Gdy zajaśniała na niebie, pisano o niej na całym świecie – w Korei, Japonii, Francji i Irlandii. Było to jedno z najbardziej widowiskowych zdarzeń astronomicznych XI wieku. I zaskakująco wiele miało wspólnego z ambitnym przywódcą państwa Piastów.
Był rok 44 przed naszą erą. Rzymskie Forum wciąż nosiło ślady pożaru i zamieszek towarzyszących pogrzebowi Juliusza Cezara. Stos, na którym spopielono ciało zamordowanego konsula i ulubieńca tłumów, nie zdążył nawet wystygnąć, a przeżarta korupcją Republika już stoczyła się w odmęty wojny domowej. I właśnie wtedy na niebie pojawiła się kometa.
Osiemnastoletni Gajusz Oktawian, adoptowany syn Cezara stwierdził pyszałkowato: „Ta gwiazda narodziła się dla mnie”. I podobno naprawdę wierzył, że ognista wstęga przyniesie mu niewyobrażalną władzę. Można by się podśmiewać z tych młodzieńczych bajań, gdyby nie wydarzenia kolejnych lat.
Historia udowodniła, że to Gajusz miał rację. Po niespełna dwóch dekadach obalił Republikę. Za jego sprawą narodziło się Imperium Romanum i to on został jego pierwszym cesarzem – Oktawianem Augustem. Odtąd komety stały się symbolami nie tylko wojny, głodu i pożogi, ale też: zwiastunami potęgi.
Gwiazda kieruje na Kijów
Minęło całe milenium i teraz to polski książę Bolesław Chrobry spoglądał na przyozdobione krwawą łuną niebo. Długowłosa gwiazda sunęła po nim tak samo jak w dniach, które przesądziły o losach Rzymu. Podobnego cudu nie widziano w Europie co najmniej od pokolenia. Możemy się jednak domyślać, że piastowski wódz doskonale wiedział, co o nim myśleć.
Oto sam Bóg Ojciec oświetlał mu drogę na wschód i wzywał go do bezlitosnej rozprawy z wrogami. „Ta gwiazda narodziła się dla mnie” – mógł bezwiednie powtórzyć słowa pierwszego spośród imperatorów. I w przeciwieństwie do Oktawiana Augusta wcale nie zamierzał czekać siedemnaście lat, aż spełnią się jego sny.
Historycy zupełnie zapomnieli o komecie, która pojawiła się na niebie w 1018 roku. Tymczasem jej nadejście zbiegło się w czasie z jednym z najgłośniejszych wydarzeń we wczesnej historii Polski. „Gwiazda w kształcie miotły” zajaśniała po raz pierwszy z początkiem sierpnia. Niemiecki kronikarz Thietmar donosił, że „tłum ze strachem dopatrywał się w niej złej wróżby”.
Jeśli tak było w Niemczech, to co dopiero na Rusi, przez którą przewalały się tabuny polskich wojowników, wyrzynając, gwałcąc i rabując wszystko na swojej drodze. Trwała właśnie wiekopomna wyprawa Bolesława Chrobrego na Kijów. Najwspanialsze i najzamożniejsze spośród miast wschodu, ustępujące bogactwem tylko Konstantynopolowi.
Kometa stulecia
Może i kometa nie wzbudziła zainteresowania mediewistów, ale na szczęście szczegółowo zajęli się nią astronomowie. W ich nomenklaturze gwiazda, o której wspominał Thietmar otrzymała nazwę C/1018 P1. A dzięki wydanej przed paroma laty, monumentalnej „Kometografii” autorstwa Gary’ego Kronka wiadomo, że nie tylko ten jeden kronikarz zwrócił na nią uwagę. O komecie pisano na całym świecie – w Korei, Francji, Irlandii. I nic dziwnego, by według Kronka było to jedno z najbardziej widowiskowych zdarzeń na niebie w X–XI wieku.
9 sierpnia kometa zniżyła lot, zalewając nieboskłon złowieszczym światłem. 13 sierpnia, jeśli wierzyć zapiskom prowadzonym w odległej Japonii, jej blask jeszcze się wzmógł. Wojska Bolesława stały już wówczas na przedpolach Kijowa. Powszechne musiało być przekonanie, że „włochata gwiazda” (jak pisał o niej irlandzki mnich) to zapowiedź sukcesu, który czeka je nazajutrz.
I rzeczywiście, omen nie mógłby okazać się korzystniejszy. Bolesław Chrobry odniósł triumf, do którego nie byli zdolni nawet cesarze Bizancjum. O Kijowie mówiono, że jest w nim czterysta kościołów, osiem rynków oraz „nie dająca się wyrazić” liczba mieszkańców. Teraz, 14 sierpnia 1018 roku, ta olbrzymia metropolia znalazła się w rękach księcia Polski.
Watahy jego wojowników rozlały się po ulicach, ścinając głowy, wyłapując dziewki i zbierając łupy. Bolesław Chrobry wkroczył tymczasem do soboru świętej Sofii, by zasiąść na tronie książąt Rusi.
Czy do tego butnego i ryzykownego kroku pchała go wyłącznie niepohamowana ambicja? A może raczej dał się uwieść komecie? Zwiastunowi sukcesu, który oświetlał mu drogę na wschód i dodawał sił w przededniu decydującego rozstrzygnięcia…
Źródła:
Artykuł powstał w oparciu o literaturę i materiały zebrane przez autora podczas prac nad książką „Żelazne damy. Kobiety, które zbudowały Polskę”.
Wybrana bibliografię:
- Banaszkiewicz J., Bolesław i Peredsława. Uwagi o uroczystości stanowienia władcy w związku z wejściem Chrobrego do Kijowa, „Kwartalnik Historyczny”, t. 97 (1990).
- Kronk G.W., Cometography, t. 1: Ancient – 1799. A Catalog of Comets, Cambridge 1999.
- Schechner S.J., Comets, Popular Culture, and the Birth of Modern Cosmology, Princeton 1997.
- Strzelczyk J., Bolesław Chrobry, Warszawa 2014.
- Thietmar, Kronika Thietmara, przekł. M.Z. Jedlicki, Kraków 2012.
KOMENTARZE (6)
Dzień Dobry. Rozumiem, że to portal popularnonaukowy ale poziom merytoryczne artykułu jest porażający.
A poziom znajomości polskiej gramatyki u powyższego komentatora jest lepszy?
Nie jest taki zły. Trzeba jednak patrzeć na te teksty przez pryzmat ich roli czyli zajawki zachęcające do przeczytania książki w celu zgłębienia tematu.
Jak na razie każdy artykuł skłaniał lub zachęcał do przeczytania książki członka redakcji chyba ze miałem szczęście tylko takie przeczytać ciekawe jaka będzie następna książka choć początek tytułu znany kobiety bać damy:P
Drogi komentatorze, miał Pan wyjątkowe szczęście przeczytać na razie tylko takie ;) Pozdrawiamy serdecznie.
Wy, Janicki, to bardzo lubicie jak się gwałci i wyrzyna, zgadza się? Albo macie czytelników za żądnych sensacji idiotów…