W historii świata było wiele odrażających kreatur. Ale to, co czynił Peter Stumpp, było wyjątkowo potworne. Ten seryjny morderca pożerał dzieci – nawet własne.
Rzecz działa się w XVI wieku na terenie obecnej Nadrenii Północnej-Westfalii. W odległości 45 kilometrów od Kolonii znajduje się miasteczko Bedburg. Zwyczajne niemieckie miasteczko. Z jednym wyjątkiem. W jego okolicach grasował seryjny morderca znany jako Wilkołak z Bedburga.
Historia z XVI-wiecznego tabloidu
Nie wiadomo dokładnie, które z jego imion było prawdziwe. Najczęściej wspominane to Peter Stumpp, ale spotykane są również warianty: Peter Stube, Peter Stubbe, Peeter Stubbe lub nawet Peter Stumpf. Był on rolnikiem w niewielkiej wsi Epprath niedaleko Bedburga. Podobno był dość bogaty i szanowany w społeczności. Można też znaleźć informację, że urodził się ok. 1525 roku. Był wdowcem i ojcem dwojga dzieci: córki imieniem Sybil lub Beel oraz syna, którego imię pozostaje nieznane.
Nie wiadomo również, kiedy dokładnie przyszedł na świat ani jak wyglądała jego młodość. Wszelkie mogące go dotyczyć księgi parafialne uległy zniszczeniu w XVII wieku w trakcie wojny trzydziestoletniej. Źródeł jest zatem niewiele. Jednym z istotniejszych jest pochodząca z końca XVI wieku angielska kopia niemieckiego pamfletu, która została wydana w 1590 roku w Londynie. Oryginał prawdopodobnie już nie istnieje. Angielska wersja, zatytułowana A True Discourse Declaring the Damnable Life and Death of One Stubbe Peter, została napisana zapewne rok po śmierci Wilkołaka. Do dziś przetrwały dwie kopie, które znajdują się w British Museum oraz Lambeth Library.
Sam fakt, że pamflet został napisany rok po śmierci Stumppa, wydaje się przemawiać za jego wiarygodnością. Jednakże i ten tekst należy traktować z pewną rezerwą. Wiele relacji z tamtych czasów, szczególnie w odniesieniu do zbrodniarzy, seryjnych zabójców itp., zawierało przesadzone opisy ich czynów. Były czymś w rodzaju ówczesnych tabloidów, które miały przyciągać czytelników. Co zatem faktycznie wiadomo na temat Petera Stumppa – jakkolwiek się naprawdę nazywał?
Jak zabijał Wilkołak z Bedburga?
Mieszkańcy okolic Bedburga żyli sobie spokojnie aż do momentu, kiedy w okolicy ktoś zaczął mordować bydło, owce i kozy. Zwierzęta były brutalnie zarzynane, a ich wnętrzności znajdowano na ziemi. Kto mógł to robić? Podejrzewano wilki. Lecz niedługo później sytuacja stała się jeszcze bardziej przerażająca. Oto bowiem mordy przestały dotyczyć jedynie zwierząt. Zaczęły znikać młode kobiety oraz dzieci. Jak podaje Don Rauf, miało się to dziać nawet przez 25 lat.
Samantha Lyon oraz Daphne Tan przywołują jedną ze zbrodni, która daje pewne pojęcie o metodach działania mordercy (i która również została opisana w pamflecie). Pewnego dnia przez las w okolicy Bedburga szła kobieta i dwóch mężczyzn. Wilkołak z Bedburga w pojedynkę nie byłby w stanie zamordować ich wszystkich naraz. Użył więc podstępu. Jednego z tych mężczyzn znał, więc ukryty w zaroślach zawołał go po imieniu. Kiedy ten odłączył się od grupy, by poszukać źródła głosu – Stumpp go zamordował. Podobnie postąpił z jego towarzyszem.
Kobieta, przeczuwając, co się dzieje, próbowała uciec, lecz psychopatyczny morderca nie dał jej żadnych szans. Dopadł ją, zgwałcił i zamordował. I o ile szczątki mężczyzn, rozszarpane przez dzikie zwierzęta, zostały potem odnalezione, to na ciało kobiety nigdy nie natrafiono. Morderca prawdopodobnie po prostu ją… pożarł. A potem po prostu przechadzał się po okolicy, witając i pozdrawiając mieszkańców.
Czytaj też: Najgorszy seryjny morderca w dziejach? Miał zabić prawie 1000 osób w zaledwie 13 lat!
Morderca z cyrografem?
W końcu ludzie powiedzieli dość. Sformowali grupę, która miała wytropić Wilkołaka i go unieszkodliwić. W końcu odnieśli sukces. Pewnej nocy udało im się zapędzić mordercę w kozi róg i zmusić do poddania się. Zaskakujący okazał się fakt, że miał on wtedy na sobie wilczą skórę – w taki sposób udawał wilkołaka. Peter Stumpp zdjął ją i spróbował się przedstawić, lecz nie został rozpoznany. Uznano, że to jakiś „diabeł w ludzkiej skórze”. Aby sprawdzić prawdziwość słów mordercy, zaprowadzono go do jego własnego domu. Mieszkańcy Bedburga byli przekonani, że zastaną tam „prawdziwego” Petera, ale domostwo było puste. W końcu musieli uwierzyć, że terroryzującą ich bestią jest sąsiad.
Zaprowadzono go do lokalnego magistratu. Stumpp miał zostać osądzony, lecz najpierw trzeba było uzyskać jego zeznania. A w zasadzie wydobyć je na torturach. To, co wyjawił, musiało wprawić przesłuchujących w osłupienie. Oto bowiem Peter Stumpp oznajmił, że już w wieku 12 lat parał się czarną magią i udało mu się zawezwać samego diabła. Ten zaś miał mu wręczyć niezwykły prezent: wilczą skórę o magicznych właściwościach. Jak zeznał, miała ona umożliwiać przemianę w wilka (wilkołaka?) o potężnym ciele, ostrych zębach i silnych łapach, zdolnego bezlitośnie pożerać swoje ofiary.
Czytaj też: Karl Denke – kanibal z Ziębic. Ciała ofiar peklował w domowej kuchni
Skala jego okrucieństwa była przerażająca
Najważniejsze jednak było to, co zeznał w kontekście dokonanych morderstw. Jak ustalono, Wilkołak miał na swoim koncie bydło, kozy, owce, mężczyzn, kobiety, a nawet dzieci. Szczególnie okrutnie postępował zwłaszcza z tymi ostatnimi. Ponoć przyznał się, że zamordował ich czternaścioro. Sposób postępowania z najmłodszymi ofiarami był wręcz sadystyczny. Na samym początku je podduszał albo ogłuszał pałką. Następnie gołymi rękami otwierał ich gardła, patroszył i częściowo zjadał.
Co jeszcze bardziej przerażające, miał zamordować również dwie ciężarne kobiety, by pożreć serca ich nienarodzonych dzieci. Nie oszczędził nawet członków własnej rodziny. W kontekście jego syna nie powiedzieliśmy jeszcze najważniejszego: miał go z własną córką, którą wykorzystywał seksualnie. I tego właśnie syna, który rzekomo według niego samego miał być światłem jego życia, również zamordował, by następnie otworzyć jego czaszkę i zjeść jego mózg.
Miał umrzeć równie okrutnie, jak zabijał
Nietrudno się domyślić, że kara dla takiego zwyrodnialca mogła być tylko jedna: śmierć. 28 października 1589 roku został wydany wyrok. Jednak Peter Stumpp nie miał tak po prostu umrzeć. Został skazany na łamanie kołem. Dodatkowo jego ciało było szarpane rozgrzanymi szczypcami. Ręce i nogi zostały połamane przy pomocy kijów lub młotów. Aby upewnić się, że ten okrutnik na pewno nie wyrządzi już nikomu krzywdy, jego głowa została ścięta. Dodatkowo ciało spalono na stosie. Ale i to nie był koniec kaźni.
Oto bowiem w magistracie zadecydowano, że koło, na którym skonał Peter Stumpp, zostanie umieszczone na wysokim palu. Ponad nim umieszczono wizerunek wilka, a wyżej, na zaostrzonym końcu została zatknięta głowa mordercy. Smutny w tej całej historii jest jedynie fakt, że wraz z nim skazano na śmierć osoby całkowicie niewinne. Za narzędzia jego zbrodni zostały uznane także jego córka oraz kochanka nazwiskiem Katharina Trompin, które wraz z nim spłonęły na stosie. A terror Wilkołaka z Bedburga ostatecznie się zakończył.
Polecamy nasze o video o Bestii z Gévaudan.
Bibliografia
- Field, One Bloody Thing After Another. The Worlds Gruesome History, Michael O’Mara Books Limited, London 2012.
- Lennartz (red.), The Lost Romantics: Forgotten Poets, Neglected Works and One-Hit Wonders, Palgrave Macmillan, Cham 2020.
- Lyon, Tan, Supernatural Serial Killers. Chilling Cases of Paranormal Bloodlust and Deranged Fantasy, Arcturus Publishing Limited, London 2015.
- Rauf, Historical Serial Killers, Enslow Publishing, New York 2016.
- Redfern, True Stories of Real-Life Monsters, Rosen Publishing Group, Inc., New York 2015.
KOMENTARZE (3)
Jak mógł, żyjąc wśród ludzi, mordować innych. Przecież od razu by się połapali że to on. Za mało to opowiedziane. Wygląda że był nieuchwytny przez ileś lat
Nie twierdzę, że nie był mordercą, ale prawda jest taka, że na torturach potwierdzał wszystko co wymyślali oskarżyciele. Równie dobrze mógł zabić „tylko” 2-3 osoby (i to w bardziej „klasyczny” sposób, np. uderzeniem w głowę) a całą resztę dopisano mu na torturach, wymyślając coraz straszniejsze zbrodnie.
Niemcy mają w swojej historii pełno takich potworów, wystarczy przypomnieć chociaż tego z Rotenburga. Coś w nich jest takiego że dopuszczają się takich rzeczy, które dla normalnego człowieka są nawet nie do pomyślenia.