Latem 1916 roku Wołyń stał się areną największej polskiej bitwy I wojny światowej. Wśród bagien i lasów Kostiuchnówki legioniści Piłsudskiego stawili czoła dziesięciokrotnie liczniejszym Rosjanom. Walczyli w polskich mundurach, z orzełkami na czapkach, wierząc, że biją się już nie za Austrię, lecz za przyszłą Polskę.
Legioniści Piłsudskiego na Wołyniu – droga do Kostiuchnówki
Jesienią 1915 roku oddziały I Brygady brały udział w kampanii wołyńskiej na terenach zamieszkiwanych przez ludność przeważnie ukraińską. Nierzadko sympatyzowała ona z Rosjanami. Walk nie ułatwiał trudny teren z dużą ilością lasów, bagien, poprzecinany mniejszymi czy większymi ciekami wodnymi, nadto słabo zaludniony i pozbawiony rozbudowanej sieci dróg bitych, co nie sprzyjało aprowizacji. Początkowo pododdziały I Brygady trafiły nad Styr, ale już w październiku 1915 roku uczestniczyły w ciężkich bojach pod Kuklami, Kamieniuchą, a na początku listopada w rejonie Kołek. Piłsudski czynił wysiłki, by mieć faktyczną kontrolę nad podkomendnymi, których austriaccy zwierzchnicy rzucali na rożne odcinki frontu.
Jego żołnierze toczyli boje pod Koszyszczami, wreszcie w pobliżu Kostiuchnówki, walcząc o „Polską Górę”. Była to tak zwana pierwsza bitwa pod Kostiuchnówką. Legioniści stopniowo zyskiwali uznanie obserwujących ich Niemców i Austriaków. Zaczęto ich nawet nazywać Heldenbande (banda bohaterów), mając na uwadze z jednej strony odwagę i poświęcenie w boju, z drugiej zaś słabe wyposażenie, marne umundurowanie i niekoniecznie wojskowe nawyki. Podczas kampanii wołyńskiej wielu żołnierzy nabywało niezbędnego wojennego doświadczenia niczym starzy wiarusi.
fot.Narodowe Archiwum Cyfrowe / 3/22/0/-/162 Major Andrzej Galica (3. z lewej) w lesie na Wołyniu wydaje rozkazy (zdjęcie zostało wykonane mniej więcej w okresie bitwy pod Kościuchnówką/ Kostiuchnówką).
Po ponad roku wojny niedoszły partyzant czy rekrut coraz bardziej stawał się frontowym wygą. Piłsudski niespecjalnie miał okazję wykazać się jako dowódca, ponieważ małymi oddziałami rozrzuconymi po rożnych okolicach dowodzili jego oficerowie. Od Brygady odłączono między innymi grupę dowodzoną przez Edwarda Rydza (pseudonim „Śmigły”), którą podporządkowano bezpośrednio Komendzie Legionów. Po jakimś czasie wróciła ona pod dowództwo Piłsudskiego. W listopadzie 1915 roku front na Wołyniu zaczął się stabilizować, a wojna zaczęła przybierać charakter pozycyjnej. Zbliżała się druga już wojenna zima, która w warunkach polowych zawsze pozostaje wyzwaniem.
Przez kilka najbliższych miesięcy na odcinku zajmowanym przez podkomendnych Piłsudskiego przebieg linii frontu pozostawał bez większych zmian. Podobnie jak kiedyś nad Nidą, także i na Wołyniu dochodziło do przejawów „małej wojny”: potyczek patroli, brania jeńców, zakładania pól minowych, ostrzału artyleryjskiego, budowy okopów, schronów czy umocnionych ziemianek. Wiele do powiedzenia mieli saperzy, którzy nierzadko dokonywali cudów, konstruując całe osiedla. Jako budulec wykorzystywano nade wszystko łatwo dostępne drewno. Wojna znów przypominała tę na froncie zachodnim. Spokój był jednak pozorny i nie mógł trwać wiecznie. Wiosną I Brygada zajęła nowe pozycje nad Styrem w pobliżu znanej już legionistom Kostiuchnowki. To właśnie tam doszło do najkrwawszych starć Legionów Polskich podczas Wielkiej Wojny.
Przeczytaj także: Legiony Polskie. Najważniejsze fakty i liczby
Bitwa pod Kostiuchnówką
Boje pod Kostiuchnowką prowadzone w dniach 4–6 lipca 1916 roku zasadnie nazywane są największą polską bitwą pierwszej wojny światowej. Rzecz jasna, gdybyśmy skrupulatnie policzyli Polaków walczących na przykład w kilkumiesięcznej bitwie pod Verdun, to ich liczba byłaby większa niż rodaków uczestniczących w bojach pod Kostiuchnówką. Nie o to wszak chodzi. Istotne jest to, że na Wołyniu legioniści toczyli walki z Rosjanami odziani w polskie mundury, mając na czapkach orzełki. Bili się o Polskę. Tymczasem pod Verdun walczono za Francję i Niemcy.
Walki w rejonie Kostiuchnówki były fragmentem większej całości. Owa całość to słynna ofensywa armii Romanowów kojarzona z nazwiskiem generała Aleksieja Brusiłowa, której celem było wyrzucenie wojsk państw centralnych z ziem należących do Rosji, w tym przywrócenie jej władania nad Królestwem Polskim, oraz odciążenie aliantów zachodnich walczących w tym czasie właśnie pod Verdun i nad rzeką Sommą. Rozpoczęto ją jeszcze na początku czerwca 1916 roku, ale pierwsze uderzenia nie były skierowane na odcinek zajmowany przez Legiony Polskie. Pod Kostiuchnówką Rosjanie służący w 46 Korpusie Armijnym mieli zdecydowaną przewagę nad Polakami. Ich siły szacuje się na mniej więcej trzynaście tysięcy sołdatów, podczas gdy stacjonujące naprzeciwko trzy legionowe brygady liczyły — wedle rozmaitych źródeł — od pięciu i poł tysiąca do siedmiu tysięcy trzystu żołnierzy.
Chwilami przewaga ta była jeszcze większa, biorąc pod uwagę walczących na pierwszej linii frontu. Zaraz po potężnym ostrzale artyleryjskim polskich pozycji w pierwszym dniu bitwy dowódcy rosyjscy rzucili do boju około dziesięciu tysięcy żołnierzy. Starli się oni z niemal tysiącem legionistów, którzy w tym momencie znajdowali się w okopach i na wysuniętych placówkach. Oznacza to, że przewaga Rosjan była aż dziesięciokrotna. Reszta Polaków znajdowała się głębiej lub w rezerwie.
Mimo tak ogromnej dysproporcji sił pierwszy atak Rosjan został odparty — w niemałym stopniu dzięki skutecznemu użyciu karabinów maszynowych. Najsilniejsze uderzenie trafiło na stanowiska I Brygady ze wskazaniem zwłaszcza na 5 Pułk Piechoty, ale także 7 Pułk Piechoty broniący tak zwanej reduty Piłsudskiego. Problem polegał jednak na tym, że oddziałom armii Habsburgów nie udało się obronić „Polskiej Góry”, co mogło skutkować i zajęciem wzniesienia, i otoczeniem legionistów. Kontrataki Polaków na niewiele się zdały. Przewaga Rosjan była zbyt duża, a odwody, którymi dysponował Piłsudski, były zbyt małe. Oderwane od głównych sił pododdziały legionowe musiały się przebijać w walce na bagnety. Tak zginął uzdolniony dowódca I batalionu 5 Pułku kapitan Stanisław Zwierzyński (pseudonim „Sław”).
Przeczytaj także: Napoleon, Mickiewicz i duch 1863 roku. Jak rodził się Piłsudski
Cena odwagi – straty Legionów i mit Piłsudskiego
Straty tego pułku pod Kostiuchnówką wynosiły około 50 procent stanu. 5 lipca walki były nie mniej zacięte. Ich centrum znajdowało się na „Polskiej Górze”, która przechodziła z rąk do rąk. Brak wsparcia ze strony oddziałów niemieckich, austriackich i węgierskich zmusił legionistów do odwrotu. Tym bardziej że do akcji wkroczyła rosyjska konnica. Polacy musieli się wycofać z Kostiuchnówki w kierunku na Trojanówkę. W niektórych oddziałach pojawiły się oznaki paniki, szybko jednak opanowane. Jeszcze w trakcie odwrotu legioniści ponieśli bolesne straty.
W okolicach Maniewicz w mrokach nocy na skutek zapewne przypadkowej salwy nie do końca wiadomo od kogo pochodzącej — czy od Rosjan, czy od swoich — ciężko ranny został dowódca 5 Pułku Piechoty podpułkownik Leon Berbecki, natomiast poległ komendant II batalionu tego regimentu major Tadeusz Furgalski. O reakcji Piłsudskiego na jego śmierć już pisałem. W trakcie trzydniowych bojów w rejonie Kostiuchnówki I Brygada poniosła największe straty od początku epopei legionowej — zginęło bowiem trzydziestu pięciu oficerów i sześciuset czterech żołnierzy. Jeżeli dodamy do tego rannych, chorych i zaginionych, to całe Legiony straciły około dwóch tysięcy ludzi. Wielu legionistów dostało się do niewoli i zostało wywiezionych do obozów w głąb Rosji, skąd później z lepszym czy gorszym skutkiem próbowali ich uwalniać rodacy, nierzadko członkowie POW.
Rola Piłsudskiego podczas bitwy pod Kostiuchnowką była raczej skromna, nawet jeśli osobiście nadstawiał głowy, pojawiał się na pierwszej linii walk i starał się dowodzić wszędzie tam, gdzie to było możliwe. Przy zerwanych ostrzałem artyleryjskim liniach telefonicznych, ograniczonym kontakcie z bijącymi się podkomendnymi i braku odwodów było to co najmniej trudne, a chwilami niemożliwe. Ogólnie rzecz ujmując, I Brygada stawała dzielnie, ustępując pola później niż walczące obok oddziały państw centralnych. Z tego stanu rzeczy Piłsudski mógł być dumny, tym bardziej że zostało to dostrzeżone przez Niemców i Austriaków. Jemu samemu z kolei dostarczyło argumentów do walki politycznej, których nie mógł być pewny ani pod Laskami, ani pod Jastkowem. Cena krwi polskiego żołnierza wzrosła.

KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.