Polscy lotnicy zdobyli rozgłos na prawie każdym froncie wojny z Hitlerem. Jednak aby odnieść swe liczne zwycięstwa w starciach powietrznych, musieli najpierw przedrzeć się na Zachód. Dla niejednego z nich pierwszym etapem było wydostanie się z rumuńskich obozów, gdzie zostali internowani po kampanii wrześniowej. Ich ucieczki to w wielu przypadkach gotowe scenariusze komedii sensacyjnych!
Relacje polsko-rumuńskie w okresie międzywojennym układały się wyśmienicie. Zawarliśmy sojusz militarny i gospodarczy, a rękojmią przyjaźni były częste wizyty cywilnych i wojskowych dygnitarzy po obu stronach granicy. Pod koniec lat trzydziestych państwo rządzone przez króla Karola II znalazło się jednakże pod silnym wpływem III Rzeszy.
Ze strachu przed wojskową potęgą Hitlera w wrześniu 1939 roku bałkańska monarchia ogłosiła – co prawda życzliwą, ale tylko – neutralność. Co to oznaczało? Ano tyle, że polscy żołnierze przekraczający granicę musieli liczyć się z tym, że zostaną zamknięci w obozach internowania. Wśród nich znaczny odsetek stanowili piloci.
Krok pierwszy: ucieczka z obozu
Większość naszych asów przestworzy nie załamała się klęską i czym prędzej chciała dotrzeć do Francji, aby wstąpić do formującej się tam Armii Polskiej. Ale wpierw trzeba było uciec spod oka rumuńskich strażników.
Na szczęście początkowo Rumuni nie bardzo przeszkadzali polskim żołnierzom, którzy poczuli zew wolności. Jak pisał w swoich wspomnieniach – cytowanych w książce Sławomira Kopra „Polskie piekiełko. Obrazy z życia elit emigracyjnych 1939-1945” – internowany w Calafat Władysław Kisielewski:
Pierwsza partia uciekła z obozu w bardzo prosty sposób. Wyciągnęli z szopy wielką beczkę na kółkach służącą normalnie do przewożenia wody, władowali rzeczy w środek i ciągnęli, krzycząc po rumuńsku:
– Apa! [czyli woda – przypis autora art.]
Wartownik przekonany, że jadą po wodę otworzył bramę i wypuścił całe towarzystwo. W piętnaście minut później wymaszerowała z obozu duża grupa żołnierzy, niosąc w plecakach deski ze specjalnie w tym celu rozebranego budynku. Prowadził ich kolega przebrany w mundur rumuńskiego strażnika. I tych również wartownik wypuścił bez przeszkód.
Niektórzy byli jeszcze bardziej bezczelni. Kilkunastu lotników w trakcie kąpieli w Dunaju po prostu odpłynęło z prądem w wypożyczonych wcześniej od miejscowych chłopów łódkach. Ich „opiekunowie” sądzili, że nieszczęśnicy się potopili, bowiem dla niepoznaki na brzegu pozostawiono ubrania. Oczywiście były to najgorsze łachmany, jakie udało się znaleźć na terenie obozu.
Takie postępowanie w końcu zirytowało Rumunów, którzy mieli już dosyć robienia ich w konia! W efekcie wzmocniono straże i wstrzymano wydawanie przepustek. W tej sytuacji głównym zadaniem przed planowaną ucieczką stawało się zdobycie i ukrycie cywilnej odzieży. Rzecz jasna dla pomysłowych Polaków nie był to żaden problem. Miejscowi chętnie sprzedawali ubrania – co prawda były one marnej jakości – zaś idealną kryjówką dla internowanych w Celafat okazały się… grobowce na pobliskim cmentarzu.
Zabawa w duchy
Należało tylko sprawić, aby nikt niepowołany nie kręcił się w okolicy nekropolii. W tym celu rozpuszczono plotkę, że na cmentarzu straszy. Aby uwiarygodnić tę historyjkę, co wieczór jeden z internowanych, ubrany w prześcieradło, udawał ducha. Okazało się, że miejscowi łatwo uwierzyli w zjawy z zaświatów i nikt nawet nie próbował zbliżać się do nekropoli, zaś akcja „ewakuacyjna” rozwijała się pomyślnie. Nie obyło się jednak bez zabawnych wpadek.
Pewnego razu – w wyniku pomyłki w grafiku – do pełnienia „służby” wyznaczono jednocześnie dwa „duchy”. W efekcie – jak zanotował Kisielewski:
Ubrani w tradycyjne szaty, nic nie wiedząc o sobie, spotkali się niespodziewanie na środku cmentarza. Każdy z nich – bądź co bądź atmosferą cmentarza trochę podenerwowany – myślał, że ma przed sobą prawdziwego ducha. Skamienieli ze strachu, stali jakiś czas zupełnie spokojnie, przyglądając się sobie. Wreszcie któryś się poruszył. To wystarczyło, by obaj – wyjąc niczym syreny alarmowe – zaczęli uciekać.
Nieszczęśnicy czym prędzej chcieli dopaść do jedynej cmentarnej bramy i już niemal im się to udało, gdy nagle wpadli na siebie. Dla jednego z nich było to stanowczo za dużo i ze strachu po prostu zemdlał.
Innym razem znudzony monotonną wartą „duch” postanowił opuścić cmentarz i postraszyć po okolicy. Miał jednak pecha. Rumun, którego chciał nastraszyć, był mocno wstawiony – zresztą nasz pilot też wypił wcześniej sporo rumuńskiego wina – i zamiast uciekać złapawszy kij począł okładać „nocną marę”. W tej sytuacji Polakowi nie pozostało nic innego jak szukać schronienia w gęstej kukurydzy.
Krok drugi: zdobyć dokumenty i w drogę
Po ucieczce należało zdobyć dokumenty uprawniające do opuszczenia Rumunii. Tutaj oczywiście niezastąpiona okazywała się polska ambasada w Bukareszcie. Zakwalifikowani do wyjazdu byli fotografowani i wymyślano im fałszywe zawody. Jak zauważa w swojej książce Sławomir Koper:
młode panie pracujące przy tym procederze czasami nieźle się bawiły. Znany kobieciarz pilot Jan Zumbach, został seminarzystą, inny zaś pogromca serc niewieścich, Witold Urbanowicz – zakonnikiem.
Wyrobienie nowych dokumentów zajmowało mimo wszystko sporo czasu. Korzystali z tego rumuńscy policjanci, dla których uciekinierzy stali się świetnym źródłem dochodu. Wyspecjalizowali się oni w łapaniu polskich żołnierzy – którzy, jak wiemy, powinni siedzieć w obozach dla internowanych – i wymuszaniu od nich łapówek za zwolnienie.
Na szczęście nie były one zbyt wysokie, a jako że z wymianą polskich złotych na leje nie robiono problemów, niecny proceder kwitł w najlepsze.
Gdy już miało się cywilne ubranie i odpowiednie papiery w ręku, można było ruszyć w kierunku rumuńskiego wybrzeża i złapać statek płynący do francuskiej Syrii. Większość lotników wybierała port w Bałczik (obecnie w granicach Bułgarii). Również tutaj łapówki były niezbędne.
Dzięki nim policja i straż graniczna przymykały oko na tysiące Polaków kręcących się po nabrzeżu. Cóż za doskonały przykład zbiorowej ślepoty! Niemniej jednak starano się zachowywać przynajmniej pozory i kontrolerzy sprawdzający paszporty przed wejściem na pokład nawet zatrzymywali kogoś do wyjaśnienia prawdziwych danych. Jak nie trudno się domyślić, plik banknotów szybko rozwiewał wszelkie wątpliwości.
Tak właśnie wyglądała droga niejednego z późniejszych asów przestworzy do tworzonego na Zachodzie polskiego wojska. Wielu z nich miało odegrać znaczącą rolę podczas bitwy o Anglię, ale gdyby nie ich pomysłowość oraz przychylność Rumunów pewnie nigdy by tam nie dotarli. Kto wie jak Anglicy poradziliby sobie wtedy bez naszej pomocy?
Źródło:
- Sławomir Koper, Polskie piekiełko. Obrazy życia emigracyjnego 1939-1945, Bellona, Warszawa 2012.
KOMENTARZE (28)
Słabiutki poziom tego artykułu, wielka mi ciekawostka znana każdemu w miarę orientującemu się pasjonatowi historii.
@qazwsx: Jak rozumiem jesteś jednym z tych „w miarę orientujących się pasjonatów historii”, zatem napisz jakiś artykuł. Wszak krytykować łatwo, pokaż jak powinno się to robić.
Inna sprawa, że artykuły na Ciekawostkach są pisane nie tylko dla pasjonatów historii, a dla wszystkich, a coś mi się wydaje, że jednak naprawdę niewielki odsetek naszego społeczeństwa zna opisywane wydarzenia.
Moim zdaniem każdy trzymający się faktów i sprawnie napisany artykuł przybliżający historię należy szanować. Dla mnie opisane tu zdarzenia są dobrze znane, ale zawsze miło je sobie przypomnieć :) Proponowałbym jednak zmienić tytuł artykułu, bo wprowadza w błąd – internowanie nie było niewolą.
@qazwsx
Przypomnę Ci, że tą stronę czytają nie tylko pasjonaci historii, ale też ludzie znający historię tylko ze szkoły. Ja wciąż się uczę i portal ten jest dla mnie świetnym uzupełnieniem wiedzy zdobytej w szkole; jakość artykułów też nie jest zła.
A ja tylko w imieniu redakcji dodam, że zawsze staramy się kierować opiniami czytelników. Sprawdzamy które artykuły zebrały dużo lajków, które mało. Które przeczytało 1000 osób, a które 10 000. I staramy się dostosowywać „Ciekawostki” do oczekiwań odbiorców. Jeśli więc jeńcy uciekający z Rumunii nie spodobają się odbiorcom, to na pewno przemyślimy publikowanie podobnych tekstów… ale póki co zarówno liczba pozytywnych głosów, jak i wejść na artykuł wygląda bardzo obiecująco :).
Wiem że bawię się w nekromantę bo temat trochę już wiekowy, ale nie mogę milczeć – nie jest prawdą jakoby tego rodzaju rzeczy były wszystkim znane, a są właśnie wielce ciekawe i trudno je raczej ot tak znaleźć w internecie czy też innych książkach. Ta strona jest o ciekawostkach czyli właśnie o takich epizodach. Uważam osobiście iż właśnie tematów w ten deseń powinno pojawiać się tu więcej.
strona*
Brak Wam tu guziczka „edytuj”.
(:
Cieszę się, że artykuł Ci się podoba. A opcji edytowania niestety raczej nie będzie, ale jestem ja i już poprawiłem ;)
Świetny artykuł.
Moja żona raczej nienawidzi ten artykuł, ponieważ przed spaniem w łóżku czytałem go i chichotałem, że się obudziła i mi się dostało ;)
Tak dalej, lubię takie ciekawostki!
Ja przeczytałem z zainteresowaniem. Proszę o więcej takich ciekawostek.
Władysław Kisielewski jest autorem przezabawnej książki „od Torunia do Londynu podróż z przeszkodami – traktującej o lotnikach tychże właśnie. Opisane są liczne, liczne perypetie naszych „orłów” wyd. MON 1959.
Jesteście podpięci pod joemonstera…
Więc gwarantuję skokowy wzrost ilości odsłon.
Artykuł fantastyczny. Lubię historię, ale niekoniecznie ten okres więc … tak jak któryś z przedmówców obśmiałem się jak norka ;)
Dzięki za informacje, choć prawdę mówiąc sporo naszych tekstów trafia na joemonstera, a prawie każdy na wykop. Więc taka liczba odsłon to raczej standard :). Za co serdecznie dziękujemy naszym bardziej i mniej wiernym czytelnikom ;-)
Historia z wodą w rumuńskim obozie internowanych jest żywcem sciągnięta z książki Władysława Kisielewskiego „Podróż bez biletu” (swoją drogą bardzo ciekawa pozycja obfitująca w anegdoty z życia żołnierzy w czasie II wojny). Podejrzewam że wspomniana przez Kamila Sawwę książka to ta sama, wydana jedynie pod innym tytułem lub inaczej opracowana (rozwinięta bądź streszczona- zależnie od gustu wydawcy zapewne). Warto dodać że pomocą w ewakuacji zajmował się między innymi Wieniawa- za jego sprawą Polacy po dotarciu do Włoch nie mieli na ogół problemów z przejazdem do Francji będąc z tego co wiem zwolnionymi z opłat za transport.
Trudno żeby historia z wodą nie była „żywcem ściągnięta” z książki W. Kisielewskiego skoro jest to po prostu cytat z tejże :). Jeżeli tylko znajdę trochę czasu, to na pewno po nią sięgnę i może znajdzie się kolejny temat na artykuł.
Polacy nie byli zwolnieni z opłat przy przejeździe koleją z Jugosławii do Francji – mogli jedynie kupować bilety grupowe, czyli ze zniżką. Poza tym bilety były początkowo kredytowane przez włoską kolej, trzeba było jednak za nie zapłacić.
Komentarz do art. z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Lidia G.: Polacy to naprawdę wyjątkowy Naród .W chwili zagrożenia.Dlaczego nie potrafimy tacy być na co dzień?
Kolejna porcja komentarzy z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne
Dagmara J.: Zumbach chcąc uciec z rumuńskiego lotniska zaproponował rumuńskiemu oficerowi, że przestawi samolot. Jako że napływ uciekinierów był ogromny i na lotnisku powstał chaos, oficer ucieszył się z takiej pomocy. W pięć minut później nasz pilot był już w powietrzu, oglądając z daleka protestujące gesty rumuńskich żołnierzy:)
Majewska D.: 303 :))
Grzegorz S.: 170? Dziwne, wydawało mi się, że było ich znacznie ponad 200
Ciekawostki historyczne: Z tego co pamiętam, to jakiś czas temu przeprowadzono gruntowną weryfikację zgłoszonych zestrzeleń.
Grzegorz S.: I zmniejszono ilość zestrzeleń w Bitwie o Anglię, czy tylko Polskich?
Ciekawostki historyczne: O ile mnie pamięć nie zawodzi to zweryfikowano wszystkie zestrzelenia porównując je z niemieckimi danymi.
Komentarze z facebookowego profilu Historia – daty, które nie gryzą https://www.facebook.com/historycznedaty?fref=ts:
Daniel W.: Ciuchy do beczki po wodzie i po prostu wyjść xD
Mariusz P.: Polecam „Żądło Genowefy” Janusza Meissnera jest tam opisanych kilka fajnych ucieczek polskich lotników.
Krystyna B.: Lepiej komedia niz tragedia
Brat mojego dziadka (i siostrzeniec Eugeniusza Bielenina) jest jednym z bohaterów „Żądła Genowefy” i „L jak Lucy” Meissnera. Był brygadzistą rusznikarzy w 307 NFSq (druga polska jednostka w operacji Market-Garden) a wcześniej w 21 EB 2 PL w Krakowie. O tej drugiej jednostce można ciekawy artykuł napisać.
Szanowny Panie pierwszy raz słyszę o tych wydarzeniach bardzo proszę o kontakt
mimo że uwielbiam historię szczerze mówiąc nie wiedziałem o tych ucieczkach
pozdrowienia dla autora .:)
Dziękuję i cieszę się, że artykuł się spodobał :)
Moja pierwsza myśl przy historii z duchami: przydałby im się Scooby Doo na tę zagadkę ;)
Jeden z obozow internowania byl w Targu Jiu, mozna tam dojechac szukajac Polskiego zegara slonecznego – zbudowali go jency w obozie na obrzezach miasta.
Dla przypomnienia. Polsko – rumuński pakt obronny obowiązywał WYŁĄCZNIE na wypadek napaści ze strony ZSRR. Do wypowiedzenia wojny III Rzeszy Rumunia w żaden sposób zobligowana nie była. Poza tym Polacy w Rumunii w niewoli nie byli, a byli internowani. To jednak dość istotna różnica. Po trzecie Rumuni świetnie wiedzieli, że Polacy zwiewać będą i z rozmysłem patrzyli na to przez palce. Zaostrzyli nieco politykę pod naciskiem Niemiec, ale w dalszym ciągu każdy kto chciał bez problemu z rumuńskiego obozu mógł uciec. I na koniec ciekawostka. 17 września 1939 rząd rumuński, co prawda z ciężkim sercem, przygotowywał ultimatum dla ZSRR. Jednak około godziny 11.00 (to akurat nie jest pewne, spotkałem się też z kilkoma innymi terminami, w każdym razie przed południem) przyszła depesza od rządu RP zwalniająca Rumunię z zobowiązań sojuszniczych wobec Polski.
komentarz krotki pies je