Potworności, jakich doktor Mengele dopuszczał się w Auschwitz, do dziś mrożą krew w żyłach. Jednak on sam – jak wielu nazistów – utrzymywał, że tylko wypełniał rozkazy. Ba! Przekonywał, iż ocalił tysiące ludzi przed śmiercią...
Prowadzone przez Josefa Mengelego „selekcje” więźniów z transportów do Auschwitz zadecydowały o „być albo nie być” niezliczonej rzeszy ludzi. Eksperymenty, których dokonywał w swoim laboratorium na wybranych przez niego „szczęśliwcach”, doprowadziły do śmierci – w męczarniach – kolejnych.
Mimo to on sam – a także niektórzy jego przyjaciele i członkowie rodziny – twierdzili, że zarzuty względem niego były wyolbrzymione, a on sam kiepsko znosił obozowe realia i postępował najlepiej jak mógł, uwzględniwszy warunki, w jakich przyszło mu pracować…
Mały trybik w wielkiej maszynie
Josef Mengele nigdy nie zdobył się otwarcie na refleksję odnośnie do swojej odpowiedzialności za zbrodnie, które popełnił na więźniach obozu. Jego syn, Rolf, po latach wspominał:
Powiedział mi z przekonaniem, że Auschwitz istniało, zanim on się tam zjawił, i że był jedynie małym trybikiem w wielkiej maszynie. Kiedy odparłem, że uważam Auschwitz za jeden z największych przejawów bestialstwa i brutalności, odrzekł, że nie rozumiem.
Powiedział, że pojechał tam, bo musiał wypełnić obowiązek i wykonywać rozkazy. Wszyscy musieli to robić, żeby przetrwać, zadziałał podstawowy instynkt samozachowawczy. Powiedział, że nie był w stanie się nad tym zastanowić. Nie czuł się osobiście odpowiedzialny za to, co wydarzyło się w obozie.
Josef Mengele był święcie przekonany o własnej niewinności. W jego mniemaniu wcale nie skazywał ludzi na śmierć, a… ich przed nią ratował. Argumentował, że kiedy lekarz w szpitalu polowym w trakcie wojny wybiera, którego z ciężko rannych żołnierzy zoperować w pierwszej kolejności, resztę zostawia na pastwę losu, ale dzięki temu ocali chociaż jednego z nich.
Swoją rolę podczas selekcji w Auschwitz postrzegał analogicznie – typując z transportów więźniów „zdolnych do pracy”, pomagał im na miarę ograniczonych możliwości… „Co miałem robić, gdy ludzie trafiali na rampę? Byli chorzy, półmartwi” – pytał syna, którego bezskutecznie usiłował przekonać do swych racji.
Mengele utrzymywał, że starał się oznaczyć jako „zdolne do pracy” jak najwięcej osób i zdołał w ten sposób podarować szansę na przetrwanie tysiącom ludzi. Życie miały mu zawdzięczać także bliźnięta, na których przeprowadzał bestialskie eksperymenty (jak tłumaczył, dawał im przecież dodatkowe porcje żywności, odzież, a nawet słodycze. Cóż z tego, że później zszywał je ze sobą, zarażał śmiertelnymi chorobami lub zabijał na oczach matek…). „Przysięgał, że osobiście nie skrzywdził nikogo” – opowiadał Rolf.
Czytaj też: Ostatnie chwile Anioła Śmierci z Auschwitz. Jak zginął Josef Mengele?
„Zoo” Anioła Śmierci
Przeczą temu relacje ocalałych. Przywołali oni setki przykładów wyjątkowego okrucieństwa lekarza, nie bez powodu nazywanego „Aniołem Śmierci z Auschwitz”. Pod tym względem Mengele nie miał sobie równych, choć wobec swoich ofiar potrafił być ujmująco uprzejmy, a niekiedy wręcz szarmancki. Oczarowywał szczególnie niczego się niespodziewające dzieci, które później poddawał straszliwym eksperymentom. Gerald Posner opisuje:
W ramach badań przeprowadzał prymitywne operacje i bolesne testy, niemal zawsze bez znieczulenia. Wykonywał niepotrzebne amputacje, punkcje lędźwiowe, wstrzykiwał tyfus i celowo zadawał rany, by porównać reakcje.
Pod skórę głowy wtłaczał rozpuszczalnik, żeby zmienić kolor włosów z ciemnego na jasny, a do oczu wprowadzał barwniki, by brązowe tęczówki stały się niebieskie. (…) Używał sprzętu do elektrowstrząsów, żeby badać wytrzymałość więźniów, co dla większości kończyło się śmiercią lub śpiączką. Aparaty rentgenowskie wykorzystywał do sterylizacji kobiet.
Nie odpuszczał swoim ofiarom nawet po śmierci – wyniki sekcji zwłok, fragmenty szkieletów, a także części ciała wysyłał do III Rzeszy owinięte w gruby papier jako „wojenny materiał badawczy”. Jego zbrodnie są tym bardziej porażające, że większość jego „królików doświadczalnych”, które trzymał w specjalnych barakach (sam nazywał je pieszczotliwie swoim „zoo”) stanowiły dzieci poniżej 12 roku życia…
Dowiedz się więcej: Chora ideologia – przerażające eksperymenty Niemców w czasie II wojny światowej
Zabawa w Boga
Zresztą nawet gdyby wina Mengelego sprowadzała się wyłącznie do przeprowadzania selekcji, to trudno w jego przypadku mówić jedynie o „wykonywaniu rozkazów”. Podczas gdy większość jego kolegów po fachu szczerze nienawidziła obowiązkowych zmian przy rampie, on wprost się do nich rwał. Ba, zdarzało się, że zgłaszał się na ochotnika do dodatkowych dyżurów!
Odgrywanie Boga i decydowanie, kto przeżyje, a kto umrze, sprawiało mu olbrzymią satysfakcję. Ubrany w nieskazitelny mundur esesmański, lśniące czarne buty, z zawadiacko przekrzywioną czapką oficerską i w białych rękawiczkach, dokonując wyboru więźniów „zdolnych do pracy”, pogwizdywał pod nosem ulubione arie operowe. Szacuje się, że w wyniku przeprowadzonych przez niego selekcji zginęło 400 tysięcy osób.
Trudno powiedzieć, do śmierci ilu bezpośrednio przyłożył rękę. Wiadomo jednak, że do końca życia, którego jesień spędził nie niepokojony przez nikogo w Ameryce Południowej (zmarł podczas wakacyjnego wyjazdu, zażywając morskiej kąpieli…), nie poczuwał się do winy. Christopher Macht w książce „Spowiedź doktora Mengele” wkłada w jego usta następujące słowa:
Dobrym punktem wyjścia byłoby pytanie, czy w ogóle kiedykolwiek miałem wyrzuty sumienia. Nie nazwałbym tego wyrzutami sumienia. One raczej w dotychczasowej karierze nigdy mnie nie dręczyły, bo kroczyłem jasno wytyczoną ścieżką.
Wszystko, co robiłem, czyniłem z myślą o rozwoju badań nad medycyną. Nie jest moją winą, że znalazłem się w miejscu, w którym były idealne warunki do prowadzenia poszczególnych badań.
W tym wyznaniu – choć fabularyzowanym – tkwi ponura prawda na temat Anioła Śmierci. Najlepiej świadczy o tym opinia jego syna Rolfa po spotkaniu z Mengelem w Brazylii: „Chciałem usłyszeć, że zarzuty były nieprawdziwe albo przekonać się, że ojciec ma również ludzką twarz, której wcześniej nie dostrzegłem. Nie, niczego nie otrzymałem. Nie okazał skruchy. (…) Nie rozumiał, że samo przebywanie w obozie czyniło z niego narzędzie zła”. A przecież – jak dobrze wiemy – zrobił tam znacznie więcej…
Bibliografia:
- Christopher Macht, „Spowiedź doktora Mengele”, Bellona 2020.
- Dawid G. Marwell, „Mengele. Anioł Śmierci z Auschwitz zdemaskowany”, Bez Fikcji 2020.
- Gerald L. Posner, „Dzieci Hitlera. Jak żyć z piętnem ojca nazisty”, Znak Horyzont 2019.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.