Pora zakończyć konkurs wokół książki "Najpiękniejsze. Kobiety z obrazów". Nie spodziewaliśmy się, że wzbudzi aż tyle emocji!
Zanim podamy wyniki konkursu, musimy powiedzieć jedno. Wybór był naprawdę trudny. Pojawiło się wiele ciekawych komentarzy. Po raz kolejny pokazaliście nam, że warto stawiać na kreatywność.
Dla formalności przypominamy pytanie:
Która z kobiet, które stały w cieniu malarzy miała Twoim zdaniem największy wpływ na dzieje światowej sztuki i dlaczego?
Teraz czas na najprzyjemniejszą część, czyli ogłoszenie, kto otrzymuje książki ufundowane przez wydawnictwo Znak Horyzont.
Komentarz I:
Gdy tylko zobaczyłam pytanie, wiedziałam, że muszę napisać o kobiecie, która stworzyła jednego z największych malarzy XX wieku- Salvadora Dali. Gala, bo o niej mowa, była jego żoną, muzą i impresariem.
Już od pierwszego spotkania zrobiła na nieśmiałym, młodym malarzu piorunujące wrażenie. Starsza o dziesięć lat, pewna siebie, stanowcza kobieta, jawiła mu się jako bogini. Dali był nią zachwycony. Natomiast Gala zobaczyła w nim potencjał, dostrzegła jego geniusz. Dla Dalego porzuciła męża i córeczkę, zajęła się jego życiem i karierą. Mieli wspólny cel, pragnęli sławy i pieniędzy, razem wspierali i rozwijali jego talent. Gala była jego muzą i natchnieniem, ale to również ona szukała źródła przebicia, dla jego sztuki, krążyła z jego obrazami po galeriach, organizowała mu czas pracy, pilnowała finansów.
Salvador był ekscentrykiem, żyjącym w innym wymiarze, roztargnionym geniuszem, nie potrafiącym odnaleźć się w realiach świata. Gala pomagała mu funkcjonować w społeczeństwie, zajmowała się tym co przyziemne. Dali był bezbronny i bezsilny, wobec otaczającej go rzeczywistości, to ona była jego tarczą i podporą.
Artysta zaczął sygnować swoje obrazy podpisem Gala Salvador Dali, stali się jednością.
Byli tak różni od siebie, że doskonale się uzupełniali, jego słabości, były jej atutami, a jej słabości jego atutami. Dzięki jej zabiegom z biednego, nieznanego malarza stał się światowej klasy artystą i multimilionerem. Śmiało można stwierdzić że to Gala stworzyła Salvadora Dali. To ona wyprowadziła go z cienia i prowadziła za rękę przez przeszło pięćdziesiąt lat wspólnego życia.
Sądzę że Dali był od niej uzależniony. Widać to szczególnie po tym jak bardzo przeżył jej śmierć. Popadł w depresję, odsunął się od świata. Umarła Gala, a z nią część Salvadora. Wraz z odejściem Gali, odszedł jeden z największych artystów wszech czasów.
Niewiele było kobiet, które miały tak wielki wpływ na światową sztukę, jednocześnie pozostając na drugim planie, jak właśnie Gala Dali.
Chwała jej za to, że dała nam Salvadora Dali!
Temat konkursu ani przez chwilę nie wywołał we mnie żadnych wątpliwości, ani co do Muzy, ani Mistrza. Saskia van Uylenburgh – żona Rembrandta. Można by rzec, że razem stworzyli całkiem nieźle prosperujące przedsiębiorstwo, m.in. dzięki jej posagowi i jego talentowi. Interes interesem. Bywało sielsko i tragicznie, a Rembrandt wszystkie chwile skrzętnie notował na płótnach. W zapiskach nie zabrakło twarzy Saskii. Jako Flora z wiankiem kwiatów na głowie, w całej okazałości prezentuje najpiękniejsze kobiece oblicze, będąc brzemienną boginią-matką (ileż dzisiejsze celebrytki muszą się natrudzić i operować, żeby być uznane za kobiece!). Malarz pokazał w niej to, co pewnie kochał najbardziej: duże, niewinne oczy, rumiane policzki, delikatne dłonie, kręcone włosy. Długo by wyliczać.
Słodka i urocza, ale dla niego też elegancka i dostojna: ujęta profilem z czerwonym kapeluszem na głowie, w stroju który chce „rozsadzić” płótno. Popis zdolności w odtwarzaniu szczegółów, czy może deklaracja: „Ty, moja żono zasługujesz na wszystko, co najpiękniejsze i najdroższe”?
Ale z prawdziwą miłością można przecież konie kraść! I co widzimy kilka lat później? Autoportret z Saskią. Pełnia przepychu, szczyt popularności i bogactwa. Malarz z uniesionym w toaście kielichem, a na jego kolanach żona kukająca na nas jak na niezapowiedzianych gości. Przyłącz się do nas, stół mamy suto zastawiony – mówi Rembrandt. A ona patrzy dumna, przystrojona jak ten paw na stole. U szczytu pomyślności parabola zaczyna się wyginać.
Następny portret Saskii – nadal ubrana pięknie, a uszy ciążą od perłowych kolczyków. Ale coś nas niepokoi. Cisza dookoła, a smutne oczy krzyczą do Tego za sztalugą: „Daję ten goździk, bo kocham, bo dziękuję, bo przepraszam za to, że za rok umrę”. I tak też się dzieje. Saskia umiera w 1642 i jeszcze na łożu śmierci mąż wykonuje pospiesznie jej szkice. Dla niektórych małżeństwo to obrosło mitem pięknej miłości i oddania. Inni jednak dopatrują się w nim dobrego interesu. Teraz zostało nam tylko „gdybanie”, ale jedno jest pewne – dzielili ze sobą smutki i radości: bogactwo, choroba, śmierć dzieci, wreszcie narodziny Tytusa – dziecka, którego życie będzie nieco dłuższe niż jego rodzeństwa. Dziś nikt nie zaprzeczy, że każda z prac Rembrandta jest mistrzostwem. Arcydzieła pozostaną arcydziełami, a wiele z nich powstało właśnie dzięki inspiracji Saskią.
Jak zawsze, gratulujemy zwycięzcom i dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie. Jeżeli chcecie sprawdzić inne odpowiedzi, znajdziecie je tutaj.
Interesuje Cię książka, ale nie udało Ci się jej wygrać? Pamiętaj, że z naszym kodem rabatowym kupisz ją w księgarni Znak.com. pl dużo taniej niż inni.
Cudowny konkurs redakcjo… :)
Na którego wielkiego artystę by nie spojrzeć zawsze jest przy nim KOBIETA. Dużymi literami, bo tak należy honorować każdego kto potrafi stworzyć geniusza ;)
Jest prawie pewne, że Dalego stworzyła jego żona a może jej piersi które namiętnie fotografował. Jest możliwe, że w pewnym Vincencie bez ucha geniusz obudziła brzydka prostytutka. Jest więcej niż pewne, że całe stada prostytutek ukształtowały Modiglianiego a całkiem pewne, że gdyby nie mały skok w bok rodzicielki, Delacroix nie miałby szans odziedziczyć po biologicznym ojcu iskry geniuszu a co najwyżej problemy z przyrodzeniem. Jakoś tak to natura urządziła, że zawsze za każdym geniuszem stoi kobieta, muza, przyjaciółka, żona, matka czy kochanka, na tyle obrotna by pełnić wiele z wymienionych ról i zawsze ma to coś wspólnego z seksem.
Zawsze mnie głęboko smuci, gdy na pytanie o światowe malarstwo padają w odpowiedzi tylko obce nazwiska. Dlaczego dla Francisco Goya moi rodacy znajdują miejsce w panteonie a dla Matejki nie??? Widocznie jeszcze jestem za młoda i za piękna by to pojąć, to musi przyjść ze starością. (tak mniemam…) Więc dziś postaram się wyrównać szanse i opowiedzieć o koszmarnym małżeństwie Jana Matejki którego obrazy zachwycały cała Europę nie tylko rodaków.
Małżeństwo to trwało przez 29 lat, tzn. do śmierci artysty. I zaiste powiadam Wam… wielki ten człowiek był nie tylko jako malarz narodowy ale jako mąż również.
Teodora słynęła z tego, że była megierą (śliczne słowo). Szczęśliwe na początku pożycie małżonków stopniowo, za jej sprawą, stawało się koszmarem. Urządzała mężowi regularnie okropne awantury i sceny zazdrości., szczególnie widząc w jego pracowni inne modelki niż ona sama. To, że wciąż na płótnach pokazywał ją jako królową (m.in. jako Bonę w „Zawieszeniu dzwonu Zygmunta” i „Hołdzie pruskim” oraz jako panią Grabowską w „Rejtanie”) dużo mówi o uczuciach, jakimi darzył żonę. Resztę dopowiadają ich listy.
Teodora pisała: „Jakoby to Ośce twojej było miło i rozkosznie razem z Jankiem o dwunastej w nocy siedzieć w naszej sypialni na owym ulubionym fotelu żółtym, który Adolf nazwał tronem moim i całować się za wszystkie czasy zmarnowane na próżno….”
A on do niej: „- Teosiu, najdroższa żono moja! (…) Dziś mogłabyś Teosiu, żono moją brać miarę i ocenić głębię naszej, prawdziwej, a szlachetnej miłości, którą Bóg błogosławić raczy!”
Teodora była za osobą despotyczną, kłótliwą i egoistyczną. Za co Matejko ze swej strony zwał ją „Gwiazdą”, „Panią”, „Władczynią”. Najgorzej było gdy… uważała, że jej pozycja muzy jest zagrożona. Urządzała straszliwe awantury, udawała, że mdleje lub choruje. Była w tym mistrzynią.
Od czasu awantury o portret Serafińskiej która nota bene była siostrzenicą Teodory w domu Matejków coraz częściej panował ponury nastrój. Matejko groził, że popełni samobójstwo lub rozwiedzie się z żoną.
Zamiast tego, jednak namalował ponownie portret żony w sukni ślubnej, którego wcześniejszą wersję Teodora w przypływie szału zniszczyła. Święty człowiek….
W lutym 1882 stan psychiczny Teodory mocno się pogorszył i po naradzie z lekarzami zdecydowano się umieścić ją w domu obłąkanych w Wesołej skąd udało jej się wyjść. W 1891 ponownie ubezwłasnowolniona szantażowała rodzinę, że nie da błogosławieństwa wychodzącej za mąż córce Helenie, jeżeli nie zostanie uwolniona spod dozoru sądowego.
Jan Matejko ostatecznie przyjął warunki Teodory.
„Utopiona w Bosforze” jest niezwykłym obrazem istniejącym w dwóch wersjach: „Utopiona w Bosforze”, namalowany jako szkic w 1872 roku w Stambule, a potem w wersji większej w 1880 roku (w Muzeum Narodowym we Wrocławiu).
– To jedyny akt Matejki.
Jesienią 1872r Jan Matejko w towarzystwie Teodory odbył egzotyczną podróż do Konstantynopola. Owocem tej wyprawy jest właśnie ten szkic. Natomiast sam właściwy obraz powstał osiem lat później. Na obrazie zauważymy podobieństwo postaci z obrazu do konkretnych osób: Niewierna odaliska ma kształty Teodory Matejkowej, zaś siedzący na rufie łodzi sułtan – nosi rysy Matejki. Dla przypomnienia, drugi tytuł brzmi „Hassan topi niewierną żonę”
Jak widać… przyglądając się obrazom mistrza można prześledzić koleje jego małżeństwa i uczuć do żony…
A ja mam nieodparte wrażenie, że słodki kociak na miejscu megiery Teodory, czule co dzień smyrający po brodzie naszego mistrza obdarzyłby go nie iskrą geniuszu ale niemocą… Twórczą oczywiście.