Eldorado jest dziś synonimem miejsca obfitującego w bogactwa. Jednak gdzie i kiedy powstał ten mit, który pchał konkwistadorów do naprawdę szalonych czynów?
Hiszpanie szybko zorientowali się, że Ameryka jest miejscem, w którym można oczekiwać rzeczy naprawdę niecodziennych, a czasem nawet cudów. Podbój Meksyku przyniósł bajeczne skarby, które rozbudziły wyobraźnię Europejczyków. Skoro kontent był ogromny i niezbadany, na pewno gdzieś jeszcze znajdowały się jakieś bogate ziemie. W tej sytuacji plotki o bogatych krajach znajdujących na południe od Panamy trafiły na podatny grunt. Wielu śmiałków próbowało swojego szczęścia. Jednym z nich był Sebastián de Belalcázar, który w 1534 r. podbił królestwo Quito. Od jednego z tubylców imieniem Muequetá uzyskał informację o istnieniu pewnej niezwykłej krainy…
Bardzo drogi rejs
Według wspomnianego informatora władca tego królestwa co jakiś czas (według niektórych źródeł nawet codziennie) dokonywał niezwykłego obrzędu. Rytuał miał polegać na tym, że ciało monarchy smarowano olejem, a następnie obsypywano złotym pyłem. W ten sposób stawał się on el hombre dorado (pozłacanym człowiekiem). Następnie wsiadał na tratwę, na którą zabierał też złoto, szlachetne kamienie i inne skarby, wypływał na środek jeziora, gdzie wszystkie kosztowności wrzucał do wody, po czym kąpał się, obmywając ciało z lśniącego pyłu.
Według hiszpańskich kronikarzy źródłem tego niezwykłego rytuału była następująca historia: dawno temu władca tej krainy miał młodą i piękną żonę (jedną z kilku), którą darzył szczególnie silnym uczuciem. Kobieta jednak nie odwzajemniała miłości. Co więcej, znalazła sobie innego adoratora. Jej mąż, gdy się o tym dowiedział, postanowił ukarać niewierną małżonkę i jej kochanka.
Czytaj też: Obalamy mity. Jak NAPRAWDĘ byli uzbrojeni konkwistadorzy?
Kara była szczególnie okrutna. Mężczyźnie ucięto genitalia, które następnie ugotowano i podano do zjedzenia wiarołomnej kobiecie. Okaleczonego nieszczęśnika wbito na pal. Krótko potem okazało się, że kobieta jest w ciąży. Po urodzeniu córki, nie mogąc znieść upokorzenia, uciekła z dworu i podążyła w kierunku jeziora. Popełniła samobójstwo, topiąc się w głębinach wraz z niemowlęciem. Okrutny monarcha przybył potem nad wodę, jednak nawet magiczna pomoc kapłanów i czarowników zdała się na nic. Król żałował swojego czynu, jezioro uznano za święte, a pechowa kobieta stała się czymś w rodzaju lokalnego bóstwa opiekuńczego. Zapoczątkowało to także tradycję składania ofiar ze złota. Władcy przeprowadzali całą procedurę kilka razy do roku lub w szczególnie ważnych dla królestwa momentach.
Ziarno prawdy
Choć streszczony wyżej mit jest, no cóż, mitem, to jezioro istnieje naprawdę. Nazywa się Guatavita i znajduje się około 50 kilometrów od stolicy Kolumbii, Bogoty. Prawdziwy jest także zwyczaj, o którym donosił Belalcázarowi miejscowy informator. Jego celem było rytualne oczyszczenie władcy, a co za tym idzie całego ludu. Rzecz jednak w tym, że ziemie Czibczów (a konkretnie plemienia Muisków), bo tak się nazywał zamieszkujący tam lud, nie obfitowały w złoto. Kruszec pozyskiwano od sąsiadujących plemion, mieszkających po drugiej stronie rzeki Magdalena. Kraj Czibczów był za to bogaty w sól, którą wymieniano właśnie na złoto uważane ze względu na rzadkość występowania za cenny dar dla bogów. Choć zwyczaj zanikł niedługo przed przybyciem konkwistadorów, to jednak pamięć o nim pozostała żywa.
Trzeba wspomnieć, że jezioro Guatavita nie było jedynym, w którym składano podobne ofiary. Tak czy inaczej, jego odnalezienie nie przyszło Hiszpanom łatwo, choć w końcu się udało. Kupiec imieniem Antonio de Sepúlveda podjął próbę wypompowania wody z jeziora i odniósł – ograniczony – sukces. Poziom wody obniżył się, co pozwoliło odnaleźć nieco złotych przedmiotów i szlachetnych kamieni. Niestety dla de Sepúlvedy, w trakcie kolejnej zimy spadły ulewne deszcze, które na powrót napełniły jezioro. Kupca nie było już stać na kolejne przedsięwzięcia inżynieryjne. Krótko potem popadł w nędzę i zmarł w szpitalu. Później kilkukrotnie podejmowano próby wydobycia złota z jeziora. Czasem nawet przynosiły one pewien efekt. Część z wydobytych dzieł sztuki można oglądać w Muzeum Złota w Bogocie.
Czytaj też: Powrót Quetzalcoatla, czyli krwawy podbój stolicy Azteków
Legenda rośnie w siłę
Historia jeziora Guatavita dała początek mitowi Eldorado. Z czasem zmieszał się on z innymi historiami krążącymi po hiszpańskiej Ameryce. W efekcie powstała legenda o kraju tak bogatym, że dzieci bawiły się złotem jak kamykami. Setki śmiałków w pogoni za tą krainą przemierzyło tysiące kilometrów. Eldorado szukano w kolumbijskich Andach, na równinach Wenezueli i w dżunglach Brazylii. Wyprawy organizowali głównie Hiszpanie, chociaż legendarne złoto przyciągało nie tylko ich.
Swojego szczęścia próbował na początku XVII w. także angielski korsarz Walter Raleigh. Ale była to jedna z ostatnich prób. Przez cały XVI w. dzięki kolejnym ekspedycjom coraz lepiej poznawano wnętrze kontynentu i stopniowo uświadamiano sobie, że żadnej legendarnej krainy tam nie ma. Za to zamiast złota łatwo było znaleźć śmierć z głodu, od chorób czy zatrutej strzały. Stawało się to jasne – choć nie dla wszystkich od razu. W związku z tym kolonialne władze chętnie korzystały z okazji do pozbycia się awanturników i wysyłały ich na poszukiwania. Wychodziły z założenia, że jeśli śmiałkowie jednak znajdą legendarną krainę, to dobrze, a jeśli zginą po drodze – to przynajmniej Peru albo inna część imperium będzie bez nich spokojniejsza. Czyli też dobrze.
Oczywiście nikt nigdy Eldorado nie znalazł. Jednak wszystkie ekspedycje przyniosły Europejczykom mnóstwo wiedzy na temat geografii kontynentu. Niektórzy, jak Gonzalo Jiménez de Quesada, poświęcili poszukiwaniu mitycznej krainy całe życie. Inni, jak Francisco de Orellana, który jako pierwszy dokonał spływu Amazonką, stali się bohaterami niejako przypadkiem. Jeszcze innych, takich jak Lope de Aguirre, bezowocne poszukiwania prowadziły do szaleństwa. Współcześnie relacje z ich wypraw są bezcennym źródłem dla poznania miejscowych kultur, zanim jeszcze zostały one wyniszczone przez epidemie.
Bibliografia:
- Manuel Lucena Salmoral, El mito de El Dorado, „Cuadernos Historia 16”, no. 101, 1985.
- Christian Kupchik, La leyenda de El Dorado y otros mitos del descubrimiento de América, Ediciones Nowtilus, Madryt 2008.
- Evan S. Connel, El Dorado and Other Pursuits, Pimilco, Londyn 2002.
KOMENTARZE (3)
„Wychodziły z założenia, że jeśli śmiałkowie jednak znajdą legendarną krainę, to dobrze, a jeśli zginą po drodze – to przynajmniej Peru albo inna część imperium będzie bez nich spokojniejsza. Czyli też dobrze.”
Zastanawiam się czy rząd Peru miałby coś przeciwko wycieczce polskich parlamentarzystów.
Jakby co to mamy zbilansowany budżet a może i nadwyżkę, jakby nic z tego nie wyszło to kuguary mają pełne brzuszki.
Temat rzeczywiście niezwykły, frapujący…
Z kilku rzeczy mówiących o wyjątkowości plemienia Muisca na tle swych sąsiadów, które tutaj znalazłem, jest choćby „primo” to, że np. władzę dziedziczono tam w linii siostrzanej: po śmierci króla jego następcą zostawał w pierwszej kolejności syn jego siostry… Według zaś archeologa R. L. Pereza, eksperta od kultury i wierzeń Muisca: „Żadne inne społeczeństwo chyba nie tylko tego kontynentu, wydaje mi się, że nie poświęcało aż ponad 50% swojej całkowitej produkcji złotych wyrobów na wota.”
Co do natomiast prób osuszenia jeziora, to najsłynniejsza miała miejsce w 1580 r., kiedy biznesmen z Bogoty A. de Sepúlveda podjął znacznie poważniejszą niż wcześniejsze, próbę odzyskania skarbów, a mianowicie zaczął rozkopywać wąski wycinek brzegu jeziora, by spuścić jego wody. Ślady tego są zresztą widoczne do dziś. Obniżył w ten sposób o 20 metrów poziom wody i z odsłoniętej części dna wydobył złoto wartości circa 400 tys. dolarów. Niestety konstrukcja wzmacniająca wykop, zawaliła się zabijając wielu pracowników, przerywając wszelkie dalsze prace. Słynny niemiecki uczony Alexander von Humboldt będąc nad Guatavitą w 1801 r., obliczył na tej podstawie, że całe dno jeziora może zawierać złoto warte (gdy przeliczymy na kurs obecny) nawet 300 milionów dolarów!
Ostatnią i jedyną całkowicie udaną (nawet za bardzo) próbę osuszenia, podjął w 1898 roku brytyjski odkrywca Hartley Knowles. Złote skarby pokrywała po tym osuszaniu w wykonaniu jego ekipy, zaledwie średnio 1,2 metrowa warstwa gęstego błota i szlamu. Niestety niespodziewanie przyszła fala długotrwałych upałów i tenże muł denny szybko stwardniał – wręcz niczym beton, praktycznie uniemożliwiając jakiekolwiek wydobycie złotych skarbów…
Piekne ujęte, lecz od 1990 już nie ma co tam szukać złota, archeologiwie i mieszkańcy masowo z wykrywaczami przeczesali tereny zamieszkiwane przez Azteków i ich grobowce. Można odnaleść nieliczne dzieła w muzeum. Wielu lokalnych po prostu przetopiło i sprzedało wyroby dla amerykan, którzy hucznie przybywali w gorączce złota. Być może coś jeszcze złota pozostało do wyciągnięcia z kopalni złota o ile ktoś natrafi na nową nie odkrytą jeszcze żyłe poniżej 100 metrów pod powierzchnią. Hiszpańscy przestepcy i mordercy zwani konkwistadorami kradli wszystko nawet z grobów. Większość złota i cennych kamieni wylądowała w Hiszpanii.