Śmiertelność wśród robotników przymusowych w III Rzeszy wynosiła w czasie wojny aż 18%. Jak Niemcy traktowali „podludzi” służących im jako tania siła robocza?

Tekst stanowi fragment książki Richarda Overy’ego Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931–1945, tom 1, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2024.
***
Traktowanie robotników cudzoziemskich w Niemczech różniło się w zależności od ich pochodzenia, ale w najgorszych wypadkach warunki były na tyle ciężkie, że ogólny wskaźnik śmiertelności wśród wszystkich robotników przymusowych w Rzeszy wyniósł w czasie wojny aż 18 procent. Ci z Europy Zachodniej mieli się lepiej i dostawali racje żywnościowe porównywalne z niemieckimi, przynajmniej do czasu powszechnych niedoborów żywności, jakie nastąpiły w ostatnim roku wojny.
Nie byli niewolnikami, jak to się często sugeruje, ale regularnie otrzymywali wynagrodzenie za pracę. Po potrąceniu specjalnych podatków oraz kosztów wyżywienia i zakwaterowania zostawały im średnio 32 marki tygodniowo, podczas gdy robotnikowi niemieckiemu 43 marki. Ponadto w razie choroby lub wypadku przysługiwały im takie same przywileje jak Niemcom. Podlegali godzinie policyjnej, nie mogli korzystać ze wszystkich udogodnień i sklepów, a w przypadku braku dyscypliny lub złamania warunków kontraktu obowiązywały ich te same surowe przepisy co robotników niemieckich. Za uporczywe naruszanie przepisów mogli jednak trafić do obozu koncentracyjnego.
Ostarbaiterzy – robotnicy „gorszego sortu”
Zupełnie inaczej traktowano robotników wschodnich. Generalnie mieszkali oni w prymitywnych barakach w pobliżu miejsca pracy. Mieli ściśle ograniczoną swobodę poruszania się, a po potrąceniu kosztów ich niskiej jakości wyżywienia i zakwaterowania dostawali nie więcej niż 6 marek tygodniowo – za dziesięć do dwunastu godzin pracy dziennie.
Chociaż wielu pracowało zasadniczo w warunkach lepszych od tych, jakie mieli w Związku Radzieckim, a podejście do dyscypliny nie różniło się zbytnio od tego w reżimie stalinowskim, to wydajność Ostarbeiterów była początkowo znacznie mniejsza niż robotników niemieckich lub pochodzących z Europy Zachodniej. Przeprowadzone w 1942 roku badanie wydajności robotników cudzoziemskich wykazało, że robotnicy francuscy (w tamtym czasie większość z nich stanowili jeszcze ochotnicy) osiągali 85‒88 procent wydajności robotnika niemieckiego, w przypadku „robotników wschodnich” było to 68 procent, a Polaków – zaledwie 55 procent. Wkrótce zdano sobie sprawę, że poprawa wyżywienia i podniesienie płacy zwiększą wydajność owych pracowników.

Tekst stanowi fragment książki Richarda Overy’ego Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931–1945, tom 1, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2024.
W rezultacie wynagrodzenie robotników wschodnich wzrosło w 1942 roku do średnio 9,8 marki tygodniowo, a w 1943 roku do 14 marek dla pracowników wyrabiających normy.
Za najlepszych Ostarbeiterów uchodziły kobiety, których sporą liczbę posłano wkrótce do pracy przy produkcji uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Sauckel chętnie kierował do pracy w fabrykach kobiety radzieckie, które jego zdaniem były bardzo wytrwałe. „Mogą wytrzymać do dziesięciu godzin – mówił w styczniu 1943 roku urzędnikom niemieckim – i wykonywać każdy rodzaj męskiej pracy”. Jeśli już po rozpoczęciu pracy zaszły w ciążę, zmuszano je, aby dokonały aborcji lub oddały dziecko do żłobka, i kazano im jak najszybciej wracać do fabryki. W 1944 roku ich wydajność oceniano na 90 do 100 procent poziomu robotnika niemieckiego, tymczasem w przypadku mężczyzn z ZSRR, głownie w budownictwie i kopalniach, wskaźnik ten wynosił do 80 procent.
Praca przymusowa – koło napędowe niemieckiej gospodarki
Wszystkie badania wydajności pokazywały, że robotnicy z Europy Południowej nie są tak pracowici, a najmniej efektywni ze wszystkich robotników przymusowych byli Grecy. Wydajność pracowników z południa Starego Kontynentu wahała się od 30 do 70 procent poziomu robotnika niemieckiego. Wśród jeńców posyłanych do pracy na budowach do najgorszych należeli Brytyjczycy, którzy osiągali tylko niecałą połowę wydajności robotnika niemieckiego.
W wielu przypadkach wolne tempo pracy i brak dyscypliny były wyrazem sprzeciwu wobec przymusu pracy i surowego reżimu, jaki obowiązywał cudzoziemców. Pomimo to zewnętrzna siła robocza była niezbędna dla gospodarki niemieckiej. Próbując wydobyć więcej z robotników cudzoziemskich, Niemiecki Front Pracy zwrócił się o pomoc do Instytutu Psychologii Pracy, a ten przeprowadził poł miliona testów zdolności, aby sprawdzić, czy robotnicy wykonują zadania stosowne do ich kwalifikacji. Programem tym objęto nawet wyniszczonych fizycznie więźniów obozów koncentracyjnych, których skierowano do pracy w przemyśle, gdzie byli w stanie przeżyć tylko parę tygodni.

Robotników cudzoziemskich, a zwłaszcza kobiety, które stanowiły wysoki ich odsetek, można było dyscyplinować znacznie surowiej niż niemieckich.
Wszystkich robotników cudzoziemskich, a zwłaszcza kobiety, które stanowiły wysoki ich odsetek, można było dyscyplinować znacznie surowiej niż niemieckich. Średni poziom absencji pracowniczych w fabryce Forda w Kolonii w szczytowym momencie w 1944 roku wynosił 25 procent wśród robotników niemieckich, ale już tylko 3 procent wśród cudzoziemskich. W sierpniu tamtego roku robotnicy cudzoziemscy w Niemczech stanowili 46 procent siły roboczej na wsi, 34 procent w górnictwie i jedną czwartą wszystkich robotników zatrudnionych w przemyśle. Cudzoziemcem był także co trzeci pracownik przemysłu zbrojeniowego, zatem robotnicy przymusowi spoza Rzeszy produkowali sprzęt wojskowy dla państwa, którego agresja była przyczyną tego, że znaleźli się w takim położeniu.
Czytaj też: Trup w pudełku i centralny obóz aborcyjny. Tragiczny los polskich robotników przymusowych w Trzeciej Rzeszy
Niewolnicy III Rzeszy
Gdy w 1944 roku na skutek coraz powszechniejszego oporu i unikania wywózek skończył się dopływ cudzoziemskich robotników przymusowych, zwiększono liczbę robotników pozyskiwanych z systemu obozów koncentracyjnych. W sierpniu 1942 roku przetrzymywano w nim około 115 tysięcy więźniów, ale w sierpniu 1944 było ich już 525 286, a w styczniu 1945 – aż 714 211. Do tego czasu w obozach koncentracyjnych przebywali już niemal wyłącznie cudzoziemcy tworzący mieszankę bojowników ruchu oporu, przeciwników politycznych, opornych robotników przymusowych oraz Żydów, którzy przeżyli deportacje i ludobójstwo w obozach zagłady.
Na początku 1942 roku Heinrich Himmler utworzył Główny Urząd Gospodarki i Administracji SS w celu pełniejszego wykorzystania zasobów ludzkich dostępnych w obozach koncentracyjnych i deportowanych na Wschód Żydów. Spośród Żydów, którzy trafili do obozów koncentracyjnych, mniej więcej jedna piąta, przeważnie młodzi mężczyźni i kobiety, została uznana za zdolną do pracy. Ci więźniowie faktycznie byli niewolnikami wykorzystywanymi w przedsiębiorstwach SS lub wynajmowanymi w niewielkiej liczbie setkom firm niemieckich, które płaciły skarbowi Rzeszy 6 marek dziennie za robotnika wykwalifikowanego lub 4 marki za niewykwalifikowanego – tak mężczyznę, jak i kobietę.

Robotnicy przymusowi w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen.
Pod koniec wojny w całych Niemczech istniały tysiące obozów koncentracyjnych oraz ich filii, a kolumny wyczerpanych i wychudzonych więźniów w pasiakach – bitych, zastraszanych lub mordowanych przez niemieckich strażników – stanowiły dobrze znany widok. Celowo stworzono im okropne warunki, chociaż władzom niemieckim zależało na tym, żeby wydobyć z tych nieszczęśników jak najwięcej pracy, co stanowiło okrutną parodię wojny totalnej.
Czytaj też: Los Polaków wywożonych na roboty przymusowe do Rzeszy. Oto, co robili z nimi Niemcy…
Średnia długość życia: rok
Żydzi tworzyli najniższy szczebel w hierarchii świata pracy w Trzeciej Rzeszy. Już w 1938 roku wprowadzono tam przymus pracy dla żydowskich mężczyzn, którzy mieli obowiązek zarejestrować się w tym celu. Do lata 1939 roku blisko 20 tysięcy z nich wcielono do osobnych oddziałów roboczych pracujących głownie na budowach w Niemczech. W 1941 roku istniała tam już duża sieć obozów i podobozów pracy – czasami mieszczących jedynie garstkę robotników – w których przetrzymywano łącznie około 50 tysięcy Żydów.
Ten sam schemat działania powtórzył się później w okupowanej Polsce, gdzie niezależnie od systemu obozów prowadzonych przez SS wykorzystywano do pracy przymusowej blisko 700 tysięcy Żydów. Początkowo nie byli oni jeszcze więźniami, ale w 1941 roku SS przejęło od zwykłej administracji kontrolę nad programem pracy przymusowej Żydów. Szczegółowe rozwiązania, umożliwiające segregację „rasową” w miejscu pracy, znalazły następnie zastosowanie w szerszym systemie niemieckich obozów koncentracyjnych i pracy przymusowej, gdzie trafiali również robotnicy żydowscy, którzy zdołali przejść selekcję na rampie w obozie zagłady.

Do pracy zmuszano nawet dzieci.
Brak rąk do pracy sprawił, że jeszcze na początku 1943 roku na terenach Rzeszy Wielkoniemieckiej i okupowanej Polski pracowało około 400 tysięcy żydowskich robotników przymusowych. Celowo mieli oni gorsze warunki pracy niż inni więźniowie i robotnicy przymusowi, jednak ze względu na potrzeby ekonomiczne kraju przeważnie starano się nie dopuszczać do tego, aby od razu zmarli z przepracowania. Umierali powoli, na skutek niedożywienia i chorób, gdy byli zmuszani do krańcowego wysiłku, żeby z tych mężczyzn i kobiet uznanych za śmiertelnych wrogów Rzeszy wycisnąć, ile tylko się da.
Trudno dokładnie obliczyć, ile osób zmarło w Niemczech na skutek przymusowej lub niewolniczej pracy, lecz w zarządzanym przez SS systemie obozów pracy zakładano, że średnia długość życia więźnia będzie wynosić mniej niż rok. Ostatecznie w Trzeciej Rzeszy zmarło około 2,7 miliona robotników przymusowych, w tym wielu więźniów systemu obozowego, wśród których znaczny odsetek stanowili Żydzi z całej Europy.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Richarda Overy’ego Krew i zgliszcza. Wielka wojna imperiów 1931–1945, tom 1, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2024.
Zdj. otwierające tekst: Bundesarchiv, Bild 185-23-21 / CC-BY-SA 3.0
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.