Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Hermann Voss. Herold Holokaustu

„Polski naród musi zostać wypleniony” – pisał Hermann Voss.  Ten profesor anatomii na długo przed wojną nawoływał do zagłady Polaków i Żydów.

16 listopada 1945 r., Poznań. Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Zeznaje Michał Woroch, laborant w Zakładzie Medycyny Sądowej z Poznaniu: „Zawołano nas do piwnicy, gdzie – przed piecem – (komisarz) Lange oznajmił nam, że będziemy zatrudnieni obecnie przy paleniu zwłok, dostarczonych przez Gestapo. (…) Od tego czasu przywożono zwłoki Polaków, początkowo pojedyncze, później coraz więcej. Były to z początku zwłoki rozstrzelanych, później ściętych w więzieniu przy ul. Młyńskiej mocą wyroku sądowego (…)”.

Józef Jedynkiewicz, pracownik Instytutu Anatomii Opisowej w Poznaniu, tego samego dnia napisze o zwłokach bez głów. „Głowy (…) ofiar wrzucano do koszy, jak gdyby buraki lub brukiew, i wożono na III piętro do macerowni. Tutaj zostały one spreparowane, a później zużyto je w tutejszym Zakładzie Anatomii (…). Przez cały czas (…) okupacji niemieckiej używano tutaj do celów naukowych zwłok skazańców polskich, a działo się to za zgodą i na zarządzenie ówczesnego kierownika Zakładu Anatomii prof. Hermanna Vossa, pochodzeniem z Lipska”.

Nazista do rany przyłóż

Bardzo porządny człowiek, ciekawy świata, kulturalny, rodzinny – tak mogliby o Hermannie Vossie powiedzieć sąsiedzi, znajomi, najbliżsi. Aktywny też: namiętnie czyta, interesuje się malarstwem, regularnie grywa w palanta, szachy i na fortepianie (szczególnie chętnie Jana Sebastiana Bacha).

(…) To wiadomo z pamiętnika Hermanna Vossa prowadzonego w latach 1932–1942. Jego pozostałe części nie zachowały się. (…) Z wcześniejszych losów Hermanna Vossa wiadomo tyle: przychodzi na świat 13 października 1894 r. w Berlinie jako syn dzierżawcy majątku. Studiuje medycynę w Monachium, Heidelbergu i Rostocku, gdzie w 1919 broni doktoratu, a w 1923 robi habilitację.

W lutym 1941 r. Voss dostaje propozycję pracy w Kraju Warty. Podoba mu się Poznań, tylko szkoda, że są w nim Polacy (zdj. poglądowe).fot.Bundesarchiv, Bild 183-E12108 / CC-BY-SA 3.0

W lutym 1941 r. Voss dostaje propozycję pracy w Kraju Warty. Podoba mu się Poznań, tylko szkoda, że są w nim Polacy (zdj. poglądowe).

W czasie I wojny światowej przez półtora roku służy jako lekarz polowy na froncie zachodnim, później pracuje na uniwersytecie w Lipsku. (…) Prowadzi wykłady, zajęcia ze studentami z preparacji i badania nad mięśniami człowieka. Pisze prace naukowe i eksperymentuje. 11 czerwca 1934 każe wstrzyknąć kotu chloramin. „To nowy środek dezynfekujący, który chcę wypróbować do konserwowania zwłok” – notuje nazajutrz. „Musimy teraz jeszcze odczekać, aby zobaczyć, czy konserwuje także na dłużej. Dopiero potem wypróbujemy go na ludzkim organie” (…).

Czasem tylko wychodzi z niego malkontent. Zimą narzeka na zimno, śnieg i katar, a latem na upały. Utyskuje na małą liczbę studentów na uczelni, na biurokrację, na najgorszą wartę, jaką można dostać, gdy pracuje w lazarecie we wrześniu 1939 roku. No i z miesiąca na miesiąc coraz mocniej wierzy w nazizm (…).

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

„Polski naród musi zostać wypleniony”

10 lutego 1933 Voss zachwyca się przemówieniem Fuehrera w Berlinie. 18 sierpnia 1938 pisze o wojnie – że jest straszna, ale i ma w sobie dużo błogosławieństwa. Choć to, że kobiety i dzieci w niej giną, błogosławieństwem nie jest. 8 września 1939 przeżywa drugie za jego życia oblężenie Warszawy przez wojska niemieckie. „Finis Poloniae” – notuje 17 września.

W lutym 1941 r. Voss dostaje propozycję pracy w Poznaniu. Ma zostać rektorem katedry anatomii zwyczajnej. Dwa miesiące później przeprowadza się do Kraju Warty. Za dzień rozłąki z rodziną otrzyma aż 8 marek (…). Wyżywienie też dostaje „o wiele lepsze, niż w starej Rzeszy”. Podoba mu się Poznań, tylko szkoda, że są w nim Polacy.

Sposób na pozbycie się Polaków Niemcy znajdują szybko. Voss odnotowuje: „W budynku instytutu w piwnicy jest krematorium. Służy obecnie wyłącznie tajnej policji. Rozstrzeliwani przez nią Polacy są tu w nocy przywożeni i spalani. Gdyby można było obrócić w popiół całe polskie społeczeństwo! Polski naród musi zostać wypleniony, inaczej na Wschodzie nie będzie spokoju”.

„W piecu leżały prochy czterech Polaków. Jak niewiele zostaje z człowieka, gdy spalone zostaną organy. Spojrzenie na taki piec ma w sobie coś bardzo uspokajającego” – pisze miesiąc później. Martwi się o piec krematoryjny, służący przed wojną do spalania części ciała pozostałych z ćwiczeń z preparowania zwłok. „Dziś pojawiło się […] obwieszczenie […], że pięciu Polaków zostało skazanych i straconych z powodu wspólnie dokonanego mordu. Przy takiej masowej pracy nasz piec z pewnością niebawem zastrajkuje, ponieważ już jest nieco kruchy”.

Czytaj też: Niemiecka okupacja Kraju Warty

Zwłoki na zamówienie

Voss wnioskuje o nowy piec. (…) W nowym piecu zwłoki spalało się „za pomocą 2 palników gazowych, umieszczanych u góry paleniska”, a w palenisku można było ułożyć „do 7 zwłok”. Zaś „obok pieca, w ścianie po lewej stronie, znajduje się skrytka, opatrzona żelaznymi drzwiami, przeznaczona na popiół ze spalonych zwłok”, którą „wypróżniano dwukrotnie, wywożąc za każdym razem po trzy platformy popiołu ze spalonych wówczas około 6 tysięcy zwłok pomordowanych przez Niemców ofiar polskich i żydowskich” (…).

Skąd zwłoki? Głównie z kazamatów przy ul. Młyńskiej 1. Od 1940 r. w więzieniu Niemcy wykonują egzekucje. Większość, około 1400 więźniów, kończy życie na gilotynie. Zwłoki dowożono również z Fortu VII, czyli KL Posen, i obozu karno-śledczego w Żabikowie.

Piec w którym Voss palił zwłoki zamordowanych Polaków fot. nn – Kronika Miasta Poznania 4/1976/domena publiczna

Piec w którym Voss palił zwłoki zamordowanych Polaków

To dlatego, że Voss już w lipcu 1941 roku zawiera układ z gestapo: wszystkie ciała straconych będą dostarczane do Instytutu Anatomii Reichsuniversität Posen, celem poddania ich sekcji i maceracji. Pierwszy transport zgładzonych więźniów nadchodzi dopiero 31 października 1941 roku. Niemiec odnotowuje skrupulatnie w pamiętniku: „Jutro Instytut Anatomii otrzyma pierwsze zwłoki. Odbędzie się egzekucja 11 Polaków, z których ja dostanę 5, a pozostałych się spali” (…).

Makabryczna transakcja

12 lutego 1998 r. do attaché kulturalnego ambasady RP w Austrii przychodzi list. Pisze dr Maria Teschler-Nicola, kierownik Wydziału Biologii Archeologicznej i Antropologii Muzeum Historii Naturalnej w Wiedniu. „Zwróciliśmy uwagę na to, że w naszych zbiorach pod numerami inwentaryzacyjnymi 20.562-20.576 znajdują się czaszki Polaków, które zakupione zostały od Uniwersytetu Rzeszy w Poznaniu (…)”.

Z zachowanej dokumentacji wynika, że transakcję zainicjował dr Gustav von Hirschheydt, naczelny preparator Hermanna Vossa. (…) Von Hirscheydt nie zdąży sfinalizować transakcji. Umiera na tyfus, którym zaraził się od zwłok Żydów pomordowanych najprawdopodobniej w obozie w Żabikowie. Negocjacje przejmuje więc inicjator biznesu – Hermann Voss. Dopytuje, czy muzeum chce czaszki „z przymocowaną dolną szczęką, czy luzem”, oferuje też wykonane przez von Hirschheydta pięć masek i dwa popiersia „łącznie z należącymi do nich czaszkami żydowskimi po umówionej cenie”.

fot. Zbigniew Zielonacki, ze zb. Lecha Zielonackiego, cyryl.poznan.pl

Szubienice w tzw. celi śmierci niemieckiego Aresztu śledczego (Untersuchungshaftanstalt Posen) przy ul. Młyńskiej

W odpowiedzi zostaje potwierdzone „nadejście zamówionych 29 żydowskich czaszek, do tego 25 masek pośmiertnych, 4 popiersi gipsowych i 15 czaszek polskich”. Oraz, że „towary zostaną wystawione w specjalnej ekspozycji ze wskazaniem producenta”. Czaszki Voss wycenia na 25 reichsmarek sztuka (…).

Pod koniec marca 1999 r. wiedeńskie muzeum przekazuje polskiej ambasadzie „pozostałości szkieletów ludzkich 14 Polaków, które zostały zakupione w roku 1942 przez ówczesnego kierownika wydziału antropologicznego w okolicznościach godnych ubolewania” (…).

Za obrazę volksdeutschów na gilotynę

17 kwietnia 1941 r. Hermann Voss ubolewa: „Nie rozumiem, dlaczego nie są podejmowane surowsze kroki w związku z obecną kumulacją polskich ataków na życie i majątek Niemców. Dlaczego nie zabija się za jednego zamordowanego Niemca stu lub jak dla mnie jeszcze więcej Polaków?”.

Za co Polaków za kadencji Vossa w Poznaniu skazywano na śmierć? Opisuje to protokół przesłuchania Michała Worocha: „Pierwszą ściętą kobietą, którą nam przywieziono, była niejaka Góralczykowa, lat około 30, a ścięto ją za to, że zastawiła się ręką przed razami, gdy ją w Urzędzie Pracy pewna Niemka obiła. Czyn ten wzięto jako podniesienie ręki na ową Niemkę, a za to przewidywana była tylko kara śmierci, którą też w tym samym dniu wykonano”.

Poznańskie Collegium Anatomicum współcześniefot.Radomil talk/CC BY-SA 3.0

Poznańskie Collegium Anatomicum współcześnie

Hanna Gola, krewna kolejnego ze skazanych, odnalazła w rodzinnych papierach napisany po niemiecku na maszynie dokument z kolejnymi „zbrodniami”. „Skazany obraził ciężko trzech volksdeutschów, zarzucając im, że są winni wybuchu wojny, oraz groził im śmiercią”. „Skazana wspólnie ze straconym w międzyczasie mężem zaatakowała od tyłu niemiecką sekretarkę z majątku bijąc ją pięściami w plecy”.

Nie wiadomo, czy szczątki Wojciecha Goli zostały „tylko” spopielone w krematorium, czy też po preparacji trafiły do jakiejś anatomicznej kolekcji. Nie zachowały się (a może w ogóle nie były prowadzone) żadne listy imienne ani tych, którzy po śmierci na gilotynie szli do pieca, ani tych, którzy lądowali w kotle do maceracji, a później na półkach instytutów anatomii i muzeów. Wiadomo tylko, że przez Collegium Anatomicum pod zarządem Vossa między 1941 a 1944 rokiem przechodzi około pięciu tysięcy ciał straconych „podludzi”.

W Zielone Świątki 1941 r. preparator odnotowuje: „Uważam, że kwestię Polski należy rozpatrywać bez emocji, pod kątem czysto biologicznym. Musimy ich zniszczyć, bo inaczej oni zniszczą nas. Dlatego cieszę się z każdego Polaka, który już nie żyje” (…).

Czytaj też: Karl Brandt – przyboczny lekarz Hitlera. To on kierował programem eutanazji III Rzeszy

Biblia studentów medycyny

W styczniu 1945 r. preparator ucieka z Poznania do Borny. Przez ponad rok pracuje tam jako lekarz-wolontariusz w miejskim szpitalu. I pisze dzieło życia. „Opus Magnus” prof. Hermanna Vossa to wydany w 1946 r. wspólnie z Robertem Herlingerem podręcznik anatomii, który doczekał się 17 edycji. Przez pół wieku jest biblią każdego studenta medycyny w Niemczech, Polsce i Hiszpanii (w tych językach go wydano).

Zapewne mało który z nich wiedział, że jest on „oparty na badaniach przeszło 400 polskich zwłok, które częściowo zaraz po egzekucji były przedmiotem sekcji przy gilotynie” (…). Wiedział jednak prof. Witold Woźniak, dziekan i prodziekan Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu i autor podręcznika „Zielona anatomia”. Jego uczniem był dr hab. Czesław Żaba.

fot.Zbigniew Zielonacki, ze zb. Lecha Zielonackiego, cyryl.poznan.pl

Gilotyna w tzw. celi śmierci niemieckiego Aresztu śledczego (Untersuchungshaftanstalt Posen) przy ul. Młyńskiej

Profesor Woźniak powiedział, żeby tej książki nikt nie ważył się przynieść. Mówił, że Voss eksperymentował na żywych ludziach, robił wiwisekcje, badał funkcjonowanie układu nerwowego na naszych patriotach. Ja ten podręcznik do dzisiaj mam. Pomijając wszystko inne, to jest naprawdę dobra książka do anatomii, Voss był naprawdę skrupulatny – mówi dr Żaba (…).

Prawdopodobnie w miejscach kaźni pozyskiwano ofiary, może już zastrzelone, może jeszcze żywe, do prac eksperymentalnych – mówi historyk Jarosław Burchardt. – Voss był zatrudniony przez specjalne agendy Wehrmachtu i Luftwaffe, które w Poznaniu dokonywały eksperymentów służących opracowaniu specjalnych kombinezonów dla pilotów lotów wysokościowych. Były specjalne baseny, komory niskich ciśnień, w których więźniów poddawano hipotermii. To są informacje zasłyszane od prof. Woźniaka. I od starszych ludzi, którzy pracowali w Collegium Anatomicum.

Czytaj też: Wielka porażka Mossadu. Dlaczego izraelskim agentom nie udało się schwytać Josefa Mengelego?

Mroczna strona profesora

Dr hab. Żaba głośno zastanawia się: – Pytanie, czy są źródła, które to potwierdzą, bo nie sądzę, żeby Voss się do tego kiedykolwiek przyznał. Na pewno Niemiec nie zrobił tego na 26 stronach zarysu autobiografii „Theatrum anatomicum meum”, spisanego w 1952 r. w Halle, gdzie pracował do tegoż roku jako wykładowca i naczelny preparator. Sucho, drobiazgowo, konkretnie, bez emocji. O „podludziach” ani słowa. Z Halle Voss przenosi się do Jeny, gdzie kolejną dekadę spędza jako kierownik Instytutu Anatomii – aż do 1962 roku, kiedy przechodzi na emeryturę i pracuje jeszcze na Uniwersytecie w Greifswaldzie.

Dopiero pod koniec lat 80. wojenna działalność Vossa zaczyna budzić zainteresowanie. Niemiecki historyk i dziennikarz Götz Aly w oparciu o pamiętniki ujawnia ciemną stronę kariery szanowanego profesora anatomii. Kiedy zaczyna się dyskusja o autentyczności pamiętnika Vossa, on sam nie komentuje sprawy.

Przez Collegium Anatomicum pod zarządem Vossa między 1941 a 1944 rokiem przechodzi około pięciu tysięcy ciał straconych „podludzi” (zdj. poglądowe). fot.Bundesarchiv, R 49 Bild-1470 / Holtfreter, Wilhelm / CC-BY-SA 3.0

Przez Collegium Anatomicum pod zarządem Vossa między 1941 a 1944 rokiem przechodzi około pięciu tysięcy ciał straconych „podludzi” (zdj. poglądowe).

(…) O tym, z kim ma do czynienia, wiedziała dobrze dr hab. Teresa Wróblewska z Instytutu Pedagogiki Akademii Pomorskiej w Słupsku, badaczka nazistowskich placówek akademickich na podbitych przez III Rzeszę terenach. Przez wiele lat zabiegała o spotkanie z Hermannem Vossem. „Nie życzył sobie spotkania ze mną, uciekał po prostu – inaczej mówiąc obawiał się – ale nie wiem czego?” – zapisuje (…).

Tylko raz dr Wróblewskiej udaje się nawiązać kontakt z preparatorem. W poznańskim Instytucie Zachodnim zachował się oryginał listu z lipca 1978 r.: „Szanowna Pani Dr Wróblewska, w odpowiedzi na Pani list z 27 czerwca, informuję, że nie mam »wspomnień« z Poznania. (…) Mam 83 lata i nie potrzebuję nic oprócz ciszy i spokoju. Z najlepszymi pozdrowieniami, Prof. Dr H. Voss”.

Rok później preparator z wojennego Poznania kończy karierę naukową i przeprowadza się do Hamburga. Tam 19 stycznia 1987 r. umiera w wieku 93 lat.

Źródło:

Tekst stanowi fragment zbioru reportaży i wywiadów „Zbrodnia bez kary” (Wydawnictwo M, 2022).

 

Zobacz również

Zimna wojna

Erich von dem Bach po wojnie

Wydaje się niemożliwe, że człowiek, który nadzorował pacyfikację powstania i kazał mordować Polaków, nie był sądzony za te zbrodnie. A jednak do tego doszło.

7 lipca 2024 | Autorzy: Herbert Gnaś

Druga wojna światowa

Niemiec, który ocalił Szpilmana

Wilm Hosenfeld stał się znany dzięki filmowi „Pianista” i pomocy, jakiej udzielił Władysławowi Szpilmanowi. Nie był on jedynym, którego Hosenfeld ocalił.

6 marca 2024 | Autorzy: Soraya Kuklińska

Druga wojna światowa

„Demon Śmierci” z Auschwitz

Dla wprawy przeprowadzał zabiegi na kobietach z guzami narządów rodnych. Operował więźniów z przepukliną. Potem uznawał ich za niezdolnych do pracy i zabijał.

14 listopada 2023 | Autorzy: Joanna Lamparska

Druga wojna światowa

Szlakiem tajemnic zbrodniarzy w Polsce. Spowiedź Hitlera i nazistów

POZNAJCIE NIEZNANE HISTORIE, KTÓRE DZIAŁY SIĘ NA OCZACH NASZYCH PRZODKÓW! ŚLADY TYCH TAJEMNIC MOŻNA ODNALEŹĆ DO TERAZ!

9 sierpnia 2023 | Autorzy: Redakcja

Druga wojna światowa

„Ewakuacja” Żydów z Europy

Pod koniec lat 30. Żydzi zaczęli uciekać z Europy. Mossad i rewizjoniści zdołali do wybuchu wojny drogą nielegalnej imigracji uratować ok. 21 tysięcy osób.

25 maja 2023 | Autorzy: Konstanty Gebert

Druga wojna światowa

Globocnik. Architekt Holokaustu

Przez współpracowników został zapamiętany jako „miły szef”. Twierdził przy tym, że to nic, jeśli Żydzi umrą z głodu i wysłał tysiące ludzi do obozów zagłady.

22 maja 2023 | Autorzy: Soraya Kuklińska

KOMENTARZE (6)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ewa Rolbiecka

Doskonały artykuł. Sama studiowałam Historię. Przedstawiacie fakty bardzo obrazowo.Przeczytałam już wiele z nich.Cieszy mnie to,że jest taka strona jak ciekawostki historyczne.

niepoprawny politycznie

Powiedział dokładnie nie tyle tylko, że: „Jestem zdania, że zagadnienie polskie należy rozpatrywać na zimno, czysto biologicznie [i to wymaga wyjaśnienia: wg niego to nasza, większa niż niemiecka, rozrodczość stanowi „obiektywne” największe zagrożenie dla Niemiec, nie np. nasza polska polityka]. My musimy ich unicestwić, gdyż inaczej oni to zrobią z nami.” – dlaczego? Bo przecież „…ten prymitywny, słowiański naród mnoży się tak szybko, że nas najzwyczajniej w świecie „zeżre.” (…)
Myślę, że istotne jest tutaj te właśnie uzupełnienie – wyjaśnienie. A zatem wręcz dosłownie powtarzał Voss to co wcześniej dywagował Bismarck (z pamiętnika Vossa wynika, że był on w gruncie rzeczy monarchistą, stąd i wręcz uwielbiał samego Bismarcka!).
Na marginesie.
Polakofobia (te określenie więcej mówi od „zbyt” naukowo brzmiącego „polonofobia”) została ugruntowana zwłaszcza za czasów republiki weimarskiej – nienawiść do Polaków wówczas była wśród Niemców ogromna, być może nawet większa niż za ostatnich lat rządów Hitlera – na pewno znacznie większa niż do Żydów. Voss był więc „dzieckiem swoich czasów”, czasów gdy ta karykaturalnie rozdęta polakofobia była mocno ugruntowana w niemieckim społeczeństwie, jego tak świadomości jak i podświadomości. A polakofobiczny początek sięga aż czasów powstania listopadowego. Stoją za nim Prusy przerażone wówczas polonofilną postawą większości obywateli krajów niemieckich, witających kwiatami powstańców polskich udających się na emigrację. Hitler początkowo także zresztą „grał” rolę polonofila. Widział w nas bowiem potencjalnych sojuszników, stąd nawet w 1934. zakazał działalności licznym ówczesnym „polakożerczym” organizacjom, ale… Gdy sojusz ten okazał się mrzonką, to wówczas z premedytacją wykorzystał polonofobiczne resentymenty Niemców.
Dlaczego Voss „zdradził” Bismarcka na rzecz Hitlera? – „Nie mogę sobie wyobrazić Bismarcka jako mówcy, który porywa tłumy…” napisał w pamiętniku.
Tutaj niepopularna, „niepoprawna” uwaga: wychwalane przez nas przywiązanie naszej mniejszości do polskiego języka, chodzenie tylko do polskiego kościoła, etc., było przyjmowane przez wielu Niemców, jako skrajnie wrogi im nacjonalizm. Gdy np. Voss usłyszał od swego studenta, że jego chłopscy polscy sąsiedzi twierdzą, iż Madonna mówi po polsku ale na pewno nie po niemiecku, było to dla niego szokiem…
Przerażał go też brak entuzjazmu Niemców wobec wojny z Polską, powszechny paniczny strach przed polskimi, mitycznymi wręcz „Łosiami”, i… I jak wszyscy Niemcy wybucha on radością, gdy kroniki pokazują w kinach 8. września Niemców na przedpolach Warszawy…
Voss jest przy tym bardzo niespójny w swoich poglądach – krytykuje bowiem farsę wyborczą w Niemczech sprokurowaną przez nazistów, za chwilę jednak „pod niebiosa” wychwalając Hitlera.
Z czasem coraz bardziej, co widać w pamiętniku, skłania się do wniosku, że to, jednak, niestety mityczni „Polacy” zaczynają „wygrywać” – że jednak „oni to zrobią z nami”, a nie „my z nimi”, naocznie stwierdzając, po liczbie zwłok, rosnącą ciągle liczbę skazywanych „polskich bandytów” – a więc bezskuteczność ich eksterminacji. Zaczyna więc bać się nas, a zarazem wręcz powoli podziwiać… Popada w pesymistyczne otępienie wobec nieuchronności rzekomego „triumfu Polaków”. Co ciekawe za swego kolegę – przyjaciela?, uważa wtedy jawnego polonofila prof. Ponsolda.
Najbardziej podoba mi się zatem ta ocena tego „niespójnego” naszego bohatera postu: „Obaj opisani naukowcy [Voss i Herrlingerz] z pewnością byli wybitnymi anatomami i przyczynili się do rozwoju tej dziedziny nauki na świecie. Jednak pojawia się problem etyczności ich badań i szacunku do drugiego człowieka. [choć] Jak już wspomniałem na początku granica etyczności badań w biologii i medycynie jest bardzo cienka…” (za Poznań znany i nieznany).
…a
…A w internecie jest ciągle wiele ofert sprzedaży polskiego tłumaczenia ich na prawdę fantastycznego podręcznika anatomii…
Dlatego? Dlaczego mamy z prof. Vossem jednak ten „mały” kłopot?
H. Stoffles: „Dzięki swoim dobrym kompendiom anatomicznym Hermann Voss jest znany każdemu studentowi medycyny…”, no bo – i to dlatego w NRD „ojczyźnie niemieckich antyfaszystów” dalej robił błyskotliwą karierę naukową – ba! wielokrotnie był nagradzany, do tego „kochany” przez studentów i kolegów naukowców! No bo z kolei to on przecież najbardziej „…kochał kwiaty i przyrodę.” – powszechnie był więc uważany w całych Niemczech „za przyjaciela ludzi i ludzkości”, a tu teraz nagle „…okazało się że był STRASZLIWYM rasistą…”
i…
Po wojnie „…unikał jakichkolwiek kontaktów z Polską i Polakami, choć wielu chciało z nim tylko porozmawiać, i dopiero gdy musiał…”
Kim więc Pan był tak naprawdę, (P)panie (P)profesorze Voss???

    Alchemik

    Był kanalią i mordercą Polaków. Nic więcej do dodania nie pozostaje.

      niepoprawny politycznie

      Nie ma dowodów, że kogokolwiek zamordował.
      A do dodania owszem jest zawsze coś, np. zwłaszcza wyjaśnienie dlaczego Prusacy – Prusy, postawiły na „polakofobię”: otóż po drugim rozbiorze liczba Polaków, Słowian autochtonów była w Prusach większa niż Niemców. Pruskie władze za wszelką cenę starały się więc zapobiec polonizacji swego państwa. A niepokojące jej przykłady były – szczególnie szybka polonizacja niemieckich patrycjatów dużych naszych miast, np. Krakowa etc.

Voss

Teraz do nich jeździmy i robimy za parobków.

Piechniczek

I „profesora” nikt nie ukarał…. super są te elyty…. taki k… morderca był szanowanym profesorkiem prze kolejne kilkadziesiąt lat… kpiny… tfu na to niemieckie ścierwo….

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.