Dziś wizyta w aptece rozwiewa wątpliwości, a margines błędu jest niewielki. Ale co by było, gdyby testy ciążowe nie powstały? Zapewne ratowałoby nas... zboże!
Pierwsze pisemne wzmianki o testach ciążowych zawdzięczamy mieszkańcom starożytnego Egiptu. Odkryty w tym kraju papirus datowany na ok. 1350 r p.n.e. zawierał dosyć prostą poradę. Potrzebne były tylko pszenica, jęczmień (albo orkisz) i trochę cierpliwości. Kobieta podejrzewająca ciążę musiała przez kilka dni z rzędu polewać nasiona moczem i uważnie je obserwować. Wynik testu zależał od tego, co – i czy w ogóle coś – zakiełkuje. Jeśli żadne ze zbóż nie zaczynało rosnąć, zainteresowana prawdopodobnie w ogóle nie była w ciąży. Szybki wzrost pszenicy sugerował przyszłe narodziny dziewczynki. Natomiast kiedy pierwszy kiełkował jęczmień lub orkisz – syna.
Egipska teoria zaciekawiła naukowców do tego stopnia, że w postanowili ją zbadać. I to dwukrotnie. Wyniki testów okazały się zaskakujące. Skuteczność metody „na zboże” to ok. 70%. A przynajmniej w kwestii potwierdzenia ciąży, nie określania płci. Mocz ciężarnych kobiet faktycznie sprzyja kiełkowaniu. Jak to możliwe? Wszystko ze względu na podniesiony poziom hormonów u brzemiennych. Niestety, to estrogeny przyspieszają wzrost zboża, nie gonadotropina kosmówkowa (czyli substancja typowa dla ciąży). Stąd wysoki margines błędu.
Wino, miód i zamykająca się macica
Część starożytnych Greków była przekonana, że kobiety po prostu wiedzą, kiedy są w ciąży. Miały one bowiem po stosunku poczuć, jak ich macica się zamyka. Jeśli natomiast ktoś potrzebował potwierdzenia, z (wątpliwą) pomocą przychodził Hipokrates. Sugerował on, by kobieta niepewna swego stanu napiła się przed snem hydromelu. Była to mieszanka wody i sfermentowanego miodu, która u ciężarnych miała wywoływać ból i burczenie w brzuchu. Choć w IV w p.n.e. pomysł mógł wydawać się niezły, dziś na szczęście nikt już nie radzi, by potencjalną ciążę sprawdzać alkoholem.
Średniowieczni i nowożytni medycy obrali zgoła inną taktykę, choć – jak Egipcjanie – trzymali się moczu. Diagnostom nazywanym „prorokami sikania” wystarczył rzut oka, by rozpoznać wiele chorób i stanów. W tym ciążę. Swoją drogą, trop całkiem niezły. Wygląd uryny faktycznie może sporo powiedzieć o kondycji człowieka. Ciąży niestety „na oko” wyczytać się nie da. Niemniej, ówcześni specjaliści dokładnie opisali wygląd moczu ciężarnej. Według dokumentów z XVI wieku ma on „przejrzysty, bladocytrynowy kolor przechodzący w złamaną biel, z chmurą na powierzchni”.
Jeśli sam wygląd trudno było zinterpretować, lekarz mógł spróbować włączyć do diagnozy wino. Obserwację miało bowiem ułatwiać mieszanie go z badanym moczem. Reakcja alkoholu z niektórymi białkami mogła nieco rozjaśnić sprawę.
Ofiary z żab i myszy
Temat moczu przez wieki pojawiał się w kwestii potwierdzenia ciąży. Jednak dopiero na przełomie XIX i XX wieku udało się potwierdzić, że to dobry trop. W latach 90. XIX wieku lekarze zaczęli badać działanie „wydzielin wewnętrznych” w organizmie człowieka. W 1895 roku polscy naukowcy odkryli pierwszy hormon – adrenalinę. Niedługo później Ludwig Fraenkel opisał m.in. działanie ciałka żółtego. W kolejnych latach lista znanych substancji się wydłużała. Pojawił się na niej też „główny zainteresowany”, czyli gonadotropina kosmówkowa (hCG), która jest wydzielana kilka dni po zapłodnieniu. Do analogicznych wniosków dochodzili w podobnym czasie różni badacze. Najczęściej wymienia się ginekologów Selmara Aschheima i Bernharda Zondeka, którzy w 1926 roku opisali ten proces.
Po odkryciu hormonu pozostało tylko znaleźć wygodny sposób wykrywania go w płynach ustrojowych. W 1927 roku narodził się pomysł, by badany mocz wstrzykiwać niedojrzałej myszy i obserwować jej reakcję. Jeśli u zwierzęcia pojawiła się ruja, oznaczało to, że mocz zawierał hCG. Ciąża potwierdzona. W latach 30. XX wieku los myszy podzieliły żaby i inne zwierzęta. Prowadzono też testy związane z wszczepianiem fragmentów przysadki. Badania określano mianem „testu na królika”. Ostatecznie ta kontrowersyjna metoda została odrzucona – była niedokładna, kosztowna i wymagała dosyć długiej obserwacji. Okazało się, że potrzeba bardzo wysokiego stężenia hCG do wywołania reakcji biologicznej. A i badanych zwierząt było zwyczajnie szkoda.
Testy laboratoryjne
Prawdziwy przełom przyniosły lata 60. i odkrycie przeciwciał hCG. Równolegle zaczęły pojawiać się metody znakowania białek, acz początkowo wykorzystywały one przede wszystkim radioaktywne izotopy. Testy immunologiczne rozwijały się jednak w najlepsze i w końcu udało się stworzyć najszybsze do tej pory badanie. Poprzez mieszanie próbki moczu i kilku odczynników test dawał wynik już po dwóch godzinach, a nie jak do tej pory – kilku dniach. Wciąż wymagał on badania specjalistycznego, ale był znacznie wygodniejszy i tańszy niż wszystkie dotychczasowe metody.
Istniał tylko jeden problem. Do wykonania testu potrzeba było wizyty lekarskiej oraz przesłania próbki do laboratorium. A co, gdyby kobiety mogły zrobić to w domu? Choć nie obyło się bez komplikacji, niespełna dekadę później podobne zestawy trafiły do sprzedaży. Profesjonalne testy ciążowe po raz pierwszy można wykonać samodzielnie. Amerykańska wynalazczyni, Margaret Crane, początkowo była krytykowana za pomysł udostępnienia kobietom domowych testów ciążowych.
Obiekcji było wiele. Przede wszystkim finansowych. Na badaniach laboratoryjnych zarabiały ośrodki, lekarze i firmy farmaceutyczne. Poza tym pomysł nie spodobał się przełożonym Crane. Usłyszała ona, że taki wynalazek jest ryzykowny, ponieważ młode, samotne kobiety po otrzymaniu pozytywnego wyniku mogłyby spróbować targnąć się na swoje życie. Mimo wszystko Amerykanka stworzyła prototyp testu. Użyła do tego probówki, zakraplacza, lusterka i spinacza do papieru. Projekt wygrał konkurs. Rozpoczęły się dalsze badania. I choć historia kończy się szczęśliwie dla użytkowniczek, nie można powiedzieć tego samego o wynalazczyni. Margaret Crane musiała bowiem sprzedać prawa autorskie testu za… 1 dolara. A nawet ta kwota nigdy nie została jej wypłacona.
Video: Ogień świętego Antoniego – od tej choroby nogi gniły i odpadały.
W 1971 roku domowe testy ciążowe wprowadziła na rynek Kanada. W USA nie pojawiły się one na półkach jeszcze przez 6 lat – m.in. z obawy, że przyczyniłyby się do większej rozwiązłości kobiet. Projekt przechodził kolejne modyfikacje, aż w latach 90. przybrał znany nam dzisiaj wygląd.
Źródła:
- de Capua M. Pregnancy Testing Through the Ages. How Lateral Flow Technology Re-Invented the Modern Home Pregnancy Kit, www.aacc.org [dostęp: 10.10.2023]
- The History of the Pregnancy Test, www.history.nih.gov [dostęp: 10.10.2023]
- Tyssowski K., Pee is for Pregnant: The history and science of urine-based pregnancy tests, www.sitn.hms.harvard.edu [dostęp: 10.10.2023]
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.