Specjaliści sprzed stulecia konsekwentnie odróżniali „homoseksualizm” od „pederastii”. Ten pierwszy to był dla nich rodzaj zboczenia, albo choroby, niezależnej od woli człowieka. Drugim mianem określali wyłącznie skłonność do seksu analnego. I zgodnie twierdzili, że do tak rozumianej pederastii większość homoseksualistów czuje głęboki wstręt.
Magnus Hirschfeld, jeden z ojców nowoczesnej seksuologii i pierwszy wielki badacz orientacji seksualnych, był z natury powściągliwy w swoich sądach. W tym przypadku nie miał jednak żadnych wątpliwości. Pisał, że: „pederastia nie ma nic wspólnego z prawdziwym homoseksualizmem”. Identyczną opinię wyrażali polscy lekarze z początku XX wieku, będący zarazem pierwszymi w naszym kraju obrońcami praw osób homoseksualnych: Leon Wachholz i Antoni Mikulski. Obaj przytaczali przykłady z życia.
Tysiąc partnerów seksualnych
W pracy Mikulskiego (Homoseksualizm ze stanowiska medycyny i prawa, 1920) pojawia się opowieść „pewnego homoseksualisty”. „Wśród dwudziestu siedmiu mężczyzn, z którymi miał on stosunki płciowe, tylko jeden uprawiał pederastię, a wśród dziewięciuset sześćdziesięciu pięciu mężczyzn, z którymi miał stosunki jego przyjaciel, do pederastii przyznawało się pięćdziesięciu siedmiu” – relacjonował autor.
Wprawdzie bliska tysiąca liczba partnerów seksualnych wydała mu się zawyżona, ale nie zamierzał odrzucać przez nią całej relacji. Po prostu odczytał w tej liczbie zamiłowanie homoseksualistów do kabały. A także ich tendencję do „przedstawiania swego zboczenia jako bardzo rozpowszechnionego”.
Wachholz wybrał przykład bardziej przyziemny. W broszurze pt. Krytyczne uwagi w sprawie uranicznego poczucia płciowego przytoczył fragment pamiętnika zwyczajnego urninga (czyli, zgodnie z przedwojennym słownictwem – homoseksualisty). Podobno pisał on: „We wszystkich tych stosunkach nie było prawdziwej pederastii… Takim człowiekiem brzydziłbym się. Wszystkich takich uważam za zwyrodniałych, mam do nich wstręt i odrazę”.
Coitus per os, czy może in anum?
Dane starał się uporządkować Paweł Klinger na kartach wydanego w 1930 roku, bestsellerowego poradnika Vita sexualis. Prawdy o życiu seksualnym człowieka. Opierał się prawdopodobnie na badaniach Magnusa Hirschfelda, który przez lata zdołał dotrzeć aż do dziesięciu tysięcy niemieckich urningów. „Na stu homoseksualistów – 40% znajduje seksualne zadowolenie we wzajemnym akcie onanistycznym, 40% uprawia coitus per os [czyli seks oralny – przyp. KJ], wreszcie pozostałe 12% stosuje coitus inter femora [stosunek udowy – przyp. KJ]” – tłumaczył Klinger.
Wyłącznie 8% urningów uprawiało jego zdaniem stosunki analne. Czy też raczej – praktykowało immissio penis in anum, bo to był jeden z tym terminów, których w 1930 roku nawet w podręczniku do seksuologii nie wypadało zapisywać po polsku.
Przytoczone liczby nie wzbudziły u autora żadnych wątpliwości. Nie wziął pod uwagę, że przez całe lata to właśnie immissio in anum, a nie samo bycie homoseksualistą, podlegało sankcji karnej w większości kodeksów.
Szczerość czy wolność?
W II Rzeczpospolitej aż do 1932 roku obowiązywały przepisy z czasów niewoli. W wolnym Poznaniu pederastów karano identycznie jak w zaborze niemieckim. Więzieniem na tak długo, jak tylko sąd uzna to za stosowne. W Warszawie było jak za cara. Też więzienie, na nie mniej niż trzy miesiące. Tylko w nieboszczce Galicji poza mężczyznami kary mogły obawiać się również kobiety. Gdzie indziej na celowniku znajdowali się wyłącznie mężczyźni i to pod warunkiem, że udowodniono im jedną konkretną czynność seksualną.
Może i ankiety przeprowadzane przez seksuologów były anonimowe, ale i tak wymagały w tym punkcie jasnego stwierdzenia: tak, łamię prawo. Chyba nie każdy był gotowy do takiej deklaracji. Społeczne skojarzenia też odgrywały rolę. Wprawdzie polscy specjaliści od dawna nawoływali do tolerancji i zrozumienia wobec innych rodzajów miłości, ale dziennikarze brukowców niewiele sobie z tego robili.
Na myśl o urningach przed oczami stawały im męskie prostytutki, obskurne burdele i seks analny w ciemnych uliczkach śródmieścia. Wszystko to rzecz jasna w sensacyjnym sosie zbrodni i świętoszkowatego oburzenia. Dokładnie taką wizję rzeczywistości przekazywali milionom swoich czytelników…
Źródło:
Artykuł powstał w oparciu o literaturę i materiały zebrane przez autora podczas prac nad książką pt. Epoka hipokryzji. Seks i erotyka w przedwojennej Polsce. Pozycja ta ukazała się jako pierwsza książka pod marką „Ciekawostek historycznych”.
W „Epoce hipokryzji” przeczytacie nie tylko o obyczajach i lękach polskich przedwojennych gejów, ale też o tym, jak byli oni postrzegani przez społeczeństwo. O zapomnianym dzisiaj epizodzie walk o prawa do małżeństw homoseksualnych, o najgłośniejszej polskiej lesbijce, a nawet o panującej w Polsce – przynajmniej zdaniem konserwatywnych publicystów – „modzie na homoseksualizm”.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.