Walki na krakowskim Rynku Głównym, walące się wieże kościoła Mariackiego i Barbakan trafiony z Nebelwerfera? Wawel zburzony przez Niemców, by ukarać Polaków za wzniecenie powstania? To wszystko mogło się wydarzyć.
Pierwszy raz powstanie w Krakowie planowano już na wiosnę 1940 roku. Miało ono wspomóc marsz wojsk alianckich na Berlin, do którego rzecz jasna wcale nie doszło. Drugi raz w 1943 roku, gdy Kraków został objęty planem „Burza” – miało wybuchnąć, gdy miasto znajdzie się w strefie przyfrontowej.
W 1944 roku plany sprecyzowano – wskazano główne cele ataków, których było ok. 70, m.in. kopiec Kościuszki, lotnisko w Rakowicach-Czyżynach, dom studencki Żaczek, gdzie stacjonowali żołnierze SS, budynki rządowe Generalnego Gubernatorstwa i dworzec kolejowy. W lipcu krakowskich AK-owców postawiono w stan alarmowy, a potem w „stan czujności do powstania”.
Mogło wydawać się wówczas, że koniec wojny jest bliski. W lipcu w Krakowie odbył się nieudany zamach na dowódcę SS i policji Wilhelma Koppego, dotarły wieści o próbie zamachu na Adolfa Hitlera, każdy kto miał atlas mógł, nawet czytając tylko prasę okupacyjną zobaczyć, jak imponujące są postępy Armii Czerwonej.
W ciągu 6 tygodni Rosjanie przesunęli front o 640 km na zachód. Pomiędzy cofającymi się Niemcami a nacierającymi Rosjanami zaczęły tworzyć się wolne obszary kontrolowane przez Podziemie m.in. Kazimiersko-Proszowicka Rzeczpospolita Partyzancka na północny wschód od Krakowa.
Mobilizacja AK w Krakowie
2 sierpnia oddziały Armii Czerwonej zajęły Rzeszów. Tego dnia pierwsze informacje o powstaniu w Warszawie dotarły do Krakowa. W mieście zapanowało pewne radosne podniecenie, zwłaszcza wśród młodzieży. Niektórzy zaczęli szukać styczności z Podziemiem.
Major Ryszard Nuszkiewicz ps. „Powolny” wspominał:
Niemal nazajutrz po ogłoszeniu mobilizacji zaczęli napływać żołnierze z byłych obwodów dywersyjnych i ochotnicy, głównie z Krakowa. Nieśli ze sobą niebywały wręcz entuzjazm, wolę walki i niestety, niewiele broni.
Okręg „Kraków” Armii Krajowej liczył ok. 90 tys. żołnierzy, ale 2/3 z nich działało w Podokręgu Rzeszowskim. W powstaniu w Krakowie mogło więc wziąć udział łącznie kilka – kilkanaście tysięcy konspiratorów, ale jedynie 10-15 proc. z nich posiadało broń, jeśli zaliczymy do niej także butelki z benzyną.
Na szczęście, decyzja o ewentualnym zrywie miała zostać podjęta przez wojskowych i polityków, a ci sprawę oceniali racjonalnie. Jeszcze w lipcu naczelny wódz gen. Kazimierz Sosnkowski nakazał ostrożność w organizacji działań powstańczych, aby: nie pociągać ludności do źle obliczonego zrywu powszechnego.
Dowództwo przeciw powstaniu
Decydenci wiedzieli, że Rosjanie są prawie 200 km od Krakowa, siły własne przedstawiają się parę razy słabiej od niemieckich, o sile ognia nie wspominając. Pomysłowi urządzania wojny w Krakowie sprzeciwili się jednoznacznie wszyscy czołowi politycy działający w lokalnej konspiracji, w czym poparła ich także krakowska Kuria.
Do nierównej i skazanej na przegraną walki nie palił się też komendant Okręgu Kraków AK płk Edward Godlewski ps. „Garda” i zapewne z ulgą przyjął późniejszą decyzję gen. Tadeusza Komorowskiego ps. „Bór” nakazującą wysyłanie oddziałów na pomoc walczącej Warszawie, a nie organizowanie kolejnych powstań.
Niemcy nie mieli zamiaru wywieszać białych flag. W dzielnicy niemieckiej i przy urzędach budowano bunkry, zamurowywano okna na parterze i w piwnicach, zostawiając w nich otwory strzelnicze, przebijano przejścia między budynkami, stawiano betonowe zapory przeciwczołgowe na ważniejszych skrzyżowaniach. Nasilono patrole i kontrole na ulicach, wielu Niemców skoszarowano w biurach i instytucjach, ściągano nowe oddziały do miasta.
Gdy wraz z wybuchem powstania w Warszawie, Armia Czerwona spowolniła ofensywę, Niemcy odzyskali animusz. W sobotę 5 sierpnia przy wsparciu lotnictwa zaczęli likwidować Rzeczpospolitą Partyzancką. Dzień później przeprowadzili największą w historii okupowanego Krakowa łapankę, w której aresztowano ok. 6-8 tys. mężczyzn.
Ta pełna słońca niedziela swój przydomek „czarnej” zyskała popołudniu, gdy liczne niemieckie oddziały zaczęły łapać ludzi na ulicach, w tramwajach, relaksujących się na Błoniach lub Wisłą, czy nawet wyciągając pechowców bezpośrednio z mieszkań.
Hitlerowcy nie pytali o dokumenty, nie chcieli ich nawet oglądać, przez co nie pomagały nawet przepustki ani zaświadczenia potwierdzające, że ich posiadacze pracowali w zakładach ważnych dla potrzeb wojennych III Rzeszy. Wszystkich przewożono do obozu koncentracyjnego w Płaszowie.
Szeroko zakrojona akcja rozbiła część struktur Podziemia, zastraszyła Kraków i sparaliżowała życie miasta. Tego dnia nie stawili się do pracy np. piekarze, listonosze, policjanci, kolejarze czy tramwajarze. Następnego przestały działać różne firmy i fabryki, urzędy i biura pozbawione części swoich pracowników.
Dopiero interwencje pracodawców i stopniowe zwalnianie aresztowanych poprawiło sytuację. Nie wszyscy odzyskali wolność – Niemcy przy okazji tej megałapanki odkryli wielu konspiratorów i uniemożliwili wybuch jakiegokolwiek powstania w Krakowie.
Krakowianie kopią rowy dla Niemców
Aby spacyfikować miasto do końca, Niemcy wezwali krakowian do kopania okopów. Do tej pracy zgłosiło się wielu ochotników. Ten zapał do pracy na rzecz Tysiącletniej Rzeszy nie był wcale wyrazem kolaboracji. Wyjazd poza miasto dawał możliwość zakupu i przywiezienia produktów spożywczych ze wsi, a także otrzymania od Niemców papierosów, alkoholu, czy kartek żywnościowych. Krakusi po prostu działali we własnym interesie.
Póki zaopatrzenie było rozdawane, zainteresowanie przygotowaniem Rzeszy do obrony przed bolszewizmem było spore. Potem, gdy brakło „gratisów”, Niemcy musieli uciekać się do gróźb, aby zmobilizować kopaczy. Wartość bojową umocnień polowych krakowianie oceniali jednak jedynie na godzinę i 5 minut – na tyle ich zdaniem mogły zatrzymać Armię Czerwoną. Na widok umocnień Rosjanie mieli się śmiać przez godzinę i w 5 minut je przekroczyć.
W tle tej w sumie relatywnie łagodnej pacyfikacji Krakowa trwał dramat Warszawy. Prasa podziemna donosiła o kolejnych zniszczeniach i stratach wśród cywilów. Nocami nad Krakowem lub w jego okolicach przelatywały ciężkie czterosilnikowe samoloty alianckie kierujące się ku Warszawie lub okolicom, aby dostarczyć tam broń i środki do walki.
Polskie „Allo-allo”?
W nocy 17 sierpnia 1944 r. jeden z nich, bombowiec B-24 Liberator ze 178. Dywizjonu RAF został uszkodzony przez niemieckiego nocnego myśliwca. Nad Krakowem lecącą maszynę złapały światła reflektorów przeciwlotniczych, ukazując cel załogom dział. Ostrzeliwany przez nie samolot, płonąc jak kometa, rozbił się tuż obok fabryki zarządzanej przez Oskara Schindlera. To właśnie historia Liberatora, który rozbił się na krakowskim Zabłociu stanowi kanwę powieści Mirosławy Karety pt. „Bezimienni”.
Ocalał tylko jeden członek załogi, który wyskoczył z uszkodzonej maszyny jeszcze przed Krakowem i trafił pod opiekę partyzantów. Tylko tej nocy alianci stracili w akcjach zrzutowych jeszcze 5 innych maszyn – łącznie poległo 33 lotników, 3 zaginęło bez wieści, 1 trafił do niewoli, a 8 zostało uratowanych przez polskich partyzantów.
We wrześniu na rozkaz gen. Bora oddziały Armii Krajowej ruszyły z różnych stron kraju na pomoc walczącej Warszawie. Krakowska odsiecz daleko jednak nie doszła – 11 września 1944 r. w pobliżu wsi Złoty Potok niedaleko Częstochowy Batalion „Skała” z krakowskiej AK został zaatakowany przez 5 razy silniejsze oddziały niemieckie. Polacy, którzy ponieśli tam duże straty, musieli zarządzić odwrót.
Niemcy chcieli sprowokować powstanie w Krakowie
Tymczasem w samym Krakowie Niemcy zaczęli snuć plany sprowokowania polskiego powstania. Pewnie trwałoby krótko, a po jego stłumieniu sporą część krakowian można byłoby wywieźć jako niewolniczą siłę roboczą do Rzeszy. Pogłoskom i plotkom przeciwstawiała się prasa podziemna:
W nieustannym strachu przed powstaniem w Polsce uciekają się Niemcy do coraz nowych prowokacji. Tchórzliwe Gestapo chcąc uzasadnić konieczność swego bytowania z dala od frontu, poinformowało już swe władze o rzekomo zamierzonym w Krakowie wybuchu powstania w dniu 10 października i przygotowało już plan nowych aktów terroru i gwałtu.
Przykład Warszawy i apele Podziemia powstrzymały jednak krakowian od złapania się na prowokację i powstańczy zryw. I choć okupacja nadal trwała, a wraz z nią represje, to jednak nie nastąpiła anihilacja miasta i mieszkańców jak w Warszawie.
Bibliografia:
- Chwalba Andrzej, Okupacyjny Kraków w latach 1939-1945, Kraków 2002
- Dąbrowa-Kostka Stanisław, W okupowanym Krakowie, Warszawa 1972
- Jeżowski Grzegorz, Ostatnie miesiące okupacji (czerwiec 1944-styczeń 1945) w: Kraków czas okupacji 1939-1945, Kraków 2010
- Kamiński Adam, Diariusz podręczny 1939-1945, Warszawa 2001
- Kubalski Edward, Niemcy w Krakowie. Dziennik 1 IX 1939 – 18 I 1945, Kraków – Budapeszt 2010
- Kuzak Rafał, Sierpień ‘44: Warszawa walczy, Kraków buduje wały dla nazistów?
- Nuszkiewicz Ryszard, Uparci, Warszawa 1983
- Powstanie Warszawskie, red. Janusz Ciska i Jacek Zygmunt Sawicki, Warszawa 2009.
KOMENTARZE (6)
Dosyć kontrowersyjna wypowiedź wobec tego, że Polacy masowo garnęli się do walki a w rejonie krakowskim było to szczególnie osłabione co nie ma odzwierciedlenie w innych rejonach, dla większości Polaków interesujących się historią partyzantki będzie jednoznaczne, iż krakowianie byli kolaborantami, a wg tego artykułu było wprost przeciwnie. W mojej osobistej ocenie brakuje tu przykładów, m.in. tego jak sprawnie działało podziemie w Krakowie w tamtym okresie, bo wg moich informacji było słabe, a nawet bardzo słabe, znane są poświadczenia że krakowiacy Bali się zniszczenia zabytków, co nie miało odzwierciedlenia w Ww. I historia ,,niestety” [~ gdyż w źródłach się nie utrwaliły] nie pamięta o szczególnym bohaterstwie krakowian w czasie II wojny światowej na miarę stolicy. Dziękuję, pozdrawiam, liczę na odpowiedzi wyprowadzające mnie z błędu, aczkolwiek za przykłady typu pojedynczych, mało znaczących akcji dziękuję. Moja teza może być jednak niewiarygodna bo przyjmuję że nowoczesna historia skupiła się wokół Powstania Ww i pomija ,,niestety” Kraków
Słabość krakowskiej Armii Krajowej i Podziemia w ogóle wynikała m.in. z faktu, że Kraków był dużo mniejszy od Warszawy (ok. 300 tys. mieszkańców Krakowa) i dużo mocniej nasycony Niemcami – żołnierzami, Volksdeutschami, urzędnikami i ich rodzinami (było ich łącznie ok. 50 tys.). Zdecydowanie więc było trudniej było prowadzić działalność konspiracyjną. Co jakiś czas następowały też wsypy, które paraliżowały Podziemie. Ostatecznie, konspiratorów w mieście „rozłożyła” łapanka w „czarną niedzielę”.
Co do żądanych przykładów bohaterstwa, to pewnie nikt by nie kwestionował bojowości i sprawności krakowian, gdyby udały się trzy zamachy, jakie zostały w Krakowie przeprowadzone – w 1943 r. na Friedricha Krugera, 1944 r. na Wilhelma Koppego (dowódców SS i Policji w GG) oraz chyba dość przypadkowy na Hansa Franka w 1944 r. Niestety, żaden z nich nie przyniósł pożądanego rezultatu i stąd przegrywają z udanym zamachem na Franza Kutscherę w Warszawie.
Przed powstaniem w Krakowie, miasto uratował też plan Burzy, który zakładał rozpoczęcie działań, gdy Kraków znajdzie się w strefie przyfrontowej – tymczasem Armia Czerwona stanęła w okolicach Rzeszowa. Strach przed niszczeniem zabytków, ale także miasta – moim zdaniem – dowodził rozsądku ówczesnych krakowian. Oczywiście, przykład Warszawy też podpowiadał, że nie warto wszczynać powstania w takim momencie.
Tylko wtrącę dla niewiedzących że nieudany zamach na Wilhelma Koppego zorganizowało Warszawskie AK właśnie ze względu na słabość organizacji Krakowskiej
Poziom rozszerzony matury – Rola 16 Pułku Mlaskotów im. Bolesława Komorowskiego w obronie Reduty Baru na Stawach w czasie drugiego powstania warszawskiego które mogło wybuchnąć w Krakowie.
Ale jak powstanie warszawskie mogło wybuchnąć w Krakowie? Bo nie ogarniam?
Zauważyłem że ciekawostki ostatnio mają zabawną tendencję, dotyczącą podstawiania reklam książek jako ciekawostki.