W kościele? Przy chrzcielnicy? A może w jakiejś kaplicy? Bynajmniej. Reichsführer Heinrich Himmler ułożył to zupełnie inaczej. Nie trzeba było ni księdza, ni pastora, ni święconej wody. Wystarczył osesek, przedstawiciele zakonu SS, parę rekwizytów i... nazistowski chrzest można było zaczynać!
Zdaniem szefa policji, SS i Gestapo, prawdziwemu Niemcowi (czyli członkowi Schutzstaffel – kwintesencji niemieckości!), nie wypadało chodzić do kościoła albo zboru. Tym bardziej nie wypadało, żeby najważniejszym momentom w jego życiu towarzyszyła Biblia i woda święcona.
Wszystkie rodzinne uroczystości miały się odbywać w rodzinnym zaciszu, albo… z wielką pompą wśród kolegów z SS!
Taki duży, taki mały… może w SS być?
SS było swego rodzaju zakonem z rozbudowaną ideologia, która rozciągała się niemal na wszystkie aspekty życia. Nawet dla przyjęcia nowonarodzonego przedstawiciela „rasy panów” w poczet wspólnoty „nadludzi” wymyślono specjalny rytuał, który z tym chrześcijańskim miał naprawdę niewiele wspólnego.
Na początek aryjski brzdąc był owijany – wcale nie w białą szatkę, ale w chustę z symbolem SS, czyli dobrze nam znanymi dwoma „błyskawicami” (w symbolice nazistowskiej były to runy oznaczające zwycięstwo). Tak przygotowane dziecko kładziono następnie na ołtarzu pokrytym flagą Trzeciej Rzeszy. Kiedy już tego dopełniono, nadchodził czas na właściwy „chrzest”.
W obecności świeżo upieczonych rodziców odczytywano specjalną formułę wraz z błogosławieństwem, po czym zwierzchnik szczęśliwego tatusia dotykał niemowlę sztyletem [sic!] SS. Nie wiem jak wy, ale ja bym nie chciała, żeby ktoś łaskotał moje dziecko ostrzem! Na zakończenie ceremonii maluch dostawał jeszcze prezenty: srebrną miskę, wykonaną z tego samego metalu łyżkę i jedwabną chustkę.
Ceremonię prowadził ktoś na kształt „ojca chrzestnego”. Jak pisze Jens-Jürgen Ventzki, autor książki „Cień ojca”, ów nazistowski celebrans, będący zawsze oficerem SS, wypowiadał w trakcie obrzędu swoiste wyznanie wiary:
Wierzymy w Boga we Wszechświecie
I w posłannictwo naszej niemieckiej krwi,
Która rośnie młodo w niemieckiej ziemi.
Wierzymy w naród , nosiciela krwi
I w Führera wyznaczonego nam przez Boga.
Opis Vantzkiego o kilka ważnych detali uzupełnia Karol Grünberg w swojej książce „SS. Czarna gwardia Hitlera”. Stwierdza on, że ceremonia nadania imienia musiała spełnić jeszcze dwa warunki. Po pierwsze – odbywała się przed portretem ukochanego Führera. Wszak to dla niego rosły pokolenia idealnych i czystych rasowo Niemców. Drugim warunkiem była obecność – na honorowym miejscu! – biblii nazistów „Mein Kampf”.
Tatuś ze swastyką w sercu
Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy postaci autora „Cienia ojca”. Jens-Jürgen Ventzki jest synem Wernera Ventzkiego, nadburmistrza Litzmannstadt, czyli okupowanej Łodzi (od 1941 roku).
Mężczyzna dopiero kilkadziesiąt lat po swoich narodzinach dowiedział się, że wcale nie został ochrzczony, ale przeszedł nazistowską ceremonię, podczas której poświęcono go Führerowi. Co zrozumiałe, po przegranej wojnie naziści (a zdeklarowanymi zwolennikami hitleryzmu byli rodzice Jensa-Jürgena) niezbyt chcieli się przyznawać do podobnych praktyk. Kiedy mężczyzna próbował dowiedzieć się, od kogo dostał swoją srebrną łyżkę (jeden z prezentów dla dziecka z okazji nadania imienia), matka nieprzekonywająco skłamała, że od najlepszego przyjaciela ojca…
„Ochrzczony” przez SS w 1944 Ventzki po latach próbował zatrzeć błędy rodziców. W 1960 roku, po dwóch latach konfirmacji, oficjalnie przyjął chrześcijaństwo w berlińskim kościele świętego Krzyża. Nie pomogło mu to jednak zapomnieć o przeszłości swojego ojca i o tym, że o jego życiu mógł zdecydować… rozkaz Himmlera!
We wspomnieniach zanotował:
„Rozkaz płodności” Heinricha Himmlera, który w latach wojny nakładał na każdego członka SS obowiązek dbania o liczne potomstwo, a tym samym podaż „dobrej krwi”, mógł w istocie stanowić w oczach moich rodziców dodatkowy argument i zdecydować o moim przyjściu na świat. Musieli znać specyficzne zasady SS w prawach polityki rodzinnej i niewątpliwie odpowiadały one ich przekonaniom.
Źródła:
- Karol Grünberg, SS. Czarna gwardia Hitlera, Książka i Wiedza, Warszawa 1984.
- Jens-Jürgen Ventzki, Cień ojca, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012.
KOMENTARZE (24)
Polecam film dokumentalny pt. Czciciele czarnego słońca.
1. „Nie trzeba było ni księdza, ni pastora, ni święconej wody.”
Dodałbym jeszcze „ni rabina”.
2. „Tym bardziej nie wypadało, żeby najważniejsze momentom w jego życiu towarzyszyła Biblia i woda święcona.”
Raczej powinno być „najważniejszym momentom”.
A dlaczego dodałbyś „ni rabina”? Od kiedy to dopuszczano Żydów do SS? :D Od kiedy to się tam garnęli? Coś mi w głowie świta, że SS zajmowała się MORDOWANIEM Żydów… ;>
… żydzi też służyli w SS nawet ćwierć krwi żydzi. Był o tym obszerny artykuł w polskiej gazecie „Komandos”. Zparaszam do lektury.
@Jarek: I od kiedy to Żydzi chrzcili swoje dzieci?:)
touche!
Zdarzało się, że Żydzi również służyli w SS:
http://www.spiegel.de/kultur/literatur/0,1518,320497,00.html
Komentarze do artykułu z naszego profilu na Facebooku (http://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne):
Łukasz Cholewicki: synu, jest coś, o czym ci niigdy nie mówiłem…:))
Ciekawostki historyczne: ….Twoim ojcem chrzestnym wcale nie jest wujek Alek… Twój ojciec chrzestny… emmm… miał na imię Adolf ;-).
Michal Zbinkowski: http://butelkiikamienie.blogspot.com/2012/01/czciciele-czarnego-sonca.html
Rafał Kuzak: Eh, ci Niemcy ;). Teraz to ja czekam na artykuł jak wyglądał ślub SS-mana, pewnie drużbą był Heinrich Himmler?
Ciekawostki historyczne: Albo pannę młodą odprowadzał do ołtarza Heinrich Himmler;-). Heinrich Himmler – taki nazistowski Chuck Norris!
Gwoli scisłosci to portret Fuhrera nie wisi a stoi.
„Zdarzało się, że Żydzi również służyli w SS:
http://www.spiegel.de/kultur/literatur/0,1518,320497,00.html
”
I oczywiście robili to zupełnie jawnie, przyznając się do swojej religii. A może po prostu przyznaj się do głupiej gafy? Każdemu się zdarza. Nam też i to często.
A już w ogóle na pewno Ci Żydzi przyjmowali chrzest od rabinów ;-)….
Kolejne komentarze z naszego profilu na Facebooku (http://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne)::
Bartłomiej Wąsek: Masakra
Konrad Kuziel: kiepskie porównanie z tym Norrisem..Himmler to był prawie ślepy jak kret platfus w okularkach, bez nich u niego ani rusz…wychowany w fanatycznej katolickiej rodzinie (chyba nawet ministrant) stroniący od wszelkich używek (nie wiem czy nie tak samo jak jego wódz, wegetarianin)..mdlał na widok krwi, a jedynym doświadczeniem w tym względzie była dozorowana przez niego za młodu kurza farma (stąd może sadystyczne ciągotki) -typowy zbrodniarz zza biurka (czyli prędzej coś jak św Dominik Inkwizytor, mających na sumieniu ogrom ludzi skazanych na stos, czy fanatyczny dominikanin-antysemita Torquemada..zresztą obaj z tego samego zakonu)..Tak więc Chuck Norris przy pierwszym podejściu urwałby takiemu lamusowi głowę, że nawet nie wiedziałby kiedy..o ile by go trafił przez ten szczelnie chroniący kordon posterunków i armii służalców..;)
Ciekawostki historyczne: No i oczywiście masz 100% rację, ale przecież nie tak Himmlera wyobrażali sobie szeregowi członkowie SS! Większość z nich nigdy nie widziała go na oczy, a już na pewno nie wiedziała o jego prawdziwych predyspozycjach w dowolnej dziedzinie. Dla nich Himmler był najprawdziwszym herosem – i zapewne większość marzyła o tym by był obecny na ich ślubie, chrzcie dziecka itd. Tak więc – jeśli dodamy, że oczywiście był to żart – porównanie nie okazuje się chyba aż tak dalekie. Chuck Norris to też jest pewne popkulturowe wyobrażenie o herosie aż do przesady heroicznym, który w rzeczywistości jest po prostu przeciętnym aktorem z kiczowatego serialu sprzed lat ;-). Tak samo jak Himmler był przeciętny i kiczowaty. Ale niestety był jednocześnie masowym zbrodniarzem.
Konrad Kuziel: A co do tego „aktu chrztu” to jest to spore uogólnienie..tego rodzaju akt (j.w) praktykowano tylko w SS (i to w samej elicie, w wyższym korpusie oficerskim, ale nawet i tu niekoniecznie)..większość niższego szczebla ss, wermacht, ogólnie większa część społeczeństwa niem.to byli chrześcijanie..przyjmujący normalne chrześcijańskie chrzty, i obchodzący święta z opłatkiem i choinką itd..(w końcu podpisany był z Watykanem konkordat..a Watykan w całokształcie też nie przepadał za Żydami, ktoś święcił im armaty, czyiś nuncjusz błogosławił formowane na Ukrainie formacje SS, duchowni wygłaszali kazania na froncie wschod.nawołujące do walki przeciw bezbożnym komunistom..) Tak więc jeśli już nadmienia się o nazistach, to nie powinno się mieć na myśli jeno ss, ale całe nazistowskie Niemcy…to tak jakby stwierdzać, iż z chwilą przyjęcia chrztu przez naszego Mesco (wraz z nielicznym dworem i elitą) ten sam akt przyjął cały naród, mimo iż wiadomo że problem ten trwał wiekami -bunty, pogańskie powstania antychrześcijańskie, potajemne kultywowanie dawnej wiary (choć tu akurat przypadek odwrotny ;)
Konrad Kuziel: no teraz przyczaiłem..z tym herosem faktycznie trafne porównanie ;-))
Ciekawostki historyczne: To ja tylko dodam, że prawdopdoobnie za mieszka i Bolesława Chrobrego rzeczywiście większość ludności przyjęła chrzest…. misjonarze jeździli od osady do osady, moczyli wszystkich w najbliższym jeziorze, odmawiali łacińską modlitwę…. i chrzest załatwiony ;-). Tak to w każdym razie działało w innych państwach przyjmowanych w tym okresie do „wspólnoty chrześcijańskiej”. Inna rzecz ile ci ludzie z tego rozumieli i na ile się z tym zgadzali….
Konrad Kuziel: Ot to! ;-)
Wybrane z komentarzy do artykułu zamieszczonych w serwisie wykop.pl (http://www.wykop.pl/link/1066287/jak-nazisci-chrzcili-swoje-niemowleta/)
rea9:
W ten sposób pewnie 'ochrzczona’ jest pora cześć obecnej populacji niemieckiej. Stąd pewnie wynika ich przywiązanie do i pielęgnowanie europejskich tradycji kościelnych.
– Miałeś chrzest?
-Tak
-Gdzie?
– W bunkrze SS
Zenon_Zabawny:
Czekam na wykop o Pierwszej Komunii w SS.
R_O_T_T_E_N:
@Zenon_Zabawny: Bar micwa SS.To był by hit.
WykopToKolkoWzajemnejAdoracji:
okres drugiej wojny światowej nie przestaje mnie zadziwiać, Niemcy to chora nacja…
misiafaraona:
Przeciez w PRL też urządzano podobne uroczystosci. Nie wiem na ile to powszechne bylo ale ja sama w czyms takim uczestniczyłam. Mam nawet fotki
” ja bym nie chciała, żeby ktoś łaskotał moje dziecko ostrzem!” A JA RÓWNIE DOBRZE NIE CHCE ABY JAKIŚ GOŚCIU W SUKIENCE CHLAPAŁ MOJE DZIECI ZIMNĄ WODĄ ORAZ BRUDZIŁ OLIWĄ :D oba obrządki są dla mnie równie śmieszne i pozbawione sensu :)
Ciekawe czy wszystko co zostało opisane jest poparte historycznymi faktami?
Spotykam się z wieloma informacjami, które okazują się nieprawdą!! :)
Opisane zwyczaje były kopiowane przez polską bezpiekę. Najpóźniej od końca lat 60-tych czyli od tzw. „patriotycznego przełomu” pod batutą Moczara zaczęto lansować uroczystości „nadawania imienia” i tp. idiotyzmy. Ich zadaniem było stworzenie odtrutki dla niechęci rodziców i dalszych krewnych uboli – pochodzących wszak w większości ze wsi – wobec utraty kościelnych uroczystości, do których byli przywiązani.
Nic w tym dziwnego.
Generalnie UB szkolone było na wzorcach RSHA bardziej niż NKWD, zaś wielu wyższych dowódców SS pozostawało tak długo przy życiu jak długo owe prowadzone przez nich szkolenia trwały.
Stroop, Hildebrandt, Sporrenberg – z generalicji oraz wielu innych niższych stopni. Niektórych nawet zwolniono do Niemiec…
Anglicy i Amerykanie powziąwszy wiedzę o tych szkoleniach przestali wydawać Polsce pozostających w ich więzieniach zbrodniarzy (Reinefarth)
To co pani pisze jest bardzo interesujące. Chętnie przeczytałabym więcej na ten temat.
Co do uroczystości w rodzaju „nadawania imienia” i innych, myślę, że ich powstanie wynika trochę z czego innego. Katolickie sakramenty, których pozbawieni byli ubecy, są po części czymś na kształt obrzędów przejścia (nie wnikając w kwestię wiary). Myślę, że po odcięciu się od kościoła, tego im właśnie brakowało.
Taka uwaga, w latach 60 istniała Służba Bezpieczeństwa a nie Urząd Bezpieczeństwa, mówienie więc na funkcjonariusza SB ,,ubek” jest trochę nietrafne. A jeśli ktoś uważa, że różnica między SB a UB była niewielka, tego zachęcam do zapoznania się z losem polskich dysydentów w latach 40/50 i do tych z lat 60 i 80. Różnica kolosalna.
Fascynują mnie tego typu pakiety „all-inclusive”, jak próbowano wprowadzić w tych czasach w Niemczech. Fascynują ze strony czysto socjologicznej, absolutnie nie żebym pochwalał.
Nowo urodzony obywatel dostawał wszystko z jednego zestawu, pięknie ze sobą współgrające – religię, wykształcenie, gospodarkę, model rodziny. Pełne ujednolicenie – kwintesencją tego aspektu jest chyba film „Equilibrium”. Na szczęście naturalną cechą człowieka jest mieszanie zestawów – gdyby Nazi wygrali, to tylko kosztem olbrzymiego terroru wewnętrznego tępiącego wszelkie odstępstwa od kanonu. Bo bez tego wszystko by się rozlazło w szwach.
Oczywiście, że aparat represji musiałby być rozbudowany, ale podejżewam, że poddawani indoktrynacji od dziecka Niemcy w przytłaczającej większości nie mieliby nic przeciwko temu. Zresztą wystarczy popatrzeć na skalę oporo wobec Hitlera nawet w momencie, gdy było jasne, że wojna jest przegrana.
W Polsce by to rzecz jasna nie przeszło, ale Niemcy to inna bajka,
Jeszcze kilka komentarzy z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Katia N.: a w ten oto sposób odbywało się to w ZSSR – tak zwane „zwiezdiny” lub też „oktiabriny” https://www.youtube.com/watch?v=xbsC7GLc8mA
Norbert N.: dotyczyło to glownie SSmanow nie wszystkich Niemców. ..
Oczywiście SB i UB to różnica, chociaż w SB nie brakowało b. funkcjonariuszy UB z lat 1944-1954. Mówili o sobie z dumą [sic!!!!] że są z UB, sami siebie nawet nazywali „ubekami” – dla nich to nie było słowo pogardliwe…
Mile widziane było również nadanie typowo germańskiego imienia ;) Polecam przeczytanie „Dzieci Hitlera. Losy urodzonych w Lebensborn”.
Klauny (za)rzadzajace prl tez robily cos podobnego.W rodzinach zoldakow lwp czy palkarzy mo lansowano tzw nadawanie imion. We Wroclawiu miala sie urodzic 35- milionowa Polka.Zrobili z tego hucpe. Kto zostal „chrzestnym”’dziecka ? Pajac kosmiczny Hermaszewskij. Byly tez uroczystosci wreczenia dowodu osobistego. Jedyna uroczystoscia jaka komuchom udalo sie wprowadzic w zycie szarych Polakow byla przysiega wojskowa.
Niczym się to nie różniło od współczesnych katolickich cyrków kościelnych. Nieświadomy noworodek bez prawa głosu wciągany w sektę za aprobatą całej rodziny.