Poziom medycyny w średniowieczu pozostawiał sporo do życzenia. Mimo to lekarze cieszyli się wysokim statusem społecznym i nie mogli narzekać na brak gotówki.
W średniowiecznym mieście rozmiarów Troyes mieszkało mniej niż pół tuzina licencjonowanych doktorów, nie uwzględniając licznych położnych, cyrulików, mnichów czy zwyczajnych szarlatanów, którzy praktykowali taki czy inny rodzaj medycyny. Prawdziwym arystokratą tego zawodu był lekarz, który formalnie ukończył naukę swojej profesji: osoba taka cieszyła się wysokim statusem społecznym i zarabiała naprawdę dobre pieniądze. Oczywiście dyplomowany doktor z zasady leczył pacjentów z warstw wyższych, o czym dobitnie świadczą traktaty i teksty medyczne.
Przemówienie o… chorobie
Jedna z tego typu prac zalecała dokładnie wypytać sługę, który przyszedł wezwać medyka. Wszystko po to, iż „gdybyś nie dowiedział się nic po zbadaniu pacjenta, ciągle będziesz mógł zadziwić go swoją wiedzą na temat podobnych przypadków”. Tymczasem w domu chorego dobrze poinformowany lekarz odgrywał swoisty ceremoniał.
W pokoju, gdzie leżał pacjent, doktor skłaniał się, siadał, wyciągał z torby klepsydrę i badał puls chorego. Następnie prosił o próbkę jego moczu, który wąchał i smakował, sprawdzając, czy nie zawiera cukru. W przypadku poważnej infekcji medyk badał mocz na obecność osadów. Pytał przy tym pacjenta o jego dietę i stolec, po czym wygłaszał przemowę na temat choroby.
Przykładowo mógł wyjaśniać, że żołądek jest wielkim kotłem, w którym gotuje się jedzenie, a ciepła dla tego wewnętrznego paleniska dostarcza wątroba. Kocioł napełniony zbyt mocno wykipi i potrawa pozostanie niedogotowana. Według średniowiecznych doktorów bardzo ważne było, by cztery humory ludzkiego ciała pozostawały w równowadze. Flegma, krew, żółć oraz czarna żółć były odpowiednio: zimna i wilgotna, ciepła i wilgotna, ciepła i sucha oraz zimna i sucha.
Lekarze rozpoznawali kilka rodzajów gorączki: trzeciaczkę, czwartaczkę, codzienną, hektyczną oraz zaraźliwą (morową). To, z którym rodzajem w danym przypadku mieli do czynienia, stwierdzali, badając częstotliwości nawrotów (na przykład co trzeci dzień, co czwarty) oraz obserwacji, czy stan chorego się nie pogarsza. Według średniowiecznych medyków powrót do zdrowia miał zależeć od wielu rzeczy, między innymi faz Księżyca czy pozycji konstelacji gwiezdnych (…).
Cena zdrowia
O ile według standardów późniejszych epok możemy mieć wątpliwości co do poziomu trzynastowiecznej medycyny, o tyle widać w tej dziedzinie krok naprzód w porównaniu z przeszłością. We wczesnym średniowieczu skarbnicami wiedzy medycznej były opactwa i klasztory. Głównym efektem ich działań było odejście od sformułowanego w starożytności przez Hipokratesa prawa, że choroba jest zjawiskiem naturalnym, i zastąpienie go przekonaniem, iż stanowi ona karę niebios. W trzynastym wieku nadal istniało tego typu podejście i nawet lekarze je nieszczerze potwierdzali, ale ogólnie świeccy doktorzy stanowili wyraźny krok naprzód w kierunku racjonalnego zrozumienia choroby. Ówcześni medycy to również krok w kierunku komercjalizacji zawodu. Ten sam traktat, który instruował doktora, jak obchodzić się z chorym, dawał mu też rady w zakresie pobierania wynagrodzenia:
„Kiedy pacjent ma się już prawie dobrze, zwróć się do głowy rodziny albo najbliższego krewnego chorego tymi słowami: »Bóg Wszechmogący raczył przy naszej pomocy wrócić zdrowie temu, ku któremuście nas wezwali; upraszamy, by pozostał nadal w dobrym zdrowiu i byście wy dali nam teraz zaszczytną odprawę. Gdyby jakikolwiek inny członek waszej rodziny potrzebował naszej pomocy, mając w łaskawej pamięci nasze poprzednie kontakty, rzucim wszystko inne i pospieszym, by mu służyć«”.
Doprawdy trudno byłoby jeszcze jakoś poprawić tę formułę, która stworzona została w pierwszej i najsłynniejszej szkole medycznej na świecie znajdującej się w Salerno.
Stawki, które za swoje usługi pobierali lekarze, różniły się w zależności od zamożności i statusu społecznego pacjentów. Choroba mogła kosztować bogacza dziesięć liwrów lub więcej, monarchom wystawiano rachunki opiewające na sto. Dla odmiany za nastawienie złamanej lub zwichniętej kończyny płacono kilka su [1 su to 1/20 liwra –przyp. red.] albo nawet liwra. Złośliwi opowiadali sobie pewną maksymę związaną z praktyką lekarską: „Bierz wtedy, kiedy pacjent cierpi z bólu”.
Czytaj też: Najlepiej płatne zawody średniowiecza
Dobre rady dla medyków
Inny tekst z epoki daje nam więcej wskazówek dla średniowiecznych lekarzy. „Gdy chodzisz do pacjenta, staraj się robić coś nowego każdego dnia, inaczej powiedzą, że jesteś dobry tylko w książkach”. Dalej mamy jeszcze trafniejszy passus: „Gdybyś odwiedził chorego i niestety zastał go martwym, a zapytano by cię, po coś przybył, powiedz, żeś wiedział, iż umrze tej nocy, lecz chciałeś poznać, o której godzinie się to stanie”.
Pewien zgryźliwy autor stwierdzał, że chytrzy doktorzy mówili jednej osobie, że pacjent wyzdrowieje, a innej, że umrze, ratując w ten sposób przynajmniej część reputacji. Pisarz podsumowywał: „Jeśli chory miał szczęście i wydobrzał, działo się tak pomimo nieudolnego lekarza; lecz jeśli przeznaczone mu było zginąć, zabijano go z pełnym ceremoniałem”.
Mimo sceptycznych docinków, zawód medyka przyciągał wielu najzdolniejszych młodych ludzi swoich czasów. Oprócz Salerno istniała prawie tak samo ceniona szkoła w Montpellier, w której obok siebie znaleźć można było arabskich i żydowskich uczonych z Hiszpanii, Prowansalczyków, Francuzów, przybyszów z Italii oraz mędrców z innych miejsc Europy. W trzynastym wieku w północno-zachodniej Europie oprócz Montpellier szkoła medyczna istniała jeszcze tylko w Paryżu, na terenie Włoch działało więcej tego typu placówek.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Frances i Josepha Giesów „Życie w średniowieczu”, tłum. Jakub Janik (Znak Horyzont, 2024).
Polecamy video: Jak wyglądało pasowanie na rycerza w średniowieczu?
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.