Chowali zmarłych w potężnych kurhanach z licznymi skarbami, podarowali ludzkości prajęzyk i wiarę w boga nieba. Jak nomadzi ukształtowali naszą cywilizację?
Nasza wiedza na temat tożsamości najdawniejszych stepowych nomadów jest dosyć skąpa, znacznie łatwiej natomiast zidentyfikować olbrzymi wpływ, jaki wywarli na ludzkość, choćby za pośrednictwem swego języka, którym dziś posługuje się połowa mieszkańców ziemskiego globu. Właśnie ów język dostarczył wskazówek, dzięki którym udało się częściowo odkryć tożsamość tych nomadów, choć był to długi i mozolny proces, który przed 2 lutego 1786 roku przynosił mizerne efekty.
Poszukiwania prajęzyka
Tamtego dnia William Jones, czterdziestoletni sędzia z Londynu, uniósł krzaczaste brwi i rozpoczął odczyt na temat „odkryć w dziedzinach Historii, Nauki i Sztuki, którymi mogą zaowocować nasze badania literackiej spuścizny Azji” zorganizowany dla członków Towarzystwa Azjatyckiego w Bengalu.
Poza obowiązkami zawodowymi Jones pasjonował się lingwistyką i dla przyjemności tłumaczył Księgę tysiąca i jednej nocy z angielskiego na arabski. Tamtego lutowego wieczoru w Kalkucie opowiadał o swojej przygodzie z sanskrytem. Po kilku minutach wykładu oznajmił, że „[sanskryt], abstrahując od jego starożytnego rodowodu, ma cudowną strukturę; doskonalszą niż greka, bogatszą niż łacina i bardziej wyrafinowaną niż obydwa te języki”.
Następnie poinformował słuchaczy o swoim niesamowitym odkryciu: zbieżności między tymi językami jest zbyt wiele, „by mogły być dziełem przypadku; w istocie jest ich tak dużo, że żaden filolog, który zbadałby wszystkie trzy języki, nie miałby wątpliwości, że wywodzą się ze wspólnego źródła, które prawdopodobnie już nie istnieje”.
Koncepcja, w myśl której greka, łacina i sanskryt pochodzą od tego samego prajęzyka, była prawdziwie rewolucyjna, a zdaniem Jonesa do tej samej rodziny językowej zaliczały się jeszcze gocki, celtycki i staroperski. Rewelacje, które Jones wygłosił tamtego wieczoru w sali posiedzeń sądu, nie wywołały wzburzenia tylko dlatego, że prelegent był jedynym Anglikiem, który umiał tłumaczyć z sanskrytu; nikt z obecnych nie miał wystarczającej wiedzy, by zakwestionować jego twierdzenie.
Wspólna mowa 3 miliardów ludzi
Nawet dziś opinie lingwistów, archeologów i historyków na temat jego teorii są podzielone. I nie bez powodu: jeżeli, jak się dziś powszechnie uważa, języki te są ze sobą spokrewnione, z jakiego języka się wywodzą? Jak ewoluował ów język? I kim byli ludzie, którzy się nim posługiwali?
Thomas Young, inny wybitny lingwista i człowiek wszechstronnie wykształcony, nazywany „ostatnim człowiekiem, który wiedział wszystko”, uczynił niebawem ważny krok na drodze ku znalezieniu odpowiedzi na te pytania. Doszedł on do wniosku, że „języki indyjskie, zachodnioazjatyckie i prawie wszystkie europejskie” także należą do tej zaginionej w pomroce dziejów rodziny językowej. W tekście z 1813 roku wyjaśniał, że wszystkie te języki „łączy zbyt wielka liczba podobieństw, by mogło to być dziełem przypadku”.
To Young nazwał matkę tych języków „językiem indoeuropejskim”. Wywodził się on ze stepów, a dziś ponad 3 miliardy ludzi posługują się jego różnymi wariantami. Dwa stulecia badań prowadzonych przez specjalistów z różnych dziedzin nauki doprowadziły do odkrycia, że pewne słowa są wspólne dla całej rodziny języków praindoeuropejskich. Te słowa, ze względu na swoje rozpowszechnienie, rzucają światło na to, co miało największe znaczenie dla wczesnych nomadów. Znajdują się wśród nich nazwy konia, krowy, świni, owcy i psa, a także słowo reg, „władanie”, od którego pochodzą raj, regal, rex.
Indoeuropejskie słowo fee, które w języku angielskim oznacza wynagrodzenie za pracę, pierwotnie było nazwą stada owiec, kóz lub bydła, a niekiedy także pieniędzy. Inne pospolite słowa, takie jak bow (łuk), arrow (strzała) i sword (miecz), mother (matka), father (ojciec), brother (brat), a także określenia teściów, wskazują na to, że ludy posługujące się językiem indoeuropejskim przywiązywały duże znaczenie do więzów rodzinnych, stad i walki, albo przynajmniej obrony.
Czytaj też: Jak powstało pierwsze miasto? Historia tej mezopotamskiej metropolii zaczęła się od… świątyni
Bóg nieba
Z lingwistycznej mgły, która spowija prajęzyk, wyłania się jedna szczególnie znacząca postać jednocząca jego użytkowników. W Rygwedzie jest nią dostojny Djaus-Pitr, Ojciec Nieba, „Bóg światła dnia”, którego imię i atrybuty odnajdujemy u greckiego Zeusa, rzymskiego Jowisza i chrześcijańskiego „Ojca, który jest w niebie”.
Z każdym nowym badaniem pojawia się coraz więcej pytań o to, kim były i gdzie żyły dzieci owego boga nieba. Wziąwszy pod uwagę globalny zasięg języków indoeuropejskich, pogląd, że „dzieci” wywodzą się z jednego miejsca i z jednej kultury – być może Anatolii, Ukrainy, południowej Rosji czy zachodniego Kazachstanu – wydaje się kontrowersyjny.
Jednak na podstawie wyników badań lingwistycznych i świadectw materialnych ustalono, że kolebką Praindoeuropejczyków był Step Pontyjsko-Kaspijski, położony na północ od mórz Czarnego i Kaspijskiego, zamknięty korytami Dniepru i Uralu. Ludzie zamieszkiwali tam po udomowieniu koni, a wielu z nich było nomadami.
Czytaj też: Pokonali armię największego imperium ówczesnego świata. Ile prawdy jest w krwawych opowieściach o Scytach?
Rytuały pogrzebowe
Nomadzi, jak wiemy, mają mniej dobytku i zostawiają po sobie mniej materialnych śladów niż ludzie, którzy prowadzą osiadły tryb życia, nie oznacza to jednak, że nic po nich nie zostaje. Na całym obszarze Kaukazu, na Syberii, w Kazachstanie i dalej na wschodzie znaleziono setki wielkich kolistych kopców. Niektóre z nich mają ponad 30 metrów wysokości, a długość obwodu ich podstaw przekracza 500 metrów. Są to rodzaje grobowców, których nazwa, kurhany, wywodzi się z języków słowiańskich i oznacza kopiec albo pagórek.
Ludzie byli grzebani w kurhanach przez tysiące lat, w najrozmaitszych okolicznościach, tak więc różnią się one od siebie pod wieloma względami, ale mają także sporo cech wspólnych. Kopiec jest zwykle otoczony murem lub fosą, a do komory grobowej prowadzi ceremonialna ścieżka. W zboczach wielu kurhanów grzebano zabite rytualnie konie, by towarzyszyły zmarłym w zaświatach.
Często w jednym kurhanie grzebano kilka osób, ale z reguły w centralnej części kopca znajdował się główny pochówek, często umieszczony w wozie lub komorze wyłożonej drewnem, otoczony elementami odzieży, bronią, naczyniami i wielkimi kotłami funeralnymi.
Czytaj też: „Okres chaosu, w którym rytualne zabijanie było sposobem na utrzymanie porządku”? Rządy Hyksosów w Egipcie
Kurhan Majkop
Jeden z najsłynniejszych kurhanów, w którym pochowano zamożnego właściciela stad, ma 10 metrów wysokości i pochodzi z końca trzeciego tysiąclecia p.n.e., a zatem z okresu przed powstaniem pierwszych egipskich piramid. Kurhan Majkop, podobnie jak grobowiec Tutanchamona, zachował się w nienaruszonym stanie. W 1897 roku odkryli go dwaj rosyjscy archeolodzy, Nikołaj Wiesiełowski i Nikołaj Roerich.
W każdej z trzech komór grobowych spoczywały jedne zwłoki, w tym kobiety o wysokim statusie społecznym, w zausznicach ze złotego drutu, wokół której ustawiono gliniane i miedziane kociołki i dzbany oraz rozsypano paciorki ze złota i karneolu. Główny pochówek był jeszcze bogatszy. Zmarły został umieszczony w pozycji siedzącej w podłużnej komorze o drewnianych ścianach i podłodze wyłożonej otoczakami. Nad pochówkiem rozpostarto baldachim ozdobiony stu dwudziestoma pięcioma złotymi blaszkami, wsparty na złotych i srebrnych żerdziach.
Obok zwłok, które zostały pokryte cynobrem, znajdowało się mnóstwo cennych przedmiotów, w tym dwa złote diademy, miedziane siekierki i miecze, a także siedemnaście przepięknych, niezwykle starannie wykonanych naczyń ze złota i srebra.
Czytaj też: Ceremonia w środku nocy i przekładanie kości do urny za pomocą… pałeczek. Jak wyglądają pogrzeby w Japonii?
Nomadzki skarb
Kurhan ten pochodzi sprzed 4 lub 5 tysięcy lat i znajduje się w odległości 45 kilometrów od Morza Czarnego, na terenie dzisiejszej rosyjskiej Republiki Adygei. Jedną z najbardziej uderzających cech tego grobowca jest pochodzenie przedmiotów, które w nim umieszczono.
Złoto i srebro pochodziły z Bliskiego Wschodu, koraliki wykonane z lazurytu z Azji Centralnej, a z turkusu i karneolu – z terenów na południe od Kaukazu lub Iranu. Miedziana broń o zakrzywionych ostrzach przymocowanych do uchwytów srebrnymi bolcami przypomina tę, którą produkowano
w Troi. Obecność tych pięknych przedmiotów pozwala przypuszczać, że już 3,5 tysiąca lat p.n.e. stepowe plemiona nomadów i społeczności pasterskie sprowadzały towary pochodzące z Indii i Afganistanu. Wymiana handlowa musiała być dwustronna, nomadzi sprzedawali więc zapewne swoje tkaniny, wyroby ze skóry i konie.
Dochodziło także do wymiany kulturowej, ponieważ, jak wiemy, język indoeuropejski rozprzestrzenił się na północy aż po Szkocję, na wchodzie w całej Azji Środkowej i na południu od Bliskiego Wschodu, przez Afrykę Północną i Azję Południową, aż do dzisiejszych Indii i Pakistanu. Dzieci boga nieba, władcy stepowego imperium, podarowali ludzkości nie tylko słowa w swoim języku, lecz także koczownicze idee i obyczaje oraz – dzięki udomowieniu koni – poczucie, że świat stoi przed ludźmi otworem.
Źródło:
Il. otwierająca tekst:
CC BY-SA 4.0; domena publiczna
KOMENTARZE (2)
„…Jones pasjonował się lingwistyką i dla przyjemności tłumaczył Księgę tysiąca i jednej nocy z angielskiego na arabski.” Z „tłumaczenia” tłumaczył na język orginalny (najstarsza arabska wersja pochodzi z IX/X w.)? Chyba autor miał jednak na myśli na odwrót kierunek tłumaczenia.
Myślę, że zamiast „chrześcijański bóg nieba” powinno się przytoczyć jego poprzenika czyli Jahwe, który był lokalną odmianą bóstwa nieba El