Ciekawostki Historyczne
Druga wojna światowa

Ofensywa styczniowa, czyli jak Żukow z Koniewem „zaorali” Niemców w trzy tygodnie

12 stycznia 1945 r. znad Wisły ruszyła wielka ofensywa Armii Czerwonej nazwana później operacją wiślańsko-odrzańską. Żołnierzom radzieckim wydano rozkaz: na zachód! Niemcy mieli nadzieję, że uda się zatrzymać „Iwanów” na rozbudowanych liniach umocnień i w miastach-twierdzach. Ale ich system obrony szybko się rozsypał i T-34 popędziły przed siebie. Tempo natarcia zaskoczyło nawet radzieckich dowódców! Wojska marszałków Żukowa i Koniewa pokonały 500 km w trzy tygodnie i zatrzymały się dopiero na Odrze…

Od jesieni 1944 r. nad Wisłą panował względny spokój. Front wschodni się zatrzymał, walki toczyły się gdzieś daleko stąd, a wystygłe silniki radzieckich czołgów „spały pod skrzepłym smarem”. Niemcy i Rosjanie zbierali siły przed ostateczną rozgrywką, mającą zdecydować o rozstrzygnięciu II wojny światowej i powojennych losach Europy i świata. Hitler przygotowywał plany wielkiej ofensywy ostatniej szansy na zachodzie, a Stalin i jego marszałkowie – plan rozbicia wojsk niemieckich w Polsce i otwarcia drogi do Berlina.

Kolumna radzieckich czołgów podczas operacji wiślańsko odrzańskiejfot.Autor nieznany/domena publiczna

Kolumna radzieckich czołgów podczas operacji wiślańsko-odrzańskiej

Na przyczółki po zachodniej stronie Wisły, zdobyte przez Armię Czerwoną latem 1944 r., dostarczano czołgi, działa i amunicję. W stronę rzeki, rozdzielającej dwie walczące strony, podciągano linie zaopatrzenia, składy amunicji, paliwa, szpitale polowe, sztaby, łączność i wojska inżynieryjno-techniczne ze specjalistycznym sprzętem. Uzupełniano też straty w „sile żywej”, budowano lotniska polowe i przerzucano na nie samoloty i oczywiście prowadzono szkolenia propagandowe. Trzeba było przecież przygotować żołnierzy Armii Czerwonej do wkroczenia na teren „proklatoj germanii” (przeklętych Niemiec) i tego, co tam zastaną.

Chyba, że znów ruszy front…

Nad Wisłą, od ujścia Narwi do Józefowa na odcinku 270 km do natarcia szykowały się wojska I Frontu Białoruskiego, a od Józefowa do Jasła, na odcinku 230 km, grzały silniki armie I Frontu Ukraińskiego. Ponad 2,2 mln żołnierzy radzieckich było gotowych do boju i „odpłacenia” Niemcom, którzy najechali ich kraj. Wspierało ich 36 tysięcy dział i moździerzy, 6,4 tysiąca czołgów i ponad 4,7 tysiąca samolotów.

O skali prowadzonych przygotowań i sile gromadzonych wojsk świadczy „tłok”, jaki panował na przyczółku magnuszewskim, gdzie na niewielkim obszarze skoncentrowano 3 armie, 24 dywizje i 5300 dział. Czołgi stały kilkanaście metrów od siebie, a działa „koło w koło”. Na przyczółku puławskim było trochę luźniej, bo stacjonowało tam „tylko” 16 dywizji i 3300 dział. Armia Czerwona była gotowa do ataku i czekała tylko na rozkaz Stalina. (Przygotowania do ofensywy zasygnalizowano w powojennym serialu Czterej pancerni i pies. Wracający do zdrowia sierżant Czernousow wyjaśnia Jankowi Kosowi, że wstawianie w salach dodatkowych łóżek i wypisywanie ze szpitala lekko rannych, oznacza, że wkrótce ruszy front. W tym wypadku była to ofensywa styczniowa – przyp. red).

Niemcy, nie byli do końca przekonani, że Stalin skieruje swoje wojska najkrótszą drogą na Berlin. Sądzili, że najpierw wykona ofensywy na południu, by wyrównać linię frontu. Dlatego powolnie i z oporami rozbudowywali swój system obronny „za Wisłą”, na zachodnich terenach okupowanej Polski. Jednak, mimo trudności techniczno-materiałowych, do stycznia 1945 r. stworzyli aż pięć linii umocnień pomiędzy Wisłą a Odrą. Ciągnęły się one południkowo od Morza Bałtyckiego, a kończyły dopiero na linii Karpat. Duże znaczenie w systemie obronnym miały odegrać „miasta-twierdze”, których zadaniem było „łamanie fal”, czyli frontalnych ataków żołnierzy Armii Czerwonej w waciakach i z karabinami na sznurkach. Tylko, że Sowieci nie mieli już karabinów na sznurkach, nosili dobre buty i ciepłe mundury, a ich czołgi i działa dysponowały nieograniczoną ilością amunicji…

fot.Autor nieznany/domena publiczna

Operację wiślańsko-odrzańską nazywana jest również „Ofensywą styczniową”

Na mapach i w dokumentach sztabowych niemieckie linie obronne wyglądały potężnie, ale w istocie były „wydmuszką”. Przede wszystkim dlatego, że brakowało żołnierzy do ich obsadzenia. Ci nieliczni, którzy mieli ich bronić, byli pozbawieni pancernego i artyleryjskiego wsparcia. Setki czołgów i dział utracono w grudniu w czasie ofensywy ostatniej szansy na zachodzie – w Ardenach. Mimo wszystko do obrony linii Wisły szykowało się 400 tysięcy żołnierzy niemieckich, wspieranych przez 4 tys. dział oraz około 1000 czołgów i dział pancernych. To jednak było dużo za mało.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Führer zawsze wie lepiej

Najbardziej przenikliwy generał Hitlera – Heinz Guderian (twórca niemieckiej doktryny pancernej) i najlepiej poinformowany – Reinhard Gehlen, (dowódca służby wywiadu OKH Fremde Heere Ost – Obce Armie Wschód) ostrzegali swojego wodza, że najpoważniejsze zagrożenie nadciąga ze wschodu. Wiadome było, że pauza operacyjna, potrzebna Rosjanom do uzupełnienia stanów i przygotowania kolejnej wielkiej ofensywy, nie potrwa długo. Gehlen określił nawet termin rozpoczęcia radzieckiego ataku zapowiadając go na drugą połowę stycznia 1945 roku.

Jednak Hitler nie słuchał tych dwóch „mądrali” i innych „defetystów” i zachowywał się dziwacznie. Skupiał się przede wszystkim na utrzymaniu i wzmocnieniu frontów odległych od Rzeszy. Histerycznie reagował na wszelkie propozycje taktycznego odwrotu i wyrównania linii obrony. Za wszelką cenę chciał bronić Węgier i wysłał tam najsilniejsze i najlepiej uzbrojone jednostki pancerne, wzmacniał obronę Czech i nie pozwalał wycofać wojsk okrążonych w Kurlandii. Rozkazywał utrzymać Kretę i wyspy greckie, bronić się w Jugosławii i północnych Włoszech, itp. Nie brał też pod uwagę możliwości ściągnięcia do obrony Rzeszy wojsk okupacyjnych z Norwegii, a mogły one znacznie wzmocnić poobijany Wehrmacht.

18/19 stycznia 1945 roku, Kraków

18/19 stycznia 1945 roku, Kraków, domena publiczna

Hitler lekceważył stojącą nad Wisłą Armię Czerwoną. Uważał, że jest osłabiona po trwających wiele miesięcy ofensywach i straciła za dużo ludzi, by była zdolna do dalszych, wielkich operacji. Ignorował raporty wywiadu o gigantycznie rozwiniętej radzieckiej produkcji zbrojeniowej i napływających do jednostek bojowych uzupełnieniach. Zapewne liczył na to, że jego doświadczone, chociaż nieliczne dywizje, zdołają zatrzymać pochód Rosjan na terenach Polski i będą toczyć walki obronne przez wiele miesięcy.

W tym czasie miał zamiar odrzucić Amerykanów i Anglików od zachodnich granic Rzeszy i ustabilizować front zachodni. Nadal liczył też na wyprodukowanie broni, która dałaby Niemcom zwycięstwo w wojnie. Hitler i jego generalicja mieli też nadzieję na konflikt i rozpad koalicji antyhitlerowskiej i zawiązanie sojuszu Aliantów Zachodnich i Niemiec przeciwko ZSRR. Jak wiemy, żadna z tych wizji nie spełniła się.

Stalin na mapie fajką strzałki ruszył

Spełniła się za to prognoza Gehlena i 12 stycznia znad Wisły ruszył front. Wielką ofensywę rozpoczął I Front Ukraiński. Gehlen źle określił jej datę, ale jego błąd można wytłumaczyć rozkazem Stalina o przyśpieszeniu operacji. Od grudnia prosili go o to Roosevelt i Churchill, bo oddziały amerykańskie i brytyjskie z trudem podniosły się po ciosach otrzymanych w Ardenach i bardzo mozolnie odzyskiwały teren zdobyty wtedy przez Niemców.

Trudności ze zdobywaniem terenu nie miały natomiast wojska I Frontu Ukraińskiego marszałka Iwana Koniewa rozpoczynające „akt pierwszy” ofensywy styczniowej z przyczółka sandomierskiego nad Wisłą. Po krótkich walkach przełamały niemiecką pierwszą linię i posunęły się 15 km do przodu. Jeszcze chwilę dreptały w miejscu, jeszcze odparły przeciwuderzenie 24. Korpusu Pancernego, ale już 14 stycznia wyszły w przestrzeń operacyjną i popędziły naprzód. 17 stycznia sforsowały Wartę i zajęły Częstochowę, 18 stycznia wyzwoliły Piotrków Trybunalski, a 19 stycznia, po krótkich walkach zajęły Kraków (wykorzystując fakt wycofania się Niemców). W ciągu 6 dni wojska Koniewa pokonały aż 160 km!

Tymczasem 14 stycznia z przyczółka puławskiego ruszyło natarcie I Frontu Białoruskiego, mającego wykonać drugi akt operacji. Pierwszego dnia wojska marszałka Żukowa wbiły się pierwszą linię obrony niemieckiej na głębokość 12-18 km, drugiego pokonały kolejnych 20 kilometrów. 15 stycznia 47. i 61. Armia oskrzydliły Warszawę. Do walki ruszyła wtedy I Armia Wojska Polskiego, która 17 stycznia zajęła zrujnowaną stolicę. Walki o miasto trwały krótko, bo w Warszawie pozostały nieliczne oddziały osłonowe. Większość wojsk Niemcy wycofali w obawie przed okrążeniem.

Główne zgrupowanie Frontu Białoruskiego odparło niemiecki kontratak (40. Korpus Pancerny) i otworzyło sobie drogę na zachód. Teraz także pancerne zagony Żukowa wyrwały się do przodu i rozpoczęły rolowanie obrony niemieckiej. Niewielkie niemieckie zgrupowania, siły odwodowe i jednostki zaporowe były rozbijane z marszu. Już 19 stycznia Rosjanie opanowali Łódź, Kutno i Tomaszów Mazowiecki, 20 stycznia zajęli Koło, a 21 Gniezno. Pierwszą poważną przeszkodą okazał się dopiero Poznań, do którego dotarły 22 stycznia. Tempo natarcia radzieckiego było niebywałe. Z początkowych 25-30 km dziennie, Rosjanie doszli do 80 km/dziennie! Służby zaopatrzenia miały ogromne problemy z nadążaniem za jednostkami uderzeniowymi. (Jeden z oddziałów 5. Armii Uderzeniowej pokonał przez pięć dni 370 km. Zużył całą amunicję i paliwo, musiał się więc zatrzymać na dwa dni).

Niemcy nie nadążają

Już pierwsze dni ofensywy pokazały jak dużo radzieccy dowódcy nauczyli się od Niemców. Stosowali manewry, które zastosowano na nich w 1941 r. w operacji Barbarossa. Jednostki pancerne nie zatrzymywały się, by rozbijać okrążone niemieckie zgrupowania, ale parły naprzód siejąc zamęt i zniszczenie na głębokich tyłach. Szybkiemu tempu natarcia sprzyjały wymarzone (dla Armii Czerwonej) warunki pogodowe. Operacja toczyła się na płaskich, nizinnych terenach środkowej Polski, gdzie jednymi naturalnymi przeszkodami były niewielkie rzeczki. Było dość zimno (od -10 do -15 stopni), ale pokrywa śnieżna była cienka. Pozwalało to jednostkom pancernym na prowadzenie natarcia w szybkim tempie i pokonywanie z marszu terenów podmokłych (bagien, rozlewisk), których wiosną, latem czy jesienią nie mogłyby przejść.

Defilada 1 Armii Wojska Polskiego na ulicy Marszałkowskiej w wyzwolonej Warszawie, 19 stycznia 1945 rokufot.Autor nieznany/domena publiczna

Defilada 1 Armii Wojska Polskiego na ulicy Marszałkowskiej w wyzwolonej Warszawie, 19 stycznia 1945 roku

Obie strony – wycofujący się Niemcy i atakujący Rosjanie próbowali pokonywać rzeki i jeziora po zamarzniętym lodzie. Nie zawsze to się udawało. Wiele niemieckich pojazdów zatonęło w Pilicy, inne wpadły pod lód na rozlewiskach i starorzeczach Warty w Wielkopolsce. Wraki odnalezione w ostatnich latach na tych terenach, np. StuG IV wydobyty w 2008 r. z rzeki Rgielewki w Grzegorzewie koło Koła, czy SdKfz 6 znaleziony w 2011 r. pod Pyzdrami to właśnie pozostałości odwrotu niemieckiego ze stycznia 1945 r.

Niemcy też dużo nauczyli się na wschodzie. Potrafili wycofywać się w sposób zorganizowany, na długo zatrzymując lub spowalniając radzieckie natarcia. Tym razem kompletnie się to nie udawało. W czasie ofensywy styczniowej rozbite oddziały nie wycofywały się – jak to dotąd bywało – na „z góry upatrzone pozycje”. Żołnierze zwykle porzucali ciężki sprzęt i w panice wycofywali się na zachód, by po kilku dniach trafić do niewoli. Maruderów rozbrajały i zagarniały jednostki zabezpieczenia tyłów, bo radzieckie czołówki pancerne były już 100 czy 200 kilometrów dalej.

Tylko w jednym przypadku nastąpił w miarę udany odwrót. Na styku radzieckich frontów znalazła się licząca około 100 tys. żołnierzy gen. Walthera Nehringa dowodzącego 24. Korpusem Pancernym. Do idącego spod Kielc Nehringa przyłączyły się rozbite jednostki 40. Korpusu gen. Hermana Recknagela. Ten „wędrujący kocioł” przez wiele dni wycofywał się na zachód, w stronę Odry, tocząc ciągłe walki z Rosjanami. Na szpicy szła 16. Dywizja Pancerna, której zadaniem było przebijanie się przez radzieckie linie i otwieranie przejścia dla jednostek podążających z tyłu. Trzeba przy tym zaznaczyć, że Rosjanie za bardzo Nehringowi nie przeszkadzali, bo byli zajęci czymś innym… Ostatecznie grupa Nehringa dotarła pod koniec stycznia do niemieckich linii nad Odrą, zaś część jej żołnierzy wzmocniła „po drodze” szykującą się do obrony załogę „Twierdzy Głogów”.

Naprzód, stale naprzód!

Głównym zadaniem jednostek obu frontów radzieckich było rozbicie sił niemieckich i jak najgłębsze wdarcie się w ich linie obronne. Sowieci wiedzieli już, że Niemcy potrafili wycofywać się na głębokość kilkudziesięciu kilometrów i na nowo tworzyć linie obrony, które potem trzeba było zdobywać w wielodniowych, krwawych walkach. Doświadczeni w bojach radzieccy dowódcy rozkazywali swoim żołnierzom gnać naprzód i nie pozwalać sobie i Niemcom nawet na chwilę oddechu.

Przyjęcie takiej strategii uniemożliwiło Niemcom skuteczne wykorzystanie systemu „miast-twierdz”. Tworzyły one jedną wielu linii obrony przebiegających z północy na południe Polski. W jej skład wchodziły m.in. twierdze Grudziądz, Piła, Poznań, Głogów, Wrocław i Nysa. Zgodnie z założeniami, ufortyfikowane i wzmocnione artylerią i czołgami duże miasta, miały zatrzymywać natarcia radzieckie na wiele tygodni. Hitler spodziewał się, że Rosjanie zdecydują się na otaczanie miast-twierdz i zdobywanie ich w długich, krwawych walkach ulicznych. Wiedział, że w sprzyjających warunkach, kilku lub kilkunastotysięczna załoga twierdzy może się bronić tygodniami, wiążąc w walkach kilkakrotnie większe siły oblegające. Ten sprytny pomysł w czasie ofensywy styczniowej sprawdził się tylko częściowo. Rosjanie co prawda okrążali i zdobywali duże miasta, ale nie przerywali przy tym natarcia na zachód, zostawiając niemieckie garnizony na tyłach. W przypadku Poznania wydzielili do walki trzy dywizje, ale główne siły frontu pędziły dalej.

Powodzenie w natarciu i bardzo szybkie tempo cały czas utrzymywały jednostki obu frontów: Ukraińskiego i Białoruskiego. Już 19 stycznia wojska Koniewa opanowały Lubliniec, a 21 dotarły na przedpola Wrocławia i osiągnęły Odrę. Rozpoczęła się bitwa o uchwycenie drugiego brzegu w rezultacie czego, w dniach 24-26 stycznia, zdobyto cztery przyczółki w rejonie Ścinawy, Prochowic, Oławy i Brzegu oraz Opola.

Tymczasem 27 stycznia wojska Żukowa nacierające przez Wielkopolskę dotarły do przedwojennej granicy polsko-niemieckiej i wkroczyły na tereny III Rzeszy. Następną przeszkodą miały być potężne fortyfikacje Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Sowieci wiedzieli o nich z meldunków wywiadu i spodziewali się, że przełamanie umocnień będzie bardzo trudne. Mieli jednak szczęście. Oddział 1. Armii Pancernej Gwardii przedostał się przez lukę w centralnym odcinku MRU, zanim zabezpieczyli ją Niemcy. Wyłomu tego dokonał awangardowy batalion 44. Brygady Pancernej Gwardii dowodzony przez majora Aleksieja Karabanowa.

Saperzy po ciemku usunęli metalowe szyny blokujące drogę zabezpieczoną z obu stron „smoczymi zębami”, co pozwoliło na wprowadzenie czołgi w głąb systemu fortyfikacji. Niemcy zorientowali się szybko, co się stało i zabezpieczyli wyrwę. Podążająca z tyłu 45. Brygada nie zaskoczyła już Niemców, „odbiła” się od umocnień i musiała je zdobywać tocząc kilkudniowe ciężkie walki i wykonując manewry okrążające. Okazało się przy tym, że zbudowane ogromnym kosztem fortyfikacje, nie były w pełni obsadzone, a jeśli były, to ich załogę stanowiły słabe i niedoświadczone jednostki Volkssturmu, a nie – przeznaczone do takich celów – odpowiednio wyszkolone bataliony forteczne. Dodajmy, że obronę na linii MRU miał obsadzić 5. Korpus Piechoty Górskiej SS, który był właśnie przerzucany nad Odrę z… Jugosławii. Ostatecznie linię MRU zdobyto 30 i 31 stycznia.

Do Odry na ostatnich kroplach paliwa…

Tempo natarcia było zabójcze nie tylko dla Niemców, ale też dla radzieckich jednostek zaopatrzeniowych. Gdy Rosjanie dochodzili do Odry, składy zaopatrzenia znajdowały się nadal za Wisłą, a więc prawie 500 km z tyłu. Naczelnym celem Armii Czerwonej było jednak posuwanie się naprzód, dlatego stosowano niekonwencjonalne rozwiązania.

Oddziałowi wydzielonemu 5. Armii Uderzeniowej, którego zadaniem było zdobycie przyczółka w okolicach Kienitz, zabrakło paliwa 15 km przed rzeką. Z oddziału wydzielonego (5 Armii Uderzeniowej) wydzielono więc jeszcze mniejszy oddział uderzeniowy, złożony z czołgów, piechoty na ciężarówkach i artylerii. Paliwo przekazały mu czołgi i samochody, które miały się zatrzymać i czekać na dostawę zaopatrzenia. 31 stycznia radziecka szpica dotarła do Odry i przeprawiła się po lodzie przez rzekę tworząc przyczółek. Ten i kolejne przyczółki zdobyte w następnych dniach, były do kwietnia 1945 r. zaciekle atakowane przez Niemców i twardo bronione przez Armię Czerwoną. Posłużyły potem do wykonania decydującego pchnięcia w serce III Rzeszy – szturmu na Berlin.

W czasie ofensywy styczniowej dostawy zaopatrzenia zapewniały ciężarówki, bo ruchu kolejowego jeszcze nie przywrócono. Żeby usprawnić dostawy i zmniejszyć zużycie paliwa tworzono „pociągi samochodowe”. Ciężarówki jadące za Wisłę po zaopatrzenie jechały puste, więc były lekkie. Jedna ciężarówka, z pełnym bakiem paliwa, holowała za sobą dwie kolejne, których nie tankowano i w ten sposób – oszczędzając paliwo – „konwój” jechał na wschód. Dochodziło przy tym do wielu wypadków, bo zmęczeni kierowcy holowanych ciężarówek zasypiali w czasie jazdy. O skali potrzeb niech świadczy fakt, że wojska obu frontów zużywały każdego dnia 245 wagonów amunicji i ponad 4 tys. ton paliwa.

Ofensywa styczniowa, zwana też operacją wiślańsko-odrzańską, zakończyła się 3 lutego, trwała więc tylko trzy tygodnie. Zatrzymała się, gdy wojska dwóch frontów dotarły do Odry. Od 12 stycznia wojska radzieckie wykonały skok na odległość 400-500 kilometrów wykazując się sprawnością, której w czasie II wojny dotąd nie widziano. Średnie tempo natarcia piechoty wynosiło 25 km na dobę, a jednostki pancerne „pędziły” do przodu zdobywając nawet do 35 km terenu dziennie. Jeśli uwzględnimy, że wojska radzieckie toczyły przy tym walki z wycofującymi się Niemcami, przełamywały ich głębokie linie obronne, zdobywały bronione dużymi siłami miasta, a nawet przebijały się przez potężne linie umocnień, to wyczyn ten można uznać za niebywały.

Jak wspomniano wcześniej, tym osiągnięciom sprzyjały okoliczności strategiczne. Niemcy aż do połowy stycznia nie zorientowali się, że mają do czynienia z wielką operacją ofensywną i zbyt wolno podejmowali decyzje o włączaniu świeżych i silnych jednostek do walki. Armie niemieckie broniące pierwszej linii, które miały zatrzymać Rosjan nad Wisłą, były za słabe i od razu poszły w rozsypkę. Znajdujące się za ich plecami linie obrony miały symboliczne znaczenie, bo nikt ich nie bronił. Dla nacierającej przez środek Polski 1 Gwardyjskej Armii Pancernej gen. Katukowa pierwszą poważną przeszkodą w natarciu spod Warszawy okazała się dopiero Twierdza Poznań. 300 km dzielące te dwa miasta Rosjanie pokonali pędem, prawie jakby jechali autostradą A2.

Kolejny skok, 200 km do Odry, był trochę trudniejszy, ale wcale nie ze względu na tężejącą obronę niemiecką, ale dlatego, że nadmiernie wydłużyły się linie zaopatrzenia i ofensywę trzeba było wyhamować z braku paliwa, amunicji, żywności, części zamiennych. Duża głębokość natarcia utrudniała także działania lotnictwa, które nadal stacjonowało nad Wisłą. Lotniska trzeba było więc przenieść bliżej frontu, a samoloty przebazować. Najpierw jednak zdobyty teren trzeba było oczyścić z niedobitków, zdobyć oblężone miasta i zabezpieczyć front na skrzydłach.

Szczególny niepokój Stalina budził „nawis pomorski”, czyli tereny Prus Wschodnich, Pomorza Środkowego i Zachodniego, gdzie znajdowało się silne i nieniepokojone jeszcze niemieckie zgrupowanie. Trzeba było je zniszczyć przed przystąpieniem do szturmu na Berlin. Tymczasem OKW Oberkommando des Heeres (Naczelne Dowództwo Wojsk Lądowych) dowodzące wojskami na Froncie Wschodnim, szturm na Berlin chciało zatrzymać. Dlatego też uznało Odrę na najważniejszą linię obrony i robiło wszystko, żeby ją wzmocnić. Przede wszystkim, na wyraźny rozkaz Hitlera, nakazało za wszelką cenę i do ostatka bronić miast-twierdz: Wrocławia, Głogowa, Frankfurtu, Kostrzyna oraz Szczecina. Przerzucało też na front odrzański wszelkie dostępne dywizje: z Frontu Zachodniego i z Frontu Włoskiego, a także tworzyło „papierowe” dywizje liczące po kilka tysięcy żołnierzy (zamiast regulaminowych 16 tys.), wyposażając je w kilkadziesiąt czołgów, zamiast kilkuset.

Zagoniony do rogu klatki tygrys, jakim była III Rzesza, gonił już ostatkiem sił. Mógł jeszcze parę razy warknąć i drapnąć pazurem, były to już jednak ruchy agonalne.

Bibliografia:

  1. A. Toczewski, Bitwa o Odrę w 1945 roku, Muzeum Ziemi Lubuskiej
  2. Tony Le Tissier Kostrzyn 1945, Przedpiekle Berlina, Bellona
  3. Tony Le Tissier, Żukow na linii Odry, Wydawnictwo Dolnośląskie

Zobacz również

Druga wojna światowa

Bitwa na Łuku Kurskim

Wielkie zwycięstwo ZSRR okupione potwornymi stratami Niemiec? Tak NAPRAWDĘ skończyła się bitwa na Łuku Kurskim – rzekomo największa pancerna batalia w dziejach.

29 stycznia 2024 | Autorzy: Sean McMeekin

Druga wojna światowa

Obrona Moskwy przed Niemcami

Moskwa była jednym z głównych celów Niemców podczas operacji Barbarossa. Jednak Stalin odmówił ewakuacji. Był gotowy bronić się do ostatniej kropli krwi.

1 listopada 2023 | Autorzy: Simon Sebag Montefiore

Druga wojna światowa

„Umieram, ale się nie poddaję”. Obrona twierdzy brzeskiej w 1941 roku

Dla Związku Radzieckiego wielka wojna ojczyźniana rozpoczęła się o 4 rano 22 czerwca 1941 roku od zmasowanego ataku na twierdzę w Brześciu. Niemcy liczyli na...

23 czerwca 2021 | Autorzy: Violetta Wiernicka

Druga wojna światowa

Pięć najlepszych muzeów w Ardenach! Każdy miłośnik historii II wojny światowej powinien je zobaczyć

Z okazji rocznicy bitwy o Ardeny mamy dla Was coś specjalnego. Przygotowaliśmy ekspercki ranking najciekawszych muzeów upamiętniających tę wielką batalię. Jeśli kiedyś traficie w Ardeny,...

16 grudnia 2020 | Autorzy: Szymon Mazur

Druga wojna światowa

Franz Kutschera. Martwy pan młody i kondukt weselny na… Powązki

Żołnierze Armii Krajowej, którzy dokonali udanego zamachu na Franza Kutscherę, dowódcę SS i Policji w Dystrykcie Warszawskim, nie wiedzieli, że przerwali przygotowania do jego ślubu....

27 maja 2020 | Autorzy: Szymon Mazur

Druga wojna światowa

U-107: Najskuteczniejszy patrol!

Niemieckie okręty podwodne, zwane U-Bootami, już podczas I wojny światowej udowodniły swą bojową wartość. Wyglądające na tle ogromnych pancerników niemal jak łupiny, potrafiły siać spustoszenie...

10 marca 2020 | Autorzy: Łukasz Grześkowiak

KOMENTARZE (38)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Anonim

Autorowi radzę nie pisać pod pseudonimem. Jeżeli napisze prawdę historyczną nikt mu głowy nie urwie. W 1944 nie było możliwości pomocy POWSTANIU WARSZAWSKIEMU? Było. Proszę nie mylić dat. Następny trrol zmieniający HISTORIĘ

    leonardo

    A czy termin wybuchu Powstania został choć omówiony ze Stalinem?

      zx

      mieli powiadomić Stalina kiedy wybuchnie powstanie przeciwko niemu?

      Obserwator

      Facet , nie rozśmieszaj mnie , WALKA Z NIEMCAMI nie musiała być uzgadniana wbrew temu co twierdzisz jak gimnazjalista ze Stalinem

    leonardo

    A czy powiadomiono chociaż Stalina o zamiarze wybuchu powstania? Czy uzgodniono ze Stalinem datę wybuchu?

    Binio

    „Anonim” nabełkotał przaśnych głupotek, trzasnął drzwiczkami i poooszedł!
    To niech mi spróbuje anonimek wyjaśnić, co by było z frontem, gdyby Ruscy zamiast uderzenia osłonowego przez Przełęcz Dukielską, skierowali zgromadzone z trudem rezerwy na Warszawę?
    Odbili by Warszawę, czy zostali by okrążeni przez kontruderzenie ze Słowacji i Węgier? Taki gminny strateg bez trudy osądzi i wyda wyrok. Bo już zapytać tchórzliwych dowódców Powstania: po kiego cioola je wywołali, doprowadzili do męczeńskiej śmierci 200 000 starców, kobiet, dzieci, a młodych Polaków z głębokiej piwnicy rozkazami z butelką zapalającą na czołgi i pewną śmierć wysyłali? Czy po to, by wykazać „honor” generała, który współbraci stracił, by honorowo po mogiłkach małych bohaterów na niewolniczą zupkę poczłapać? Takich „bohaterów” ma katoprawica. Generałowie, ich mać…

      Prawda historyczna

      Szacun dla Autora, jeszcze nigdy na tym portalu nie czytałem tak dobrego artykułu na temat II WŚ . Obiektywna ocena tematu a nie jak tu często bywa rusofobiczne pierdolamento pisane na zamówienie propagandy.

      Obserwator

      Binio bredzisz jak Piekarski na mękach , widzisz Binio , Stalin nie musiał niczego robić ! wystarczyło aby nie przeszkadzał nudowie baz aliantów na prawym brzegu Wisły nie wiedziałeś o tym , nikt ci w gimnazjum nie powiedział ? Gimnazja zlikwidowane.

        Magoo

        Oj dziecko, mało, bardzo wiesz. Wojna to nie są pobożne życzenia tylko taktyka i Strategia !!!
        Masz tu coś takiego jak skrzętnie pomijany przez piewców Powstania dokument a pomijany bo obnaża ich głupotę i dyletanctwo.

        Plan (zarys) operacji warszawskiej przedstawiony Stalinowi 8 sierpnia 1944 roku przez d-cę 1-go Frontu Białoruskiego marszałka Rokossowskiego- z inicjatywy samego marszałka:
        ” Meldujemy rozważania o dalszych działaniach wojsk 1-go Frontu Białoruskiego i o zarysie przeprowadzenia operacji warszawskiej.
        1) Operację warszawską Front może rozpocząć po tym, kiedy armie prawego skrzydła wyjdą na rubież rzeki Narew i uchwycą przyczółek na jej zachodnim brzegu na odcinku Pułtusk-Serock. Szyki bojowe tych armii są oddalone od rzeki Narew o 120 km: na pokonanie tej odległości potrzeba będzie 10 dni ( 12 km w ciągu doby walki). W ten sposób operację zaczepną armii prawego skrzydła Frontu, z wyjściem ich na rubież Narwi, należałoby przeprowadzić w okresie od 10 do 20 sierpnia 1944 roku.
        2) W tym czasie na lewym skrzydle należałoby przeprowadzić siłami 69 Armii, 8 Armii gw. 7 KK gw. i 11 KPanc. operację lokalną w celu rozszerzenia przyczółka na zachodnim brzegu Wisły z wyjściem tych armii na rubież: Warka, Stroniec, Radom, Wierzbica. Do przeprowadzenia tej operacji należy przekazać 1 APanc. Katukowa ze składu 1 Frontu Ukraińskiego do 1 Frontu Białoruskiego i skierować ją z rejonu Opatów przez Ostrowiec, Siemno z zadaniem uderzenia w kierunku północnym, wyjścia na front: Zwoleń, Radom i udzielenia w ten sposób pomocy 69 Armii, 8 Armii gw., 7 KK i 11 KPanc. w rozgromieniu broniącego się nieprzyjaciela. Równocześnie należałoby dotychczasową linię rozgraniczenia między 1 Frontem Białoruskim i 1 Frontem Ukraińskim przesunąć na północ od linii: Krasnystaw, rzeka Iłżanka, Opoczno, Piotrków. To ścieśni szyki bojowe armii lewego skrzydła 1 Frontu Białoruskiego i wzmocni siłę uderzeniową naszych wojsk na kierunku radomskim.
        3) Po przeprowadzeniu tych operacji i wyjściu armii prawego skrzydła Frontu na rubież Narwi, a armii lewego skrzydła na front: Warka, Stroniec, Radom, Wierzbica, wojska będą potrzebowały minimum 5 dni na przebazowanie lotnictwa, podciągnięcie artylerii i tyłów, a także na dowiezienie amunicji, materiałów pędnych i smarów.
        4) Uwzględniając niezbędny czas na przygotowanie, operację warszawską możemy rozpocząć najwcześniej 25 sierpnia 1944 roku wszystkimi siłami Frontu w celu wyjścia na rubież: Ciechanów, Płońsk, Wyszogród, Sochaczew, Skierniewice, Tomaszów i zajęcia Warszawy. W operacji tej do natarcia na północ od Wisły użyć: 1 KPanc. i 1 KK, a do natarcia na południe od Wisły użyć 69 Armię, 8 Armię gw., 1 i 2 Armię Panc., dwa korpusy kawalerii , jeden korpus pancerny, i jedną armię z prawego skrzydła Frontu. 1 Armia Polska w operacji tej będzie nacierać na zachodnim brzegu Wisły z zadaniem opanowania Warszawy we współdziałaniu prawego skrzydła i centrum.
        5) Meldując powyższe, prosimy o zatwierdzenie naszych rozważań dotyczących kolejnych operacji zaczepnych wojsk 1 Frontu Białoruskiego i naszych kalkulacji czasu na ich przeprowadzenie.
        8 sierpień 1944 rok.podpisał d-ca 1 Frontu Białoruskiego marsz. Rokossowski.

        Niemcy też nie byli jednak idiotami, ich obrona tężała i ponieważ założone cele nie zostały osiągnięte w określonym czasie operacje zarzucono. Logiczne, Warszawa nie miała znaczenia operacyjnego. Na sierpień STAWKA szykowała ofensywę na kierunku Bałkańskim o wiele bardziej potrzebną bo odcinającą Niemcy od ostatnich źródeł ropy.

        Anonim

        Klęska na zamówienie Niemiec. Nikt normalny poza Hitlerem i jego Narodowymi Socjalistami nie trzymałby wojsk w Kurlandii ,Norwegii ,Krecie i wyspach Greckich ,czy we Włoszech ,kiedy Ruscy mają otwartą drogę na Berlin. Każdy normalny dowódca skruciłby front i przenosił żołnierzy z niepotrzebnych terenów. Podobnie ofensywa w Ardenach mogła być przeprowadzona na mniejszą skalę i też by trochę namieszała Amerykanom. A tak w Ardenach Niemcy stracili najlepsze siły pancerne – czołgi i artylerie ,które przydałyby się podczas obrony przed Armią Rosyjską i do obrony Miedzyrzeckiego Rejonu Umocnionego.

    ola22

    Powstanie było skierowane politycznie przeciwko Rosji, więc dlaczego Rosja miałaby mu pomagać?

      Anonim

      To powstańcy w Warszawie walczyli przeciw Rosjanom ? Rosja w 1944 była wrogiem nr.2. Bo numerem 1 byli Niemcy sojusznicy Rosji w Kampanii Polskiej 1939. Niemcy napadli na Polskę 01.09.1939 ,natomiast ich sojusznik Rosją 17.09.1939.

    kamyk

    Autor słowem nie wspomina co tak pchalo do przodu armię czerwoną. Czyje to były bagnety i czyje karabiny maszynowe? Przez kogo obsługiwane?

    Magoo

    I dlatego sam piszesz jako Anonim?
    Zamiast pisać BZDURY o możliwości pomocy powstaniu, bo to BZDURY, a wojna to TAKTYKA I STRATEGIA a nie pobożne życzenia.
    W kolejności
    – Zalecam zapoznanie się z takim dokumentem jak Plan (zarys) Operacji Warszawskiej Rokossowskiego z 8 sierpnia. Pewnie nie znasz, bo skrzętnie go apologeci powstania pomijają, bo obnaża w kilku punktach ich dyletanctwo i głupotę.
    – Potem zalecam spojrzeć na mapę i zobaczyć jak wyglądała sytuacja frontowa 1 sierpnia 1944,
    – Potem to samo dla 15 i 30 sierpnia i porównać z założeniami planu,
    Może zrozumiesz czemu nie miało to sensu. Niemcy też dyletantów na froncie nie mieli i ich dowódcy też myśleć i przewidywać potrafili a niektórzy byli bardzo uzdolnieni w działaniach obronnych. Może i by się Rokossowskiemu udało ale kosztem ilu tysięcy ludzi i po co? Warszawa nie miała żadnego znaczenia strategicznego. Tym bardziej, że na sierpień była planowana znacznie ważniejsza operacja Jasko-Kiszyniowskana na kierunku Bałkańskim która miała odciąć Niemcy od ostatnich źródeł ropy, chyba ważniejsza niż Warszawa.

      ATatol

      A jak się ten Plan Operacji Warszawskiej z 8 sierpnia ma do wcześniejszych walk na froncie w rejonie Warszawy? Przecież przyczółek warecko-magniszewski została zdobyty 1 sierpnia 1944 roku. A do 8 sierpnia wojska sowieckie podeszły prawie pod Głowaczów i parły dalej na południe w kierunku Radomia.
      Za Wikipedią: „Pierwsze jednostki zwiadowcze Armii Czerwonej dotarły pod Warszawę pod koniec lipca 1944. 3 Korpus Pancerny nacierając od strony Mińska Mazowieckiego w kierunku pn.-zach. podszedł na odległość 5 km od mostu na rzece Narew w Zegrzu, z zamiarem uchwycenia przepraw na Bugu i Narwi”.
      Czy przypadkiem Plan Operacji Warszawskiej nie powstał z powodu omłotu jaki Armia Czerwona dostała w dniach 1-4 sierpnia pod Radzyminem (inne nazwy: Bitwa pod Warszawą, Bitwa pod Wołominem)?
      A co ciekawe: „Jeszcze 2 sierpnia radziecka „Prawda” zagrzewała czerwonoarmistów hasłem „na Warszawę!””- cytat także za Wikipedią…

leonardo

Bardzo puczające.

Anonim

Bardzo ładnie napisane kompendium wiedzy o tamtej operacji. Armia czerwona była wtedy naprawdę potężna. Tworzyli ją żołnierze i dowódcy ludzie, którzy wiedzę zdobywali w morderczych walkach na froncie, i lekcje dawane przez wrogów zdołali przeżyć.
Przy okazji zdołali zemleć w młynie Frontu Wschodniego 400 doborowych niemieckich dywizji, bez czego Anglosasi nigdy by w Europie nie wylądowali. Dziękuję im za dar życia, uratowanie Krakowa, Sandomierza, za możliwość wspłonej walki z planującym „ostateczne rozwiązanie kwestii słowiańskiej” wrogiem.

    Robert

    Dobrze ujęte .
    Mimo wszystko…

    Anonim

    Skąd ci się wzieło 400 dywizji?? Rzesza nigdy tyle nie miała

Łukasiewicz

Ofensywa styczniowa. Artykuł dobry, a komentarze jakby proradzieckie. I o powstaniu to nie na miejscu.

Mieczysław

Każdy komentuje , jak mu wygodniej. Nic dziwnego – każdy ma inny punkt widzenia i wyobraźni.

Grzesiek

Ciekawy artykuł. Pomimo upływu lat, historia wciąż żywa i interesująca. Niesamowity rozmach i dynamika natarcia Armii Radzieckiej robi wrażenie nawet we współczesnych czasach. Z opowieści moich bliskich, dowiedziałem się, że Rosjanie nie cackali się wtedy z Niemcami. Nieżyjący już dziadek, opowiadał jak po zdobyciu wsi Tucznawa (dziś to jedna z peryferyjnych dzielnic Dąbrowy Górniczej) – kazano wziętym do niewoli Niemcom rozebrać się do naga, a następnie jak najszybciej pobiec przed siebie. Pijani żołnierze radzieccy śmiejąc się, strzelali do nich jak do kaczek, a ich dowódca w ogóle nie reagował.

europejski43

Dziękuję bardzo autorowi za artykuł, a Rosjanom za zwycięstwo nad Niemcami.
Najprawdopodobniej dzięki tym Rosjanom, ja i wielu, wielu innych możemy cieszyć się życiem.

    Obserwator

    europejski , nie bądź taki pewny , przecież STALIN POBIŁ POLSKĘ BO TA BYŁA SOJUSZNIKIEM ADOLFA HITLERA , nie wiedziałeś o tym ?

Roman

czemu mu chcemy dowodić wojskami innych krajów???????Gdzie była brygada sosabowskiego??????Co my zrobiliśmy by pomóc powstaniu którego wywołanie było zbrodnią na naszym narodzie

    Anonim

    Anglicy wysłali Polskich spadochroniarzy Sosabowskiego pod Arnhem. Gdzie dowodził angielski debil Montgomery. Ciekawe że do wybuchu powstania najbardziej w Warszawie nawoływał Okulicki w 1940 aresztowany przez NKWD we Lwowie ,który dziwnym trafem nie skończył w dołach Katynia ,tylko z armią Andersa przedostał się do Londynu. Skąd został wysłany do Warszawy z rozkazem NW gen. Sosnkowskiego ,żeby zapobiec….wybuchowi Powstania.

oregano

nie odbierając niczego sprawności i sile wojsk radzieckich w tym czasie to równie ważnym elementem był stan i morale Niemców. W każdych niemieckich wspomnieniach jakie czytałem o froncie wschodnim to obraz wermachtu od końca 43r. był już agonalny! Brakowało wszystkiego, morale siadło a przewaga sprzętowa się zniwelowała.
Prawda jest taka że gdyby Armia Czerwona była zarządzana wg normalnych standardów i miała oficerów operacyjnych takich jak wermacht kilka lat wcześniej to wojna mogłaby się skończyć kilka miesięcy szybciej

    sss

    jakoś w Ardenach tego upadku nie było widać

      oregano

      trudno porównywać te dwie operacje ze względu na skalę i warunki terenowe ale oczywiście to jest argument w dyskusji
      To że Niemcy inaczej zaopatrzali waffen ss i inne było ich morale może tworzyć fałszywy obraz całości. Sukces ofensywy w Ardenach wynikał z koncentracji doborowych jednostek i tego że dowództwo US army wychodziło z założenia że wojna jest skończona..Klęska Amerykanów to w pewnej mierze zasługa ich samych.
      Co do wschodu to polecam klasykę, tam widać czym był wermacht:
      – Guy Sayer (chyba tutaj była scena jak w Polsce wycofujący się żołnierze wermachtu byli rozstrzeliwani za rabowanie zniszczonego transportu zaopatrzenia – to daje do myślenia)
      – Armin Scheiderbauer
      – Sepp Allerberger i dużo innych

Amator

Czy piąte zdjęcie od góry („Wkroczenie armii radzieckiej do Warszawy w styczniu 1945 roku”), to nie jest czasem zdjęcie z wyzwolenia Częstochowy a nie Warszawy?

    Flix

    Dobry, przeglądowy artykuł. Do kilku twierdzeń można mieć zastrzeżenia np.twierdzenie o gigantycznej produkcji zbrojeniowej ZSRR- jednak mniejsza niż u aliantów zachodnich, brak informacji skąd w Armii Czerwonej te ciężarówki i buty i sporo innego sprzętu wojskowego. Sukcesy Sowietów w latach 1944-5 byłyby niemożliwe bez dostaw Lend-Leasu.

      Obserwator

      Brak jest INFORMACJI jakie STRATY PONIOSŁA ARMIA CZERWONA rozpoczynając i przełamując pierwsze linie obronne Niemców w tej styczniowej ofensywie.Wyjaśniam ,ze tych strat Armia Czerwona mogla spokojnie uniknąć wspomagają albo pozwalając wspomóc Powstanie Warszawskie aliantom z prawego brzegu Wisły.

Atanazy Pustelnik

A ja z innej (innych) beczki (beczek).
Czy Rosjanie rzeczywiście dopiero w czasie wojny nauczyli się od Niemców szybkich działań ofensywnych?
Guderian, gdy „szkolił się” w szkole czołgowej w Kamie i zobaczył jedne z pierwszych wielkich manewrów sowieckich z użyciem najnowszych czołgów BT wspieranych przez lotnictwo i desant z powietrza, to był naprawdę w szoku…
Hitler także był pod wrażeniem pierwszych manewrów organizowanych przez jeszcze pułkownika Guderiana i jeszcze z atrapami czołgów na samochodach, ćwiczeń zorganizowanych na wzór tych sowieckich, nieomal identycznych w założeniach, takich „toczka w toczkę”…
Jednak już w czasie wojny szczególnie pod jej koniec, Führer próbował „kopiować” dla niego bardziej sprawdzone, no bo w części sporej znane z autopsji, wzorce z I wojny. A twierdze „łamacze fal” były już wówczas kosztownym kompletnym nonsensem, tak jak i formowanie kolejnych dywizji fortecznych. I np. gdy dowództwo obrony Szczecina zobaczyło tą swoją forteczną – tj. rekonwalescentów o często dużym stopniu kalectwa i Volkssturm, to… poddało rzekomą twierdzę.
Niedawno czytałem pracę naukową dot. tzw. „mitu Pasewalku”. Otóż podobno (no bo wszelka dokumentacja lekarska zaginęła) w czasie pobytu w szpitalu w Pasewalku w 1918 r. u Hitlera stwierdzono postępujące wysoce istotne chorobowe zaburzenia psychiczne… I to by wiele jego wojskowych idee fixe wyjaśniało. Zresztą sam Hitler mówił, że ten pobyt w szpitalu był najważniejszy dla dalszego jego życia…
Hitler nie był więc obiektywnie po prostu w stanie zauważyć, że żyje w nierealnej – swojej jedynie rzeczywistości, nie tylko nazwijmy ją wojskowej – „strategicznej”…, a nikt nie mógł mu się przecież, był w stanie sprzeciwić.
A sama ofensywa udała się sowietom głównie dzięki błyskotliwemu maskowaniu i szerokiej akcji dezinformacyjnej… Gdyby nie to, to dowódcom niemieckim być może udałoby się przekonać zawczasu Hitlera do działań w celu wzmocnienia frontu nad Wisłą.
Ile dłużej potrwałaby wówczas wojna i czy wzmocniłoby to pozycję negocjacyjną aliantów i legalnych władz polskich na emigracji wobec zbrodniczego reżimu sowieckiego? Na pewno tak – tak można stwierdzić odpowiadając na drugą część pytania, choć nigdy nie dowiemy się w jakim stopniu…

wojtus kot

artykul nie dla patriotow bo nastepna tragedia gotowa.Moze dojsc do narodowej biegunki Pozdro. dla redakcji

    Anonim

    Więc dla kogo jest ten artykuł o sojusznikami z lat 1939-1941. Którzy 22.06.1941 ,się poklócili i jeden z sojuszników Hitler z Niemcami pomaszerował na wschód. Później rolę się odwróciła i wtedy drugi sojusznik Stalin z Rosjanami pomaszerował na zachód w latach 1944/45. A takimi byli przyjaciółmi podpisując pakt Ribbentrop-Mołotow ,napadając wspólnie na Polskę i dzieląc Europę na swoje strefy wpływów. Dobrze dla Polski że jedni bandyci mordowali się z drugimi.

wojciech kot

byl jeszcze i trzeci rzezimieszek wedrowal na poludnie tzw. patrioci o nim nie wiedza, Im nie wypada

Borubar de San Escobar y Irasiad

Szkoda, że w artykule nie wspomniano o jeszcze jednym istotnym czynniku, który miał istotny wpływ na działania obronne armii niemieckiej podczas ofensywy styczniowej; nie zapominajmy o geniuszu wojennym, dowódcy grupy armii Wisła – Heinrichu Himmlerze.

niepoprawny politycznie

„…dostawy zaopatrzenia zapewniały ciężarówki… …tworzono „pociągi samochodowe”.”
Ponad 100tys. AMERYKAŃSKICH Studebakerów – US-6 głównie, „zapewniało”, je tworzyło…
Nawet więc na wschodzie to przede wszystkim AMERYKAŃSCY kapitaliści wygr(yw)ali i tą wojnę…

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.