Bywało, że znienawidzeni politycy ginęli z rąk własnych rodaków. Ale to, czego dopuścili się Holendrzy, sprawia, że włos jeży się na głowie.
Czym politycy aż tak rozsierdzili swój naród? Młodszy z braci, Johan de Witt, syn burmistrza Dordrechtu, z wykształcenia doktor prawa, w roku 1653 objął najwyższe ówczesne cywilne stanowisko w państwie: raadpensionaris van Holland, czyli w dosłownym tłumaczeniu wielkiego pensjonariusza Holandii. Przeprowadził szereg reform. Znacząco wzmocnił holenderską flotę, jednocześnie odpierając ataki zwolenników domu Orańskiego.
Tymczasem to stronnictwo zaczęło coraz mocniej naciskać, by przekazał władzę urodzonemu w 1650 roku Wilhelmowi III Orańskiemu. W odpowiedzi Johan de Witt doprowadził do przyjęcia Eeuwig Edict, nazywanego niekiedy w polskich źródłach Edyktem Wieczystym, który uniemożliwił Wilhelmowi III objęcie wyższych godności zarówno politycznych, jak i wojskowych. Konflikt się zaognił. A sytuacja międzynarodowa skomplikowała.
Doszło do związania wymierzonej w Holandię koalicji angielsko-francuskiej. Wybuchła wojna, która nie toczyła się po myśli Holandii. I przy tej okazji zwolennicy Wilhelma III obalili Edykt Wieczysty. Jego twórcę obwinili o wszelkie niepowodzenia (w tym coraz gorszą sytuację w państwie). Trzeba było tylko wymyślić pretekst, jak się go pozbyć. Stać się nim miały rzekome plany Johana i jego brata Cornelisa dotyczące zamordowania księcia. I to właśnie przez brata postanowiono dobrać się do skóry wielkiemu pensjonariuszowi.
Przyznaj się Cornelisie!
Cornelisa de Witta postanowiono wziąć na tortury, aby się przyznał do udziału w spisku. Zdaniem kata były one zaledwie dziecinną zabawą, a on sam byłby w stanie je znieść za szklankę wina. Była to jednak „zaktualizowana” wersja. Wcześniej ów kat, wstrząśnięty tym, co spotkało jego ofiarę, stwierdził, że nie zgodziłby się poddać im nawet za tysiące guldenów. Tortury w szczegółach opisał później w liście do wdowy po Cornelisie. Prosił ją też o wybaczenie, ponieważ sam był umierający.
Co zatem spotkało Cornelisa? Na palcach jego stóp zawieszono 50-funtowy odważnik. Ułożono go następnie na madejowym łożu z beczką pod plecami, przy czym tak mocno zawiązano liny na jego kończynach, że wszelka krew z nich odpłynęła. Na to weszli sędziowie, wzywając go, by się przyznał. Mężczyzna odparł, że nie może wyznać czegoś, czego nie ma w jego środku, choćby rozerwali jego ciało na strzępy. Nie wiedział, jak prorocze miały okazać się jego słowa… W każdym razie wytrzymał 3,5 godziny takich tortur, co nawet kata wprawiło w osłupienie.
Brat wpada w pułapkę
Nie było przyznania się do winy. Jak zatem można było zadecydować o karze? Sędziowie podobno podzielili się równo, 3:3. Zresztą wielu rzeczy nie wiemy na pewno, ponieważ księga, w której opisano sprawę, zaginęła. W końcu jednak zapadł „wyrok”. Który jednocześnie był swoistym kuriozum, ponieważ Cornelisowi de Wittowi formalnie nie postawiono nawet żadnych zarzutów. „Skazano” go na pozbawienie wszelkich funkcji publicznych oraz wygnanie. Ponoć był to najwyższy wymiar kary, jaki w zaistniałych okolicznościach dało się uzyskać. Samemu „winnemu”, kiedy zapytał o powód, odmówiono wyjaśnień.
Cornelis był wolny i mógł opuścić więzienie, lecz był zbyt osłabiony, by dotrzeć do domu brata, który znajdował się zaledwie 100 jardów dalej. Posłano więc po Johana, by przyjechał po niego. W międzyczasie dotarła do niego jeszcze jedna wiadomość – że brat chce się z nim widzieć. Zapewne była przynęta, która miała zwabić Johana. A on dał się złapać w pułapkę. Pojechał po Cornelisa, ale gdy chcieli opuścić budynek, napotkali rozjuszony tłum wyzywający ich od zdrajców i żądający, by wrócili do środka albo ich zabiją. Wrócili.
Czytaj też: Klatka dla Brzuchatego – najokrutniejsza tortura z czasów Piastów
Egzekucja #1
Tłum gęstniał i się zbroił, również w broń palną. Sprowadzone do Hagi wojsko tylko chwilowo uspokoiło sytuację, lecz nie doprowadziło do rozejścia się zebranych. Niektórzy nawet weszli na dachy, aby mieć pewność, że bracia nie uciekną. Mieszkańcy nie dopuścili żołnierzy w pobliże więzienia. Napięcie rosło. W końcu ktoś puścił plotkę, że Haga może zostać zaatakowana i jeżeli chcą skończyć z braćmi, muszą to zrobić teraz. Rozpoczął się więc szturm.
W końcu grupa uzbrojonych ludzi wdarła się do więzienia. Cornelis w swojej celi czytał sztuki, m.in. Moliera, podczas gdy Johan pogrążony był w lekturze Biblii. Braciom nakazano wyjść na zewnątrz, ponieważ mają zostać zabici. Johan spytał: – Więc czemu nie tutaj? W odpowiedzi usłyszał, że to musi stać się publicznie. Zdążył jeszcze otoczyć Cornelisa ramieniem i rzec do niego: – Adieu, bracie! Następnie wywleczono ich na zewnątrz. Tam przywitały ich najgorsze wyzwiska. Johan próbował się cofnąć, ale wypchnięto go prosto w ręce rozwścieczonego tłumu. Na próżno próbował jeszcze przemówić. Wydaje się, że pierwotny plan zakładał ich rozstrzelanie. Ale, jak pisze Herbert Harvey Rowen, tłum był zbyt niecierpliwy na takie formalności.
Cornelis został znokautowany ciosem w głowę, który mógł być śmiertelny, choć wspomniany powyżej autor podaje, że zatłuczono go kolbami muszkietów i zakłuto mieczami. Johana również obalono ciosem w głowę, lecz nie stracił przytomności. Najpewniej został zastrzelony. Tłum długo pastwił się nad ciałami braci, wielokrotnie strzelając do nich. I chociaż zbrodnia ta, jak i wszystko, co się później stało, były szeroko potępiane, to jednak ani jednego uczestnika tamtych wydarzeń nie spotkała kara.
Czytaj też: Gra o Kongo. Dlaczego Patrice Lumumba został zamordowany?
„Właściwa” egzekucja. Tylko dla ludzi o mocnych nerwach
Bracia mieli chociaż w miarę szybką śmierć. Ale to, co spotkało ich później, przyprawia o mdłości. Najpierw ich ciała zostały zaciągnięte na Groene Zoodje, gdzie zazwyczaj dokonywano egzekucji skazańców. I w istocie tego wieczoru miało tam dojść do „egzekucji”. De Wittowie zostali powieszeni za kostki głowami w dół. Z obu zdarto ubranie. I wtedy, około 18:30, wściekły tłum przystąpił do przerażającego „dzieła”. A wszystko miało swoje uzasadnienie.
Zaczęto od odcięcia palców u prawej dłoni Johana de Witta, ponieważ nią podpisał Eeuwig Edict. Należało też odciąć uszy, gdyż służyły one do podstępnego knowania. Kuriozalny miał być powód odcięcia nosów braci: ich wizerunek był wykorzystywany przez de Wittów jako oznaka splendoru. Wracając do Eeuwig Edict: został on ustnie zaprzysiężony, a zatem trzeba było uciąć język, który to uczynił. W końcu odcięto i całe ręce, ponieważ służyły do kradzieży pieniędzy z podatków. Stopy zaś nosiły ich na „bezbożne” spotkania.
Dopiero około 21:00 wycięto im serca. Ale to i tak nie był koniec. Pocięte tułowia zostały nabite na pręty, jak się to czyniło z martwymi świniami. Mordercom nie wystarczyło bowiem zabicie znienawidzonych polityków ani zbezczeszczenie ich ciał. Upiekli fragmenty zwłok, by je… zjeść. Rozpoczęła się kanibalistyczna uczta.
Czytaj też: Kazirodztwo, rytualne mordy, kanibalizm. Prawdziwe baśnie braci Grimm
Pamiątki z horroru
Pomyliłby się ten, kto by pomyślał, że po tej makabrycznej scenie bracia nareszcie spoczęli w spokoju. Na pobojowisku pozostało jeszcze trochę fragmentów ciał zamordowanych. Dopiero koło północy ich przyjaciele odważyli się przybyć na miejsce, by je pozbierać. Przechowano je u szwagra Johana de Witta, Jacoba van Beverena, choć z początku bał się przyjąć szczątki pod swój dach.
A i tak wśród ludności pozostało nieco makabrycznych „pamiątek”. Jeden z uczestników „uczty” sprzedał później kawałek koszuli Johana. Ale nie tylko skrawki materiału można było spotkać na „rynku” nawet miesiące po masakrze. Jeszcze w noc mordu uczestnicy tego horroru biegali po ulicach miasta z nabitymi na ostrza kawałkami ciał, próbując je sprzedać. Handlowano nimi, gdyż twierdzono, że Johan de Witt sprzedał części państwa holenderskiego.
W gospodzie o nawie Bergsen Vilegestal dwóch chłopców zademonstrowało zebranym ucho Johana de Witta. Z kolei na barce Marii van Berckel, wdowie po Cornelisie, jakiś mężczyzna pokazał palec jej męża. Ktoś inny jeszcze w 1707 roku dysponował językiem jego brata. Natomiast w rękach mieszkańca Hagi pozostawały 4 fragmenty serca de Witta, przy czym wciąż widoczne miały na nich być ślady ludzkich zębów. W 1673 roku pozostały już tylko 3, ponieważ jeden został… zjedzony. Serce Johana udało się odzyskać i oficjalnie pochować dopiero w 1675 roku.
Może chociaż dusze braci znalazły ukojenie w zaświatach? W tym kontekście można natrafić na taki oto cytat: Oto leży on, bez serca, rąk, języka, nosa, stóp i uszu, które zostały rozdzielone pomiędzy ludzi tak, jak on dzielił miasta. Oto spoczywa jedna część w grobie, zaskakująco w pokoju, lecz gdzie jest dusza? Zatroszczyły się o nią diabły.
Bibliografia
- Dobrzycka, Jan de Witt, „Biuletyn Historii Sztuki”, nr 17/1955.
- M. Goetzmann, Money Changes Everything. How Finance Made Civilization Possible, Princeton University Press, Princeton 2017.
- W. Lewis, Did They Rest in Peace? Misadventures of Corpses That Probably Did Not, AuthorHouse, Bloomington 2018.
- Reinders, Printed Pandemonium. Popular Print and Politics in the Netherlands 1650-72, Koninkilijke Brill LV, Leiden 2013.
- H. Rowen, John de Witt, grand pensionary of Holland, 1625-1672, Princeton University Press, Princeton 1978.
- State, A Brief History of the Netherlands. Second Edition, Infobase, New York 2021.
KOMENTARZE (6)
Po tym co można przeczytać w artykule wynika niezbicie że Holendrzy to najgorsze bydło ( przepraszam zwierzeta ) porównywalne z Rosjanami i Ukraińcami. Taki sposób morderstwa zupełnie niewinnych ludzi nie mieści sie w głowie, ale jeśli ktoś ma pojecie co robili Holendrzy w swoich zamorskich koloniach to nie bedzie wcale zdziwiony.
Do tego „bydła“ dodałabym jeszcze nazistów. Nie zgodzę się tylko z jednym, bracia Witt nie byli niewinni!
Takie coś można byłoby zrobić w Polsce, współczesnie. Oprócz jedzenia całą resztę mógłbym powtórzyć.
Czy wiadomo co się stało z resztą rodu De witt
Holendrzy…Francuzi…Anglicy…nie wspominając już o Niemcach to ostatnie bydło …ale w swoim mniemaniu nadal uważają się za ubermenszów.
https://andrzej-z-gdanska.szkolanawigatorow.pl/cel-iii-konferencja-lul-290619r-zamek-kliczkow
” Przedstawiam sugestie, okoliczności polityczne towarzyszące śmierci św. Andrzeja Boboli.
Oto dziwni ludzie, zawzięci zamordowali go w okrutny sposób. Nie każdemu “dzikiemu” człowiekowi chciałoby się wykonywać takie czynności na żywym człowieku. Była to pokazowa śmierć wykonana na postrach. Np. w cywilizowanej Hadze zamordowano z wypatroszeniem braci de Witte, którzy nie chcieli się zgodzić na połączenie banków Holandii i Anglii w czym pomagała Francja. Nie udało się i stąd pokazowa śmierć.”