Żyjący w XIV wieku angielski lekarz Jan z Gaddesden miał dużo do powiedzenia na temat „zdrowego” podróżowania. Niektóre jego „recepty” są wprost absurdalne.
To, że przygotowując się do drogi w, trzeba uwzględnić porę roku, jest raczej oczywiste. Mimo to Jan z Gaddesden nie pominął w swoich poradach tego aspektu. Jak zalecał: „Osoby podróżujące zimą powinny mieć dwie warstwy ubrania, watowane bawełną od strony koszuli, obszyte z wierzchu lisimi, jagnięcymi albo króliczymi skórkami. Na głowie trzeba nosić czapkę z grubego futra baraniego”. Stopy – szczególnie przed udaniem się na spoczynek – kazał utrzymywać w suchości. A w razie przemarznięcia odradzał podchodzenie blisko ognia. Zesztywniałe od mrozu członki polecał rozcierać.
Latem zagrożeniami dla podróżnych były z kolei: gorączka wywołana przez oparzenia słoneczne oraz… wzdęcia! Jednak szczególnie niebezpieczne było podróżowanie wiosną. Jan z Gaddesden ostrzegał, że w drodze można wówczas dostać napadu melancholii lub – co gorsza – oszaleć!
Upuszczanie krwi
Porady te, notabene brzmiące całkiem rozsądnie (w odróżnieniu od kilku innych, o których za chwilę), dotyczyły wszystkich: podróżujących dla przyjemności, na studia, dla handlu, do rodziny, znajomych, a nawet na wojnę. Podobnie uniwersalna była kolejna, znacznie bardziej kontrowersyjna rada średniowiecznego medyka. Otóż poza postem Jan z Gaddesden zalecał… upuszczenie sobie krwi. Po co? By po drodze naczynia krwionośne nie popękały od jej nadmiaru.
Pominięcie tego kroku miało nieść szereg poważnych konsekwencji: opuchnięcie, wysoką gorączkę lub… dyzenterię. Słysząc takie ostrzeżenia, niejeden podróżny zapewne wolał dla świętego spokoju poddać się procedurze.
Higiena przede wszystkim
Z następną poradą średniowiecznego lekarza raczej ciężko dyskutować. Jan z Gaddesden zalecał bowiem po trudnej podróży w upalny dzień umycie stóp wodą zagotowaną z rumiankiem, koprem i czyśćcem leśnym. Póki co brzmi sensownie. Nieco więcej wątpliwości budzą natomiast rady w kwestii dbania o higienę dolnych kończyn jeszcze „w trasie”. Otóż według medyka należało je płukać słoną wodą, a następnie smarować kozim lub baranim łojem. Taki łój podróżny powinien także nałożyć na… krocze – by zapobiec otarciom!
Jan z Gaddesden miał też higieniczną poradę dla osób, którym przed podróżą zdarzyło się wypić za dużo alkoholu. Mężczyznom zalecał wówczas umycie genitaliów octem z solą, a kobietom – taką samą kurację, ale piersi. W pozbyciu się kaca miało również pomóc zjedzenie liści lub głąba kapusty oraz picie posłodzonego kapuścianego soku. To ostatnie akurat wydaje się mieć sens, bo mogło uzupełniać elektrolity.
Zabójcza woda
W razie upału (i towarzyszącego mu nieodłącznie smrodu) Jan z Gaddesden zalecał podróżnym wąchanie kamfory, róż, fiołków, piżma, szałwii omszonej, żywicy parzydła leśnego, liści laurowych lub majeranku. Z kolei aby ugasić nieuchronne w takich okolicznościach pragnienie, radził: „weź cukru różanego, cukru fiołkowego, syropu z lilii wodnych albo kwiatu cykorii, owoców tamaryndowca, berberysu lub liści szczawiu i często zażywaj to w drodze”. Jak widać, woda do picia wcale nie była potrzebna…
Ba, mogła być wręcz groźna dla życia. Według średniowiecznego medyka jej spożywanie w podróży było niewskazane, gdyż mogła spowodować nie tylko gorączkę, wrzody oraz niedrożność jelit. Cóż, poniekąd miał rację, ponieważ wypicie zanieczyszczonej wody rzeczywiście mogło się skończyć „sensacjami żołądkowymi”.
Czytaj też: Jak się podróżowało po Polsce tysiąc lat temu?
Średniowieczne remedium na katar
Jan z Gaddesden miał także kilka rad dotyczących utrzymywania w podróży… drożności nosa. Biedni ludzie, których dopadła flegma lub cieknący katar powinni zażywać po trzy ziarna kadzidła oraz pieprzu albo sześć listków mięty. Kadzidło oraz niepokalanek warto było także wąchać.
Nie zawsze jednak zapchany nos wymagał interwencji. Ba, średniowieczny lekarz wręcz zalecał jego zatykanie w przypadku, gdy ktoś miał cuchnący oddech. Remedium na tę nieprzyjemną dolegliwość mogło też być zjedzenie rano kromki chleba lub zapiekanych w aromatycznym winie kasztanów.
Czytaj też: Gangi średniowiecznej Anglii. Przestępczość zorganizowana w mrocznych wiekach
Jak się nie potknąć?
Medyk miał też rady, jak radzić sobie po drodze ze zmęczeniem i potknięciami. Pomocne w tym wypadku (!) miały być piołun i łodyga niepokalanku (inaczej drzewa pieprzowego). A jeszcze przed wyruszeniem podróżny „powinien natrzeć się estragonem i marciatonem (maścią zrobioną z oliwy, wosku pszczelego i wawrzynu). Powinien jeść mięso pieczone z czosnkiem i popijać je winem albo pić wino z przyprawami”.
Przy innej okazji Jan z Gaddesden zalecał, aby niwelować zmęczenie, popijając… trunek podobny do absyntu. Cóż, w takich okolicznościach podróż z pewnością się nie dłużyła. A na dodatek można było uniknąć spożywania tej zdradliwej wody, nieprawdaż?
KOMENTARZE (2)
Z tym puszczaniem krwi to nie wydaje się całkiem bez sensu. Nadciśnienie, upał i wysiłek w podróży mogły zabić. Ja mam 220/160 wiem co mówię:(
To nacieranie się baranim łojem ma sens. Jeśli ktoś spędza cały dzień w siodle łatwo może sobie poobcierać to i owo.