Prezydent Meksyku oddał USA pół państwa. Prezydent Gwatemali do końca życia nie nauczył się czytać ani pisać. Prezydent Paragwaju doprowadził do wojny, w której zginęło ponad 60% populacji kraju. Witamy w Ameryce Łacińskiej – krainie przywódców kompetentnych inaczej.
Meksyk uzyskał niepodległość 24 sierpnia 1821 r. Meksykanie od początku mieli rozmach, ponieważ jako formę rządów przyjęli cesarstwo. Młode państwo było bardzo niespokojne. Ustrój szybko zmieniono na republikański i wtedy na scenę wkroczył nasz bohater, Antonio López de Santa Anna. Został prezydentem w 1833 r. dzięki zasługom w wojnie z Hiszpanami. Trzy lata później zaczęły się pierwsze problemy.
Początek klęsk
Do Teksasu napływali osadnicy z USA. Od Meksykanów różniła ich kultura, język i religia. Szybko przestało im się podobać w niestabilnym państwie. W 1836 r. Teksas ogłosił niepodległość. Armia Meksykańska dowodzona przez Santa Annę przystąpiła do tłumienia buntu. Na początku zdobyła fort Alamo, o czym opowiada połowa amerykańskich filmów. Jednak w bitwie pod San Jacinto Meksykanie ponieśli spektakularną klęskę, a sam prezydent dostał się do niewoli.
Przyczyną było fatalne dowodzenie. Santa Anna wybrał na obóz miejsce pomiędzy lasem a mokradłami, co utrudniło obronę. Prawie wszyscy Meksykanie zginęli lub dostali się do niewoli. Straty Teksańczyków wyniosły raptem 30–40 zabitych i rannych. Będąc jeńcem, prezydent podpisał uznanie niepodległości Teksasu, który w 1845 r. został włączony do terytorium USA.
Jak nie uczyć się na błędach
Koniec kariery politycznej? A gdzie tam! Co prawda Santa Anna został odsunięty od władzy na kilka lat, ale już w 1839 r. znowu przejął rządy w Meksyku. Stosunki z USA były wówczas bardzo napięte. Stany Zjednoczone zgłaszały roszczenia do terytoriów Kalifornii i Nowego Meksyku. Nietrudno się domyślić, że Meksykanie nie byli skłonni odstąpić takiego szmatu ziemi.
Polecamy video: Tak zawsze kończą tyrani…i nielubiani królowie. 5 władców, których zamordowali ich właśni poddani!
Jankesi postanowili użyć siły i w maju 1846 r. wojska USA przekroczyły granicę. Obroną dowodził oczywiście Santa Anna, jednak od zakończenia poprzedniej wojny niewiele się nauczył. Amerykanie szybko zajęli sporne tereny. Meksykanie nie chcieli jednak zawrzeć pokoju, podjęto więc decyzję o zajęciu ich stolicy.
14 września 1847 r. wojska USA opanowały miasto Meksyk, po drodze pokonując armię obrońców. Prezydent uciekł na Jamajkę. W wyniku wojny i „znakomitego” dowodzenia Santa Anny Meksyk stracił blisko połowę terytorium. Dziś znajdują się tam stany: Nowy Meksyk, Kalifornia, Arizona, Nevada, Kolorado, Utah i częściowo Wyoming.
Meksykanie nie uczyli się na błędach. Santa Anna objął władzę po raz kolejny w 1853 r. Była to zdecydowanie najbardziej udana z jego prezydentur. Nie przegrał żadnej wojny, nie utracił terytorium. Rządził dwa lata, a władzę stracił w wyniku przewrotu. Z wygnania powrócił dopiero 1874 r., zmarł dwa lata później.
Wykształcenie nie jest wymagane
Kiedy w Meksyku Santa Anna radośnie oddawał kraj Amerykanom, w Gwatemali (południowy sąsiad Meksyku) władzę objął Rafael Carrera. Z zawodu handlarz świń, z wykształcenia analfabeta, z zamiłowania alkoholik.
Karierę rozpoczął podczas epidemii cholery. Był wówczas szefem jednego z oddziałów grabarzy chowających ofiary. W lasach Gwatemali wiejscy księża rozpuszczali wieści, że zaraza jest karą za grzechy, a urzędnicy zatruwają wodę.
Nie jest zaskoczeniem, że hasła walki z rządem zyskiwały spore poparcie. Sytuację wykorzystał Carrera, który zebrał pod swoimi rozkazami niezadowolonych chłopów i ruszył na stolicę. W 1840 r. udało mu się ją zdobyć. Rządził z małymi przerwami do śmierci w 1865 r.
Do największych osiągnięć nowego prezydenta należało oddanie 1/5 kraju Wielkiej Brytanii – na terenie tym leży dzisiaj Belize. W zamian Brytyjczycy mieli zbudować drogę łączącą wybrzeże Atlantyku z miastem Gwatemala. Nie wybudowali. Prócz tego do zasług Carrery należy likwidacja państwowego szkolnictwa i podarowanie Kościołowi najlepszych ziem w kraju.
Specjalista z zagranicy
Kolejnym dyktatorem, o którym opowiemy, będzie Wiliam Walker. U władzy był zaledwie rok, a miejscem jego rządów była Nikaragua, państwo znajdujące się na przesmyku łączącym Amerykę Północną z Południową. Nasz bohater był awanturnikiem ze Stanów Zjednoczonych. Próbował m.in. przyłączyć Półwysep Kalifornijski i meksykański stan Sonora do USA. Bez powodzenia.
Po powrocie do ojczyzny został postawiony przed sądem, jednak przysięgli go uniewinnili. Cała eskapada zyskała mu popularność. Szczęście uśmiechnęło się do niego w 1855 r. Frakcja liberalna w Nikaragui chciała przejąć władzę z rak konserwatystów. Z kolei Magnat Cornelius Vanderbilt pragnął zdobyć kontrolę na zyskownym transportem towarów przez przesmyk (Kanał Panamski jeszcze wtedy nie istniał). Nasz bohater był idealnym kandydatem do wykonania tych zadań.
Wiliam Walker zebrał 60 zabijaków i wyruszył do Nikaragui. Po wylądowaniu powiększył swoje siły o 270 kolejnych ochotników. Armia Nikaragui była tak słaba, że w październiku 1855 r. zajął stolicę państwa – Grenadę.
Początkowo Walker rządził za pośrednictwem swojej marionetki, Patricio Rivasa. Sąsiedzi Nikaragui uważali panoszenie się Amerykanów w regionie za zagrożenie. W marcu 1856 r. wypowiedzieli jej wojnę. Patricio Rivas uciekł, a władzę objął Walker.
Zaczął od „imponujących” reform: wprowadził angielski jako język urzędowy, przywrócił niewolnictwo, skonfiskował ziemię swoim przeciwnikom. Miał nadzieję na wsparcie rządu USA, ale przeliczył się. Jego armia była dziesiątkowana przez cholerę i kolejne przegrywane bitwy. W końcu został zmuszony do ucieczki, ale przedtem zdążył jeszcze wydać rozkaz spalenia Grenady.
Po powrocie do USA był witany jak bohater. W 1860 r. próbował wrócić do Ameryki Środkowej. Po wylądowaniu został schwytany przez Brytyjczyków i przekazany władzom Hondurasu, które zdecydowały o jego egzekucji.
Nieznajomość geografii szkodzi
Trochę później, bo w 1862 r., w Paragwaju władzę objął Francisco Solano López. Poprzednim prezydentem był Carlos Antonio López. Zbieżność nazwisk oczywiście nie jest przypadkowa. Nowy prezydent miał wielkie ambicje. Przede wszystkim chciał, aby jego kraj uzyskał dostęp do strategicznie ważnego ujścia rzek Parana i Urugwaj o nazwie La Plata. Pretekstem do wojny stała się interwencja Brazylii w Urugwaju w 1865 r. Brazylia wspierała buntowników, a Paragwaj stronę rządową.
Rebelianci mieli także poparcie Argentyny. López zażądał pozwolenia na przemarsz przez jej terytorium, by wspomóc rząd Urugwaju. Kiedy nie otrzymał zgody, zaatakował Argentyńczyków. Tym sposobem maleńki Paragwaj znalazł się w stanie wojny zarówno z Brazylią, jak i Argentyną, a wkrótce także z opanowanym przez rebeliantów Urugwajem.
Z początku szło nawet nie najgorzej, Paragwaj miał bowiem największą na kontynencie armię. Taka sytuacja nie mogła jednak trwać wiecznie. Alianci powoli zajmowali coraz większe terytoria. W 1870 r. dopadli w końcu Francisco Solano Lópeza. Umierając, zawołał podobno: „Ginę razem z moją ojczyzną”. I było w tym wiele prawdy.
Wojna skończyła się ruiną kraju, śmiercią ponad 60% ludności i wieloletnią okupacją. Większość ofiar stanowili mężczyźni, więc według niektórych szacunków na jednego Paragwajczyka przypadały wówczas cztery Paragwajki. Oczywiście brak rąk do pracy spowodował głód, a ten z kolei epidemie. Do końca XIX w. Paragwaj pozostał państwem biednym i zacofanym.
Okrutny wyznawca voodoo
Przenieśmy się w trochę bliższe nam czasy. Panie i Panowie, oto François Duvalier, znany również jako Papa Doc. Rządził Haiti w latach 1957–1971. Co ciekawe, został wybrany w demokratycznych wyborach, które uczciwie wygrał. Na tym jednak demokracja się skończyła.
Papa Doc nie ufał armii, więc stworzył milicję nazywaną Tonton Macoute. Nazwa pochodzi z języka haitańskiego i oznacza potwora, którym straszy się dzieci. Formacja zajmowała się eliminowaniem przeciwników politycznych dyktatora. W repertuarze jej środków było kamienowanie, palenie żywcem i wieszanie w miejscach publicznych. Trzeba przyznać, że Papa Doc miał rozmach w stosowaniu terroru. Liczbę ofiar jego reżimu szacuje się na ponad 40 000.
Oczywiście były próby obalenia dyktatury. Jedną z nich podjęło 13 Haitańczyków w sierpniu 1964 r. Rzecz jasna ponieśli klęskę, a zemsta była straszna. Część buntowników pochodziła z miasteczka Jérémie. Na rozkaz Papy Doca wymordowano rodziny spiskowców. Zabijano dwuletnie dzieci i osiemdziesięcioletnich starców. Rozpoczynano od najmłodszych, by rodzice musieli oglądać śmierć swojego potomstwa.
Duvalier stosował też bardziej subtelne metody, by utrzymać się przy władzy. Duża część Haitańczyków wyznaje religię voodoo. Papa Doc starał się wyglądać i zachowywać jak Baron Samedi – bóstwo powiązane z magią i światem podziemnym.
Papa Doc zmarł w 1971 r. Władzę przejął jego syn, Jean-Claude Duvalier, znany jako Baby Doc. Tak długie rządy i udana sukcesja nie oznaczają jednak, że Papa Doc, był dobrym przywódcą. Wprost przeciwnie, za jego czasów kwitła korupcja, masowo rozkradano państwowe fundusze, a tysiące ludzi opuszczało kraj. Dyktator mógł jednak liczyć na wsparcie USA ze względu na swój ostentacyjny antykomunizm.
***
To tylko kilka przykładów żenująco nieudolnych i okrutnych dyktatorów z Ameryki Łacińskiej. Oczywiście znalazłoby się kilku rzeczywiście dobrych przywódców, byłaby to jednak zdecydowana mniejszość. Warto się nad tym zastanowić, krytykując demokrację.
Bibliografia:
- Marshall C. Eakin, Historia Ameryki Łacińskiej: zderzenie kultur, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2009.
- Héctor Pérez Brignoli, A Brief history of Central America, University of California Press, Berkeley 1989.
- Karol Deriwch, W krainie Pierzastego Węża: historia Meksyku od podboju do czasów współczesnych, Universitas, Kraków 2014.
- I Die with My Country. Perspectives on the Paraguayan War, 1864–1870, ed. Hendrik Kraay and Thomas L. Whigham, University of Nebraska Press, Lincoln–London 2004.
- Ryszard Kapuściński, Dlaczego zginął Karl von Spreti, Czytelnik, Warszawa 2010.
- Steve Coupeau, The History of Haiti, Greenwood Press, Westport, Connecticut–London 2008.
- Clifford L. Staten, The History of Nicaragua, Greenwood Press, Santa Barbara–Denver–Oxford 2010.
KOMENTARZE (10)
Bardzo ciekawy temat. Nigdy nie interesowałem się zbytnio historią Ameryki łacińskiej w XIX i XX, za sprawą tego artykułu napewno wrócę do tej części historii świata. Pozdrawiam
Demokracja nie jest wcale lepsza, to nie chodzi o system a o czynnik ludzki. Wracając do źródeł, taki Perykles przywódca demokratyczny w Atenach z ambicji doprowadził do wojny ze Spartą, która kosztowała prawdopodobnie więcej niż 50% populacji jego miasta [zaraza w oblężonym mieście, klęski w bitwach lądowych]…tylko że tamta demokracja była finansowana przez imperium perskie, dlatego jak ktoś chce demokrację, to niech sobie znajdzie źródła finansowania…
Zaczynam się zastanawiać czy te artykuły nie są ostatnio pisane na jakieś polityczne zamówienie…
Jakie?
Witam, chcialabym sprostowac, ze dniem Niepodleglosci w Meksyku jest 16 wrzesnia. Poczatek wojny o niepodleglosc rozpoczal sie w 1810 (Grito de Dolores), a zakonczyl 27 wrzesnia 1821 roku Ejército Trigarante). Dziekuje za uwage.
Od dłuższego czasu zastanawiam się nad zjawiskiem brutalności Ameryki Południowej. Sposób rozwiązywania konfliktów w tym regionie zazwyczaj jest bardzo brutalny, – międzypańswowy jak i indywidualny. Czy jest to jakiś pierwiastek prekolumbijski czy coś innego…. Jeżeli ktoś może zasugerować jakąś literaturę w tym temacie, będę zobowiązany.
Brawa uznania dla autora Michala Pioruna – jego poczucie humoru jest nieziemskie! Dawno sie tak nie tarzalam sie po podlodze ze smiechu.
Drogi Czytelniku, cieszymy się, że tekst przypadł go gustu :) Pozdrawiamy serdecznie :)
Co tam Ameryka Południowa. co tam XIX wiek.
U schyłku. XX wieku prezydentem sporego kraju został analfabeta nie potrafiący w rodzimym języku sklecic poprawnie jednego zdania. Jego następcą został alkoholik który nawet nie wiedziałem jakie ma wykształcenie…. To dopiero egzotyka…
W XXI wieku w średnim mieście na prezydenta wybrano dewastacji o zaburzonej preferencji seksualnej…
Drogi Bn, jak już wytykać innym to tak, aby Panu nic nie można było zarzucić. Nie można wybrać „dewastacji”, bo to chyba nie określenie człowieka… Pozdrawiamy serdecznie :)