bardzo zainteresowany poznaniem pierwszego imienia Glattera – rodzina Glatterów mojej matki pochodziła z Częstochowy i najprawdopodobniej jest moim krewnym.
Mam nadzieję usłyszeć od ciebie!
Andrew Nusbaum
Artykuł sugeruje, że w legionach znaleźli ukrycie zbrodniarze, a Piłsudski lekką ręką ich ułaskawiał.
Jak wszystkie publikacje autora – jest tendencyjny i nastawiony na konkretny cel. Opisując pojedyncze przypadki dodaje na końcu lub w tytule sugestie, wskazujące na masowy, narodowy charakter zjawiska.
Nawet jak na normy mediów antypolskich słabe, może dlatego jeszcze autora do Wyborczej nie przyjęli.
Ale głupi artykuł. Ile Ci Szwaby zapłaciły, folksdojczu?
Ćpałeś coś, chłopczyku?