Ciekawostki Historyczne

Jak to na wojence ładnie przekonają się już niedługo bohaterowie najnowszej powieści zyskującego coraz większą popularność pisarza, Tomasza Stężały. Porucznicy 1939 to interesująca podróż w czasie, w którą naprawdę warto wyruszyć.

Nie jest to pierwsza powieść Stężały, jaka wpadła mi w ręce, ale zdecydowanie pierwsza tak dobra. Kim zatem jest autor?  To pisarz na dorobku, z zawodu nauczyciel, z zamiłowania historyk amator. A jako że z muzą Klio jest za pan brat, zabrał się za powieść historyczną. Jak mu to wyszło?

Akcja „Poruczników” rozpoczyna się w roku 1937, a kończy zimą 1939/40. Całość jest podzielona na cztery części, oznaczone kolejnymi latami. Pierwsze dwie (stanowiące razem zaledwie mniej niż jedną czwartą książki) to opowieść o latach przedwojennych i przygotowaniach do wojny. Część trzecia to w praktyce opis kampanii wrześniowej z trzech perspektyw, natomiast ostatnia to opowieść o oswajaniu się z nową rzeczywistością, w zależności od strony − przegranego, lub zwycięzców.

Omawiając szkielet książki, wspomniałam też mimochodem o jej temacie. Fabuła oscyluje wokół wojska i wojny. Początkowo to opowieść o zwykłych ludziach, których losy w końcu jakoś związały się z armią. Wiele tu sielankowych obrazków, choć zdarzają się dla bohaterów i cięższe chwile. Właściwie dopiero w połowie drugiej części zaczyna się robić ciekawie. Kiedy w powietrzu zawisa niepokój, a smar działonów wnika coraz głębiej w skórę szkolonych właśnie rezerwistów.

Zupełnie zwyczajni ludzie na niezwyczajnej wojnie

Wraz z częścią trzecią zaskakuje czytelnika wybuch wojny. i tu dopiero akcja rozkręca się na dobre. Mamy niespełnione miłości, nieplanowaną ciążę, prześladowania ludności polskiej w Prusach, walkę, śmierć, niepewność, beznadzieję i złamane marzenia. Jest panna z dzieckiem, która choć nie zdążyła być żoną, już została wdową. Jest Polak, który z ciężkim sercem podpisuje volkslistę i Polakiem być przestaje. Jest mąż, który walcząc za ojczyznę nie może strzec swojej żony i malutkiej córki, które ruszają w niebezpieczną drogę pozbawione męskiej eskorty. Jest młody wykształcony człowiek, który trafia do NKWD, staje się jej agentem, a potem stopniowo gubi się i w sobie i w strukturach swojej organizacji. Jest polski Żyd, trochę przekorny chłopak i żołnierz w jednym, który ledwo zdołał do czegoś dojść, zapanować nad sobą i ukształtować swój charakter, a już musi zrzucić mundur, zakopać karabin i samemu kryć się po lasach, bo Niemcy nie daliby mu w obozie żyć, mimo że stał się jeńcem. Jest wreszcie noszący z dumą polski mundur Niemiec z urodzenia, Polak z wyboru, który spotyka swojego kuzyna, odzianego w feldgrau. W pierwszych dwóch powieściach Stężały, osadzonych kilka lat później niż Porucznicy 1939, spotykamy wielu bohaterów recenzowanej książki. Są starsi, bardziej doświadczeni życiowo, jednak to ci sami, o których czytaliśmy ostatnio.

Bohaterów – jak widać – w książce jest pod dostatkiem. Mnóstwo wśród nich tych drugoplanowych, jednak i na pierwszym planie jest dość gęsto. To z jednej strony wada, z drugiej zaleta. Bo chociaż nie możemy przywiązać się do jednego, ulubionego protagonisty i śledzić jego losów, to ta mnogość daje nam najszerszą możliwą perspektywę.

Świat widzimy z przynajmniej trzech stron. Strona polska, broniąca się i przyglądająca bezprawnej  i okrutnej agresji na kraj. Strona niemiecka zwalczająca uporczywych żołnierzy wroga i szykująca przestrzeń życiową dla aryjskiego narodu. Wreszcie strona radziecka, zupełnie inny mikrokosmos, gdzie najważniejsze jest słowo batiuszki Stalina, a gdzieś tam na dole machiny rywalizują małe trybiki. Świat staje się przez to barwny i wielowymiarowy.

Nowy-stary Stężała

Tomasz Stężała, Porucznicy, Instytut Wydawniczy Erica, 2011.

Tomasz Stężała, Porucznicy, Instytut Wydawniczy Erica, 2011.

Od ostatniej powieści Stężała bardzo się rozwinął. Historia Poruczników jest o niebo ciekawiej przedstawiona, bardziej spójna. W wielości wątków tym razem autor się nie gubi. Z lekkością prowadzi czytelnika przez kolejne etapy kampanii wrześniowej, z realizmem opisuje działania wojsk. Nie mogę się wypowiadać o szczegółach uzbrojenia, czy sztuki taktyki i fortyfikacji, jednak z perspektywy osoby niezorientowanej wygląda to wszystko dość wiarygodnie.

Widać, że autor popracował trochę nad tworzeniem dialogów. Nie trącą sztucznością, brzmią w zasadzie niezgorzej. Zresztą, również warstwa językowa prezentuje się znacznie lepiej niż w „Elbingu”. Może sam Stężała bardziej przemyślał tekst, a może to kwestia dobrego redaktora. Co prawda da się wyłapać parę potknięć, jak powtórzenia czy literówki, ale jednak nie trafimy już na kwiatki w stylu dział plujących śmiercionośnymi pestkami. I chwała za to!

Wydanie też całkiem przyzwoite. Gratuluję udanego projektu okładki. Naprawdę przyciąga wzrok. To kolejna książka Erici nie za długa, nie za krótka. Taka w sam raz do plecaka, torby, teczki (niepotrzebne skreślić).

Ogólnie rzecz biorąc, Porucznicy zostawiają po sobie pozytywne wrażenie. Powieść czyta się szybko i przyjemnie. Jeśli tylko czytelnik ma wystarczająco dobrą pamięć, by zachować w niej wszystkich bohaterów, na pewno będzie mieć z tej książki sporo frajdy. A jeśli pamięć jednak szwankuje, to na szczęście wydawca zostawił nam drobny prezencik: Dramatis personae i wszystko jasne. Pozostaje tylko czekać na kolejny tom.

Autor: Tomasz Stężała
Tytuł: Porucznicy 1939
Wydawca: Instytut Wydawniczy Erica
Data wydania: 2011
Oprawa: Miękka
Liczba stron: 488
ISBN: 978-83-62329-30-4
Ocena recenzenta: -5/6

KOMENTARZE (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Napoleon8898,

Mam książkę. Od znajomych. Cóż…muszę przyznać że to nie to co czytałem zawsze. Nareszcie książka z fabułą a nie historią (lubię ją ale czasem chce odpocząć) w czasach historycznych. DRUGA, druga realistyczna. Jak na razie…tak jak państwo mówiliście…pierwsza część była dość interesująca początki 1938 też ale dopiero w po mojemu latach 40 książki (40 strony) zaczęło się coś bardziej z nimi dziać i przy okazji mamy tam mojego imiennika, którego dość polubiłem ( nie tylko za imię mowa ty o Morawskim). Ale przejdźmy do ”mojej” opinii. Na razie doszedłem do strony…52 więc nie za daleko (być może dlatego że byłem zmordowany). Musiałem siedzieć do 5:00 z własnej woli. Dla mnie na początku książka zasługuje najwyżej na 4+ lecz w tym momencie nie przesadzam mówiąc że dla mnie już tu zaczyna być dobra i pracuje sobie na 5- na koniec roku czytelniczego. Historia niemiecka jest trochę nudna ciągle Berta i Else czy jak jej tam. Dopiero moment treningu w czołgach (treningowych nie były używane w walce) P. I

Szkoda że tak mało strony radzieckiej (którą jestem bardziej zainteresowany bo o Niemcach to już wiem ”dość”) a bombardują nas Wilhelmem. Ogólnie książka jest ciekawa i przyjemnie się czyta.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.