Edward VII (1841-1910) nie był typowym królem. Niemal całe życie spędził pod kloszem, jako niezbyt ceniony syn wielkiej władczyni: królowej Wiktorii. Sam został monarchą dopiero w wieku 60 lat. Spadło na niego multum nowych obowiązków, ale wcale nie zamierzał rezygnować z dawnych rozrywek. Dalej jeździł na wakacje jak normalny arystokrata. No, prawie normalny...
Brytyjski król miał do dyspozycji cały szereg posiadłości w Anglii, ale upodobał sobie wycieczki na kontynent. Przynajmniej raz w roku starał się gościć w Marienbadzie: uzdrowisku w Czechach, które między innymi dzięki jego wizytom stało się jednym z najpopularniejszych kurortów w Europie. Monarcha jeździł tam dla relaksu, ale też dla poratowania zdrowia i… zrzucenia zbędnych kilogramów. Jako elegancki starszy pan, Edward starał się dbać o odpowiednią figurę i wierzył, że nic mu w tym nie pomoże tak, jak dobre spa.
Co król robił na urlopie?
Podczas wizyt w Marienburgu zawsze zatrzymywał się w tym samym hotelu – luksusowym Weimarze. Każdy dzień wypoczynku zaczynał od trzech szklanek wody mineralnej. Pierwszą pił w swoim pokoju hotelowym, kolejne dwie już na świeżym powietrzu. W pobliżu hotelu miał swoją prywatną ławeczkę, na której nie było wolno siadać nikomu innemu. Wodę donoszono mu z Weimaru, ale Edward zawsze nalegał, że ma to robić główny kelner. W końcu szacunek musi być!
Kiedy król wypił już swój przydział wody i zjadł śniadanie, udawał się do łaźni na kąpiel leczniczą. Przez kilka kwadransów wymaczał sobie korzonki, po czym wracał do hotelu na lunch. Niby pamiętał, że jest na kuracji odchudzającej, ale utrzymywanie dyscypliny żywieniowej nienajlepiej mu wychodziło. Wszystkim dookoła wypominał czego nie wolno pić i jeść, ale sam w najlepsze obżerał się smażonymi pstrągami, kuropatwami z bakłażanem… i brzoskwiniami. Te ostatnie miejscowy doktor polecił mu jako zdrowsze od pomarańczy. W efekcie w ciągu dwutygodniowych turnusów nigdy nie zrzucił więcej niż 3 kilo wagi. Ale i z takiego wyniku był bardzo zadowolony.
Monarcha pośród plebsu…
Problemy zaczynały się, gdy po lunchu lub po obiedzie król wyruszał na przechadzkę. Marienbad tym różnił się od monarszych posiadłości w Anglii, że na każdym kroku władca Imperium Brytyjskiego stykał się ze zwyczajnymi ludźmi. Na dobrą sprawę Edward nie wiedział co o tym myśleć. Swoim współpracownikom mówił, że marzy o tym, żeby nikt nie rozpoznawał go jako króla. Przy pewnej okazji kazał swojemu ministrowi wojny, panu Haldane, przebrać się w typowe, austriackie ubranie i zabrał go na przejażdżkę samochodową.
Obaj udawali „zwykłych” turystów. Zatrzymali się przy zupełnie przypadkowej, przydrożnej knajpce:
„Tutaj się pożywię!” – powiedział głośno. Zamówił dwie kawy (…) Powiedział mi, że austriacka kawa zawsze smakuje świetnie i da się łatwo poznać gdzie przebiega granica z Niemcami, bo po tam kawa jest już paskudna. (…) „Teraz zamierzam zapłacić” – rzucił w końcu – „I dam tylko niewielki napiwek tej kobiecie (…) na wypadek, gdyby podejrzewała, że jestem królem”.
Z drugiej strony Edward wpadał w najprawdziwszy gniew, kiedy ktoś… nie poznawał że jest królem! Pewnego dnia odwiedził bez zapowiedzi pewnych znajomych, który także wypoczywali w Marienbadzie. W drzwiach kamerdyner nieopatrznie zapytał go o godność. Król dosłownie eksplodował: Powinieneś wiedzieć kim jestem! Ja ze swojej strony doskonale pamiętam, że rok temu byłeś trzecim lokajem u księżnej Manchesteru!
Już zupełnie Edward nie wiedział co myśleć o zwyczajnych przechodniach. Jednego dnia cieszył się, że go pozdrawiają. Innym razem osobiście poskarżył się cesarzowi na nachalność tłumów. Władca Austro-Węgier momentalnie zareagował i na przyszłość królewskie przechadzki nadzorowała armia urzędników…
I niezwykłe znajomości
Wizyty brytyjskiego monarchy były też ważnym wydarzeniem towarzyskim. Wiele osób zjeżdżało do Marienbadu tylko po to, by osobiście poznać sympatycznego króla. Niezliczonym damom z wysokich sfer rzeczywiście się to udało. Ale były też kandydatki do… zupełnie innej znajomości.
Jak wspominał jeden z członków królewskiej świty:
Pobyt w Marienbadzie oznaczał [dla mnie] bardzo ciężką pracę, jako że musiałem pełno czasu spędzać na spotkaniach z ludźmi, których ciężko było się pozbyć. Przykładowo (…) pewna piękna panienka z wiedeńskiego półświatka pragnęła dostąpić zaszczytu przespania się z królem. Kiedy usłyszała, że taka rzecz nawet nie podlega dyskusji, odparła, że w najgorszym razie może się przespać ze mną, bo szkoda by pieniądze, które wydała na bilet się zmarnowały.
No cóż, akurat o tym niedoszłym gościu Edward VII chyba nigdy się nie dowiedział. Nieświadomy swej niezwykłej popularności wśród pań niepewnej reputacji odwiedzał Marienbad przez cały okres swojego panowania, aż do śmierci w 1910 roku…
Źródła:
- Christopher Hibbert, Edward VII: The Last Victorian King, Palgrave Macmillan, 2007.
- Sidney Lee, King Edward VII: A Biography, t. II, Kessinger Publishing, 2004.
Polecamy:
- Krystyna Kaplan, Zdarzyło się w Marienbadzie, Literatura Faktu PWN, 2012.
KOMENTARZE (4)
Jeśli mogę coś zasugerować to poprawienie w bibliografii zapisu książki autorstwa Sidneya Lee. Wydanie z 2004 r. to reprint oryginału z 1927 r. Kessinger Publishing specjalizuje się w tego typu publikacjach. Poza tym tom nosi tytuł „The Reign, 22nd January 1901 to 6th May 1910”.
Nie wiem gdzie znajdował się Hotel Weimar w Mariańskich Łaźniach (Marienbad), ale wiem gdzie się znajduje dobrze zachowany apartament króla Edwarda VII. To Hotel Nove Lazne. W okresie gdy go remontowałem, kompleks ten nazywał się Lećenby Lazne Nove Lazne. Nie wiem czy wodę donoszono mu z Weimaru, ale kilka kroków od hotelu jest pijalnia wód. Na Colonadzie. Ławeczki nie widziałem mimo, że w Mariańskich Łaźniach mieszkałem 5 lat. Za to niedaleko hotelu, na skwerku, jest scenka, odlane postacie króla i cesarza z datą 6.08.1904, kiedy to ucięli sobie pogawędkę. Miłościwie panujący cesarz Franciszek Józef też lubił Marienbad, chociaż śladów pobytu nie spotkałem. Jest ich za to pełno w pobliskich Franciszkowych Łaźniach. Pozdrawiam.
Dziękujemy za podzielenie się z Nami swoją wiedzą i to z pierwszej ręki. Również pozdrawiamy :)
Bardzo dziekuje za tak bardzo rozwinięte wpisy :)