Władze Rosji raz po raz udowadniają, że dążą do celu po trupach własnych obywateli. Dobitnie pokazały to podczas II wojny czeczeńskiej i szturmu na Dubrowce.
Wacław Radziwinowicz: Czym kierowały się władze, wydając rozkaz do szturmu na teatr na moskiewskiej Dubrowce, zajęty przez komando terrorystów z Kaukazu?
Siergiej Kowalow: Na pewno nie troską o życie zakładników. Ono dla dowodzących akcją nie było priorytetem. Niestety, władze Rosji kolejny raz pokazały, że cena życia obywateli naszego kraju jest dla nich żadna. Przecież dowodzący akcją nie ryzykowali życia tylko jakiejś części zakładników – powiedzmy pięciu czy dziesięciu procent, jak zazwyczaj kalkuluje się w takich sytuacjach. Oni zaryzykowali życie wszystkich – około ośmiuset osób uwięzionych w sali teatralnej.
Co by było, gdyby choć jedna z terrorystek, poczuwszy, że do wewnątrz przedostaje się gaz, zdetonowała ładunek wybuchowy umieszczony na jej brzuchu? Eksplozja zniszczyłaby budynek. Zazwyczaj po takim wybuchu komuś tam pod ruinami udaje się przeżyć. Jednak ludzie i otruci gazem, i przygnieceni gruzami nie mieliby żadnych szans. Zginęliby wszyscy.
Wojskowi mówią, że nie mieli wyjścia, że decyzję o szturmie podjęli błyskawicznie, bo terroryści zaczęli rozstrzeliwać zakładników.
Nic nie potwierdza prawdziwości tych słów. Terroryści najprawdopodobniej nie użyli broni. Kiedy specnazowcy wdarli się do sali, terroryści spali. Żołnierze podbiegali do nich i rozstrzeliwali śpiących z bardzo bliska. W telewizji pokazali zabitą młodą terrorystkę, która miała na oczach czarną przepaskę. Prawdopodobnie założyła ją na twarz, żeby łatwiej zasnąć. A ludzie, którzy śpią, nikogo przecież nie rozstrzeliwują.
Czytaj też: Roger Moorhouse: „Putin stosuje starą sowiecką taktykę!”
Po trupach do celu
Dlaczego więc władze zdecydowały się na szturm właśnie w tym momencie?
Decyzja tak naprawdę zapadła znacznie wcześniej. Dowódcy od razu postawili na rozwiązanie siłowe. Żadnego innego nie brali pod uwagę.
A czy było jakieś inne wyjście? Czy można było zastosować jakąkolwiek inną taktykę?
Tak. Terroryści domagali się natychmiastowego przerwania wojny w Czeczenii i wycofania wojsk rosyjskich z republiki. Tego oczywiście prezydent i jego otoczenie dać im nie mogli. Dla naszej władzy byłby to zbyt wielki wstyd, osobista porażka, z którą ludzie dziś rządzący Rosją nigdy się nie pogodzą. Ale można było rozpocząć rozmowy z terrorystami na ten temat. Moskwa mogła udać, że rozpoczyna negocjacje pokojowe. Tylko po to, by oszukać terrorystów i w ten sposób doprowadzić do zwolnienia zakładników.
Kłamstwo na wojnie jest absolutnie dopuszczalne. Ale władze na to nie poszły. Od razu planowały, że wyjście będzie tylko jedno – szturm. Jak się okazało, cena tej decyzji była bardzo wysoka – teraz oficjalnie podają, że zginęło około 15 procent zakładników – 118 osób…
Historia lubi się powtarzać
118 to jakaś fatalna liczba dla Rosji. Na „Kursku” też zginęło 118 członków załogi.
Tych analogii z „Kurskiem” jest, niestety, więcej. Kiedy utonął okręt podwodny, też okazało się, że wartość ludzkiego życia jest dla naszej władzy niezwykle niska. I teraz, po szturmie na teatr, łżą bezczelnie w żywe oczy tak samo jak wtedy, kiedy „Kursk” leżał na dnie.
Opowiadają o rozstrzeliwaniu zakładników, którego nie było. Długo nie przyznali się do użycia gazu. A lekarze, nie zdając sobie sprawy z tego, że uwolnieni zakładnicy są zatruci, nie wiedzieli, jak im mają pomóc. Ilu ludzi umarło już w szpitalach właśnie dlatego, że lekarze, nie wiedząc, co się stało z pacjentami, byli bezradni! A do tego o ile wiem skład chemiczny tego gazu usypiającego, który był użyty w teatrze, wciąż pozostaje tajemnicą także dla lekarzy. Przecież to straszne.
Czytaj też: Marionetki Putina. Wszystkie kraje, w których nowy car Rosji sfałszował wybory
Tylko rozwiązania siłowe
Co według pana sprawiło, że władze z taką determinacją postawiły wyłącznie na rozwiązanie siłowe?
Dramat w teatrze na Dubrowce przypomniał Rosjanom, że nasza armia prowadzi wojnę w Czeczenii. W piątek w Moskwie i w innych miastach odbyły się demonstracje antywojenne. Pierwsze od bardzo długiego czasu. Oczywiście krewni zakładników przyszli na te demonstracje, bo tego domagali się od nich terroryści przetrzymujący ich bliskich. Gdyby jednak dramat w teatrze trwał, fala nastrojów antywojennych podnosiłaby się co raz wyżej.
Ja myślę, że Władimir Putin ostatnio nie był tak daleki od myśli o rozpoczęciu negocjacji z Czeczenami. I gdyby opinia publiczna zdecydowanie i głośno zaczęła się wypowiadać przeciw wojnie, prezydent jeszcze bardziej przybliżyłby się do tej myśli. Ale jastrzębie, które otaczają Putina, za nic nie chcą nawet słyszeć o jakichkolwiek rokowaniach, o jakimkolwiek pokoju.
Wojna ich karmi
Dlaczego?
Powodów mają aż nadto. Chcą się zemścić za porażkę w poprzedniej wojnie. W Czeczenii dostają awanse. Do dziś już chyba wszyscy nasi najwyżsi dowódcy przeszli przez Kaukaz Północny. Generałowie, oficerowie, żołnierze bogacą się na wojnie. Handlują ropą. Za pieniądze wypuszczają zatrzymanych Czeczenów. Sprzedają rodzinom trupy ich bliskich. Na co dzień zajmują się rabunkiem. Nasi żołnierze tu, w Moskwie, żebrzą na ulicach o pieniądze, papierosy, jedzenie. Bo są niesamowicie biedni. A w Czeczenii i płacą im dobrze, i mogą sobie „dorobić”. Wojna karmi naszych generałów, kształtuje ich, pozwala im rosnąć. Jest ich światem i filozofią.
I tacy właśnie ludzie otaczają prezydenta?
Tak, i jemu bardzo na nich zależy. On przecież opiera się przede wszystkim na armii, służbach specjalnych, milicji. I bardzo chce się im podobać. Dlatego latał myśliwcem, pływał na łodzi podwodnej, strzelał z armaty. Chce, żeby brali go za swojego. I oni chcą widzieć, że on podziela ich filozofię. Że będzie twardym jastrzębiem, zawsze bardziej gotowym do użycia siły niż do rozmów o pokoju. I dlatego wciąż prowadzimy tragiczną wojnę w Czeczenii, i dlatego doszło też do tragedii w teatrze [ostatecznie ofiar szturmu na Dubrowce było 131].
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Wacława Radziwinowicza „Putin, car Atlantydy. Droga do wielkiej wojny” (Wydawnictwo Agora 2023).
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.