Czy pomyślelibyście, że artyleria rakietowa ma już kilkaset lat? Choć kojarzy się przede wszystkim z XX wiekiem i słynnymi radzieckimi katiuszami, jej pierwowzory pojawiły się znacznie wcześniej. Jedną z najbardziej niezwykłych była koreańska hwacha – broń, która siała popłoch wśród wrogów już w XV wieku.

Skąd wzięła się pierwsza broń rakietowa? Z Chin – ale z pomocą przekupstwa
Śmiało moglibyśmy ją nazwać ówczesną bronią masowego rażenia. Konwencjonalną, ale jednak. Bo zdecydowanie była ona skuteczna przeciwko dużym skupiskom żołnierzy powodując nie tylko panikę w ich szeregach, ale i realne i to znaczące straty. Zanim jednak Koreańczycy mogli wytworzyć tak zabójczą broń koniecznych było kilka etapów. Przede wszystkim w państwie tym musiała rozpocząć się produkcja prochu. Stało się to w latach 70. XIV wieku. A było to możliwe dzięki temu, że tamtejszy uczony nazwiskiem Choe Museon w trakcie podróży po Chinach przekupił niejakiego Li Yuana, który podał mu metodę na to.
Kolejnymi etapami były:
-
Juhwa – pierwsze rakiety;
-
Singijeony – tzw. ogniste strzały
Były one wykorzystywane już pod koniec XIV wieku, m.in. w walkach o północne granice Korei. Jak skuteczne potrafiły być, pokazuje zapisany w XV-wiecznych annałach eksperyment, w którym rakieta przebijała uzbrojonego manekina z odległości ok. 100 metrów.
Dwustopniowa rakieta z opóźnioną detonacją
Singijeony wytwarzano zazwyczaj w jednym z trzech rozmiarów: od niewielkiej rakietki poprzez średnią o długości 13 cm aż po naprawdę dużą, której długość wynosiła już 52 cm. Spotyka się jednak nawet informacje o tym, że istniały też strzały o długości 1,1 metra.
Te największe wystrzeliwane były zazwyczaj z czegoś w rodzaju – powiedzielibyśmy – ówczesnej bazooki: była to ręczna wyrzutnia, z której rakietę odpalano przy pomocy zapalnika. Po odpaleniu w trakcie lotu zapalnik palił się zaś dalej, a kiedy docierał do głowicy rakiety następowała eksplozja.

Replika hwachy według projektu z 1451 roku
Przewidziano zresztą nawet sposoby na zaprogramowanie rakiety na określonej długości lot oraz detonację w określonym momencie. Otóż wspomniany zapalnik umieszczony był w papierowym cylindrze, w którym z kolei umieszczony był proch. Od ilości zaś tego prochu zależało jak daleko taka rakieta poleci. Ich zasięg wynosił do 1-2 kilometrów. Średnie strzały mogły zaś dolecieć do 150 metrów. Sama kwestia zasięgu budzić jednak może pewne wątpliwości, ponieważ zdaniem części autorów dla uzyskania większego zasięgu niezbędne już było umieszczenie wyrzutni np. na wzgórzu.
Czytaj także: To wtedy po raz pierwszy zawiał „boski wiatr”. Krwawa historia mongolskiej inwazji na Japonię
Hwacha – ręczna „katiusza” XV wieku
Na początku XV wieku Koreańczycy opracowali urządzenie, które zrewolucjonizowało ich możliwości bojowe – hwachę. Drewniana, ręcznie obsługiwana wyrzutnia na dwukołowym wózku przypominała z wyglądu trebusz. Na platformie umieszczano gęsto nawierconą płytę z otworami – zazwyczaj od 100 do 200 – do których wkładano singijeony.
Proces przygotowania do strzału był skomplikowany:
-
Do otworów wkładano zapalniki.
-
Od strony przeciwnej umieszczano rakiety z ładunkami prochu.
-
Zapalniki łączono ze sobą i podpalano główny lont.
Efekt? Jednoczesny, ogłuszający wystrzał kilkudziesięciu rakiet naraz. Według przekazów artylerzyści zatykali uszy, gdy odpalali hwachę – dźwięk wystrzału musiał być naprawdę potężny.

Ilustracja z książki Kuk Cho Ore Sorye z 1474 roku
Ciekawostką pozostaje eksperymentalna odmiana hwachy – z pięcioma rzędami po 10 „działek”, z których każda wystrzeliwała po cztery rakiety. Konstrukcja ta przywodzi na myśl nowoczesne systemy wielogłowicowe, jak rosyjskie MIRV-y.
Czytaj także: Bitwa pod Cuszimą 1905
Hwacha na morzu – broń admirała Yi Sun-sina
Hwacha odegrała kluczową rolę podczas inwazji Japonii na Koreę (1592–1598). Szczególnie słynne jest oblężenie Haengju z 1593 roku. Generał Kwon Yul, dysponując zaledwie 2500–3400 żołnierzy, stawił czoła dziesięciotysięcznej armii japońskiej. Na wzgórzu Haengju zbudował ziemno-drewnianą fortecę i rozmieścił w niej 40 hwach.
2 lutego 1593 roku Japończycy ruszyli do ataku. Ale szybko tego pożałowali. Natarcie ponawiali aż 9-krotnie, ale za każdym razem byli odpierani. Stracili też około 1000 żołnierzy, do czego walnie przyczyniły się hwachy. Japońskie formacje wojskowe przemieszczały się w dość zwartym szyku, co czyniło je wręcz idealnymi celami dla tego typu „artylerii”. Japończycy zostali w końcu zmuszeni do wycofania się.
Hwacha była używana również na morzu. Flota admirała Yi Sun-sina, korzystając z okrętów panokseon, atakowała z dystansu japońskie jednostki. W bitwie pod Noryang w 1598 roku wyrzutnie znów odegrały istotną rolę. Odpalanie ich z pokładu było jednak trudniejsze – wymagano stabilnego miejsca. Część artylerzystów preferowała okna galerii wioślarzy, inni montowali hwachę na głównym pokładzie.

Bitwa pod Noryang
W każdym razie tak na lądzie, jak i na morzu hwacha walnie przyczyniła się do zwycięstwa Kore w tej wojnie zwanej wojną Imjin. Wojska japońskie zostały ostatecznie wyparte. Cóż, w obecnych czasach po takim sukcesie hwacha zapewne szybko stałaby się towarem eksportowym, a zamówienia posypałyby się z całego świata!
Czytaj także: Baochuany admirała He – najpotężniejsza flota w dziejach
Bibliografia
- D. Mikelsten, Historia techniki wojskowej i prochu, Cambridge Stanford Books, Cambridge 2021.
- G. Prenderghast, Repeating and Multi-Fire Weapons: A History from the Zhuge Crossbow Through the AK-47, McFarland & Company Inc., Jefferson 2018.
- S. Ramsey, Tools of War. History of Weapons in Early Modern Times, Vij Books India, New Dehli 2016.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.