Przez stulecia Imperium Brytyjskie kształtowało światowy porządek, zostawiając po sobie dziedzictwo pełne sprzeczności. W jego cieniu dojrzewały idee, interesy i wyobrażenia, które do dziś rezonują w debacie o tożsamości, historii i władzy.

Zadowalające miejsce w światowej hierarchii wymykało się Brytyjczykom i, jak napisał w roku 1883 wyższy urzędnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Percy Anderson, „wydaje się, ze jesteśmy zmuszeni do działania. Protektoraty są niepożądanym brzemieniem, ale w tym wypadku jest to (…) kwestia wyboru miedzy brytyjskimi protektoratami, które byłyby niepożądane, a protektoratami francuskimi, które byłyby fatalne”.
W 1884 i 1885 roku, gdy brytyjscy politycy spotykali się w Berlinie z przywódcami innych europejskich mocarstw, żeby podzielić Afrykę, pchała ich tam globalna rywalizacja polityczno-gospodarcza. Europejskich przywódców, którzy zobowiązali swoje państwa do „troski o poprawę warunków moralnej i materialnej pomyślności [rdzennych plemion] i równocześnie do zagwarantowania warunków najkorzystniejszych dla rozwoju handlu i cywilizacji”, pobudzała do czynu liberalno-imperialna mentalité.

Mapa ukazująca europeizację świata na początku XX wieku. Większość obszaru znajdowała się pod bezpośrednią kontrolą europejską lub pod kontrolą potomków europejskich osadników.
Disraeli(Benjamin Disraeli ( 1804 – 1881 – brytyjski polityk należący do Partii Konserwatywnej, premier Wielkiej Brytanii (w 1868 i w latach 1874–1880) przyp. red)., który wcześniej potępiał gospodarcze szaleństwo imperium, zainicjował potem stworzenie brytyjskiej tożsamości końca XIX wieku, która splatała ze sobą państwo, imperium oraz monarchie i ujawniła się w całej okazałości w 1877 roku, gdy królowa Wiktoria przybrała tytuł cesarzowej Indii. Brytyjczycy wyobrażali sobie Wielka Brytanie jako wyjątkowe państwo imperialne, przywódcę wśród równych sobie, realizatora największej na świecie misji cywilizacyjnej, zapewniające cywilizujące rządy prawa w ramach Pax Britannica, które miały przemienić „dziecinnych tubylców” niegotowych jeszcze zając swojego miejsca w nowoczesnym świecie.
Czytaj także: Źródła europejskiego imperializmu
Cywilizacja jako obowiązek czy pretekst?
Na przełomie XIX i XX wieku brytyjska gospodarka była uwikłana w nowa państwową religie: imperialny nacjonalizm. Cecil Rhodes nazwał kolonie „kwestia chleba i masła”, chociaż pewni krytycy, tacy jak ekonomista J.A. Hobson, reagowali na to negatywnie, twierdząc, ze imperium przynosiło korzyści tylko brytyjskiej kapitalistycznej oligarchii, która wytwarzała za dużo towarów i potrzebowała rynków imperium, ponieważ konsumenci w kraju nie mieli środków finansowych na ich zakup. Radykalna redystrybucja zasobów w Wielkiej Brytanii, argumentował Hobson, uczyniłaby niepotrzebnym całe kosztowne przedsięwzięcie polegające na podboju oraz odzyskiwaniu zamorskich terytoriów i „cywilizowaniu” miejscowej ludności, która w teorii miała kupować brytyjskie towary, ponieważ Brytyjczycy, których dochód rozporządzalny nie byłby już ograniczany podziałem bogactw, mieliby środki na zakup kapitalistycznych towarów konsumpcyjnych.
Na przełomie wieków teorie ekonomiczne Hobsona uważano za radykalne i społeczność akademicka w dużej mierze je odrzucała, natomiast większość polityków sądziła, że to lewacki fanatyk podważający zasady imperialnej gospodarki Wielkiej Brytanii będącej teraz częścią nacjonalistycznej struktury.
Ekonomia i rasa: fundamenty imperialnego porządku
Prawie pięćdziesiąt lat później Montgomery(Sir Bernard Law Montgomery, 1887–1976, jeden z najwybitniejszych brytyjskich dowódców wojskowych XX wieku, przy. red) jako szef imperialnego sztabu, oświadczył, że powojenne imperium ma decydujące znaczenie w „umożliwieniu Wielkiej Brytanii utrzymania poziomu życia i przetrwaniu”. Skoro dawne i obecne ikony konserwatyzmu zgadzały się ze sobą, zgoda panowała również wśród wielu lewicowców. Gdy Bevin ( Ernest Bevin, 1881–1951, wpływowy brytyjski polityk Partii Pracy, związkowiec i jeden z kluczowych architektów polityki zagranicznej Wielkiej Brytanii w pierwszych powojennych latach, przy. red) oświadczył, że „posiadanie imperium powszechnie uważa się za warunek poprawy bądź nawet utrzymania poziomu życia Brytyjczyków”, niewielu miało odmienne zdanie. Czterdzieści lat wcześniej wielki „patriota rasy” brytyjskiej Alfred Milner wyraził się bardziej bezpośrednio, choć podstawowe odczucie pozostało niezmienne, gdy powiedział, że wystarczy poświęcić „czarnucha”.

George Orwell przed mikrofonem BBC
Wielu intelektualistów przyjmowało twierdzenia o materialnych korzyściach z imperium jako pewnik, nawet gdy je potępiali. W okresie poprzedzającym wybuch drugiej wojny światowej Orwell( George Orwell, właśc. Eric Arthur Blair, 1903–1950, był brytyjskim pisarzem, eseistą i publicystą, znanym z głębokiej analizy związków władzy, ideologii i moralności, przyp. red) zaobserwował w Drodze na molo w Wigan:
Każdy lewicowy „intelektualista” jest, ma się rozumieć, antyimperialistą. Utrzymuje, że stoi z daleka od całego tego szachrajstwa związanego z imperium, tak rutynowo i z tak silnym przekonaniem o swojej racji, jak wtedy, gdy rzecz dotyczyła problemu klas. Nawet prawicowy „intelektualista”, który oczywiście nie potępia brytyjskiego imperializmu, udaje, że patrzy na ten problem z pewnego dystansu, i że jest nim poniekąd rozbawiony. To przecież tak łatwo opowiadać cięte dowcipy o Imperium Brytyjskim. „Brzemię białego człowieka”, „Rule, Britannia”, powieści Kiplinga, kolonialni nudziarze – gdy się o tym mówi, to zawsze ze złośliwym chichotem, nieprawdaż?
Orwell widział, jak brytyjskie protesty antyimperialne – protesty, które przez większość lat pięćdziesiątych miały niewiele zmienić (z wyjątkiem tych, które organizował nowo utworzony Ruch na rzecz Wolności Kolonii Fennera Brockwaya) – przemijają w zderzeniu z realiami życia bez imperium. Jak przewidująco zauważył:
Po to, by pod rządami systemu kapitalistycznego Anglicy mogli żyć względnie komfortowo, sto milionów mieszkańców Indii jest skazanych na egzystencję na krawędzi głodu – jest to samo w sobie przerażające (…). Alternatywa jest bowiem likwidacja imperium, ale i sprowadzenie Anglii do roli zimnej i trzeciorzędnej wysepki, której mieszkańcy – czyli my – musieliby ciężko pracować i odżywiać się głównie śledziami i ziemniakami. A to już ostatnia rzecz, której pragnąłby każdy lewicowiec. Jednakże ów lewicowiec nadal hołduje przekonaniu, ze on sam nie ponosi żadnej moralnej odpowiedzialności za imperium. Gotów jest zaakceptować jego produkty i ocalić swoja dusze, szydząc z tych, dzięki którym ono trwa.
Wielka Brytania i jej dominia: centrum i peryferie
Gdy w kwietniu 1955 roku Eden (Anthony Eden, 1897–1977, był brytyjskim politykiem Partii Konserwatywnej i premierem Wielkiej Brytanii w latach 1955–1957, przyp. red) został premierem, dominowało przekonanie, ze imperium stanowi gospodarcze oparcie dla kraju i szerzyła się idea ewoluującej Większej Brytanii, czyli Wspólnoty Narodów. Częścią brytyjskiego poglądu o dominacji i przynależności, choć ta druga nadal była nie dla wszystkich równa, nie było tylko niesamodzielne imperium, miejsca takie jak Kenia i Jamajka. Tworzyły je raczej samorządne dominia Kanady, Australii, Nowej Zelandii i Afryki Południowej – w znacznej mierze autonomiczni gracze w ramach imperium – które były pierwotnymi członkami wyimaginowanej Większej Brytanii, a teraz stanowiły fundament jej teraźniejszości i przyszłości.

Częścią brytyjskiego poglądu o dominacji i przynależności, choć ta druga nadal była nie dla wszystkich równa, nie było tylko niesamodzielne imperium, miejsca takie jak Kenia i Jamajka.
Dominia, imperialny wynalazek, dowiodły swojej wierności Anglii i pokazały, na co je stać podczas wojny. W powojennej dekadzie były kamieniem węgielnym imperialnego systemu wynikającego z hierarchii i korzyści gospodarczych. Rządzący się sami we Wspólnocie Narodów brytyjscy poddani odróżniali się od pomniejszych ras w podległej części imperium i większość Brytyjczyków rozumiała te różnice.
Miedzy 1948 i 1957 rokiem ponad milion brytyjskich migrantów rozjechało się po dominiach, a ich liczba przewyższyła liczbę wjeżdżających do Wielkiej Brytanii z Indii, Indii Zachodnich oraz innych miejsc imperium. Choć Afryka Południowa była skrajna w swoich strategiach rasowych, a w 1948 roku do władzy doszła Partia Narodowa, działania stosowane przez białych suprematystów wypływały z tego samego umasowionego źródła co traktowanie nieeuropejskich społeczności w innych dominiach.
Nie bez powodu Afrikaner Broederbond oczekiwał od imperium brytyjskiego inspiracji kulturowej i wskazówek prawnych. We wczesnych latach pięćdziesiątych premier państwa apartheidu D.F. Malan chwalił Kenie, ze „dała przykład, jak traktować niezadowolonych Afrykanów” . Afryka Południowa dążyła do segregacji rasowej, natomiast Australia i Nowa Zelandia wprowadziły strategie asymilacji, które unicestwiały lokalne języki i tradycje oraz ograniczały prawa do ziemi.

D.F. Malan chwalił Kenie, ze „dała przykład, jak traktować niezadowolonych Afrykanów”
Druga brytyjska okupacja kolonialna żyła i miała się dobrze nie tylko w podległym imperium, ale i na autonomicznych terytoriach, które praktykowały własne formy wewnętrznej kolonizacji oraz oparte na rasie koncepcje przynależności.
Czytaj także: Imperium za drutem: Kenia i obozy, których nie wolno było nazwać
Przyszłość przeszłości: imperium po imperium
Ponieważ Milnerowski „patriotyzm rasy” z przełomu wieków nadal kształtował ideę Większej Brytanii, nie zaskakuje, że Towarzystwo Okrągłego Stołu przetrwało wojnę tylko po to, by dostosować „przeznaczenie rasy angielskiej”, religio Milneriana, do zmieniających się potrzeb Wielkiej Brytanii w coraz bardziej zglobalizowanym świecie. Dostarczywszy historyków wojennemu Ministerstwu Informacji, Towarzystwo Okrągłego Stołu kontynuowało działalność, skupiając członków z różnych dominiów, bardzo podobnie jak w epoce Milnera.
Założenie moralne imperium łączyło tych różnych ludzi, tak jak łączyło ich poprzedników. Dla Towarzystwa Okrągłego Stołu – jak i dla parlamentarzystów wszystkich brytyjskich partii politycznych – stworzenie brytyjskiej sfery władzy, by rywalizować z Amerykanami i Sowietami stanowiło stopniowy proces. Najbliższa przyszłość tego procesu pozostała dynamicznie związana z urasowionymi hierarchiami, które z biegiem czasu miały ustąpić miejsca wielokulturowej koncepcji brytyjskości. Taka wielokulturowość była rozumiana jako kulminacja wielopokoleniowej kurateli, która ukształtowała rdzenne narody i kultury na wzór anglosaski.
Tak właśnie w opowieść o sukcesie ewolucji imperium można było wpisać niepodległość Indii z doskonale wyrażoną w edwardiańskiej angielszczyźnie przez Nehru „schadzką z przeznaczeniem”. Pojawiła się nowo odkryta i niełatwa wielorasowość, która odzwierciedlała zdolność liberalnego imperializmu do ewolucji w obliczu traumatycznego rozłamu. Tym razem jego transformacja uwzględniła wystrzępienie się „szkarłatnej nici pokrewieństwa”, która łączyła wyobrażenia o Większej Brytanii.
Czytaj także: Gdy Imperium upada: Jak powstały Indie i Pakistan
W cywilizacyjnej misji chodziło teraz tyleż o wartości kulturalne „patriotyzmu rasy”, ile, przynajmniej w teorii, o kolor skóry; niepodległość Indii i Pakistanu w ramach Wspólnoty Narodów można było wytłumaczyć jako triumf, a nie porażkę, nawet jeśli większość konserwatystów i sceptyków na lewicy bynajmniej tak jej nie postrzegała. W istocie pytania nie znikały. Czy kolorowi i czarni naprawdę mogli być Brytyjczykami? Większość Brytyjczyków odpowiedziała: nie.


KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.