Niemieckie U-booty zagrażały angielskiej gospodarce. Dlatego na Atlantyku trwało polowanie na „mleczne krowy”, czyli zaopatrzeniowce z paliwem i żywnością.
Niemieckie okręty podwodne w czasie II wojny światowej zachwiały gospodarką Wielkiej Brytanii. Churchill nie ukrywał, że jedyną rzeczą, której naprawdę obwiał się w czasie wojny, było zagrożenie ze strony U-bootów. Dlatego na Atlantyku trwało wielkie polowanie. Szczególnie zawzięcie tropiono (i topiono) „mleczne krowy” – podwodne zaopatrzeniowce wypełnione po korek paliwem i żywnością.
U-booty były najgorszym koszmarem załóg pływających na statkach dostarczających zaopatrzenie dla walczącej Wielkiej Brytanii. Marynarze pełniący wachtę obserwacyjną mieli oczy dookoła głowy i serca w gardle. Najstraszniejsza była noc. Niemcy najczęściej atakowali pod osłoną ciemności, wystrzeliwując z bliska torpedy w burty statków wlokących się z prędkością 7 węzłów. W środkowej części Atlantyku, najbardziej oddalonej od brzegu, utworzyła się „luka lotnicza”, zwana „rajem U-bootów”. Nie docierały tam samoloty rozpoznawcze, więc Niemcy mogli tam działać w miarę swobodnie.
Najważniejsza linia frontu II wojny światowej
W pierwszych latach wojny, gdy niemieckie okręty podwodne były „myśliwymi”, zatapiały na Atlantyku setki statków wiozących zaopatrzenie dla walczącej Anglii. W Londynie zdawano sobie sprawę, że może dojść do takiego uszczuplenia zapasów, iż ludność zacznie głodować. A to zmusiłoby Zjednoczone Królestwo do poproszenia Niemców o pokój. Jak wyjaśnia Ballantyne, dostawy morskie gwarantowały ludności Wysp przetrwanie, gdyż:
W chwili wybuchu wojny, we wrześniu 1939 roku, rocznie importowano do Zjednoczonego Królestwa 55 milionów ton artykułów żywnościowych i surowców. Ostatniego lata przed wybuchem wojny Wielka Brytania konsumowała 30 procent światowej produkcji pszenicy, 25 procent wołowiny i 40 procent herbaty. (…) Cukier – używany z importowaną w całości herbatą, głownie z Cejlonu oraz Indii – Brytyjczycy sprowadzali z 27 krajów.
Z tych względów – według Churchilla – najważniejsza linia frontu II wojny światowej leżała na Atlantyku. Od pierwszych do ostatnich dni wojny toczyła się tam krwawa bitwa. U-booty polowały na transportowce, a niszczyciele na U-booty. Po stronie alianckiej podstawową metodą wykrywania wroga było namierzanie radiowe za pomocą odbiorników Huff-Duff. Gdy okręt nadawał meldunek, lokalizowano jego pozycję, podobnie jak dzisiaj robi to GPS. Po namierzeniu sygnału w miejsce, z którego nadawano, wysyłano okręty lub samoloty. Niestety, ze względu na wielkie odległości zespoły poszukiwawcze najczęściej zastawały już tylko pustą powierzchnię morza. Wielu niemieckich dowódców zdawało sobie bowiem sprawę, że ich meldunki mogą zostać przechwycone, więc szybko zmieniali miejsce pobytu.
Czytaj też: Starożytne wojny podwodne
„Wilcze stada” Dönitza
Brytyjczycy długo nie radzili sobie z odczytywaniem niemieckich depesz szyfrowanych „morską Enigmą”. Miała ona wyższy poziom komplikacji niż te używane np. przez Wehrmacht czy Luftwaffe. Z kolei niemiecki radiowywiad, B-Dienst, w 1941 roku złamał szyfry brytyjskiej marynarki. Dzięki temu dowództwo U-Bootwaffe uzyskiwało precyzyjne dane o datach, kursach, prędkości i składzie konwojów płynących do i z Anglii.
Dowodzący U-Bootwaffe admirał Karl Dönitz mógł dzięki temu zastosować obmyśloną już w czasie I wojny światowej taktykę „wilczych stad” i posyłać U-booty na środek Atlantyku, by w grupie atakowały konwój w dogodnym miejscu i czasie. U-booty jak wilki „kąsały” torpedami statki płynące w konwoju. Po każdym ataku z tyłu pozostawały płonące i tonące jednostki zaopatrzeniowe z czołgami, armatami, amunicją i oczywiście z… herbatą.
Dopiero w 1943 roku Admiralicja doszła do wniosku, że brytyjskie szyfry są „przenikliwe”. Wprowadzono więc nowy szyfr morski i niemiecki radiowywiad stracił najcenniejsze źródło informacji. W połowie tego roku alianci odzyskali inicjatywę na morzu. Przeszli do ofensywy – wymierzonej przede wszystkim przeciwko U-bootom. Z „myśliwych” stały się one „zwierzyną”. W tym czasie to właśnie okręty podwodne były największym zagrożeniem, bo wielkie jednostki Kriegsmarine już spoczywały na dnie (Graff Spee, Blucher, Bismarck) lub kryły się w portach (Prinz Eugen, Gneisenau, Tirpitz).
W zwalczaniu U-bootów alianci nauczyli się wykorzystywać najnowocześniejsze zdobycze techniki. Powszechnie wprowadzano radar, odbiorniki Huff-Duff montowano na okrętach, doskonalono groźny sonar Asdic, służący do wykrywania zanurzonych okrętów. Modernizowano też bomby głębinowe i ich wyrzutnie. Te wszystkie nowinki jednak nie zawsze wystarczały. U-bootom niejednokrotnie udawały się błyskotliwe akcje, polegające na wpłynięciu między kolumny statków konwoju i posyłaniu torped raz w lewo, raz w prawo. Po każdym takim ataku planiści w Londynie ze łzami w oczach przeglądali manifesty okrętowe zawierające informacje o ładunku zatopionych statków. Churchill chwytał za słuchawkę i dzwonił do swoich dowódców, żądając: Zróbcie coś z tym!
Czytaj też: Karl Dönitz – ostatni Führer. Kim był człowiek, którego Hitler wyznaczył na swego następcę?
Polowanie na „mleczne krowy”
W końcu zrobili. Przede wszystkim uderzyli w system logistyczny U-bootów. Od pewnego czasu wiedzieli z dekryptażu Enigmy, że U-booty „bojowe” są na morzu zaopatrywane przez okręty „dostawcze”, zwane Milchkühe (mleczna krowa). Były to duże okręty podwodne typu XIV, budowane od 1941 roku z myślą o użyciu ich jako transportowce. Miały 75 metrów długości, 9 wysokości i sporą wyporność – 1695 ton. Mogły przebywać na morzu nawet 10 miesięcy. Ich załoga liczyła aż 53 marynarzy, podczas gdy na zwykłych U-bootach służyło tylko 48 ludzi.
„Mleczne krowy” nie miały wyrzutni torpedowych, ale przewoziły cztery zapasowe torpedy. Przekazywały je na morzu U-bootom, które się „wystrzelały”. Miały także zapas paliwa dla 4–5 U-bootów, smary, oleje, części zapasowe, amunicję do dział pokładowych, żywność, medykamenty i pocztę. Zwykle na pokładzie był też lekarz, który potrafił wykonać proste zabiegi chirurgiczne, jak złożenie złamanej ręki czy usunięcie odłamka. „Mleczne krowy” miały też okrętową piekarnię oraz warsztat dorabiający nietypowe części. Takich okrętów III Rzesza miała tylko 10 (planowano budowę 20), podczas gdy „konwencjonalnych” U-bootów zbudowano ponad 850. Braki uzupełniano, przystosowując do roli transportowców podwodne stawiacze min typu XB.
Rola „Milchkühe” w utrzymywaniu gotowości bojowej U-bootów była niepodważalna, bo spotkanie z „dostawczakiem” na środku Atlantyku pozwalało na odzyskanie zdolności bojowej okrętu nawet na dwa miesiące. Odpadała też konieczność powrotu U-boota do portu, co zajmowało kilkanaście dni. W połowie 1943 roku, dzięki dekryptażowi Enigmy, dowództwo Royal Navy doskonale zdawało sobie sprawę z roli „mlecznych krów”. Postanowiono na nie uderzyć, angażując do pomocy silne grupy poszukiwawcze US Navy. Nowością było użycie przeciwko U-bootom samolotów startujących z małych lotniskowców eskortowych. Dzięki nim słynna „czarna dziura” pośrodku Atlantyku nie była już taka czarna.
Czytaj też: Alianci nazywali je „karawanami”. Jak bardzo niebezpieczna była służba na pokładzie U-Boota?
Niebezpieczne manewry
Iain Ballantyne w „Zabójczym rzemiośle” pisze:
W lipcu i sierpniu 1943 roku grupy pościgowo-niszczycielskie US Navy, ze sporym udziałem niszczycieli, zatopiły 13 U-bootów. Wśród zniszczonych okrętów podwodnych były cztery „mleczne krowy”, z których trzy mogły również stawiać miny. (…) Mleczne krowy musiały przeprowadzać czasochłonne przekazywanie zaopatrzenia na powierzchni, co w nieunikniony sposób narażało je na atak wroga. Dowództwo U-Bootwaffe musiało też zaaranżować ich spotkania ze zwykłymi U-bootami drogą radiową, wskutek czego alianci przechwytywali i odszyfrowywali wiadomości na ten temat.
Operacja przekazywania zaopatrzenia na morzu była bardzo skomplikowana. Najpierw okręty trzeba było połączyć przewodami paliwowymi, podawanie paliwa trwało około czterech godzin, zaś przewożenie pozostałego zaopatrzenia pontonami około dwóch godzin. Niezwykle złożone i niebezpieczne było także przekazywanie torped z jednego okrętu na drugi, do czego wykorzystywano specjalny ponton, a także małe dźwigi montowane na pokładzie.
Co ciekawe, słynący z zastosowania nowatorskich pomysłów Niemcy nie wpadli wtedy na pomysł przekazywania paliwa z okrętu na okręt w zanurzeniu, chociaż technicznie było to już możliwe. A przecież polowanie trwało, co pokazała skuteczna akcja samolotów Avenger i Wildcat z lotniskowca eskortowego USS „Card”. 4 października 1943 roku zaskoczyły one U-460 w czasie przekazywania zaopatrzenia na U-264, U-455 i U-422 na samym środku oceanu! Amerykanie zatopili „dostawczaka” za pomocą torpedy akustycznej Fido zrzuconej z powietrza.
Z kolei U-459, U-461, U-462, U-463 zostały zatopione przez brytyjskie samoloty w Zatoce Biskajskiej, gdy wyruszały na morze z zaopatrzeniem. Do 1944 roku przetrwały tylko U-488 i U-490, ale tę pierwszą „krowę” upolowały 26 kwietnia 1944 roku niszczyciele USS „Barber”, USS „Frost”, USS „Huse” i USS „Snowden”. Z kolei 12 czerwca 1944 roku namierzono transmisję radiową z U-490, po czym cennego U-boota dopadły i zatopiły amerykańskie niszczyciele eskortowe: USS „Frost”, USS „Huse” i USS „Inch”.
Czytaj też: Najbardziej absurdalny pomysł na walkę z U-Bootami. Tylko Ernest Hemingway mógł na niego wpaść
Tajemnica Enigmy
„Ta rzeź „mlecznych krów” stanowiła poważny cios dla zdolności Niemiec do prowadzenia wojny dalekiego zasięgu. (…) Niektóre U-booty bojowe trzeba więc było przydzielić do zadań zaopatrzeniowych, żeby okręty podwodne przebywające na patrolach mogły wrócić do francuskich portów” – pisze Iain Ballantyne.
Winston Churchill bardzo dbał o poufność swojego najcenniejszego źródła informacji, czyli dekryptażu „Enigmy”. Miał poważne obawy w związku z tak niebywałą skutecznością w zwalczaniu „mlecznych krów”, ale także z uzyskiwaniem przez aliantów widocznej przewagi w wojnie nad morzu.
Niemcy byli jednak pewni, że Enigma gwarantuje bezpieczeństwo łączności, choć Dönitz kilkakrotnie zlecał dochodzenia mające ustalić źródło przecieków. Niemcy podejrzewali, że informacje o okrętach wychodzących w morze przekazują robotnicy stoczniowi lub francuski ruch oporu. Przede wszystkim zaś tłumaczyli porażki zdolnością aliantów do wykrywania transmisji radiowych. W tym akurat przypadku się nie mylili. W swojej książce Iain Ballantyne ocenia:
Wojnę przeciwko U-bootom często przedstawia się tak, jakby dobiegła ona końca wraz z wycofaniem się niemieckich okrętów podwodnych z północnego Atlantyku i zażegnaniem zagrożenia ze strony wilczych stad. W rzeczywistości przekształciła się ona w tylko w inny rodzaj walk. O ile bowiem w czasie ostatnich dużych ataków na konwoje w kwietniu i wrześniu 1943 roku U-booty walczyły o zapewnienie Niemcom zwycięstwa w wojnie, o tyle w późniejszym okresie ich celem było odsunięcie czasie porażki i zniechęcenie aliantów do inwazji w południowo-zachodniej Europie.
Nie da się ukryć, że ten drugi cel został osiągnięty, chociaż krwawym kosztem. Do końca wojny niemieckie okręty podwodne zatopiły 2800 statków alianckich i 175 okrętów wojennych. U-Bootwaffe straciła zaś 784 okręty spośród 830 użytych bojowo.
Bibliografia:
- Ballantyne, Zabójcze rzemiosło. Historia wojny podwodnej, Wyd. Rebis.
- Blair, Hitlera wojna U-Bootów, Wyd. Magnum.
- Werner, Żelazne trumny, Wyd. Finna.
KOMENTARZE (3)
„Gdy okręt nadawał meldunek, lokalizowano jego pozycję, podobnie jak dzisiaj robi to GPS”
Taa, bardzo podobnie.
W artykule zabrakło informacji o tym, kto odegrał kluczową rolę w rozszyfrowaniu Enigmy.
Trochę nie rozumiem tego „polskiego przypominania” się polaków o swoich „osiągnięciach”… Aż tak ważnym jest to by o nas mówiono by o nas pamiętano ? To już jest historia o której mało kiedy i mało kto mówi. Jest to aktualnie bez wiekszego znaczenia. Ale jeśli już słychać te upomnienia to pragnę napisać że podobnie jak w wielu innych przypadkach tak naprawdę to i bez wkładu polaków osiągnięto by to samo a sam „polski” wkład nie do końca był tak wielki jak się o nim dziś mówi.
Co do Enigmy to poniekąd i owszem Polacy mieli swój wkład w pracach przy łamaniu jej szyfrowanych wiadomości. Jednak naprawdę to jedynie Polacy opracowali jedną z pierwszych pocedur wstępnych które zostały wykorzystane do złamania szyfru Enigmy a nie jak się ogólnie twierdzi że to Polacy złamali szyfr. Polska procedura zakładała by ustawienie wirników było zgodne z kluczem dziennym odczytywanym z książki kodowej. I tutaj jest sporo przypadku bądź szczęścia ponieważ podstawowym błędem Niemców podczas nadawania wiadomości przy pomocy Enigmy polegał na nadawaniu indywidualnego klucza wiadomości tekstem otwartym przed samym nadaniem wiadomości zaszyfrowanej. Kolejnym błędem było konstruowanie tego indywidualnego klucza przy użyciu jedynie trzech znaków w dodatku nadając go dwukrotnie . Pozwoliło to odkryć relację pomiędzy pierwszym a czwartym znakiem, drugim a piątym znakiem oraz trzecim i szóstym znakiem. Dzięki błędom Niemców to Polacy potrafili odtworzyć działanie Enigmy a później dekodowanie wiadomości.
Dopiero w 1940 roku Niemcy na to wpadli i zmienili procedurę wstępną co zwiekszyło bezpieczeństwo szyfrów i ponownie wprowadziło zamieszanie przy odszyfrowaniu. Jeśli o błędach mowa to nadmienię że Niemcy stosowali klucz szyfrujący korzystając z 3 znaków, jakby tego było mało zawsze używali jednego znaku trzy razy. Np AAA, VVV, DDD. Zwiększyli co prawda poziom bezpieczeństwa ale nadal raczej z wygody ciąg tych trzech znaków nadal był prosty. Np ABC, QWE, ASD, ZXC. Często stosowano znaki bedące wyrazem. Np. EIN itd…
Stosowano również w wielu wiadomościach ten sam klucz czy np inicjaly szyfranta…
Dalej. .. Początkowe trudności w dekryptażu wiadomości z Enigmy wynikały choćby stąd że próby odczytania szyfrów przeprowadzali lingwiści próbując wyłapać cechy charakterystyczne języka. Również w Polsce próbowano i z marnym skutkiem. Działo się tak dlatego że Enigma była mechaniczną maszyna szyfrującą. Wiadomości szyfrowane były polialfabetycznie czyli w wiadomości każda litera tekstu jawnego była szyfrowana za pomocą permutacji alfabetu. To z kolei ukrywało własności języka szyfru.
Polski wkład to punkt zaczepienia i pokazanie jedynie kierunku w którym należało pójśc by prace przyniosły efekty. Polski zespół nie był w stanie pracować nad tym dalej z prostego powodu. Nasi kryptolodzy posiadali bardzo skromny budżet. Na dalsze prace po prostu nie było nikogo stać. Zatem Polski zespół pracował dalej, doskonaląc jedynie metody dekryptażu. Nad resztą pracy usiedli Brytyjczycy.
Opierając się na materiale otrzymanym od Polaków rozpoczęto prace nad wdrożeniem ich do użytku oraz późniejszym rozbudowaniem tych metod. W tym miejscu wkład kryptologów z Polski się zakończył. W 1939 roku Polacy oddali Enigmę na której pracowali wraz z całą dokumentacją jaką stworzyli.
Nadmienię że „Polską” metodą na odczytanie szyfrów Enigmy było stworzenie bomb kryptologicznych (z pomysłu Rejewskiego) wraz z płachtami Zygalskiego. W roku 1940 Niemcy poprawili metody szyfrowania czego następstwem było stworzenie kolejnyh 54 bomb kryptologicznych (aby łącznie było ich 60) oraz opracowanie 60 kompletów płacht Zygalskiego (dla ciekawych jeden komplet liczy 26 płacht) – Przy tym polski zespół już nie pracował.
Zatem czy nasz polski wkład był naprawdę tak olbrzymi jak się go dziś przedstawia ? Otóż chyba nie tak do końca. Co prawda wskazał kierunek aczkolwiek bez informacji od Polskich kryptografów prace nad Enigmą trwały by maksymalnie rok czasu dłużej tym samym przedłużając o ten czas trwanie wojny. Jednak można śmiało zdementować twierdzenie że to dzięki polakom Enigma upadła…
Wiekszość prac i pomysłów oraz odkryć, liczenia oraz ciągłego ulepszania należy się Turningowi. Jeśli o całokształcie mowić to właśnie Turning rozszyfrował Enigmę co więcej zbudował komputer który łamał szyfr Enigmy który od czasu prac zespołu z polski kilka razy ulepszano. Sama budowa bomb kryptologicznych wymagała sporego nakładu funduszy. Przy ich tworzeniu pracował poniekąd mistrz szachowy Hugh Alexander czy matematyczka Joan Clark…
Zabawnym jest również fakt wspominania o zasługach Polaków a dokładniej Mariana Rejewskiego, Henryka Zygalskiego oraz Jerzego Różyckiego a zapomina się o jeszcze jednym członku tej ekipy. Antoni Palluth który zasłużył się w takim samym stopniu co pozostała trójka przy pracach nad szyfrem Enigmy. Wstyd…
A ogólnie to nie ma co wyliczać kto ile i co zrobił przy Enigmie. Jeśli już chwalić za pracę w tym temacie to chwalić wszystkich.
M. Rejewski, H. Zygalski, J. Różycki, A. Palluth z Polski, A. Turing, G. Welchman, P. Twinn, D. Knox z Wielkiej Brytanii G. Bertrand z Francji