Grupa Donnera w 1846 roku wyruszyła na Dziki Zachód w poszukiwaniu lepszego życia. Wyprawa zmieniła się w koszmar, gdy utknęli w górach Sierra Nevada.

Kiedy w połowie maja 1846 roku garstka pionierów pod przewodnictwem George’a Donnera i Jamesa Reeda wyruszała z Independence w Missouri szlakiem kalifornijskim na Dziki Zachód, zapewne nie przypuszczali, co ich czeka.
Początkowo wszystko szło gładko. Jednak gdzieś na szlaku z South Pass karawana złożona z kilkudziesięciu krytych wozów, wiozących w szczytowym momencie 81 osób (z czego ponad połowę stanowiły dzieci i młodzież), napotkała niejakiego Walesa Bonneya, który przekonał emigrantów, by zboczyli z dotychczasowej trasy udali się do Fortu Bridger. Tam miał na nich czekać przewodnik Lansford Hastings, obiecujący, że poprowadzi ich na zachód nową, proponowaną przez siebie drogą.
Nie czekał. Zamiast tego właściciel fortu, Jim Bridger, namówił Donnera i Reeda, by ekspedycja podążyła nową trasą sama. Jak pisze Katie Hickman w książce „Waleczne serca. Kobiety Dzikiego Zachodu”: „»Pan Bridger poinformował mnie, że trasa, którą zamierzamy jechać, to dobra, równa droga z dużą ilością wody i trawy« – napisał James Reed. »Jedyną wadą«, jak zapewniał towarzyszy podróży, była konieczność sześćdziesięciokilometrowej jazdy przez pustynię nad brzegiem Wielkiego Jeziora Słonego. James dał się nabrać”.
Seria niefortunnych zdarzeń
Już po kilku dniach jazdy wyszło na jaw, że tzw. skrót Hastingsa wygląda zupełnie inaczej, niż zapewniał Bridger. „Nie było absolutnie żadnej drogi, nawet ścieżki” – wspominała jedna z uczestniczek wyprawy, Virginia Reed. Ekspedycja na pewien czas utknęła w stromym kanionie. Ostatecznie pionierzy zdołali go pokonać, ale zamiast tygodnia zajęło to cały miesiąc. Również przeprawa przez pustynię okazała się wielokrotnie dłuższa.

James Reed (na zdj. z żoną Margaret) był jednym z przywódców pechowej ekspedycji Donnera.
Zapasy szybko się wyczerpywały. Woły i inne zwierzęta padały z wyczerpania i pragnienia. Emigrantom za dnia doskwierało potworne gorąco, a nocą – dotkliwe zimno. W grupie zaczęły wybuchać konflikty. W wyniku jednego z nich James Reed został wygnany na pustynię, gdzie – jak przypuszczano – miał umrzeć z głodu lub zginąć z rąk Indian. Jego żona i dzieci musieli radzić sobie sami. A czas naglił. Jeśli chcieli przedostać się do wymarzonej Kalifornii, musieli pokonać pasmo górskie Sierra Nevada przed rozpoczęciem zimy.
Nie zdążyli. W połowie października – cały miesiąc wcześniej, niż spodziewali się pionierzy – zaczął padać śnieg. „Wszystkie szlaki i drogi zostały zasypane” – wspominała Virginia Reed. – „A za jedynego przewodnika mieliśmy szczyt, do którego niemożliwością było dotrzeć, jak nam się wydawało”.
W pułapce
Karawana Donnera znalazła się w potrzasku. W akcie desperacji emigranci próbowali jeszcze przedrzeć się przez góry, ale wymagało to ogromnego wysiłku. Virginia wspominała: „Wszystkie rodziny usiłowały przejść przez góry, ale żadna nie dała rady. Kiedy się zorientowano, że wozów nie sposób przeciągnąć po śniegu, załadowano na woły towary i zapasy i podjęto kolejną próbę: ludzie szli w śniegu po pas, niosąc na rękach dzieci i starając się przepędzić bydło”. W końcu jednak pionierzy musieli pogodzić się z ponurą prawdą: choć od celu dzieliło ich zaledwie 160 kilometrów, a od przełęczy – tylko pięć, musieli przeczekać zimę w górach Sierra Nevada nad jeziorem Truckee.
Katie Hickman w „Walecznych sercach” opisuje dramatyczne położenie, w którym znaleźli się pionierzy:
Dla wszystkich stało się oczywiste, że pozostałe bydło, z takim trudem przeprowadzone przez słoną pustynię, nie przetrwa zimy. Ubili oni całe stado, a mięso pocięli i zakopali w śniegu, żeby się nie zepsuło. (…) Racje żywnościowe były bliskie zeru. „Biedne małe dzieci płakały z głodu, a matki dlatego, że nie miały dla nich jedzenia”.
Niektórzy desperacko próbowali zaspokoić głód dzięki żuciu gałązek i kory drzew. Inni zabijali i zjadali psy. Wkrótce większość tak osłabła, że z trudem mogła chodzić. Nawet mężczyznom ledwo wystarczało siły do zbierania drewna na opał.
Czytaj też: W XIX wieku epidemia odry w Oregonie doprowadziła rodzinę misjonarzy do makabrycznego końca…
Katastrofa ratunkowa
Zima na przełomie 1846 i 1847 roku okazała się wyjątkowo trudna. W grudniu śnieg sięgał już ponad dachy prowizorycznych chat, w których schronili się pionierzy. Zdobycie wody i żywności graniczyło z cudem. W pewnym momencie niedojadanie zmieniło się w umieranie z głodu. „Kości policzkowe, żebra i łopatki sterczały. Umięśnione ramiona zwiędły do postaci patyków. Stawy bolały. Pośladki zrobiły się tak kościste, że siedzenie sprawiało ból. Skóra wysychała, łuszczyła się i nabierała szorstkiej faktury pergaminu” – opisywali później swoje objawy ocaleli.

Karawana Donnera w drodze na Dziki Zachód. Na początku nic nie zapowiadało katastrofy.
W połowie grudnia 16-osobowa grupa śmiałków, złożona z dziesięciu mężczyzn, pięciu kobiet i dwojga dzieci pod przewodnictwem Williama Eddy’ego, postanowiła wyruszyć w drogę z zamiarem dodarcia do Sutter’s Mill i wezwania pomocy. Szacowali, że wyprawa zajmie im sześć dni. Znacznie później okazało się, że do celu dobrnęło zaledwie siedmioro z nich, a droga trwała miesiąc. Aby przetrwać, musieli uciec się do kanibalizmu. Katie Hickman relacjonuje:
Kiedy wszyscy jeszcze żyli, omawiano rozmaite makabryczne opcje: padła między innymi propozycja, żeby wylosować, kto zostanie zabity i zjedzony, albo żeby dwóch mężczyzn stoczyło pojedynek, a wcześniej z góry zgodziło się na to, że ciało pechowca, który zginie, zjedzą pozostali. Oba te plany jednak odrzucono.
Ostatecznie jako pierwszy ofiarą kanibalizmu padł niejaki Patrick Dolan. Pewnego wieczoru zupełnie stracił głowę. Doświadczał ciężkiej hipotermii; zrzucił z siebie ubranie i buty, po czym wybiegł z prowizorycznego schronienia w mroźną noc. (…) Po krótkiej chwili Dolan zmarł, a reszta szybko pokroiła i zjadła jego ciało. Podobnie postępowano z innymi uczestnikami przeprawy, którzy umierali jeden po drugim. Część ciał nieboszczyków pieczono i spożywano od razu, a resztę krojono na paski i zatrzymano na później.
Czytaj też: Jedna z największych masowych migracji w dziejach świata. Czym była „gorączka oregońska”?
Piętno ocalałych
Sytuacja członków ekspedycji, którzy pozostali w obozowisku, bynajmniej nie wyglądała lepiej. Kolejni pionierzy umierali. Ich ciała umieszczano na prowizorycznym cmentarzu. Nikt nie miał siły grzebać zwłok – stopniowo zasypywał je śnieg. Jedzenie całkowicie się skończyło – w desperacji podróżnicy zjedli nawet surowe skóry bizonów, które wykorzystywali do zadaszenia chat.
Prawdopodobnie wszyscy straciliby życie u podnóża gór Sierra Nevada, gdyby 19 lutego 1847 roku nie nadeszła odsiecz. Paradoksalnie do ich uratowania przyczynił się James Reed, który po wygnaniu zdołał przebić się do Sutter’s Mill. „Kiedy tabor nie dotarł tam poprzedniej jesieni, Reed zaczął obawiać się najgorszego i już wtedy podjął misję ratunkową, ale zatrzymały go niesprzyjające warunki pogodowe” – pisze Hickman. Również kolejne próby się nie powiodły – m.in. z powodu trwającej wojny między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi.

Strona z pamiętnika jednego z ocalałych, w której opisywał on zamiary kanibalizmu wśród pionierów.
W końcu nad Truckee ruszyła grupa ratowników pod przewodnictwem Johna Suttera, a kilka dni po nich – druga ekipa dowodzona przez Reeda. 22 lutego 1847 roku grupa 23 najsilniejszych ocalonych ruszyła do Sutter’s Mill (dwoje dzieci po drodze zmarło).
Tydzień później ekipa Reeda zabrała kolejnych 17 wycieńczonych pionierów, ale większość była zbyt słaba, by iść. Pozostawiono ich w tzw. „obozie głodu”. Do fortu doprowadzono trójkę z nich. W połowie marca do obozu przybyła trzecia grupa ratowników, która ocaliła następną czwórkę nieszczęśników. Ostatnia, czwarta odsiecz przybyła miesiąc później. Na miejscu wśród okaleczonych szczątków noszących ślady kanibalizmu znaleźli żywego tylko jednego człowieka – Lewisa Keseberga. 29 kwietnia – jako ostatni ocalały – przybył do Sutter’s Mill.
Łącznie nieszczęsną ekspedycję przetrwała połowa śmiałków. Zapewne część z nich wolałaby jednak zginąć w górach. Przylgnęło do nich bowiem piętno kanibali i morderców, z którym musieli żyć już do końca…
Źródło:


Zdj. otwierające tekst: Library of Congress/domena publiczna; domena publiczna
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.