Ten naukowiec zasłynął dzięki wyprawie do lodowego piekła Antarktydy. Był też patriotą i choć nie walczył z bronią w ręku, pomógł Polsce odzyskać niepodległość.
Słynny polski polarnik bynajmniej nie urodził się pod nazwiskiem, które miało przejść do historii. Pochodził z przybyłej z Wirtembergii w XVII wieku rodziny Artztów. Henryk Bronisław Artzt przyszedł na świat 15 lipca 1871 roku. Do ukończenia 10. roku życia uczęszczał do inowrocławskiego gimnazjum, w którym obowiązywał język niemiecki (znał również francuski, którego nauczył się w domu). Jego rodzicom nie podobała się jednak polityka Kulturkampfu. Nie chcieli, żeby ich syn został zniemczony, dlatego postanowili, że edukację będzie kontynuował na Zachodzie. Wysłali go do belgijskiego Liege, gdzie uczył się w liceum Athenee.
W roku 1888 Henryk Artzt rozpoczął studia na wydziale matematyczno-przyrodniczym Uniwersytetu w Liege. Z początku nic nie zapowiadało, dokąd powiedzie go naukowa ścieżka. Jako pierwszy kierunek wybrał bowiem… astronomię. Być może po namowach rodziny już po pierwszym roku zdecydował się jednak na zmianę. Przeniósł się na chemię z geochemią, petrografią i mineralogią. Zainteresował się także geologią. Wiedzę zdobywał na różnych uczelniach (m.in. na Sorbonie, w angielskim Muzeum Przyrodniczym czy College de France). Studia ukończył w roku 1893. Zaczął pracę jako wykładowca na Uniwersytecie w Liege. Wtedy też podjął istotną decyzję co do własnej tożsamości narodowej. Wystąpił – z sukcesem – do władz belgijskich o zmianę nazwiska na Arctowski.
Dwóch Polaków rusza na nieznane wody
Prawdziwym przełomem w karierze młodego badacza okazał się rok 1895. Wtedy to kontakt z nim nawiązał oficer belgijskiej Królewskiej Marynarki Wojennej Adrian de Gerlache de Gomery, który planował wyprawę na Antarktydę. Zebrał na nią fundusze. Skompletował też załogę, w której znalazł się przyszły zdobywca bieguna północnego Roald Amundsen. Zorganizował też statek o zawartości 270 beczek, z dodatkową machiną, zabierający wszystkiego 19 ludzi załogi. Nie była to jednostka badawcza, a… norweska barka wielorybnicza. Jej długość wynosiła 30 metrów. Dysponowała silnikiem o mocy 1500 KM. Dostosowano ją na potrzeby ekspedycji naukowej i nazwano „Belgica”.
Ponieważ Arctowski miał w praktyce objąć kierownictwo naukowe nad tą wyprawą, uznał za stosowne się wcześniej dokształcić. W Zurychu odbył staż z glacjologii. Przeprowadzał również badania na alpejskich lodowcach oraz poszerzał wiadomości z zakresu meteorologii. Wiedzę z oceanografii uzupełniał w Wielkiej Brytanii. Przed wyprawą na Antarktydę udało mu się jeszcze w sierpniu 1897 roku zaangażować do niej Antoniego Dobrowolskiego, który został drugim meteorologiem i jego asystentem.
Ta misja od początku była pechowa
Z portu w Antwerpii wyruszyli 16 sierpnia 1897 roku. Trasa na południe biegła przez Maderę, Rio de Janeiro oraz Montevideo. Tak dalszą drogę opisał w swoim sprawozdaniu Arctowski: 29 listopada minęliśmy półwysep Dziewic u wejścia do przesmyku Magellana. Cały miesiąc spędziliśmy w kanałach Ziemi Ognistej. Najpierw w Punta-Arenas, skąd robiliśmy wycieczki do wyspy Elżbiety, do Pecker Harbour, do Rio las Minas i na wyspę Dawson. Następnie „Belgica” przepłynęła Magdalena Sound i Cochburn Channel. Na tej drodze znów zatrzymaliśmy się w Beagle Channel, w fiordach Wielkiego Lodowca i Lapotaia, w Ushuaja i w Harberton Harbour.
Haberton Harbour miała się okazać dla załogi miejscem pechowym. Mało brakowało, by wyprawa się tam zakończyła! „Belgica” 1 stycznia wyszła bowiem w morze, ale niedługo później utknęła na płytkim, skalistym dnie. Do tego kolejnego dnia rozpętała się silna burza. Sam Arctowski dziwił się, że statek to wytrzymał, twierdząc, że inna jednostka by tego nie zniosła. Obyło się jednak bez większych uszkodzeń. W końcu też nadeszła dobroczynna fala, która pozwoliła załodze kontynuować rejs.
Nie był to koniec nieszczęść w drodze na południe. 14 stycznia 1898 roku uczestnicy ekspedycji wypłynęli z portu St. Juan na Wyspie Stanów. Niespełna tydzień później, gdy przepływali w pobliżu Szetlandów Południowych, wydarzyła się tragedia. Młody Norweg nazwiskiem Wincke wypadł za burtę. Nie miał szans na ratunek. Naukowcy nie mieli jednak czasu na żałobę po kompanie. Już kolejnego dnia na horyzoncie zauważyli przylądek Cokburn, za którym rozpościerały się „nieznane wody”. O przebiegu tego etapu podróży i losach całej misji – łącznie z utknięciem na długie miesiące w antarktycznym lodzie – pisaliśmy TUTAJ.
Czytaj też: Wyprawili się do lodowego piekła. Ich ekspedycja zmieniła się w brutalną walkę o przetrwanie
Arctowski wytycza granice odrodzonej Polski
Po powrocie z lodowego piekła Antarktydy w 1899 roku Arctowski się ożenił. Jego wybranką została śpiewaczka Arian Jane Addy pochodząca z Rochelle w stanie Illinois w USA. Wywodziła się z zamożnego domu. Miała za sobą studia artystyczne w Londynie i Paryżu i zdążyła już zdobyć status gwiazdy operowej. Małżonkowie w roku 1909 wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. Od roku 1912 Arctowski był dyrektorem Działu Przyrodniczego w New York Public Library. Został członkiem The Explorer Club. W dalszym ciągu uczestniczył też w różnego rodzaju ekspedycjach. Na pokładzie „Ile de France” dotarł na Spitsbergen oraz Lofoty. Cesarsko-królewski Uniwersytet we Lwowie przyznał mu tytuł doktora honoris causa.
Jednak tuż po I wojnie światowej polarnik i geolog zapisał się w historii Polski w zupełnie inny sposób. Otóż jeszcze w czasie wielkiej wojny w USA powstała Instytucja do Spraw Pokoju. W jej ramach działała też tzw. komisja House’a, zajmująca się kwestią Rzeczpospolitej. I to właśnie na potrzeby tej komisji w roku 1918 pod kierownictwem Henryka Arctowskiego powstał liczący aż 2500 stron raport. Nosił on tytuł Report on Poland, compiled for the Use of the American Delegation to the Peace Conference.
Zawierał on wiele istotnych z punktu widzenia Polski informacji. Łącznie składał się z 14 części poświęconych m.in. demografii, sprawom wyznaniowym, językowym, przemysłowi i rolnictwu. Miał on potem znaczenie dla wytyczania powojennych granic naszego państwa. Arctowski w latach 1919–1920 wspierał też polską delegację w Paryżu (w skład której weszli m.in. Ignacy Paderewski i Roman Dmowski) podczas konferencji wersalskiej.
Czytaj też: Nieudany pokój. Czy to traktat wersalski doprowadził do wybuchu II wojny światowej?
Czuł się naukowcem, nie politykiem
W końcu Arctowski mógł zamieszkać w odrodzonej Polsce. W 1920 roku Ignacy Paderewski zaoferował mu stanowisko w rządzie: miałby stanąć na czele Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Arctowskiego interesowała jednak tylko praca naukowa. Dostał propozycję m.in. od Uniwersytetu Warszawskiego, ale ostatecznie objął katedrę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Doprowadził do powstania Instytutu Geofizyki i Meteorologii, którym kierował aż do wybuchu II wojny światowej.
Już w tamtych latach zajmował się zachodzącymi zmianami klimatycznymi. Aktywnie działał w Międzynarodowej Komisji Wahań Klimatycznych. Nie zapomniał też o Antarktydzie. Zaproponował założenie tam polskiej stacji antarktycznej, by włączyć nasz kraj w badania zaplanowane na lata 1932–1933 w ramach II Międzynarodowego Roku Polarnego. W roku 1938 wspólnie z innymi profesorami oprotestował wprowadzenie getta ławkowego.
Czytaj też: Oni zawojowali świat. Poznaj polskich odkrywców, o których do tej pory nie słyszałeś
Przymusowy emigrant
Rok później wybrał się do Stanów Zjednoczonych na Kongres Międzynarodowej Unii Geodezyjno-Geofizycznej. Towarzyszyła mu żona. Nie dane im było powrócić do Polski. Po wybuchu II wojny światowej Arctowski pozostał w Stanach Zjednoczonych. Postarał się o pracę w Smithsonian Institution, gdzie przyjęto go z otwartymi ramionami. Był związany z tą instytucją do roku 1950. To po części dzięki niemu założony został istniejący do dzisiaj The Polish Institute of Art and Sciences in America. Henryk Arctowski zmarł w Waszyngtonie 21 lutego 1958 roku.
Zaledwie kilka tygodni później, 4 maja, zmarła również jego żona. Życzeniem ich obojga było, by spocząć w Warszawie. I tak się stało. Pochowano ich na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach 13 czerwca 1960 roku. Spoczywają niedaleko Antoniego Bolesława Dobrowolskiego – towarzysza Arctowskiego z ekspedycji do Antarktyki. Kilkanaście lat później, w 1977 roku na Antarktydzie założona została stacja badawcza nosząca nazwisko Arctowskiego. Na tym najzimniejszym z kontynentów jego nazwiskiem nazwano również półwysep i szczyt. Góra Arctowskiego znajduje się także na Spitsbergenie. Lodowe tereny, które uwięziły go podczas jego pierwszej wyprawy, później unieśmiertelniły go na zawsze.
Polecamy video: Erebus & Terror – historia tragicznej wyprawy
Bibliografia
- 100 największych Polaków, Wydawnictwo Podsiedlik-Raniowski i Spółka, Poznań 1999.
- S. Maj, Profesor Henryk Arctowski – życie i działalność [w:] Profesor Henryk Bronisław Arctowski (1871-1958) jako geofizyk, Materiały konferencyjne, Instytut Geofizyki PAN, Warszawa 2008.
- H. Orkisz, Henryk Arctowski 1871 – 1958, „Annales Societatis Geologorum. Poloniae”, nr 4/1959.
- S. Rakusa-Suszczewski, Henryk Arctowski, „Nauka”, nr 1/2022.
- S. Rakusa-Suszczewski, Henryk Arctowski polski badacz polarny, „Kosmos”, nr 3/2017.
- P. Włoczyk, Polacy na krańcach świata, „Do Rzeczy”, nr 38/2022.
KOMENTARZE (5)
Bo Polak potrafił i potrafi!
Nawet wbrew komunie…
Real Life and Politik
zlituj się z tymi komentarzami,zmiana nicku ,nie pomoze,wiadomo ktoś ty
Zpolczszony Niemiec to najlepszy Polak
Cudowny człowiek, Polak o wielkim sercu. Z radością przeczytałam tę nieznaną mi wcześniej historię. Czym trudniej w życiu, tym więcej miłości do Ojczyzny.
Wspaniała postać :) W czerwcu tego roku ukaże się biografia Henryka Arctowskiego autorstwa Katarzyny Dąbkowskiej i Dagmary Bożek: https://henrykarctowski.com/ksiazka/