Gałczyński i jego „srebrna Natalia” na pozór byli małżeństwem idealnym. Jednak za fasadą pięknych miłosnych wierszy kryła się smutna historia zdrad i bigamii...
W drugiej połowie lat 20. ubiegłego wieku w „Cyruliku Warszawskim” pojawiło się ogłoszenie matrymonialne o treści:
UTALENTOWANY literat, publicysta, poeta, młody, lat 22, przystojny, inteligentny, zdobywca nagrody konkursowej, znany szerszym kołom czytelników nawiązać pragnie, w celu matrymonialnym, bliższą znajomość z panną inteligentną, w wieku od lat 16–22, przystojną, ze zdecydowanym charakterem, subtelną, wesołą, choćby nawet figlarną, która umożliwiałaby swobodną pracę literacką bez troski o byt, była jego muzą, źródłem natchnienia, odbiciem marzeń, tęsknot, przy boku której poznałby pełnię radości życia czarownego, jak sen, jak w bajce. Oferty, tylko poważne, z fotografiami przesyłać należy pod: Notariat w Uhnowie (Małopolska dla „Poety”).
Jego autorem był znany już wówczas Konstanty Ildefons Gałczyński. Poeta nie stronił od kobiet. Często pokazywał się z dziewczętami, acz, jak podkreśla jego biografka Anna Arno „były to raczej przelotne romanse”. Do czasu. W maju 1929 roku wszystko się zmieniło, gdy w życie poety wkroczyła jego „srebrna Natalia”.
Poeta i gruzińska księżniczka
Tym razem strzała Amora ugodziła go prosto w serce. Przyjaciel Gałczyńskiego, również poeta Aleksander Maliszewski, wspominał: „Wreszcie zorientowaliśmy się, że Konstanty w ogóle »znika « na całe tygodnie, a kiedy się pokazuje, jest jakiś inny, radosny, optymistyczny, schludniejszy w mowie i uczynkach, a co było ponad wszelką miarę nienormalne – niemal wytworny”.
Jego wybranką została Natalia Awłow, młodsza od niego o trzy lata literatka wywodząca się z gruzińsko-rosyjskiej rodziny. Krążyły o niej plotki, jakoby była kaukaską księżniczką. Podsycał je zresztą później sam zakochany w niej poeta. Dziewczyna wyróżniała się oryginalną, nieco egzotyczną urodą: miała grube czarne włosy, pełne usta i ogromne oczy. Mówiono, że jest „po cygańsku czy po kaukasku piękną”. Anna Arno opisuje ją:
Natalia Awałow olśniewała urodą i wdziękiem: „objawiła mi się nagle w obrazie jakiejś egzotycznej Madonny w purpurowej sukni z wysokim stylowym kołnierzem – opowiadał Stanisław Maria Saliński. – Przebaczyłem wtedy Konstantemu (a po kolei i my wszyscy), że zdradził nas, nasze sympozjony i noce, wdawszy się w romans z jakąś dziewczyną, co przedtem nie leżało zupełnie w jego charakterze”.
Ich związek zaczął się, a jakże – od poezji. Konstanty z pamięci wyrecytował jej fragment utworu Sergiusza Jasienina, a potem oznajmił jej: „Ma pani taką małą twarz i takie duże oczy. A białka niebieskie jak z emalii”.
Wielka miłość i wielka udręka
Zaledwie rok od pierwszego spotkania, 1 czerwca 1930 roku wzięli ślub w cerkwi na warszawskiej Pradze. Wbrew temu, co Gałczyński zapisał później w Balladzie ślubnej, państwo młodzi obyli się bez karety, stangreta i fraka. Na ceremonię dotarli tramwajem. Po drodze Konstanty kupił dla narzeczonej bukiet irysów. Na przyjęcie po ślubie nie było ich stać – pojechali do wesołego miasteczka. Sześć lat później powitali na świecie córkę Kirę.
„W pierwszych miesiącach ich miłości Gałczyński obiecał Natalii, że przez całe życie będzie dla niej pisał jeden długi wiersz” – pisze Arno. I faktycznie, jeśli patrzeć na łączące ich uczucie jedynie przez pryzmat jego wierszy, miłość Konstantego i „srebrnej Natalii” (nazywał ją również „Pawlikiem”, „Bociankiem” i „Ptaszkiem”) wydaje się wręcz idylliczna. Julia Hartwig wspominała: „Konstantego i Natalię widzę w mojej pamięci zawsze razem, jakby się nie rozstawali”. Rzeczywistość nie była jednak aż tak różowa.
Pierwsze rysy na ich związku pojawiły się krótko po ślubie. Gałczyński nie zrezygnował całkowicie z kawalerskich przyzwyczajeń. Upijał się i ruszał na szalone eskapady po mieście, podczas których zalecał się do kobiet. Natalia reagowała na te wybryki kamiennym spokojem, lecz niewątpliwie cierpiała z ich powodu.
Gdy ich córeczka miała zaledwie trzy lata, los wystawił małżonków na najcięższą próbę. Gałczyński został powołany do wojska. Opuszczając dom w Aninie, obiecał, że prędko wróci. Nie był jednak w stanie dotrzymać słowa. „Już 17 września trafił do niewoli sowieckiej, a konkretnie do obozu w Kozielsku. Dzięki temu jednak, że niegdyś nie ukończył szkoły dla podchorążych i nie został później oficerem, udało mu się uniknąć śmierci w zbrodni katyńskiej. Został przekazany stronie niemieckiej, w konsekwencji czego przebywał m.in. w stalagach IV B Mühlberg oraz XI a Altengrabow” – piszą Anna Czerner i Kamil Weber.
Czytaj też: Czy to ta kobieta wpędziła Mickiewicza do grobu?
Owoc zdrady
Do kraju Gałczyński ostatecznie wrócił dopiero w marcu 1946 roku (część osób w ogóle nie wierzyła, że wróci, przekonana, iż zginął na wojnie). Ale obietnica rychłego powrotu nie była jedyną, którą złamał. Podczas pobytów w obozach jenieckich wielokrotnie łamał także przysięgę małżeńską. Czerner i Weber wyliczają:
W rzeczywistości był to dla niego czas wielu miłosnych zawirowań. Najpierw w szpitalu kompleksu obozowego Altengrabow poznał ranną sanitariuszkę, uczestniczkę powstania warszawskiego – Marię Stobiecką. Następnie w obozie przejściowym w Höxter rozpoczął bliską znajomość z Lucyną Wolanowską – byłą więźniarką obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Z tego związku urodził się syn – także Konstanty Ildefons, który później wraz z matką wyemigrował do Australii. We Francji zaś Gałczyński zadurzył się w kolejnej kobiecie – Neli Micińskiej.
Związek Wolanowskiej i Gałczyńskiego nie przetrwał, ale wiele wskazuje, że nie był jedynie przelotnym obozowym romansem. Według Bogumiły Żongołłowicz, która miała okazję osobiście poznać Lucynę Wolanowską, jej wnuki po śmierci Konstantego Ildefonsa juniora (zmarł w 2020 roku) dotarli do niemieckich archiwów, zgodnie z którymi poeta poślubił Lucynę 26 kwietnia 1945 roku w mieście Blomberg, tym samym popełniając bigamię. Ich syn przyszedł na świat dziewięć miesięcy później.
„Lucyna stanęła na »ślubnym kobiercu« w sukni ze spadochronu i w butach, które kosztowały paczkę papierosów. Konstanty wystąpił w przechodzonym mundurze” – pisze Żongołłowicz. – „Wiedziała, że pisze wiersze, ale nie to jej imponowało. Wychodziła za mąż za przystojnego i ciekawego mężczyznę. O tym, że w Polsce ma już żonę, dowiedziała się, gdy była w czwartym miesiącu ciąży”.
Czytaj też: Hrabiego Aleksandra Fredry wyboista droga do małżeńskiego szczęścia
Zapomniany list
Poety nie było przy narodzinach syna (choć zapewniał drugą żonę, że zdąży wrócić z kolejnej ze swych licznych podróży). Zaledwie dwa miesiące później wrócił do Polski – do „srebrnej Natalii” i Kiry. Wolanowska w 1949 roku wyemigrowała z dzieckiem do Australii. Przed wyjazdem, jeszcze w obozie przekazała oficerowi łącznikowemu Feliksowi Fikusowi list i zdjęcia z prośbą o przekazanie ich Konstantemu.
Tak się jednak nigdy nie stało – Fikus nie chciał niszczyć rodzinnego szczęścia pierwszej familii Gałczyńskich (Natalia wybaczyła mężowi wojenne zdrady i spędzili razem jeszcze kilka lat, do śmierci poety w grudniu 1953 roku). W latach 70. przekazał list oraz fotografie do warszawskiego Muzeum Literatury. W 1998 roku dyrektor tej instytucji, Janusz Odrowąż-Pieniążek przesłał kopie dokumentów do redakcji tygodnika „Przekrój”, który opublikował artykuł opatrzony zdjęciem Lucyny Wolanowskiej z Konstantym Ildefonsem juniorem, zatytułowany „Zaczarowany scenariusz. Dzieje grzechu poety”.
Bibliografia:
- Anna Arno, Konstanty Ildefons Gałczyński. Niebezpieczny poeta, Znak 2013.
- Anna Czerner, Kamil Weber, Kocham, do zobaczenia… Katalog Wystawy, Centralne Muzeum Jeńców Wojennych 2024.
- Bogumiła Żongołłowicz, Wokół drugiej żony Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, CultureAvenue.com (dostęp: 26.01.2025).
KOMENTARZE (1)
Nieznana mi historia, dziękuję.