„Bronią się chłopcy spod »Parasola«” – nucił Józef Szczepański ps. „Ziutek”. Ale wśród żołnierzy słynnego batalionu nie brakowało również dziewcząt.
Rozkaz nr 15 gen. Antoniego Chruściela z 12 sierpnia 1944 roku nakazywał wszystkim zaprzysiężonym i działającym w konspiracji kobietom podjęcie służby w oddziałach powstańczych. Bynajmniej nie trzeba ich było do tego zmuszać. W szeregach Wojskowej Służby Kobiet znalazły się również harcerki – przeszkolone na łączniczki i sanitariuszki – oraz ochotniczki, które przed powstaniem nie angażowały się w działalność podziemia.
Według wyliczeń Anny Marcinkiewicz-Kaczmarczyk do walki z Niemcami w okupowanej Warszawie przystąpiło ok. 5000 pielęgniarek i sanitariuszek, ok. 800 łączniczek, 85 żołnierek oddziału sabotażowo-dywersyjnego „Dysk”, ok. 45 kolporterek Biura Informacji i Propagandy, a także ok. 16 minerek. Dorosłe kobiety i nastoletnie dziewczyny brały udział w akcjach wywiadowczych. Ba, istniały nawet żeńskie drużyny egzekucyjne! Łącznie w powstaniu wzięło udział ok. 7000 kobiet. Rachunek jest prosty: panie stanowiły niemal 30% wszystkich uczestników zmagań. Zginęło ponad tysiąc z nich.
„Uważa się, że sanitariuszka nie ma broni, więc to nie jest żołnierz, ale ja czułam się żołnierzem. Tak byłam traktowana przez wszystkich dowódców” – mówi Halina Jędrzejewska ps. „Sławka”, która podczas powstania służyła w batalionie „Miotła”. Zapewne podobnie swoją rolę odbierały młodziutkie dziewczyny – harcerki – ze słynnego batalionu „Parasol”, oddziału do zadań specjalnych Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK.
Narodziny „Parasola”
Nie należałam do »Parasola« w czasie okupacji, tylko należałam do PŻ-tu, Pomoc Żołnierzowi. Skończyłam dwuletnią szkołę pielęgniarską i w związku z tym byłam zaangażowana jako pielęgniarka, a w tamtym czasie chyba 60% pielęgniarek należało do PŻ-tu. To były osoby starsze niż dziewczyny z Powstania, ja 1 sierpnia miałam 20 lat. W związku z tym byłam dużo starsza od niektórych. Ja nie przyszłam do »Parasola«, ale »Parasol« przyszedł do mnie” – wspomina Janina Borowska ps. „Janette”.
I faktycznie. Batalion „Parasol” wywodził się z licznych warszawskich zastępów i drużyn harcerskich. W wojennej rzeczywistości cele wychowawcze Chorągwi Warszawskiej szybko przekształciły się w szkolenie wojskowe. Tym bardziej że sama chorągiew była ściśle związana z Kedywem. Jak pisze Norman Davies:
W czerwcu 1943 roku, po serii ostrych starć z Gestapo, w mieszkaniu historyka profesora Marcelego Handelsmana po dyskusji podjęto decyzję o utworzeniu specjalnej jednostki zbrojnej złożonej z młodzieży, która walczyłaby z niemiecką policją własnymi metodami. Jej specjalnością stało się organizowanie zamachów na hitlerowskich funkcjonariuszy.
Nosiła nazwę „Agat” – skrót od „antygestapo”. Dowódca, kapitan Adam Borys „Pług”, był oficerem rezerwy, cichociemnym. W ciągu następnych dwunastu miesięcy grupa rozrosła się z rozmiarów kompanii do rozmiarów batalionu i dwukrotnie zmieniła nazwę: „Agat” na „Pegaz” (skrót od „przeciwgestapo”), a następnie „Pegaz” na „Parasol”.
Batalion dziewcząt
Piotr Stachiewicz podkreślał, że żołnierki stanowiły jeden z nieodzownych – i najważniejszych – elementów funkcjonowania batalionu. „Dobitnym tego przykładem jest fakt, że stanowiły one niezmiennie stabilny odsetek jego stanów, wynikający z potrzeb, a nie z założonych wskaźników” – relacjonował.
I tak zgodnie z jego obliczeniami o ile jeszcze w sierpniu 1943 roku dziewcząt z „Parasola” było zaledwie 12 (15,4% ogółu żołnierzy), to już pół roku później, w lutym 1944 roku, w liczbie 68 stanowiły niemal 30% batalionu. W czerwcu do walki z Niemcami szykowało się ich 91 (20,7%).
Kim były? Stachiewicz wymienia szereg pseudonimów i nazwisk, m.in. „Agnes”, „Adę” (Aldonę Łukaniewicz), „Jolę” (Ewę Hanulankę), „Basię” (Barbarę Korewę), „Krysię” (Krystynę Brzywczy), „Irminę” (Irminę Buszczyńską), „Kaję” (Kazimierę Chuchlę), „Maję”, „Małgorzatę”, „Joasię” (Eugenię Dobroczyńską), „Erykę” (Erykę Tyszkówną), „Zetę” i „Jolę” (Jolantę Łukaniewicz). A przecież były jeszcze: Anna Złoch ps. „Grażka”, Maria Wiśniewska „Pucia”, „Malina”, Janina Trojanowska- Zborowska, ps. „Jasia”, „Nina”, Irena Schirtładze, ps. „Irka” i wiele, wiele innych. Większość nie zdążyła skończyć nawet 18 lat.
Nie były jedynie pomocnicami swoich kolegów z oddziału. Agnieszka Cubała w swojej najnowszej książce Wielkopolanie ’44 pisze: „wiele dziewcząt z »Parasola«, w tym siostry Chuchlanki, odbywało szkolenie noszące kryptonim »Belweder«, przeznaczone dla niższych dowódców. Większość miała dobre wyniki. Ze względu na przygotowania do powstania nie udało się ich potwierdzić końcowym egzaminem”.
Czytaj też: Nie tylko sanitariuszki – kobiety-żołnierki w Powstaniu Warszawskim
Z Kraju Warty nad Wisłę
Co ciekawe, nie wszystkie były też warszawiankami. Choć w zasadzie trudno się temu dziwić, skoro sam dowódca „Parasola” Adam Borys ps. „Pług” pochodził z Wielkopolski. Agnieszka Cubała w swojej książce przybliża sylwetki trzech żołnierek, które zapisały się w powstańczej historii batalionu – wspomnianych sióstr Marii ps. „Maja” i Kazimiery ps. „Kaja” Chuchlanek oraz Krystyny Maleszewskiej ps. „Rafał”.
Chuchlanki były córkami majora Wojska Polskiego Mariana Chuchli, który po przegranej wojnie obronnej we wrześniu 1939 roku został uwięziony w obozie jenieckim. Pochodziły z Poznania, lecz po śmierci matki w 1943 roku trafiły do Warszawy pod opiekę ciotki, Konstancji Gajewskiej. Należały do 58. Warszawskiej Żeńskiej Drużyny Harcerskiej przy II Miejskim Gimnazjum im. Jana Kochanowskiego. Przeszły kolejno przez Grupy Szturmowe Szarych Szeregów Kedywu, „Agat” i „Pegaz” do „Parasola”. Starsza „Maja” (w momencie wybuchu powstania miała 17 lat) szybciej włączyła się w konspirację. Była obserwatorką, jako łączniczka transportowała broń, prowadziła też działalność wywiadowczą. W Wielkopolanach ’44 czytamy:
O „Mai” mówiło się, że posiada duże zdolności wywiadowcze – wyniki swych obserwacji podawała zawsze w sposób niezwykle rzeczowy, konkretny, precyzyjny i wyczerpujący. A podczas ćwiczeń w lesie okazało się, że także świetnie strzela – dużo lepiej niż niejeden kolega z oddziału, co ze skwaszoną miną musieli przyznać niektórzy panowie. Skończyła również kurs samochodowy, dzięki czemu została sekcyjną dziewcząt drużyny „Moto”. Niestety rzadko pozwalano jej prowadzić. Kobieta za kierownicą stanowiła wtedy widok dość niecodzienny, budzący zupełnie niepotrzebne konspiratorom zainteresowanie.
Jej młodsza siostra „Kaja” została łączniczką, wywiadowczynią i sygnalizatorką nieco później. Zdążyła jednak wziąć udział w dwóch akcjach specjalnych zespołu – „Braun” i „Rodewald”.
Czytaj też: Jak mogło do tego dojść? Powstanie Warszawskie – jedna z największych tragedii w dziejach Polski?
Danina krwi
Bardziej Kazimiera nie zdążyła się wykazać. Zginęła 1 września pod gruzami zbombardowanego budynku przy ul. Barokowej – trzy tygodnie przed swoimi 16. urodzinami. Nie było przy niej siostry, za to towarzyszył jej chłopak, w którym się kochała, 18-letni Kazimierz Sochański ps. „Rad”. „Maja” wypytywała żołnierzy „Parasola” o siostrę, jednak nikt nie miał odwagi powiedzieć jej, co się stało. Prawdę wyznała jej dopiero przyjaciółka, Elżbieta Dziębowska ps. „Dewajtis”. Niedługo później, 21 września, Maria zmarła w okolicach ul. Wilanowskiej. Ciężko ranna, z urwaną nogą nie doczekała przeprawy na Pragę.
Równie tragicznie potoczyły się losy „Rafała”, czyli 18-letniej łączniczki Krystyny Maleszewskiej. Agnieszka Cubała opisuje:
Niestety nie wiadomo o niej zbyt dużo. (…) W czasie powstania przeszła cały, niezwykle trudny szlak bojowy batalionu „Parasol” – od Woli, przez Stare Miasto, Śródmieście i Czerniaków. Zginęła 22 września na Czerniakowie, w okolicach posesji Solec 53. Wczesnym rankiem budynek, w którym schronili się powstańcy i ludność cywilna, został otoczony przez esesmanów. Niemcy dokonali tam prawdziwej rzezi, rozstrzeliwując większość powstańców i znęcając się nad cywilami. Część osób została powieszona. Taki los spotkał również łączniczkę.
Warszawiacy wracający do swojego miasta w styczniu 1945 roku odnajdywali tysiące niepogrzebanych zwłok. W zburzonej hali fabrycznej natrafili na ciała kilku powieszonych osób, jedno z nich należało do osiemnastoletniej poznanianki o pseudonimie Rafał.
Chuchlanki i Maleszewska nie były jedynymi, którym przyszło zapłacić potworną daninę krwi. Piotr Stachiewicz obliczył, że z niespełna 600-osobowego batalionu w powstaniu warszawskim zginęło 282 żołnierzy – młodych dziewcząt i chłopców, którzy byli gotowi oddać życie za ojczyznę.
Bibliografia:
- Agnieszka Cubała, Wielkopolanie ’44. Jak mieszkańcy Wielkopolski walczyli w powstaniu warszawskim, Rebis 2022.
- Norman Davies, Powstanie ’44, Znak 2014.
- Danuta Kaczyńska, Dziewczęta z Parasola, Oficyna Wydawnicza Wiesław R. Kufirski 1993.
- Anna Marcinkiewicz-Kaczmarczyk, Kobiety w obronie Warszawy. Ochotnicza Legia Kobiet (1918–1922) i Wojskowa Służba Kobiet ZWZ-AK (1939–1945), Instytut Pamięci Narodowej 2016.
- Piotr Stachiewicz, Parasol. Dzieje oddziału do zadań specjalnych Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej, Instytut Wydawniczy PAX 1981.
- Janina Szczęsna „Jeanette”, Archiwum historii mówionej (dostęp: 25.07.2022).
- Maria Wiśniewska „Pucia”, „Malina”, Archiwum historii mówionej (dostęp: 25.07.2022).
KOMENTARZE (4)
A statystycznie na 1 powstańca ile przypadło cywilnych ofiar? Czemu wciąż gloryfikuje się polską głupotę?
Autorka gloryfikuje tych co oddali swe życie, a nie ocenia tragiczne decyzje dowodców AK. Wspomnienia o tych co polegli są nadal żywe szczególnie wśród rodzin, Takie artykuły przypominają o bohaterstwie tych młocych ludzi.
Są tacy co zawsze znajdą wytłumaczenie dlaczego nie wstali z fotela i po sukcesie staną w szeregu oczekując szacunku.
pegaz nie zmienił nazwy na parasol,przestał istnieć