Dzisiaj nikt nawet nie wyobraża sobie eksperymentów wymagających... straszenia dzieci. A co, jeśli obiektem byłoby niemowlę? Dokładnie 11 miesięcy miał chłopiec, który w historii psychologii zapisał się jako Mały Albert – anonimowa sierota z najsłynniejszego badania ojca behawioryzmu, Johna Watsona.
Skąd pomysł, aby w ramach badań straszyć dziecko? Zaczęło się od odczytu Johna Watsona Psychologia jak ją widzi behawiorysta w 1913 roku. Zakładał on, że introspekcja [dokładna obserwacja przeżywanych emocji – przyp. red.] i analiza świadomości są zbyt nieobiektywnymi metodami, aby można je uznawać za naukowe, a rzetelne i miarodajne badania powinny skupiać się na tym, co widoczne – bodźcu i reakcji.
Odczyt ten uznaje się za symboliczne narodziny nowego nurtu w psychologii, zaś jego autora – za ojca behawioryzmu. Inspiracje Watsona sięgały jednak daleko poza mury Uniwersytetu Johna Hopkinsa w Baltimore, na którym wykładał. W podobnym czasie swoje badania rozwijał Iwan Pawłow, rosyjski medyk eksperymentalny. Na podstawie obserwacji karmionych psów opisał zasady klasycznego warunkowania, czyli nauki reagowania na konkretne bodźce. Watson poszedł o krok dalej – tezy uczonego postanowił sprawdzić na ludziach.
Wyszedł z założenia, że człowiek rodzi się z trzema podstawowymi uczuciami – strachem, miłością i wściekłością. Cała reszta jest ukształtowana przez otoczenie. Wraz ze swoją asystentką, Rosalie Rayner, postawił trzy pytania:
Czy niemowlę może zostać uwarunkowane tak, aby bać się zwierzęcia, które pojawia się jednocześnie z głośnym, powodującym lęk dźwiękiem? Czy taki lęk może zostać przeniesiony na inne zwierzęta lub przedmioty nieożywione? Jak długo taki lęk będzie się utrzymywał?
Aby uzyskać odpowiedzi, potrzebowali tylko dziecka.
Znaleźli je w szpitalu, choć część źródeł wspomina też o sierocińcu – naukowcy postanowili zanonimizować niemowlę. W raportach widnieje jako „Albert B.” – zdrowy, spokojny chłopiec. Zgodnie z opinią pracowników, dziecko wykazywało dużą obojętność wobec otoczenia i nie było zbyt emocjonalne, co potwierdziły wstępne badania. Dziewięciomiesięczny Albert nie bał się ognia, a pokazywane mu zwierzęta i przedmioty ciekawiły go. Płakać zaczynał jedynie, słysząc głośne, niespodziewane dźwięki.
Czytaj też: Ślepy zaułek medycyny: niemowlak z sercem od pawiana
Czy Albert dotknie szczura?
Po wstępnej kwalifikacji, dwa miesiące później, chłopiec pierwszy raz został umieszczony na materacu, w centralnym punkcie jasnego pokoju. Ściany pomieszczenia przez następne miesiące tłumiły płacz przestraszonego dziecka. Watson i Rayner położyli przy nim szpitalnego białego szczura, jednak zawsze, kiedy Albert chciał się z nim pobawić, ktoś za jego plecami uderzał młotkiem w metalową sztabę. Miało to na celu sprawdzenie, czy chłopiec zacznie się bać zwierzęcia, gdy sygnał dźwiękowy nie będzie słyszalny.
Pierwsza faza eksperymentu powiodła się po siedmiu próbach rozdzielonych na dwie sesje. Pomiędzy nimi Albert miał tydzień przerwy. Niespełna roczny chłopiec zaczął zanosić się płaczem na sam widok szczura, choć przed rozpoczęciem warunkowania chętnie go dotykał. Pięć dni później sprawdzono, czy wystąpiło zjawisko generalizacji [reagowania na podobny bodziec w ten sam sposób – przyp. red.]. Okazało się, że strach u niemowlęcia został przeniesiony na inne zwierzęta a także białe, futrzane przedmioty, chociaż nie wszystko, co składało się z włosia, wywoływało u niego niepokój.
Po miesiącu reakcja wciąż się utrzymywała, z czasem jedynie nieznacznie osłabła. Badanie łącznie trwało prawie rok, a w jego końcowych fazach Albert bał się niemal nieustannie. Nawet na widok maski świętego Mikołaja reagował krzykiem i zanosił się płaczem.
Warunkowanie chłopca nigdy nie zostało odwrócone, mimo iż najprawdopodobniej para naukowców wiedziała, kiedy dziecko opuści szpital. Eksperyment co prawda zakładał pozbycie się lęków, został jednak przerwany przed oficjalnym zakończeniem.
I znów, w zależności od źródeł, wymienia się dwie, niewykluczające się wzajemnie przyczyny. Pierwsza zakłada, że znana była matka dziecka – pracownica ośrodka, w którym przebywał Albert. Miała wiedzieć o badaniu, a gdy zorientowała się, na czym polega, zabrała syna i wyjechała z nim, nie zdradzając nikomu nowego miejsca pobytu. Zgodnie z drugą teorią odwarunkowanie nie nastąpiło ze względu na wydalenie Watsona z uczelni. Asystująca przy badaniu Rosalie Rayner była bowiem kochanką (a później też małżonką) naukowca. O romansie dowiedziała się jego ówczesna żona. Założyła sprawę rozwodową, a gdy znalazła listy, które para wymieniała, opublikowała w gazecie ich fragmenty. Wywołało to skandal, na który uczelnia nie mogła sobie pozwolić.
Czytaj też: Najbardziej kontrowersyjne eksperymenty medyczne w dziejach
Co się stało z dzieckiem?
William Barger czy Douglas Merritte? Anonimizacja Małego Alberta znacznie utrudnia prześledzenie dalszych losów chłopca. Dwie główne hipotezy dotyczą wspomnianych nazwisk. Jeśli Albert B. był Douglasem, jego historia skończyła się wcześnie i przykro. Dziecko, do którego na podstawie spisów ludności z 1920 roku dotarli Beck, Levinson i Irons, umarło w wieku 6 lat i cierpiało na wrodzone wodogłowie.
Chłopiec urodził się w szpitalu przy Uniwersytecie Johna Hopkinsa, gdzie Arvilla Merritte pracowała jako mamka. Za jednego dolara zezwoliła na udział swojego syna w badaniu, najprawdopodobniej nie wiedząc, jak dokładnie miało ono przebiegać. Jeśli ta hipoteza byłaby prawdziwa, stanowiłaby najpoważniejszy z licznych zarzutów wobec Watsona – w eksperymencie brało udział chore dziecko.
Inaczej sprawa ma się z Williamem. Jak zauważają Powell i Digdon, trzy pracownice szpitala urodziły dziecko w zbliżonym czasie, a syn Pearl Barger lepiej pasuje do opisu badanego chłopca. Co ciekawe, rodzina faktycznie nazywała go Albertem, a jego lęk przed psami był tematem żartów. Mężczyzna nie cierpiał na żadne choroby wrodzone i dożył wieku 87 lat.
Kwestia tożsamości dziecka z eksperymentu Watsona do dziś pozostaje nierozstrzygnięta. Poszukiwań nie ułatwia… ilość przekłamań w dostępnych opracowaniach i opisach eksperymentu. Najmniej istotne rozbieżności dotyczą wieku dziecka i imienia, jakim posługiwali się badacze, a także gatunek wykorzystanego zwierzęcia (czasem zamiast szczura pojawia się królik).
Zdarzają się teksty akademickie, które nie przywołują nazwisk naukowców i takie, które robią to błędnie. Przebieg badań, lista obiektów, na które został przeniesiony lęk Alberta… Można nawet znaleźć szczegółowe opisy, jak przebiegało odwarunkowanie chłopca.
Nie bez winy jest sam Watson, który we własnych odwołaniach do badania zmieniał niektóre detale. Behawiorysta wylądował na liście najczęściej cytowanych psychologów XX wieku. Tymczasem Ben Harris, który w 1979 roku przeprowadził gruntowną analizę pozycji naukowych opisujących przypadek Małego Alberta, rzetelny opis badania znalazł… w czterech podręcznikach.
Źródła:
- Adamczyk K., Pospolite grzechy psychologów – naukowców, Kraków 2016.
- Beck H. P., Levinson S., Irons G., Finding little Albert: A journey to John B. Watson’s infant laboratory. American Psychologist 2009, 64(7), s. 605–614.
- Digdon N., Powell R., Harris A., Little Albert’s alleged neurological impairment: Watson, Rayner, and historical revision. History of Psychology 2014, 17(4), s. 312–324.
- MacEwan University, Whatever happened to Little Albert?, Edmonton 2014.
- Strelau J., Doliński D., Psychologia akademicka tom I, Sopot 2008, s. 89–95.
KOMENTARZE (3)
Może przydałaby się statystyka, ilu ludziom wyrządzono krzywdę dla dobra „nauki”.
ludziom?
zacznijmy od zwierząt im dopiero jest wyrządzana krzywda dla „dobra” ludzkości.
To co dla człowieka niech będzie przez człowieka.
Libido dominandi. Książka z którą warto sie zapoznać.