Ponoć szewc bez butów chodzi. Ale Jan Kiliński paradował w butach – i z bronią. W czasie insurekcji kościuszkowskiej gromił Rosjan i Prusaków w Warszawie.
Jan Kiliński urodził się w 1760 roku. Jak sam o sobie pisał był: rodem z Wielkopolski, z województwa kujawskiego, z miasta Trzemeszna, od Gniezna dwie mil leżącego. Ojcu memu było imię Augustyn, a matce mojej Marcjanna Kilińska. Byli oboje w tymże mieście urodzeni i ze szlachty oboje pochodzili. Ojciec mój był architektem mularskim, prawdziwy Polak. Właściwie jego rodzice nosili nazwisko Kielińscy – i takie też zostało wpisane w metrykach chrztu rodzeństwa Jana. W jego własnej oryginalnie widniały tylko ich imiona. Nazwisko – w formie Kiliński – zostało wpisane później przez kogoś innego.
Wersja ta pojawia się w dokumentach dopiero od roku 1765 – wraz z imieniem drugiej żony Augustyna – Wiktorii. Marcjanna zmarła bowiem 2 kwietnia 1764 roku po urodzeniu ostatniej córki Anny. Wkrótce Jan stracił też ojca – zginął tragicznie 31 października 1776 roku po tym, jak spadł z rusztowania podczas odnawiania kościoła w Trzemesznie.
Od skromnego szewca do dyktatora Starego Miasta
Jan Kiliński w rodzinnym Trzemesznie spędził 20 lat swojego życia. Prawdopodobnie w poszukiwaniu lepszych perspektyw zdecydował się w 1780 roku na wyjazd do Warszawy. Na miejscu założył pracownię obuwia, a w roku 1788 miał już tytuł mistrza szewskiego. Wówczas też po raz pierwszy się ożenił. Jego wybranką została ochrzczona 30 listopada 1766 roku Marianna Rucińska.
W Warszawie kariera Kilińskiego nabrała tempa. Jego warsztat szewski, którego front ozdobiony był trzymającym w łapach but złotym niedźwiedziem, zyskał uznanie zwłaszcza wśród kobiet. Z pewnością pomogła tu również ujmująca osobowość mistrza. Interes się kręcił, a Jan Kiliński zarabiał na tyle dobrze, że stać go było na zakupienie kamienicy przy ulicy Szeroki Dunaj 145. Tę, w której założył swój warsztat zakupił, w 1789 roku na licytacji za kwotę 16 600 zł. Równocześnie rozpoczął karierę polityczną. Na początku lat 90. XVIII wieku został bowiem wybrany do Rady Miasta. Jak opisał go Władysław Gindrich:
Skłonny do wypitki i wybitki, pełen niepohamowanego temperamentu, mistrz Jan hojnie goszcząc przyjaciół, staje się najpopularniejszą postacią wśród mieszczaństwa warszawskiego i prawdziwym dyktatorem Starego Miasta, ale właśnie mu o to chodziło, gdyż wierny instynktowi wiedział, że ma wraz z niemi dokonać niebyle jakiego dzieła.
Mistrz wykręcania kota ogonem
Powyższe słowa okazały się w pełni prawdziwe. Kiliński postanowił bowiem zbrojnie zawalczyć o ojczyznę, którą rozszarpywali zaborcy. Gdy wybuchła insurekcja kościuszkowska, był tym, który na forum Rady Miasta najgoręcej wzywał do przyłączenia się do zrywu. Niestety, nie znalazł tam posłuchu. Uznał więc, że będzie działać na własną rękę. Zapraszał do siebie cechowych i czeladników. Spotykał się z oficerami. Radził i układał plany przeciwko Moskalom razem z generałem Ignacym Działyńskim, księdzem Józefem Mejerem (który wciągnął go do konspiracji) oraz kupcem Jędrzejem Kapostasem. Sprzysiężenie w Warszawie zataczało coraz szersze kręgi. Z euforią powitano wiadomości o tryumfie pod Racławicami, który miał miejsce 4 kwietnia 1794 roku.
Dowodzący rosyjskim garnizonem Osip Igelström zdawał sobie sprawę ze spisku. Wezwał Kilińskiego na rozmowę i zrobił mu karczemną awanturę, oskarżając go o szykowanie rewolucji i grożąc szubienicą. Kiliński jednak nie stracił zimnej krwi, przyznał się do uczestniczenia w takich spotkaniach, ale całą winę zrzucił na… samego Igelströma! Oznajmił, że chciał sumiennie wypełnić jego zarządzenia, więc zaczął szukać spiskowców i dowiadywać się o nich jak najwięcej. Przy okazji „wybielał” najważniejsze znane sobie osoby zaangażowane w sprawę. Przestrzegł też rosyjskiego dowódcę, by nawet nie próbował go aresztować, bo 30 000 rzemieślników czeka gotowych! Rozmowa zakończyła się… poczęstowaniem odważnego szewca likierem.
Czytaj też: Sami przeciw zaborcom. Czy insurekcja kościuszkowska w ogóle miała szansę się udać?
Na ratunek Warszawie
Czas jednak naglił. Mówiono, że w Wielki Piątek lub Sobotę w trakcie nabożeństwa o 20:00 rosyjskie oddziały otoczą kościoły. Ponoć zaborcy nie wykluczali rzezi mieszkańców. Insurekcja w Warszawie musiała się zatem zacząć w Wielki Czwartek, 17 kwietnia. Postanowiono o tym na spotkaniu w domu Kilińskiego 13 kwietnia. On sam stanął na czele walczących, choć sytuacja nie przedstawiała się różowo. Rosjanie mogli dysponować około 8000 żołnierzy. Polacy – jak szacowano – mieli dwukrotnie mniejsze siły.
Atak rozpoczął się o godzinie 3:00 nad ranem. Kiliński już na samym początku walk położył trupem dwóch rosyjskich oficerów i jednego Kozaka. Zachęcony pierwszymi starciami tłum mieszkańców ruszył pod Arsenał, gdzie rozdawano broń. Uzbrojono w ten sposób ok. 9000 ludzi – nie licząc tych, którzy mieli własną broń. Dysproporcja sił zniknęła. Tego Igelström chyba nie przewidział – lub nie docenił skali oporu warszawiaków. Miał nawet myśleć, że do stolicy ściągnęły posiłki spoza miasta.
Rozbity został batalion Wimpfena. Ciężkich strat doznał batalion Titowa. Na Lesznie unicestwiono batalion Tiszczewa. Ciężkie walki toczono do wieczora w Śródmieściu. Pałac Rzeczypospolitej zmieniał właścicieli: po początkowym sukcesie generał Apraskin wyparł z niego Polaków. Krwawe boje z wojskami generała Miłaszewicza toczyli też działyńczycy. Sam rosyjski generał zginał w tej walce. Na ulicach zalegały ciała zabitych po obu stronach. W międzyczasie Kilińskiemu formalnie oddano pod opiekę zamek i króla. Osaczony Igelström zdecydował się na desperacki krok i spróbował wyrwać się z powstańczej matni w kierunku pruskich oddziałów. Udało mu się to z niedobitkami swoich żołnierzy. Ostatnie rosyjskie punktu oporu padły do wieczora 18 kwietnia.
W łapach zaborców
Warszawa została wyzwolona. Za swoje zasługi Jan Kiliński został mianowany pułkownikiem 20 pułku piechoty i wszedł w skład Rady Najwyższej Narodowej, której został zastępcą. Lecz niedługo później musiał znów bronić stolicy – tym razem przed siłami pruskimi. Król Prus ostatecznie stwierdził jednak, że nic nie wskóra i odpuścił, lecz potem stała się tragedia. Po przegranej bitwie pod Maciejowicami do niewoli trafił sam Tadeusz Kościuszko.
Kolejnym wodzem insurekcji został Tomasz Wawrzecki. Postanowił wysłać Jana Kilińskiego do Poznania, aby spróbował wzniecić powstanie i tam. Niestety, jego misja się nie powiodła, ponieważ bohaterskiego szewca pochwycili Prusacy, którzy następnie wydali go Rosjanom. W doborowym towarzystwie – wraz z Ignacym Zakrzewskim, prezydentem Warszawy, Kapostasem i Ignacym Potockim – Kiliński został odwieziony do Petersburga. Uwięziono go w twierdzy Pietropawłowskiej. Przesiedział w niej dwa lata, jak pisze Henryk Mościcki: pociągany do badań i na ciągłe narażony przykrości.
Ostatnie sprzysiężenie
3 grudnia 1796 roku, kiedy Polski nie było już na mapach Europy, Kiliński wraz z rodziną wyjechał do Wilna. Tam założył kolejny warsztat szewski, aczkolwiek kazał sobie słono płacić: od 2 do 5 dukatów za parę butów. Kiedy w 1797 roku zawiązywało się sprzysiężenie mające na celu wysyłanie młodzieży do Włoch, gdzie miały powstać polskie legiony, przystąpił do niego bez wahania. I znowu go aresztowano i przewieziono do Petersburga. Ostatecznie jednak został zwolniony i jeszcze w tym samym roku wrócił do Wilna.
Później przeniósł się do Warszawy, ale było to już inne miasto. Kiliński nie radził już sobie tak dobrze. Popadł nawet w długi. Nadzieja wstąpiła w niego dopiero z nadejściem wojsk napoleońskich, na którą to okazję wyciągnął dwie chorągwie 20 pułku piechoty, by podarować je Napoleonowi. Polecił mu też swoich synów do służby wojskowej. W międzyczasie, w 1811 roku zmarła jego żona. Ożenił się ponownie – z Anastazją Jasińską.
Smutny koniec
W roku 1812 po raz ostatni spróbował zebrać kilka tysięcy rzemieślników, którzy mieliby wystąpić przeciwko idącym na stolicę Rosjanom. Nie udało mu się. Mimo to w 1813 roku na wszelki wypadek na kilka dni go aresztowano. Pod koniec życia popadł w poważne kłopoty finansowe. Jego sytuację poprawiło dopiero uzyskanie dzięki świadectwom generałów Dąbrowskiego, Zajączka i Wawrzeckiego wojskowej emerytury. Otrzymywał dożywotnio 3000 złotych, które odziedziczyła potem jego żona (pobierała pieniądze do 1831 roku).
Jan Kiliński zmarł w swojej kamienicy 28 stycznia 1819 roku. Tłumnie żegnali go mieszkańcy Warszawy. Pochowano go na warszawskich Powązkach, ale jego grób nie dotrwał do współczesnych czasów. Został zniszczony w trakcie prac mających na celu przebudowę kościoła. W ścianę świątyni wmurowana została co prawda upamiętniająca go tablica, ale i ona nie przetrwała do dziś. W miejscu, w którym znajdował się jego nagrobek, stanął później grób hrabiego Franciszka Potockiego. Tak więc nasz bohaterski szewc po śmierci nie tyle bez butów chodzi, co bez grobu spoczywa…
Bibliografia:
- W. Gindrich, Jan Kiliński i jego czasy, Nakładem Izby Rzemieślniczej, Warszawa 1936.
- L. Krajkowski, Rodzina Jana Kilińskiego, „Gens” 2018.
- G. Kuba, Jan Kiliński – symbol warszawskiej wolności, „Studia i Materiały Centralnej Biblioteki Wojskowej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego”, nr 1/2021.
- H. Mościcki, Jan Kiliński. Szewc warszawski i pułkownik wojsk polskich, Wydawnictwo im. m. Brzezińskiego, Warszawa 1919.
- Pamiętnik Jana Kilińskiego, Lwów 1894.
- Przywódcy insurekcji kościuszkowskiej, Polska Fundacja Kościuszkowska, Warszawa 2020.
Polecamy video: Duńskie piekło – nieudany eksperyment społeczny
KOMENTARZE (1)
Jest:”Jan Kiliński zmarł… 28 stycznia 1919 roku.” Powinno być:”… 28 stycznia 1819 roku”.