Skarb miał być zastawem na poczet starań o cesarską koronę. Ukryto go zapewne w czasie pogromu Żydów. Gdy go odnaleziono, duża jego część trafiła na wysypisko.
Historia odnalezienia skarbu średzkiego zaczyna się w 1985 roku. 8 czerwca odkryto w Środzie Śląskiej pokaźny zbiór monet z pierwszej połowy XIV wieku. Znajdowały się na poziomie piwnic w glinianym garnku, na który natrafili robotnicy zatrudnieni przy prowadzonych na ulicy Daszyńskiego pracach rozbiórkowych. Część z numizmatów przywłaszczyli sobie znalazcy. Wciąż jednak z tego zbioru odzyskano łącznie 3771 srebrnych monet. W większości były to grosze praskie Wacława II oraz Jana Luksemburskiego.
Skarb na śmietniku
Kolejną część skarbu znaleziono 3 lata później w lokalizacji, w której do tej pory znajdował się budynek przy ul. Daszyńskiego 14. Miało to miejsce 24 maja 1988 roku. Ponownie odkryto spory zbiór monet. Co ciekawe, niewiele brakowało, by znakomita część skarbu… została zaprzepaszczona. Z miejsca, gdzie prowadzono wykopy pod nowe fundamenty, wywrotka zdążyła już zabrać sporą ilość gruzu. Wylądował… na wysypisku. Nic więc dziwnego, że ściągnięty z Wrocławia archeolog nie natrafił na nic więcej. Monety i różne kosztowności zaczęli jednak znajdować poszukiwacze-amatorzy oraz przypadkowe osoby – na śmietniku.
30 maja w muzeum pojawiła się grupa uczniów ze złotą zausznicą. Dyrektor wybrał się z dziećmi na wysypisko, na którym znaleziono około 200 monet. Na początku czerwca w poszukiwania włączył się kierownik Wojewódzkiego Ośrodka Archeologiczno-Konserwatorskiego z Wrocławia wraz ze słuchaczami Wrocławskiego Ośrodka Szkolenia MO. Przez cztery dni przesiewano ziemię przez sito i odnaleziono kolejnych 700 monet. Poszukiwacze właśnie je mieli na względzie. Jednakże 10 czerwca jeden z mieszkańców dostarczył do muzeum złoty kwiaton z diademu. Do tego te plotki o odnajdywanych przez ludzi złotych precjozach…
Czytaj też: Największy średniowieczny skarb w Polsce. Za odnalezione monety można było kupić całą wioskę!
Do akcji wkraczają władze
Miejsce trzeba było zabezpieczyć. A rozproszone skarby spróbować odzyskać. O pewnych osobach z różnych źródeł po prostu wiedziano, że zachowały dla siebie elementy skarbu. Zaczęły się przeszukania. Część spraw skierowano do prokuratury we Wrocławiu. W ten sposób odzyskano niektóre przedmioty. Najciekawszy jednak w tym wszystkim jest fakt, że zarówno organy ścigania, jak i znalazcy traktowali te rzeczy po prostu jak złoty złom. Informacje o nalotach MO rozchodziły się wśród ludzi. Istniało zatem ryzyko, że część osób dla własnego „bezpieczeństwa” może zwyczajnie chcieć ów „złom” przetopić.
Dlatego Michał Gradowski, którego wcześniej milicja prosiła o konsultację, po sporządzeniu raportu skontaktował się z Generalnym Konserwatorem Zabytków oraz z ówczesnym ministrem kultury i sztuki Aleksandrem Krawczukiem. Postanowiono spróbować wykupić resztę skarbu od znalazców za cenę trzykrotności wartości kruszcu. 8 sierpnia na spotkaniu z mieszkańcami Środy Śląskiej ogłoszono plany w tej kwestii. Sama akcja wykupu miała miejsce w dniach 13–30 sierpnia.
Udało się w ten sposób odzyskać sporo elementów, m.in. zaponę kolistą, fragmenty korony oraz pierścień z księżycem i gwiazdą. Wokół sprawy zrobił się już jednak szum. Na tyle duży, że zapewne spora część znalazców postanowiła dobrze ukryć „swoje” precjoza. Poszukiwania były jednak dalej prowadzone. Przykładowo w roku 1998 udało się dzięki nim odkupić złotego orła oraz 91 srebrnych groszy.
Czytaj też: Pies znalazł w Wałbrzychu skarb stulecia
Sprawa toruńskich paserów
Ostatnią znaczniejszą część skarbu odzyskano w roku 2005. Przyczyniły się do tego działania Centralnego Biura Śledczego oraz Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. Sprawcy ewidentnie musieli wiedzieć, z czym mają do czynienia. Jeden z nich zawodowo zajmował się handlem dziełami sztuki. Niezwykle cenne elementy skarbu średzkiego dwaj mieszkańcy Torunia próbowali sprzedać w Olsztynie w jednym z antykwariatów. Okazali się nawet bardziej bezczelni. Przez pośrednika próbowali zainteresować zakupem tych przedmiotów Muzeum Narodowe we Wrocławiu, a nawet Muzeum Regionalne w Środzie Śląskiej (gdzie zresztą obecnie elementy skarbu są eksponowane).
Odzyskano wtedy przede wszystkim brakujące fragmenty korony królewskiej: złotego orła, kwiaton z korony, ale także pierścień z perłą oraz grosz praski. Jeden z podejrzanych próbował się tłumaczyć, że wszystko to nabył na giełdzie staroci w Warszawie. Według innej przedstawionej wersji sprzedawcy mieli myśleć, że to fałszywki. Obu postawiono zarzuty paserstwa mienia znacznej wartości o szczególnym znaczeniu dla kultury. Sąd Rejonowy w Olsztynie skazał obu na karę roku i 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu (prokuratura żądała wyższej kary) oraz grzywnę w wysokości 1000 zł.
Tajemnica pochodzenia skarbu
Czym przed wiekami był skarb średzki i do kogo należał? Ustalenie tego ponad wszelką wątpliwość może być niemożliwe. Niemniej pojawiają się w tym kontekście różne koncepcje. Jedna z nich wydaje się dość prawdopodobna. Łączy ona skarb z osobą króla Czech Karola IV Luksemburskiego.
Środa Śląska leżała w XIV wieku w księstwie wrocławskim, a od roku 1335 należała do Jana Luksemburczyka. 28 października 1348 roku Żyd imieniem Mosche (w innym źródle Muscho) uzyskał prawo do trzyletniego pobytu na terenie Dolnego Śląska. Zwolniono go również z płacenia podatków. Pod jednym warunkiem: pożyczenia Karolowi IV dość dużej kwoty. Mógł on potrzebować tych pieniędzy dla wsparcia kampanii politycznej – starał się bowiem o koronę cesarską. W transakcji zaś pośredniczył Jan ze Środy, biskup oraz sekretarz i kanclerz na dworze Karola IV. Osoba Mosche/Muscho wiąże się ze wspomnianym pierścieniem. Słońce i księżyc mogły stanowić kryptogram imienia Mojżesz, a wymieniane imiona mogły być jego formą oboczną.
Dlaczego jednak skarb został ukryty i to akurat w tym miejscu? Same precjoza mogły stanowić depozyt królewski. W połowie XIV wieku trwał pogrom Żydów, których oskarżano o sprowadzenie do Europy epidemii czarnej śmierci. Jest więc możliwe, że Mosche zdecydował się ukryć ów depozyt w miejscu, które uznał za bezpieczne. Czyli jakie? Potencjalną odpowiedź na to pytanie odnajdziemy w nazwie ulicy Daszyńskiego przed wiekami. Brzmiała ona Konstattstrasse i mogła pochodzić od hebrajskiego sformułowania oznaczającego kapłana, czyli ha kohen. Wskazywała, że znajdowała się na niej synagoga/miejsce zamieszkania rabina. Czyżby więc Mosche zdecydował się ukryć królewskie precjoza u ówczesnego rabina?
Czytaj też: Zaginiony skarb cesarza
Zawartość skarbu i…
W efekcie najróżniejszych działań udało się odnaleźć lub odzyskać 7734 monety srebrne i 39 złotych. Chociaż sama ich liczba jest imponująca, to w tym przypadku nie one stanowią główną „siłę” skarbu. Wchodzące w jego skład złote precjoza są o wiele bardziej efektowne. Są to: pochodząca z południowych Włoch zapona z kameą o średnicy około 13 cm (datowana na ok. 1240 rok), para zdobionych obustronnie zawieszek, pochodzące z południowych Włoch, Sycylii lub nawet Bizancjum (z XII-XIII wieku), para zawieszek – tym razem zdobionych jednostronnie – z Bałkanów lub Węgier (również z XIII wieku) oraz kilka pierścieni datowanych na XIII–XIV wiek, w tym wspomniany już z gwiazdą (słońcem) i księżycem.
Najciekawsze zostawiliśmy na koniec: jest to niezwykle efektowna korona, której kolejne elementy odzyskiwane były przez lata. Nad jej pochodzeniem eksperci łamią sobie głowy do dzisiaj. Do kogo należała? I dlaczego przestała być ważna na tyle, że można ją było sprzedać lub zastawić? Istnieje tutaj kilka teorii. Zacznijmy od jednej istotnej informacji: jest to korona kobieca. Następnie powróćmy do osoby Karola IV, którego wujem był inny Karol IV – de Valois, ówczesny władca Francji.
… kolejna tajemnica
Na dworze swojego wuja Karol IV poznał Blankę de Valois, która została jego pierwszą żoną. Zmarła w 1348 roku, z którego pochodzi wspomniany dokument wystawiony na imię Mosche/Muscho. Karol IV mógł użyć jej korony, aby pomóc sobie w zgromadzeniu kapitału na poczet starań o koronę cesarską. Ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach. Np. obecne w koronie orły wydają się nie pasować do symboliki rodu Walezjuszy. Więc może korona była już wcześniej czyjąś własnością? W tym kontekście pojawia się m.in. żona Jana Luksemburskiego i matka Karola IV Elżbieta Przemyślidówna. Według jeszcze innej wersji korona miała należeć do Ryksy, córki Przemysła II i żony Wacława II.
Pewności w tej kwestii chyba nie będziemy mieli już nigdy. Tak samo co do tego, jaka część skarbu faktycznie znajduje się obecnie w zbiorach muzealnych. Może w czyichś rękach pozostaje jakiś istotny element, który rzuciłby na sprawę skarbu średzkiego nowe światło?
Bibliografia
- M. Gradowski, Skarb ze Środy Śląskiej: kalendarium odkryć i badań, „Ochrona Zabytków”, nr 50/1997.
- Różycki, Cenny… bezcenny… acz nieodgadniony, „Cenne, bezcenne/utracone”, nr 27/2001.
- Średzkie klejnoty po trzydziestu latach, mnwr.pl, dostęp: 12.08.2022.
- Trzciński, Próba oceny nowych rozwiązań w zakresie karnoprawnej ochrony dziedzictwa kultury, „Nowa Kodyfikacja Prawa Karnego”, tom LI/2019.
- Trzciński, Przestępczość przeciwko zabytkom archeologicznym: Problematyka prawno-kryminalistyczna, Oficyna, Warszawa 2010.
- W Kancelarii Prezesa Rady Ministrów odbyła się dziś uroczystość wręczenia nagród dla policjantów Centralnego Biura Śledczego i Komendy Miejskiej w Olsztynie, którzy doprowadzili do odzyskania kolejnej części tzw. Skarbu Średzkiego, policja.pl, dostęp: 12.08.2022.
- Zabytki złotnicze Skarbu Średzkiego, mnwr.pl, dostęp: 12.08.2022.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.