Na bezpośredni związek pomiędzy tak zwaną małą epoką lodowcową a polowaniami na czarownice, które w całej Europie doprowadziły do nawet 100 000 bezwzględnych procesów, wskazał profesor Uniwersytetu Kraju Saary, Wolfgang Behringer. Tę samą wizję zarysowała Laura Lee w wydanej kilka miesięcy temu przez Demart książce "Gdyby nie pogoda".
Wśród historyków, archeologów i klimatologów wciąż trwa spór co do tego, kiedy dokładnie zaczęła się i skończyła tzw. mała epoka lodowcowa. Jedni jej początków dopatrują się już w XIV wieku, inni dopiero w drugiej połowie XV. Okres kulminacyjny przypadł mniej więcej na lata 1570-1630, przynajmniej w odniesieniu do Europy Zachodniej.
O ile konkretne daty nie są jasne, to o skutkach donoszą setki źródeł historycznych: mrozy sprowadzały na całe regiony klęski głodu, burze gradowe pustoszyły wsie i miasteczka, po Bałtyku rzekomo dało się przejść pieszo do Szwecji, a statki handlowe miały problem z zawijaniem do skutych lodem holenderskich portów.
Zaklinają pogodę? Na stos z nimi!
Nic dziwnego, że w narastającym kryzysie doszukiwano się działania sił nadprzyrodzonych. Wolfgang Behringer przebadał materiały dotyczące procesów czarownic, dochodząc do wniosku, że największe prześladowania przypadały na lata szczególnie srogich mrozów: 1560-1574, 1583-1589, 1623-1630 i 1678-1698.
Zresztą Kościół katolicki, po wiekach ambiwalentnego podejścia do czarów, już w 1484 roku ustami papieża Innocentego VIII zdecydował, że wiedźmy potrafią kontrolować pogodę i sprowadzać na ludzi klęski żywiołowe.
Temat rozwinęli autorzy słynnego „poradnika inkwizytorów”: Młota na czarownice. Ta wznawiana w ciągu stulecia niemal 30 razy książka zawierała złowieszczy i jakże pasujący do okresu klimatycznych zawirowań rozdział: Jak wywołują i podsycają burze gradowe i zwykłe, oraz sprawiają, że pioruny trafiają w ludzi i zwierzęta.
Szybko na tysiące rzekomych czarownic posypały się oskarżenia o sprowadzanie gradu, deszczu, mrozu i zamieci. Nietrudno o przykłady, gdy to od złej pogody zaczynał się proces w danym mieście czy wiosce. Tak było w Wiesensteig w 1562 roku, gdzie opady gradu (obejmujące zresztą obszar kilkuset kilometrów kwadratowych) zniszczył dachy, okna i spustoszyły plony.
„Pogodowy sabat”
W ciągu kilku miesięcy na stosach spłonęło niemal 70 uczestniczek diabelskiego, pogodowego spisku. W tym przypadku prowodyrem całej akcji był miejscowy pastor, ale częstokroć to tłuszcza nawoływała do rozliczenia się z wiedźmami. Kronikarz z frankońskiego Zelt zapisał w 1626 roku:
Wszystko zamarzło, co nie zdarzyło się odkąd tylko sięgam pamięcią. I to był powód wielkiego wzrostu cen (…). I z tego powodu prośby i błagania zaczęły się wśród motłochu, pytano, dlaczego władze nadal tolerują czarownice i czarowników niszczących plony. A zatem książę biskup ukarał te zbrodnie.
Nie inaczej było we Francji. Pod koniec XVI wieku Johann Junden z Tréves zapisał:
Ponieważ wszyscy myśleli, że ciągłe nieurodzaje powodowały czarownice z diabelskiej nienawiści, cały kraj opowiadał się za ich wykorzenieniem.
Czy rzeczywiście to właśnie oziębienie klimatu stało za polowaniami na czarownice? Nie ulega wątpliwości, że wraz z największym kryzysem pogodowym, od lat 60.-70. XVI wieku rozpoczęła się też kulminacja polowań na kobiety parające się magią.
Na dodatek prześladowania rzekomych wiedź ustają w pierwszej połowie XVIII wieku. Akurat kiedy ustabilizował się klimat w Europie. Oczywiście nie można zrzucić całej winy na pogodę, ale powiązanie z nią polowań na czary wydaje się interesującą hipotezą…
Źródło
- Laura Lee, Gdyby nie pogoda… Jak pogoda zmieniała historię, Demart, Warszawa 2010, s. 119-125.
KOMENTARZE (3)
Czy aby napewno? Zdaje się, że na czarownice polowali głównie protestanci i głównie Niemcy – gdyż wiara w nie pochodzi jeszcze z wierzeń germańskich. Kościół katolicki zwalczał wiarę w czarownice, a ów słynny „Młot” miał właśnie na celu stworzenie jakichś wyśrubowanych i „naukowych kryteriów” rozpoznawania owych. Chodziło więc o odejście od samosądów i ujednolicenie postępowania. Kursująca tu i tam liczba 100.000 ofiar pochodzi z propagandowych pisemek protestanckich przypisujących katolikom najbardziej absurdalne intencje i postępowanie
Powiem więcej…. interesującym wydaje się fakt, że hiszpańska Inkwizycja sprzeciwiała się wykorzystaniu owego młota na czarownice i uważała to pismo za kłamliwe i nawet oddelegowywano inkwizytorów, by wybili co niektórym z głowy próbę użycia tejże książki w praktyce. Co ciekawe owa bulla papieska jest przedmiotem dyskusji historyków, ponieważ wydaje się sprzeciwiać wcześniejszym dokumentom papieskim o podobnej tematyce. Co więcej, w większości dokumentów owa bulla nie jest cytowana bezpośrednio a ze źródeł wtórnych… A fakt, że to właśnie protestanci stworzyli tą legendę strasznej inkwizycji jest tragikomiczny, jeżeli przyjrzeć się faktom i porównać walkę z herezją u protestantów i katolików.
Komentarze z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Andrew Jan B.: Znam tę teorię , lata były zimne i wilgotne . Zbiory zbóż słabe i skażone sporyszem , który miał być przyczyną zachwianych emocji .Wtedy nie było środków ochrony roślin a zboże mogło być skażone tym grzybem . Autor tekstu nie wspomniał o tym . Zła pogoda sprzyja rozwojowi tego pasożyta . Mogło to być przyczyną halucynacji i szaleństwa wielu ludzi http://pl.wikipedia.org/wiki/Sporysz
Amadeusz W.: Wszystko jasne, płonące stosy miały na powrót ocieplić klimat. Sprytni ci nasi antenaci.