„Nie bałem się śmierci, ale martwiło mnie, że mogę zginąć, nie zabiwszy kilku wrogów”. Polski ochotnik opowiada, jak na Ukrainie szkolono żołnierzy do walki.
„Zagrożenie różni się od bezpiecznej reszty”
Wiktor Świetlik: Jaka jest najważniejsza zasada kamuflażu?
Piotr Mitkiewicz: Wszystko ma wyglądać tak samo jak natura. Jak leżysz w polu i widzisz, że dookoła rosną czerwone kwiatki, to weź sobie taki kwiatek i przypnij. Mimo że on przyciąga wzrok, to nie budzi podejrzeń, bo w tym miejscu czerwone kwiatki nie wydają się niczym nienaturalnym. Facet, który idzie cię zabić, wygląda inaczej niż otoczenie i ty szukasz wzrokiem czegoś innego. Zagrożenie różni się od bezpiecznej reszty. Jak trawa rośnie pionowo, to na tobie też musi rosnąć pionowo, a nie pochylać się na boki. Jak zmieniłeś otoczenie, to znaczy, że zmieniła się roślinność. Też musisz się zmienić. Musisz odwzorowywać to, co jest naprawdę, a nie na zdjęciu, na mapie. Bo kolor trawy mógł się zmienić, mogła się zmienić wysokość krzaków albo liście mogły spaść z drzew. Unikaj koloru czarnego. Przyciąga uwagę, bo w czystej postaci rzadko występuje w naturze.
Czarny jest cień i czarne są podeszwy butów. Czarny może być jakiś fragment ubioru wroga. Czarny kolor to coś, do czego strzelasz. On mnie nauczył patrzeć na naturę i rozumieć, co nie jest naturalne. Na przykład obłe, okrągłe kształty też widzisz rzadko. Hełm jest okrągły, dlatego trzeba zakłócić jego kontury. Samochód ma swoje kontury, dlatego jak robimy kamuflaż, to nie zarzucamy na niego po prostu siatki, tylko musimy zmienić jego kształt. Musimy jakieś gałęzie powtykać w ten kamuflaż, żeby on nie wyglądał jak kamuflaż, tylko by go w ogóle nie było widać. Duże powierzchnie jednolitej barwy również nie są naturalne. Trzeba je przełamywać.
A jak to się potem realizowało?
To jest przede wszystkim bardzo przydatne dla snajpera. W tych naszych późniejszych misjach wykorzystywałem to, ale nie aż tak szczegółowo. Nie potrzebowałem tak drobiazgowego kamuflażu, bo na „top of the top”, idealnie, szkolisz się tak, byś był niewidzialny na dziesięć metrów, a my mieliśmy być niewidzialni na sto metrów. Na taką odległość podejść do wroga, a potem wykonać szybki manewr, by go zaatakować i z takiego dystansu strzelać.
Sztuka kamuflażu
/ z zapisków Piotra /
Sztuki kamuflażu i rozstawiania pułapek z użyciem granatu F-1 uczyłem się od Australijczyka. Przez osiem lat był saperem w australijskim wojsku. Najważniejsze to zlać się z otoczeniem. Na początku przygotowywaliśmy hełmy, plecaki i combat shirty do dołączenia naturalnych elementów. Używaliśmy do tego sznurków drobno pociętych szmatek. Istotne było, żeby materiał miał naturalny kolor zieleni, beżu. Rodzaj materiału też nie może być przypadkowy. Nie może zmienić właściwości pod wpływem wody, bo niektóre materiały pod jej wpływem zaczynają nienaturalnie odbijać promienie słoneczne. Jak już mamy odpowiedni materiał w odpowiednim kolorze, musimy sprawić, żeby był jeszcze bardziej naturalny. Taki materiał zanurzamy w błocie, a potem w ziemi.
Powtarzamy to pięć razy. Później wcieramy w niego ściółkę. Na koniec zostawiamy do wyschnięcia. Jeśli po wysuszeniu efekt nam odpowiada, to możemy przymocować materiał do naszego ubrania. Nie wiążemy tego na kokardkę, bo to nienaturalnie wygląda. Robimy pętelkę i przepuszczamy przez nią dwa końce skrawka materiału.
Ważne jest, żeby nie mieć na sobie nic czarnego. Czarne podeszwy też są problemem. Kolor czarny prawie nie występuje w przyrodzie i jest dobrze widoczny na tle naturalnego otoczenia. Gdy położysz się, by strzelić, stopy mogą wydać twoją pozycję. Wszystko, co czarne, przemalowujemy. Używamy kilku kolorów farb. Malując powierzchnię, przykładamy do niej liście, źdźbła trawy, patyczki, żeby namalowane kształty przypominały otoczenie.
Kolejnym problemem w kamuflażu jest ukrycie wszystkich okrągłych kształtów, bo one również nie występują w naturze. Należy zwłaszcza zamaskować hełm. Odpowiednie przytroczenie sznurków i elementów natury zmienia jego kształt. Kamuflaż na skraju lasu będzie inny niż w jego wnętrzu, czasem trzeba się dostosować do otoczenia co kilkaset metrów. Do naszych sznureczków mocujemy trawę, gałęzie, liście, tak by zlać się z otoczeniem. Broń i magazynki również malujemy.
„To była ważna sprawa, żeby się przydać”
Gdzie pojechaliście z mistrzem kamuflażu?
Do bazy wojskowej w X na zachodzie Ukrainy. Najpierw były formalności: jakieś tam CV trzeba było oddać, badali puls, pytali, jakie mam doświadczenie, po co jadę, gdzie służyłem. Był prosty test sprawnościowy: podciąganie na drążku, krótki bieg, zmierzyli ciśnienie. Przeszedłem, uznali, że jestem dostatecznie zmotywowany i sprawny. Przyjęli mnie.
Inna baza, w której byli ochotnicy, w Jaworowie, została wcześniej zbombardowana przez Rosjan. Zginęło wielu Ukraińców, trochę ochotników, doszło do wierutnej wojny dezinformacyjnej na ten temat w rosyjskich i ukraińskich mediach. Nie zniechęcało cię to?
To było kilka tygodni wcześniej. W marcu. Nie bałem się śmierci, ale martwiło mnie trochę to, że mogę zginąć, nie zabiwszy kilku wrogów. Zanim zdążę się przydać. To była ważna sprawa, żeby się przydać.
Czytaj też: 10 lat temu aneksja Krymu wstrząsnęła Europą. Ale jak w ogóle zaczął się ten konflikt?
Trzy rodzaje broni
/ z zapisków Piotra /
Moja pierwsza baza. Kilka budynków, w których mieszkali żołnierze. Dla pierwszego i trzeciego batalionu Międzynarodowego Legionu był osobny budynek. Mieliśmy łóżka, ale szpitalne. Był prąd. W łazience było dużo umywalek i otwarty prysznic. W pomieszczeniu obok kible. Toaleta turecka, czyli taka, w której się sra w pozycji na Małysza. Takie kible często są na Ukrainie, również w restauracjach przydrożnych. Na początku do treningu dostaliśmy kałasznikowy, ale później groty. W pewnym momencie miałem trzy rodzaje broni: grota, amerykański karabin M14 i pistolet CZ.
W zależności od misji brałem konkretną broń. Grota do czyszczenia budynków i misji zwiadowczych. M14, gdy pracowałem w nocy, bo miałem do niego optykę termowizyjną. Pistolet raczej dla lansu, do chodzenia po mieście. Pistolety w wojsku mają tylko osoby wyższe rangą. Więc jak na polu bitwy widzisz patrol i któryś ma pistolet, to on jest pierwszym celem.
Garstka ochotników
Dużo ludzi zbierało się w tej bazie w X?
W bazie były setki żołnierzy ukraińskich. Nas nie było dużo. Trzydzieści osób może na początku. Garstka. Czasem więcej, czasem kilku ludzi, czasem nikt. Różnie. Baza to była taka długa hala. Po lewej stronie umywalki i kible, dalej zbrojownia, po lewej pokój oficerski, jedno pomieszczenie żołnierskie, wszędzie porozstawiane łóżka, dalej kolejne pomieszczenie z łóżkami, kuchnia. W tej bazie uformował się pierwszy batalion Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy, czyli piechota, a potem powstawał trzeci batalion. Jak przyjechałem, byłem pierwszą osobą, która podpisała z nim kontrakt. W tym dniu w sumie podpisało go nas piętnastu. Trafiliśmy do pierwszego plutonu, dowodzonego przez Ducha/Ghosta, o którym już wspominałem.
Michała Żurka, twojego dowódcę, o którym będziemy dużo w tej książce mówić, i bodajże najbardziej znanego polskiego ochotnika, który zginął na wojnie.
Właściwie Duch trafił do nas z pięć dni po tym, jak przyjechałem. Wybierał najlepszych. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem.
Jakie wrażenie na tobie zrobił?
Charyzmatyczny, o dużej wiedzy, zmotywowany ideowo. Tak samo motywujący innych. Facet, za którym się szło.
„Ja się niczego nie bałem”
A dlaczego wzięli cię do batalionu „specjalnego”, skoro nie byłeś wojskowym i nie miałeś doświadczenia wojennego?
Byłem silny, dobrze zbudowany, bardzo sprawny. Odpowiednio zmotywowany. Szybko okazało się, że jestem jedną ze sprawniejszych osób wśród kandydatów, pokazałem to w trakcie treningów. Mimo że byli tam przecież ludzie po Iraku, pracy w armiach i tacy, którzy zwiedzali kolejne wojny. Nie bez znaczenia było i to, że byłem Polakiem. Ukraińcy byli w stanie się ze mną dogadać.
Obsługa broni?
Szybko się nauczyłem. Była z tym zabawna sytuacja. Szkolić miał nas na początku policjant z Kanady, facet, który potrzebował pigułki, by zasnąć, miał z tą bronią małe doświadczenie i nie miał żadnej historii bojowej. Prędko się zorientowałem, że to nie ma sensu, i wkrótce umiałem więcej niż on. Też tak było, że nie wiedziałeś, na kogo trafisz. Wszystko było improwizowane.
A Duch czemu cię wziął?
Bo ja się niczego nie bałem. Miałem spokój w oczach. Myślę, że uznał, iż moja osobowość się nadaje. W X spędziliśmy miesiąc, może półtora. Mieliśmy szkolenie. Duch wybrał mnie jako jednego z pierwszych, którzy pojadą do Charkowa. Wcześniej jeszcze pojechaliśmy do innej bazy, gdzie Duch kiedyś był, bo on już przedtem zbierał ekipę, tylko że do pierwszego batalionu. I tam miał grupę chłopaków, chyba z dwunastu. Miał Brazylijczyka, trzech Francuzów, Amerykanina, dwóch Żydów z Izraela, Brytyjczyka. Byli też jacyś goście, którzy dalej nie pojechali. Zrezygnowali. I byli dwaj Polacy, którzy mieli dość czekania, narzekali na jakość treningów i nim przyjechaliśmy, ruszyli na front.
Czytaj też: Bitwa o Kijów (2022)
„Gdyby poczekał na nas, toby żył dłużej”
Jakie były ich losy?
Oni potem zginęli. Tomek zginął jako pierwszy Polak na froncie.
Chodzi o Tomasza Walentka, byłego zawodnika MMA, który zginął w lipcu 2022 roku. Marcin Wyrwał z Onetu opublikował rozmowę z żołnierzem batalionu Sicz Zakarpacka, z której wynika, że w czasie walki z rosyjską grupą dywersyjną w obwodzie charkowskim zabił go pocisk wystrzelony przez czołg.
Gdyby poczekał na nas, gdyby wytrzymał jeszcze ten tydzień i pojechał z nami, toby żył dłużej. Drugi z nich to Sebastian. Po śmierci Tomka wrócił do Polski, a potem znowu dołączył do Ducha. Razem zmarli po tym, jak zostali trafieni pod Bachmutem.
Źródło:
Zdjęcia otwierające tekst pochodzą z archiwum prywatnego Piotra Mitkiewicza.
KOMENTARZE (3)
Podziwiam, szczerze podziwiam. Chwała Ukrainie!
Samochwała z tego Ukraińskiego Najemnika – „Byłem silny, dobrze zbudowany, bardzo sprawny. Odpowiednio zmotywowany.”. „Bo ja się niczego nie bałem. Miałem spokój w oczach”. Problem jest taki, że ci co „się niczego nie boją” to albo psychopaci albo wariaci. Z reguły najodważniejsi są nastolatkowie ale tylko do czasu kiedy zobaczą śmierć swoich kolegów. Ten Najemnik jeszcze żyje i bierze za swoje ” „usługi” pieniądze ale jego koledzy w większości dostali to co czeka każdego najemnika – kilka łopat ziemi na grób.
Ten czlowiek powinien byc postawiony przed sadem . My nie mamy wypowiedzianej wojny z Rosja .