Adolf Eichmann nie miał planu B. Nie zebrał pieniędzy i nie przygotował drogi ucieczki na wypadek klęski III Rzeszy. Na dodatek, jako masowy morderca, miał miliony zaciekłych wrogów, marzących o jego ujęciu. Jakim cudem przez całe lata skutecznie unikał schwytania?
Koniec wojny zastał Eichmanna, autora „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, w austriackich górach, gdzie organizował oddział partyzancki. Do końca wierny przełożonym zakładał, że będzie w stanie nękać aliantów przynajmniej przez miesiąc. Tymczasem już ósmego maja jego podwładni zostali zwolnieni ze służby, a on sam dosłownie nie miał co ze sobą zrobić.
Jak pisze Neal Bascomb w książce „Wytropić Eichmanna”, Niemiec: Po raz pierwszy w życiu nie miał rozkazów do wykonania ani przywódców, za którymi mógłby pójść. Czuł się jak okręt bez steru.
SS-Obersturmbannführer (podpułkownik SS) zdawał sobie sprawę z tego, że alianci uważają go za zbrodniarza wojennego. Wiedzieli o tym również jego towarzysze, z którymi zamierzał ukryć się w górach. Szybko dali mu do zrozumienia, że nie jest wśród nich mile widziany.
Został sam w towarzystwie swojego osobistego sekretarza, Rudolfa Jänischa. Na podorędziu miał tylko własną przebiegłość. I tak oto opracował te siedem niezawodnych zasad…
Po pierwsze: Zmień tożsamość
To oczywiście banał. Jeśli jesteś wysoko na liście poszukiwanych, a wszędzie roi się od żołnierzy, którzy mogą Cię wylegitymować, pozbądź się dokumentów i zmień nazwisko. Lepiej z góry dysponować zastępczymi papierami, ale nasz bohater zbyt późno o tym pomyślał. Do końca przecież wierzył w zwycięstwo III Rzeszy.
Kilka dni błąkał się po kraju, próbując dostać się do Niemiec. Udawał kaprala Luftwaffe, którego nikt nie miał powodu aresztować. W końcu jednak amerykański żołnierz przeszukał go dokładnie i znalazł na przedramieniu tatuaż z grupą krwi, jaki nosił każdy SS-man. Adolf próbował go wypalić papierosem, ale nie udało mu się. Usunął go na dobre nieco później.
Na razie trafił do obozu jenieckiego i tam przyjął nową tożsamość. Nie wybierał jej na chybił trafił.
Po drugie: Wybierz właściwe nazwisko
Przedstawił się jako Otto Eckmann – nazwisko miało być na tyle podobne, by automatycznie na nie reagował i mógł tłumaczyć się przesłyszeniem, gdyby odwrócił się, słysząc „Eichmann”.
Jako dzień narodzin wskazał datę dokładnie o rok późniejszą od prawdziwej, co było łatwe do zapamiętania.
Twierdził też, że przyszedł na świat we Wrocławiu – wiedział, że wszelkie metryki zostały tam najprawdopodobniej spalone w czasie obrony miasta.
Po trzecie: Zniszcz zdjęcia
Trudno uciec przed całym światem, jeśli wszyscy wiedzą, jak wyglądasz. O tym jednym Eichmann pomyślał jeszcze w czasie wojny. Nie pozwalał się fotografować, używał tylko jednego, oficjalnego zdjęcia, którego negatyw zniszczył. Ani jego żona, ani rodzice nie dysponowali nawet jedną jego podobizną.
Dziś trudniej wyobrazić sobie taką ewentualność, ale jeśli zalazłeś komuś za skórę, lepiej kontroluj, co wrzucasz na Facebooka.
Eichmann bardzo różnił się pod tym względem od innych SS-manów. Nie tylko nie robił sobie pamiątkowych zdjęć w czasie egzekucji, ale też nie brał udziału w publicznych zabawach takich jak próby przestrzelenia dwóch żydowskich głów jedną kulą.
Unikał pokazywania się swoim ofiarom, dzięki czemu po wojnie mało kto wiedział, jak wygląda.
Po czwarte: Nie ufaj kochankom
Kobiety wielokrotnie okazywały się największą słabością wysoko postawionych mężczyzn. W czasie wojny Eichmann niemal nie widywał się z żoną i trójką synów, nie stronił za to od romansów. Poślubiona mu Veronika Liebl zdawała sobie sprawę z tych zdrad, pozostała mu jednak wierna. Nie była zresztą w stanie pomóc śledczym w odnalezieniu męża, który nie kontaktował się z rodziną.
Oczywiście ukrywający się Eichmann nie spotkał się też z żadną ze swoich dawnych kochanek i nie szukał u nich pomocy. I słusznie, kilka z nich zostało wyśledzonych przez szukających go żydowskich łowców nazistów.
Niemiec nie mógł jednak naprawić dawnego błędu. Nieopodal Linzu mieszkała kolejna z jego „przyjaciółek”, której nieopatrznie zostawił swoje zdjęcie.
Kobieta nie grzeszyła inteligencją i może dlatego Eichmann nie widział w niej zagrożenia. Ale Maria Mösenbacher była bardzo dumna z fotografii swego kochanka i lubiła się nią chwalić. Pokazała ją również agentowi Hagany – żydowskiej organizacji paramilitarnej ścigającej nazistów – który nawiązał z nią znajomość tylko po to, by wydobyć od niej tę pamiątkę.
Po piąte: Znajdź przyjaciół
Choć wyjawienie komukolwiek swojej tożsamości jest nader ryzykowne, gdy jesteś poszukiwanym zbrodniarzem, czasem nie ma wyjścia. Po sześciu miesiącach w alianckich obozach jenieckich Eichmann pozostawał nierozpoznany, zdawał sobie jednak sprawę, że w końcu zostanie odkryty. Musiał komuś zaufać.
Zwrócił się do najwyższego stopniem SS-mana w obozie. Ten, razem z pozostałymi oficerami, zorganizował kamratowi ucieczkę. Podrobili mu dokumenty na nowe nazwisko, a jeden z nich dał mu list do swojej siostry, która pomogła mu później w zaszyciu się.
Eichmann przez ponad cztery lata ukrywał się w Dolnej Saksonii, najpierw jako drwal, później jako hodowca kur. Sprzedawał nawet jajka żydom z Belsen, gdzie w czasie wojny mieścił się jeden z obozów koncentracyjnych. W końcu zapragnął lepszego życia i ponownie musiał poszukać pomocy.
Po szóste: Czytaj gazety
Przez zaszyfrowane ogłoszenie w gazecie porozumiał się z siatką dawnych SS-manów z organizacji ODESSA. Zajmowała się ona, przy wydatnej pomocy przedstawicieli kościoła katolickiego, przerzutem nazistowskich zbrodniarzy do Argentyny. Rządził w niej Juan Perón, który uznawał pomoc ściganym Niemcom za swój obowiązek.
Jak dodaje Neal Bascomb na kartach książki „Wytropić Eichmanna”:
Eichmann był jednym z wielu, których ucieczki został zaaranżowane mniej więcej w tym samym czasie. Oprócz niego Europę opuścili między innymi „anioł śmierci” Josef Mengele, „rzeźnik z Rygi” Eduard Roschmann, masowy morderca Erich Priebke, „miłosierny zabójca” chorych umysłowo i upośledzonych Gerhard Bohne i budzący grozę swoim okrucieństwem komendant SS Josef Schwammberger.
Po siódme: Nie unoś się honorem
Niemiecki zbrodniarz przybył do Argentyny w 1950 roku jako Ricardo Klement, a dwa lata później odważył się sprowadzić rodzinę. Jego żona powróciła do panieńskiego nazwiska, ale synowie wciąż legitymowali się jako Eichmannowie. Ich ojciec udawał wprawdzie ich wuja, każdy jednak przyzna, że było to co najmniej nieostrożne. I rzeczywiście, błąd ten okazał się brzemienny w skutkach.
W grudniu 1956 roku jeden z synów Eichmanna odwiedził dom swojej dziewczyny, Sylvii. Nie wiedział, że jej ojciec jest w połowie Żydem, byłym więźniem Dachau, który uciekł z Niemiec jeszcze przed wojną. Młody Niemiec z dumą opowiedział, że jego ojciec był wysokim oficerem Wehrmachtu. Wyraził też żal, że nie udało się doprowadzić zagłady Żydów do końca.
Ricardo Klement często bił swoich „siostrzeńców”, by przypomnieć im o trzymaniu języka za zębami. Jak się okazało, na darmo.
Ojciec dziewczyny szybko połączył fakty, to jest nazwisko chłopaka z jego poglądami. Skontaktował się z Fritzem Bauerem, niemieckim prokuratorem żydowskiego pochodzenia występującym często jako oskarżyciel nazistowskich zbrodniarzy. Ten z kolei przekazał informacje wywiadowi Izraela. Pętla wokół Eichmanna zaczęła się zaciskać…
Dlaczego jednak zbrodniarz, który tyle lat wymykał się pościgowi, zachował się tak nierozważnie? W Argentynie poczuł się zbyt pewnie, przekonany, że poszukiwania jego osoby zostały już zarzucone. Przede wszystkim jednak uznawał za ujmę na honorze, iż jego synowie nie mogą przyznać się, kto jest ich ojcem. Chciał, by nosili chociaż prawdziwe nazwisko.
Kiedy agent Mossadu przesłuchiwał Eichmanna po jego schwytaniu, jeszcze w Argentynie, zapytał również o tę sprawę. Niemiec odpowiedział z oburzeniem: Nie sądzicie chyba, że prosiłbym swoją rodzinę, żeby kłamała z mojego powodu?
Była to niewątpliwa hipokryzja, kłamstwa były wszak codziennością całej rodziny zbrodniarza… O jego dalszych losach możecie przeczytać w innym naszym artykule. A także w poruszającej książce Neala Bascomba, której nowe wydanie właśnie trafiło do księgarń.
Źródło:
Neal Bascomb, Wytropić Eichmanna. Pościg za największym zbrodniarzem w historii, Znak Horyzont, Kraków 2015.
KOMENTARZE (17)
Świetny artykuł! Bardzo ciekawy ^^
Porostu Argentyna mu dała schronienie i obywatelstwo tak jak Polska daje swoim zbrodniarzom schronienie i godziwe emerytury .
w rzeczy samej.
Jeszcze trochę i odbiorą esbekom przywileje emerytalne.
Jeszcze trochę i zabraknie na emeryturę dla normalnych ludzi.
Wybrane komentarze do artykułu z serwisu wykop.pl
http://www.wykop.pl/link/2742495/sciga-cie-caly-swiat-oto-7-porad-od-najbardziej-poszukiwanego-czlowieka/
zielonek1000:
Po ósme zmień DNA.
wojtynaaa:
Bo nie bylo internetow i smartfonoof
Przez zaszyfrowane ogłoszenie w gazecie porozumiał się z siatką dawnych SS-manów z organizacji ODESSA. Zajmowała się ona, przy wydatnej pomocy przedstawicieli kościoła katolickiego, przerzutem nazistowskich zbrodniarzy do Argentyny.”
Poważny histryk albo choć rzetelny publicysta takich przekłamań nie popełniają!
Co konkretnie jest kłamstwem?
Nie dostał pomocy od przedstawicieli Kościoła. Jesli ktoś z pomocników był związany z Kościołem, to nie był przecież jego przedstawicielem. Kościół walczył z nazizmem aż powstał plan porwania papieża.
Mylisz się, kościół katolicki niestety wspierał nazizm w dwóch formach, niemiecki (nazizm) i włoski (faszyzm), radzę sobie poczytać o Traktatach laterańskich, które były prezentami Mussoliniego dla Piusa XI. I o traktacie Watykanu z III Rzeszą tzw Reichskonkordat. A potem zarzucanie innym kłamstw.
Pozdrawiam, i życzę miłej lektury
Co złego jest w tym konkordacie? Obowiązuje on do dziś. Przyjmując dość żenującą logikę Piotra dojdziemy do wniosku, że teraz ten konkordat legitymizuje następnych nazistów? Proszę o konkretne przykłady wspierania nazistów, czy faszystów (traktaty laterańskie- najlepiej odwrócić kota ogonem?) przez KK. Polecam więcej poczytać, zanim poleci się to komuś innemu.
Dokładnie. Kolejny przykład demagogii. Artykuł bardzo rzetelny, gdyby nie ta jedna wcinka o Kościele. Antypatyczne podejście widać już po zapisaniu słowa Kościół z małej litery… Szkoda, wielka szkoda.
a skąd mieli paszporty Watykanu ??
Komentarze do artykułu z naszego facebookowego profilu
https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne/posts/1145050958856895
Emilia K.:
Nie mieszkaj pod adresem zameldowania. Nigdy cię nie znajdą.
Kamila M.:
Jakoś mnie nie dziwi, że akurat duma jest winna jego niepowodzeniu.
biedny żyd -tak sie ko,ńczy wojna w rodzinie
JAREK! CZYTAJ!
„Wiedzieli o tym również jego towarzysze, z którymi zamierzał ukryć się w górach. Szybko dali mu do zrozumienia, że nie jest wśród nich mile widziany.”
a druga sprawa, że kk pomagający w ucieczkach takich kanalii powinien ponieść konsekwencje a tylko wypiął dupę do całowania drugiej stronie :(
Błędny tytuł – poza Izraelem, praktycznie nikt go nie ścigał. Do Argentyny wyjechał na watykańskim paszporcie a ówczesne Niemcy czy Argentyna wręcz uniemożliwiały ściganie niemieckich zbrodniarzy. Zadajcie sobie pytanie – dlaczego z Argentyny został nielegalnie uprowadzony przez Mosad? Bo nie było żadnych szans na legalną ekstradycję tego zbrodniarza z Argentyny.