Kat nie miał łatwego życia. Sama praca była niewdzięczna. Do tego dochodziła mozolna nauka i społeczny ostracyzm. Za to na egzekucjach dało się nieźle zarobić.
Zamykasz oczy. Niestety, nie na długo. Z półsnu wyrywa cię donośne łomotanie w drzwi. Podnosisz się i podchodzisz do nich, mijając się bez słowa ze swoją żoną, wprowadzającą właśnie do zamtuzu kolejnego klienta. Robota jest, potrzeba mistrza. Porządki znowu zostawisz pomocnikowi…
Prawdopodobnie tak wyglądałyby twoje wieczory w zawodzie kata. Czego jeszcze mógłbyś się spodziewać?
Niechciany sąsiad
Przede wszystkim, zapomnij o czerni. Oficjalny strój katowski był czerwony, a na rękawach często miał naszyte kawałki czerwonego, białego i zielonego sukna. Mitem też jest zakrywanie oblicza – jeśli kaci zakładali kaptury, to tylko z otworem na całą twarz. Musieli widzieć skazanego. Błąd w wykonaniu wyroku mógł kosztować utratę pracy.
Ponadto, mistrzowie sprawiedliwości byli osobami publicznymi i potrzebowali rozpoznawalności. Czy to przy przyjmowaniu zleceń od sądów i służb porządkowych, czy podczas załatwiania prywatnych interesów.
Nie da się natomiast zaprzeczyć, że profesja nie należała do najbardziej szanowanych. Katowskie mieszkania znajdowały się w oddaleniu od innych. Nieraz oprawcy otrzymywali za darmo własny kąt w baszcie czy wieży miejskiej. Gorzej, że „w gratisie” dostawali… dom publiczny. Bo te musieli prowadzić, często wspólnie z żonami.
Jeśli dodamy do tego obowiązek czyszczenia publicznych kloak, otrzymamy obraz człowieka, któremu nikt nie chciał podać ręki.
Mało kto wypowiadał się pochlebnie o katach. Funkcjonowały wręcz takie powiedzenia jak „ki kat” czy „niech go kaci porwą”. Osoby trudniące się tym zawodem nazywano wprawdzie mistrzami, ale małodobrymi. Ich pomocników: oprawcami, szelmami, hyclami, szargarzami i katowczykami. Zwrócenie się tak do kogoś spoza branży było ogromną zniewagą.
Czytaj też: Jak katować, a potem… leczyć? Średniowieczna rehabilitacja po wizycie w sali tortur
Kręte ścieżki kariery
Istniało kilka sposobów, aby zostać katem. Przyuczanie do zawodu przez członka cechu mogło trwać nawet kilkanaście lat. W Bieczu już od XIV wieku funkcjonował cech katowski, a XIX wieczna legenda wspomina nawet o szkole Kandydat musiał umieć czytać i pisać, doskonale znać anatomię, a także bez wahania torturować i wykonywać egzekucje. Te na początku ćwiczył na kapustach i martwych zwierzętach.
O ile niewprawny oprawca ścięcie mieczem musiał powtarzać, to dla ucznia cechu dekapitacja jednym ciosem stanowiła egzamin mistrzowski, po którego zdaniu otrzymywał dokumenty potwierdzające kwalifikacje. W niektórych regionach profesja była wręcz dziedziczna. Najbardziej wpływową rodziną katowską na Śląsku i Łużycach był ród Kühnów. Niemieccy Neherowie i Beckelowie przekazywali sobie z pokolenia na pokolenie tajniki zawodu przez niemal 300 lat.
Często zdarzało się, że w mieście brakowało mistrza potrafiącego wykonać egzekucję. W takim wypadku podpisywano umowy… ze skazańcami, nad którymi wisiał wyrok śmierci. Nowa praca była jedyną szansą ocalenia życia – bywało, że z całej grupy przestępców jeden wybrany wykonywał karę na pozostałych kompanach.
Samodzielną pracę mógł rozpocząć również katowczyk, o ile ktokolwiek zdecydował się go zatrudnić. Czasem natomiast mistrzowski stołek obejmowano… zupełnym przypadkiem.
Tak stało się z pochodzącym ze Lwowa Antonim Strzelbickim, który w pojedynku zabił swojego przeciwnika. Obserwujący ludzie zaczęli nazywać go katem. O dziwo, mężczyzna faktycznie trafił na naukę do Krakowa, rzekomo przez pseudonim, który do niego przylgnął. Po śmierci szkolącego go Franciszka został krakowskim mistrzem.
Czytaj też: Jak Piekarski na mękach – tak karano skrytobójców w XVII-wiecznej Polsce
Obowiązki kata
Co właściwie wchodziło w zakres obowiązków egzekutorów? Oczywiście wykonanie kary śmierci – w Europie, aż do wynalezienia gilotyny, najczęściej było to powieszenie, ścięcie toporem lub mieczem (w zależności od pochodzenia i rodzaju zbrodni).
Przed ogłoszeniem wyroku kaci przesłuchiwali oskarżonych. Tu szczególnie ważne było doświadczenie i znajomość anatomii. Tortury na początku procesu nie mogły powodować trwałego kalectwa, a w jego późniejszych fazach – zabić skazanego przed oficjalną egzekucją.
Drugim filarem owej profesji było wspomniane już prowadzenie domów publicznych i opieka nad ich pracownicami, a także karanie chłostą kobiet, które na własną rękę trudniły się prostytucją.
Natomiast najmniej dziś znanym obowiązkiem katów są… prace porządkowe. Należało do nich wyłapywanie dzikich zwierząt i zbieranie z ulic tych już martwych, czyszczenie fosy, sprzątanie placu rynku kilka razy do roku, a poza tym – wywóz błota i odchodów z miasta. Nieraz bywało też, że gdy brakło medyków, kaci opatrywali rany i leczyli rozmaite kontuzje, jako najlepiej zaznajomieni z budową ludzkiego ciała.
Czytaj też: Przypiekanie i łamanie stawów – tortury w nowożytności
Czy to się opłacało?
Na pewno kaci nie klepali przysłowiowej biedy – podpisywali umowy z miastem, na podstawie których najczęściej otrzymywali tygodniowe wynagrodzenie, a poza tym premie od wykonanych egzekucji. Domy publiczne były kolejnym źródłem zysku.
Mistrzowie mieli zagwarantowaną nietykalność cielesną – nawet szlachcic za zranienie lub zabicie kata mógł zostać ścięty. A gdy zarobki w danym mieście okazywały się zbyt niskie, pozostawały dodatkowe zlecenia albo sprzedaż urzędu. Katowstwo lubańskie między 1567 a 1612 rokiem przechodziło w ten sposób z rąk do rąk aż sześć razy.
Z drugiej strony, egzekutorzy byli skazani na społeczny ostracyzm. W krajach Europy Zachodniej mieli oni jeszcze szansę na awans i przywileje. Niektóre państwa niemieckie dopuszczały możliwość nadania tytułu szlacheckiego katu, który wykonał określoną liczbę egzekucji. Paryscy mistrzowie pobierali myto od towarów na hali targowej, otrzymywali materiały na nowe ubrania, a w opactwie Saint-Germain szli na przedzie procesji w dzień św. Wincentego.
W Polsce było to wykluczone. Oprawców traktowano jak nieczystych – unikano patrzenia na nich i zasiadania do jednego stołu. Wszystko, czego kat dotknął, było traktowane jak brudne. Piekarze odwracali spodem do góry przeznaczone dla nich bochenki chleba, aby ci sami nie wybierali pieczywa. Nawet osobna, zdawałoby się uprzywilejowana loża w kościele, była w rzeczywistości sposobem izolacji od otoczenia.
Ludzie, którzy zajmowali się wymierzaniem wyroków, sami byli skazani na ogromną samotność.
Źródła:
- Czajka A., Fantazja czy rzeczywistość? Średniowieczny strój kata w wyobraźni Jana Matejki, Łódź 2016.
- Pacholec M. M., Kat jako członek społeczności miejskiej w Rzeczypospolitej wieków XVI–XVIII, Olsztyn 2009.
- Rosa W., Po stronie przestępców czy czy służb porządkowych, czyli miejsce kata w systemie wymiaru sprawiedliwości w dawnej Polsce [w:] Studia z Dziejów Państwa i Prawa Polskiego. Tom 19, Kraków 2016.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.