14 kwietnia 1865 roku prezydent USA Abraham Lincoln padł ofiarą zamachu. Oglądał przedstawienie teatralne, gdy kula trafiła go w głowę...
Śmierć Abrahama Lincolna była narodową tragedią. Prezydent, który uchronił kraj od rozpadu na Północ i Południe oraz doprowadził do zniesienia niewolnictwa, został brutalnie zamordowany zaledwie pięć dni po zakończeniu wojny secesyjnej. Zamachowiec dopadł go w loży prezydenckiej Teatru Forda. Polityk oglądał tam spektakl zatytułowany Nasz amerykański kuzyn.
Przygotowania do zamachu
Zabójca zaplanował atak w najdrobniejszych szczegółach. John Wilkes Booth był aktorem w Teatrze Forda, więc znał budynek od podszewki – i mógł swobodnie się po nim przemieszczać. Jako pracownik instytucji miał dostęp również do loży prezydenckiej, choć tego feralnego kwietniowego dnia w 1865 roku oficjalnie nie należał już do teatralnej trupy. Jak opisuje go Philippe Charlier: „Ten młody mężczyzna miał opinię ekscentryka o porywczym charakterze i niekonwencjonalnym trybie życia. Buntował się przeciwko władzy, a wychowany został na tekstach szekspirowskich”.
Jeszcze podczas wojny secesyjnej otwarcie opowiadał się po stronie Południa. Popierał też niewolnictwo. Snuł plany pozbycia się niewygodnego prezydenta Lincolna. Początkowo zamierzał go porwać, a później – jako zakładnika – wymienić za kilka tysięcy żołnierzy konfederackich. Gdy walki dobiegły końca, a unioniści odtrąbili sukces, uznał jednak, że jedynym „sensownym” wyjściem będzie śmierć znienawidzonego polityka.
Nie było tu miejsca na fuszerkę. Booth dokładnie się przygotował. Rankiem w dniu zamachu wywiercił otwór w drzwiach do loży prezydenckiej, by móc upewnić się, że jego ofiara znajduje się w środku. Na zewnątrz zostawił osiodłanego konia – to była jego droga ucieczki. Porozumiał się też ze wspólnikami. Zamach na Lincolna miał bowiem być jedynie wisienką na torcie. Rozżaleni przegraną ekskonfederaci zamierzali symultanicznie zaatakować tej nocy również innych ważnych polityków, m.in. wiceprezydenta Andrew Johnsona, sekretarza stanu Williama H. Sewarda, a także generała unionistów Ulyssesa Granta.
Seria niefortunnych zdarzeń
Było kilka minut po 22 drugiej, gdy Booth przystąpił do swojego zbrodniczego czynu. Czas się kurczył. Przedstawienie dobiegało końca. Na scenie został tylko jeden aktor, na którym skupione były oczy widzów. Zamachowiec zakradł się do loży i prześliznął między przebywającymi tam ludźmi. Stanął za prezydentem i wymierzył w tył głowy polityka. Wypalił. Lincoln osunął się na ziemię.
Do tego miejsca wszystko szło zgodnie z planem, jednak później wypadki zaczęły toczyć się nie po myśli zabójcy. Jak opisuje Charlier:
Booth usiłował wydostać się przez drzwi wejściowe do loży z nadzieją, że uda mu się wykorzystać efekt zaskoczenia oraz chaos, który wybuchł na skutek zamachu, ale uniemożliwili mu to przyszła wdowa po Lincolnie Mary Todd oraz major Henry Rathbone. W akcie desperacji zabójca zeskoczył na scenę, uderzył się o element dekoracji (kurtynę) i złamał nogę, co nie przeszkodziło mu w wyrecytowaniu z wielkim patosem dewizy stanu Wirginia: „Sic semper tyrannis”, czyli „Tak się zawsze dzieje tyranom!” (według innych świadków miał wówczas wykrzyknąć: „Południe zostało pomszczone!”).
O dziwo po tym wszystkim zabójcy udało się uciec przez wejście dla artystów.
Czytaj też: Żałobnie gra lokomotywa. Pociągi pogrzebowe, które wiozły głowy państw
Śmierć prezydenta
Tymczasem Abraham Lincoln konał. Polityk nie zginął bowiem od razu, choć lekarze, którzy znajdowali się na widowni i natychmiast ruszyli mu na pomoc, nie mogli już nic dla niego zrobić. Na prowizorycznych noszach zrobionych z drzwi ranny został wyniesiony do sąsiedniego budynku (pensjonatu Williama Petersena).
Obrażenia głowy były bardzo poważne. Zgromadzeni w pomieszczeniu medycy byli bezradni. Mogli jedynie obserwować powolną agonię Lincolna i zapisywać dane fizjologiczne (takie jak puls, temperatura czy częstotliwość oddechów). Prezydent umierał przez kilka godzin. Ostatecznie wyzionął ducha o godzinie 7.22 15 kwietnia 1865 roku. W sprawozdaniu z sekcji zwłok zanotowano:
Pocisk wszedł przez kość potyliczną, około półtora centymetra na lewo od linii pośrodkowej (linea mediana), tu pod zatoką żylną boczną, która została uszkodzona. Następnie przebił się przez oponę twardą, potem przez tylną część lewej półkuli mózgu, lewą komorę boczną i zatrzymał się istocie białej, tuż pod przednią częścią prążkowia (skąd został wydobyty).
W obu komorach bocznych zebrała się zakrzepła rew. Rozległy krwiak nadtwardówkowy uszkodził prawą półkulę, a z lewej strony wytworzył się mniejszy krwiak podtwardówkowy. Odrobina krwi zebrała się u podstawy czaszki. Sklepienia obu oczodołów uległy załamaniu, pojedyncze odłamki [kości – przyp. red.] wbiły się w substancję mózgową, nie naruszając przy tym opony twardej. Oczodoły były wypełnione krwią.
Po kilku dniach ciało zmarłego przewieziono specjalnym pociągiem do jego rodzinnego stanu Illinois. Po drodze na stacjach żegnały go tłumy Amerykanów. Pogrzeb Abrahama Lincolna odbył się 4 maja w Oak Ridge Cemetery w Springfield.
Czytaj też: Piłsudscy i zamach na cara
Bohater i wybawca?
Booth do 26 kwietnia ukrywał się na farmie Richarda Gerretta. Tam wytropili go i zabili żołnierze Północy. W chwili śmierci miał 27 lat. Ponoć zanim dokonano na nim egzekucji, wyznał jeszcze swoim wspólnikom i wielbicielom, że żałuje, iż jego czyn nie został… należycie zrozumiany. Oczekiwał, że za zamordowanie Lincolna zostanie obwołany bohaterem i wybawcą. Umierając, miał poprosić: „Powiedzcie matce, że umieram za mój kraj. Myślałem, że czynię to w najlepszej intencji”.
Pozostali spiskowcy zostali skazani na śmierć przez powieszenie.
Źródło:
Philippe Charlier, Sekrety dawnych zbrodni. Patolog o słynnych historycznych mordercach, Esprit 2016.
KOMENTARZE (1)
Ciekawe jaka jest prawda. Coś dużo tych prezydentów ginęło w zamachach jak tylko chcieli prawdziwą amerykańska walutę.