W sierpniu 1897 roku Adrien de Gerlache i Roald Amundsen na pokładzie statku Belgica ruszyli na kraniec Ziemi – pokryty lodem kontynent Antarktydy.
Belgica wyszła z portu w Ostendzie dwudziestego trzeciego sierpnia 1897 roku po zachodzie słońca. „Tym razem jesteśmy w drodze” – pisał komendant do Léonie Osterrieth. – „Wolałem odbić od brzegu bez akompaniamentu orkiestry i wiwatów”. W końcu rozpoczął podróż, z trzynastoma Belgami na pokładzie, dziesięcioma obcokrajowcami i dwoma kotami o imionach Nansen i Sverdrup.
W szponach choroby morskiej
Na długo zanim Belgica miała zmierzyć się z nieznanymi niebezpieczeństwami czyhającymi w Antarktyce, musiała pokonać potężne sztormy, z których słynęła Zatoka Biskajska u wybrzeży Francji. Silne wiatry popychały ją na południe. W miarę jak statek kołysał się poruszany szalejącymi falami, komendant przez okno swojej kajuty widział raz burzowe chmury, raz kotłującą się wodę. (…)
Choroba morska nie oszczędziła prawie nikogo. Jeden z młodych norweskich marynarzy, Carl August Wiencke, opisał w swoim pamiętniku drastyczną scenę: „Kapitan (Lecointe) stoi na mostku, dzierży ster i wymiotuje. Naukowcy leżą przy włazach i wymiotują. Mechanicy siedzą w maszynowni i wymiotują. A majtkowie stoją przy relingach i wymiotują z górnego pokładu”.
Czytaj też: Erebus i Terror – obłęd i kanibalizm zdobywców Arktyki
Marzenie Roalda Admundsena
(…) Trzynastego września, po trzech dniach postoju na portugalskiej Maderze, Belgica podniosła kotwicę i korzystając z pasatów, ruszyła w dalszą drogę. By oszczędzać węgiel, całkowicie wygaszono palenisko i rozwinięto wszystkie żagle. W miarę jak statek zbliżał się do strefy tropików, temperatura była coraz trudniejsza do zniesienia.
By chronić się przed poparzeniami, wszystkie elementy z brązu na mostku owinięto płótnem żaglowym. Dodatkowa warstwa izolacji, której celem była ochrona przed antarktycznym zimnem, bardzo utrudniała wymianę powietrza pod pokładem, co szybko doprowadziło do tego, że temperatury osiągały tam 55 stopni Celsjusza. W kajutach nie dało się spać, więc marynarze przenieśli się z hamakami na pokład śródokręcia (…).
Roald Amundsen od tak dawna marzył o polarnych ekspedycjach, że wyprawę tę traktował jako swoje przeznaczenie. Podobnie jak Cook, zdecydował się pójść w ślady ojca, którego prawie nie znał. Jens Amundsen, właściciel statku i kapitan, który zarabiał na toczących się wojnach, większość czasu spędzał z dala od domu, by w końcu zginąć na morzu, kiedy syn miał czternaście lat. Młody Amundsen znał go właściwie jedynie z opowieści (…). W umyśle Roalda mężczyznę otaczała niemal magiczna aura i chłopak robił wszystko, by mu dorównać.
Czytaj też: Roald Amundsen i wyprawa na biegun. Jak udało mu się zdobyć najbardziej niedostępne miejsce na ziemi?
Sir John Franklin – człowiek, który zjadł swoje buty
Czas miał pokazać, że przez całe życie będzie ścigać się z jego legendą. Podobnie jak de Gerlache, Amundsen dorastał, niemal nałogowo pochłaniając polarne opowieści. Rok po śmierci ojca Roald trafił na kolejnego idola, brytyjskiego odkrywcę z początku dziewiętnastego wieku sir Johna Franklina.
Łysy, tęgi oficer marynarki, którego wyprawy w kanadyjskie rejony arktyczne znaczyły tragedie i błędne decyzje, nie wydawał się oczywistym wyborem jako wzór dla młodego marynarza. W latach 1819–1822 Brytyjczyk prowadził pieszą ekspedycję wzdłuż rzeki Coppermine, tracąc podczas niej większość ludzi, którzy stali się ofiarami mordów, zmarli z głodu lub wyczerpania, a on sam zyskał miano „człowieka, który zjadł swoje buty”.
W połowie lat czterdziestych dziewiętnastego wieku Franklin dowodził statkami HMS Terror i HMS Erebus w czasie próby pokonania Przejścia Północno-Zachodniego, lecz obie jednostki zostały zmiażdżone przez lód, co kosztowało życie ponad 130 osób. W przypadku obu wypraw dowodzonych przez Franklina pojawiały się pogłoski o kanibalizmie, do którego mieli się posunąć członkowie załóg, lecz to właśnie trudności i nieludzkie warunki zawładnęły wyobraźnią Amundsena (…).
Jak najbliżej bieguna
Jednak największy wpływ na życie i wybory Roalda Amundsena miał norweski naukowiec i odkrywca Fridtjof Nansen. Starszy od Amundsena o jedenaście lat podróżnik zdobył światową sławę w 1888 roku, pokonując na nartach lądolód grenlandzki. Wysoki blondyn o krzaczastych brwiach i świdrującym spojrzeniu błękitnych oczu wyglądał jak żywcem przeniesiony z norweskich podań. Został obwołany bohaterem narodowym jeszcze zanim Norwegia, która od czasów Napoleona znajdowała się pod panowaniem szwedzkim, oficjalnie odzyskała niepodległość.
Siedemnastoletni Amundsen znajdował się pośród tysięcy gapiów, którzy trzydziestego maja 1889 roku zebrali się wzdłuż wybrzeża zatoki Kristianiafjorden, by powitać powracającego Nansena: „pamiętny dzień w życiu wielu młodych Norwegów” – wspominał później Amundsen. – „Z pewnością taki był dla mnie”.
Nansen podniósł poprzeczkę cztery lata później, gdy w czasie dowodzonej przez niego wyprawy statek Fram został uwięziony przez lód i unieruchomiony przez trzy lata dryfował niesiony prądami morskimi, by dotrzeć bliżej bieguna północnego niż ktokolwiek wcześniej. Razem z jednym z towarzyszy ruszyli na nartach i z psim zaprzęgiem na północ, osiągając rekordowe 86°13’6” szerokości geograficznej północnej, co oznacza odległość około 365 kilometrów od bieguna.
Po wyczerpującej podróży z powrotem na południe Nansen z towarzyszem nie mogli znaleźć statku, czego zresztą się spodziewali, gdyż Fram odpłynął, dryfując z lodowym pakiem, w którym był uwięziony. Zbudowali więc kamienną chatkę, w której spędzili zimę, żywiąc się mięsem upolowanych niedźwiedzi i morsów, po czym wraz z nadejściem wiosny ruszyli w dalszą drogę na południe. Cudownym zrządzeniem losu uratowała ich, przepływająca w pobliżu brytyjska wyprawa polarna.
Przygotowania do ekspedycji Amundsena
Zainspirowany dokonaniami Franklina i Nansena, Amundsen bardzo wcześnie postanowił zostać badaczem terenów polarnych, a jego pragnienie z czasem przerodziło się w ambicję graniczącą z obsesją. W mniejszym stopniu niż de Gerlache’a i Cooka interesował go naukowy aspekt wypraw badawczych – a znacznie bardziej łaknął chwały, jaka mogła przypaść mu w udziale.
Amundsen poddał się wyczerpującemu treningowi fizycznemu i psychicznemu, poświęcając mu wszystkie inne aspekty życia, włącznie z edukacją i życiem uczuciowym. Przez całą zimę sypiał przy otwartym oknie, by przyzwyczaić ciało do chłodu, i regularnie wyprawiał się w góry otaczające Kristianiafjorden. Chcąc podnieść umiejętności w biegach narciarskich i sprawdzić granice swoich możliwości, Amundsen ze swoim bratem Leonem wyruszyli w styczniu 1896 roku na wyprawę przez budzący strach Hardangervidda (…).
Kolejnym krokiem Amundsena na wyznaczonej przez siebie drodze było zdobycie doświadczenia na morzu, by pewnego dnia móc samemu poprowadzić wyprawę polarną. W tym celu dołączył do załogi statków Magdalena i Jason w czasie letniej wyprawy poławiaczy fok w Arktyce. To właśnie po powrocie z tego rejsu do norweskiego portu Sandefjord w lipcu 1896 roku młody mężczyzna po raz pierwszy zobaczył Belgicę, która w tym samym miejscu wciąż poddawana była przeróbkom przygotowującym ją do antarktycznej misji (…).
Pokłon dla Neptuna
Droga Amundsena do podboju Antarktyki była wyznaczona dużo wcześniej, metodycznie opracowywana i zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach. Jednej rzeczy tylko nie przewidział, bo nie przygotował się na upały panujące w tropikach, które stały się nie do wytrzymania, kiedy Belgica wpłynęła w równikowy pas ciszy.
Amundsen był jedną z trzynastu osób, które nigdy wcześniej nie przekroczyły równika. Szóstego października, zgodnie z morskim zwyczajem, miała się odbyć uroczystość inicjacji dla wszystkich, którzy pierwszy raz znaleźli się po drugiej stronie najdłuższego równoleżnika. (…) Główne punkty ceremonii pozostają niezmienne i obejmują przesłuchanie przez Neptuna, boga mórz, i jakąś formę rytualnego poniżenia. (…) „O dziesiątej wieczorem” – zapisał Amundsen – „przy akompaniamencie strzelających korków szampana przekroczyliśmy równik”.
Dwudziestego drugiego października lało jak z cebra, kiedy za prawą burtą Belgiki przesunęła się góra zwana Głową Cukru. Rzęsisty deszcz zakrywał przed wzrokiem marynarzy większość zatoki Guanabara i rozległe miasto Rio de Janeiro, niwecząc również uroczysty efekt, na jaki liczył de Gerlache. Wiedział bowiem, że są pierwszym belgijskim statkiem od lat, który zawija do tego portu. Mimo wszystko zostali dostrzeżeni: w ich stronę ruszyła niewielka jednostka parowa.
(…) Mimo burzliwych czasów w brazylijskiej polityce przełomu wieków obecność Belgiki w zatoce Guanabara stała się wydarzeniem narodowym. Hucznie witani na każdym kroku, w stałej obstawie dziennikarzy śledzących ich wszystkie ruchy, członkowie wyprawy wieczory spędzali na hulankach, a poranki na leczeniu kaca (…).
Czytaj też: W poszukiwaniu granic Ameryki. Wyprawa Lewisa i Clarka
Romantyczna przygoda
Belgijska Ekspedycja Antarktyczna ubrana została w szaty misji naukowej, lecz w gruncie rzeczy była romantyczną przygodą. De Gerlache zorganizował ją, bo puste miejsce na dole mapy przyciągało go niczym magnes.
Pustka, której wypełnienie faktami i danymi obiecywali sobie naukowcy na pokładzie Belgiki, na potrzeby chwili zapełniana była fantazją i fikcją. Ludzkie pojmowanie nieznanej i niezbadanej Antarktydy z braku innych opcji uformowane zostało przez literaturę – jak na przykład inspirowana nauką fikcja tworzona przez Juliusza Verne’a. (…) Jako chłopcy de Gerlache i podlegli mu oficerowie zaczytywali się w jego książkach.
W 1870 roku opublikowano powieść 20 000 mil podmorskiej żeglugi, w której Juliusz Verne biegun południowy opisał jako skałę wystającą z bezkresnego morza lodu, pod którym Nautilus mógł przemieszczać się bez przeszkód. Do 1897 roku, kiedy Belgica wypłynęła z portu, wiedza na temat Antarktydy pozostała w zasadzie na tym samym poziomie! Nikt nie mógł jednoznacznie i kategorycznie zaprzeczyć rozbudowanej i pełnej starannych opisów wizji Verne’a.
Najbardziej wysunięty na południe kontynent – pod warunkiem, że rzeczywiście był kontynentem, a nie lodową wyspą na oceanie – pozostawał równie tajemniczy, jak inne miejsca, które Verne chętnie przedstawiał: wnętrze Ziemi, głębie oceanu czy powierzchnia Księżyca.
Źródło:
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.