Wojska amerykańskie z okresu II wojny światowej kojarzą się z potężną armią, która niczym walec zgniotła na miazgę Wehrmacht, SS i... normandzkie żywopłoty. Nim jednak jankesi zdołali powalić Hitlera na kolana, byli zmuszeni odwołać się do... subtelniejszych metod działania.
Wbrew powszechnemu mniemaniu, przewaga sił desantowych we Francji w 1944 roku wcale nie gwarantowała zwycięstwa aliantów. Przede wszystkim zaś nie gwarantowała, że uda się wygrać z Niemcami bez ponoszenia horrendalnych strat.
„Armia Duchów” rusza do akcji
Aby ograniczyć te ostatnie, już w marcu 1943 roku najważniejsze osoby w Ameryce (łącznie z prezydentem Rooseveltem oraz generałem Marshallem) podjęły decyzję o stworzeniu niewielkiego oddziału „dezinformacji taktycznej”.
Na papierze brzmiało to bardzo dumnie, w rzeczywistości chodziło natomiast o… zbieraninę aktorów, artystów, projektantów mody i tym podobnych niebieskich ptaków, w większości nie nadających się do normalnej służby wojskowej. Generalicji uwidziało się, że używając cyrkowych sztuczek 1000 tego typu „żołnierzy” zdoła przechytrzyć Wehrmacht. Tak powstała 23. Jednostka Specjalna Kwatery Głównej.
Początki nie były łatwe. Nie dość, że nikt nie wiedział jak się zabrać za całą sprawę, to na dodatek jeden z dowódców oddziału… zaginął w drodze do Normandii. Wszyscy już myśleli, że utonął, a tymczasem jego łódź desantowa otrzymała błędne rozkazy, w efekcie czego przez cały tydzień stała na kotwicy u brzegów Isle of Wight.
Później była pierwsza bardzo „udana” misja, w efekcie której Niemcy wzmocnili wybrany odcinek linii obronnych przemienionego w twierdzę Brestu. I o to właśnie chodziło, tyle że 23. Jednostka Specjalna okazała się aż nazbyt tajna. Dowództwo zignorowało jej obecność i puściło żołnierzy do ataku dokładnie na ten dodatkowo wzmocniony odcinek frontu…
Katastrofa goni katastrofę? Niekoniecznie
Pomimo groteskowych początków 23. Jednostka Specjalna – ochrzczona mianem „Armii Duchów” – szybko zaczęła odnosić dużo bardziej wymierne sukcesy. Do oszukiwania Niemców używała w większości prostych, ale piekielnie skutecznych metod:
Cel [żołnierze Armii Duchów] osiągali wykorzystując różne metody: dźwięki emitowane nocą przez megafony, do tysiąca napełnianych powietrzem, ale wyglądających realistycznie atrap pojazdów i samolotów, sztuczną artylerię i fałszywe rozbłyski artyleryjskie, nieprawdziwe i zwodzące wroga transmisje radiowe, pożyczone od innych oddziałów oznaczenia i emblematy na pojazdach oraz mundurach, odciski gąsienic czołgów pozostawiane na śniegu lub błocie, inscenizacje przemarszów piechoty z wykorzystaniem niewielkich grup ludzi chodzących w kółko, błędne informacje przekazywane belgijskim i francuskim szpiegom pracującym dla Niemców, a także całą garść innych trików, by wymienić tylko wielkie siatki maskujące zakrywające dosłownie nic, ale budzące w umysłach Niemców przekonanie, że za kamuflażem kryją sie tysiące czołgów.
Niemcy okazali się na tyle naiwni, że natychmiast uwierzyli w to, iż Amerykanie nie potrafią szyfrować swojej komunikacji radiowej, albo używają kodów, które III Rzesza złamała jeszcze przed wojną. Także gumowe atrapy zrobiły swoje, choć akurat te wykonano z dbałością o najdrobniejsze szczegóły.
Oczywiście zdarzały się problemy – np. jeśli lufa działa flaczała przy spadku ciśnienia, albo wielotonowy M-4 był znoszony przez porywisty wiatr… Kiedy guma nie wystarczała, nocą puszczano z wielkich głośników odgłosy poruszających się wozów pancernych. Raz nabrał się na to nawet dowódca amerykańskiego pododdziału, domagając się od 23. Jednostki Specjalnej wsparcia w walce (Poruczniku, gdzie są wasze czołgi?).
„Oddział aktorów” pobił kilka rekordów, w tym z pewnością na… najgorzej nazwaną operację specjalną w trakcie II wojny światowej. Mianowicie pierwszej akcji, która miała się odbyć na terytorium Rzeszy nadano kryptonim… „Vaseline” (Wazelina). Ciekawe dlaczego?
Inny rekord to niewątpliwie okres utajnienia formacji. Sekret zniesiono dopiero w 1996 roku, mimo że jej techniki na nic by się nie zdały w czasach satelitów, internetu i termicznego naprowadzania pocisków. W efekcie dopiero wtedy wyszło na jaw, że broniący Brestu generał Herman B. von Ramcke miał w pewnym momencie naprzeciwko siebie zaledwie garstkę artystów z głośnikami, gumowymi atrapami i dużą ilością siatek maskujących…
Od niedawna 23. Jednostka Specjalna Kwatery Głównej ma „swoją” stronę internetową, gdzie można przeczytać więcej na jej temat. Poza tym w Polsce wreszcie ukazała się pierwsza poświęcona jej książka – „Armia Duchów” Jacka Kneece.
KOMENTARZE (4)
Witam!
Pozwolę sobie nie zgodzić się z zawartą w tekście informacją. „Armia Duchów” nie jest pierwszą pozycją na temat 23. Jednostki Specjalnej; w 2006 r. Amber wydał monografię Philipa Gerarda „Niewidzialni żołnierze” (link: http://www.empik.com/niewidzialni-zolnierze-gerard-philip,2554799,ksiazka-p)
Dowód mówi sam za siebie, więc zostaje mi przyznać się do błędu. Z książką Gerarda zapoznałem się tłumacząc „Armię duchów”, ale w wersji oryginalnej. Z czego właśnie sprawdziłem nawet zacytowałem ją w jednym przypisie. Zdaje się, że Amber wydał ją raczej jako pozycję niskonakładową i słabo rozreklamowaną, bo po kilku latach bardzo trudno ją gdziekolwiek namierzyć. Trochę szkoda, bo jest w niej sporo informacji, których brakuje w Armii Duchów – i vice versa.
Znam pewien sposób ale by zadziałał tylko w niektórych warunkach i nie mogłaby być niebotyczna przewaga wroga typu Monako-Francja.W przypadku Polski i Niemiec byłaby spora szansa przy sprzyjających okolicznościach.
Wybrane komentarze do artykułu z naszego facebookowego profilu
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1154714857890505
Roman B.:
Czytałem kiedyś tygrysa o tym, dobre!
Małgorzata P.:
Dobre! Nie wiedziałam o tym.
Dariusz T.:
strategia to również zdolność do robienia przeciwnika w balona
Adam M.:
Motto tej formacji:rzeczy niemożliwe wykonujemy natychmiast cuda zajmuja nam troche więcej czasu.