20 tysięcy dolarów – tyle wynosił łup złodziei, którzy w 1980 roku obrabowali bank w Norco. Ale to nie skradziona suma sprawiła, że napad przeszedł do historii.
Każdy fan kina sensacyjnego wie, że jedną z najlepiej zrealizowanych scen napadu na bank jest ta z filmu „Gorączka”. Mimo że przy całym swoim rozmachu scena ta chwalona jest za zachowanie pewnej dozy realizmu, to większość z nas i tak założy, że tego typu wydarzenia nie mogłyby wydarzyć się w prawdziwym świecie. Nic bardziej mylnego. Wszystko, co związane jest z napadem w Norco, spokojnie mogłoby znaleźć się w dobrym filmie akcji. Intrygujące są sylwetki bandytów i powody, jakie skłoniły ich do rabunku. Szokujący był przebieg napadu i jatka, która wywiązała się między rabusiami a ścigającymi ich policjantami. Co więcej, wydarzenie to miało daleko idące konsekwencje dla całego systemu bezpieczeństwa publicznego w USA.
Miasto Aniołów
Pierwsze skojarzenie, które przychodzi nam do głowy, jeśli myślimy o Los Angeles to Hollywood. Na początku lat 80. Miasto Aniołów nie było jednak wyłącznie międzynarodową stolicą filmu. Tak się składa, że dzierżyło również tytuł światowej stolicy napadów na banki. W ciągu roku przeprowadzano tam ponad 500 tego typu przestępstw, co odpowiadało 25 proc. wszystkich napadów na banki w USA.
Kalifornijscy bandyci byli ponadprzeciętnie łasi na bankowe lokaty z bardzo prostego powodu. Los Angeles i jego okolice oplata gęsta sieć autostrad. Jeżeli rabusie potrafili przeprowadzić napad wystarczająco sprawnie i dostać się na trasę szybkiego ruchu przed przyjazdem policji, nie było mowy o ich złapaniu. Łatwość, z jaką można było obrobić bank, to jednak nie jedyny powód, który skłonił 28-letniego George Smitha do skoku na Security Pacific Bank w Norco. Po odbyciu służby wojskowej Smith stał się członkiem jednej z wielu działających w Kalifornii sekt. Wspólną cechą tych pseudoreligijnych ruchów był dogmat o rychłym końcu świata.
Czytaj też: Bestialskie zabójstwo 12-latki. Zbrodnia, która odebrała niewinność Los Angeles
Efekt Jupitera
Nauki głoszone przez działające na zachodnim wybrzeżu ruchy religijne mówiły, że ponowne przyjście Jezusa poprzedzone będzie Armagedonem. Według obliczeń sporządzonych przez Smitha wydarzenie to miało nadejść w 1981 roku. Smith wierzył, że do końca świata należy się odpowiednio przygotować.
W swoim domu na peryferiach Los Angeles, zaczął budować schron, zbierać zapasy i gromadzić broń. Jego towarzyszem i pomocnikiem został kolega z pracy – Christopher Harven. Przez swoją niestabilność emocjonalną Harven został wydalony z wojska i, podobnie jak Smith, zaczął wierzyć w różne niesamowite przepowiednie. Dla niego najbardziej przekonującą teorią o końcu świata była ta związana z tzw. efektem Jupitera. Ta pseudonaukowa plotka głosiła, że w wyniku koniunkcji Jowisza i Plutona ziemska grawitacja ulegnie osłabieniu, co skutkować będzie katastrofalnymi trzęsieniami ziemi. Początek Armagedonu miał nastąpić w 1982 roku.
Wspólnym marzeniem obu panów było kupienie kawałka ziemi w stanie Utah i przygotowywanie się tam do końca świata. Niestety, ograniczone środki finansowe nie pozwalały na realizację tych planów. Smith i Harven zgodnie postanowili, że trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i poszukać sposobu na zdobycie gotówki. Po krótkiej burzy mózgów stwierdzili, że ich finansowe problemy rozwiąże napad na Security Pacific Bank w Norco.
Siła ognia
Wkrótce Smith i Harven w swój śmiały plan wtajemniczyli trzy kolejne osoby: Russella Harvena – młodszego brata Chrisa, oraz braci Manuela i Belisario Delgado. Cała piątka postawiła wszystko na jedną kartę. Skok na bank stał się dla nich sprawą życia i śmierci i zamierzali przegotować się do niego jak najlepiej.
Smith i Harven oprócz skłonności do wiary w spiskowe teorie, mocno interesowali się bronią. Jeszcze przed pojawieniem się myśli o zorganizowaniu napadu, zgromadzili w domu tego drugiego jej pokaźną kolekcję. Po podjęciu decyzji o rabunku zaczęli się jeszcze dozbrajać, tworzyli improwizowane ładunki wybuchowe i obmyślali plan ataku. Wkrótce w ich arsenale znalazły się m.in.: Colt AR-15, Heckler & Koch G3, Heckler & Koch HK33, cała paleta różnego rodzaju strzelb, granaty, koktajle mołotowa, tysiące sztuk amunicji, a nawet katana. Broń, którą zgromadzili, swoją siłą rażenia znacznie przewyższała to, co do swojej dyspozycji mieli szeregowi funkcjonariusze amerykańskiej policji.
Los Angeles i jego peryferia w latach 80. były obszarami borykającymi się z dużą przestępczością. W obawie przed zbytnią militaryzacją policji nie decydowano się jednak na jej dozbrojenie. Jedynie jednostki specjalne (np. S.W.A.T.) miały do dyspozycji broń palną o większej sile rażenia. Standardowym uzbrojeniem amerykańskiego policjanta był wówczas rewolwer Smith & Wesson .38 Special i strzelba Remington 870 Wingmaster. Oba rodzaje broni charakteryzowały się małym zasięgiem i niską celnością. Gdy 9 maja 1980 roku banda George’a Smitha napadnie na bank w Norco, amerykańska policja zda sobie w końcu sprawę z niedostosowania uzbrojenia do realiów lat 80.
The Bank Job
Plan napadu był prosty. Jakiś czas przed rabunkiem, na drugim końcu Norco, jeden z przestępców odpali niewielki ładunek wybuchowy, a eksplozja ściągnie w ten rejon większość lokalnych jednostek policji. Reszta ekipy miała za zadanie podjechać pod bank, wtargnąć do środka, sterroryzować personel i w przeciągu 2 do 3 minut ukraść tyle gotówki, ile tylko się da. Zanim do placówki przyjechałaby policja, rabusie byliby już w drodze do Las Vegas.
Nic nie poszło jednak zgodnie z planem. Już wybranie pory napadu okazało się kompletnie nietrafione. Bandyci nie byli świadomi, że w piątek po południu bankowe sejfy były praktycznie puste. Akcja dywersyjna dosłownie spaliła na panewce. Podłożony ładunek wybuchowy został zauważony i zneutralizowany. Mimo tego kierujący napadem Smith zdecydował o kontynuowaniu akcji.
O 15:15 ubrani w kominiarki rabusie wparowali do banku. George Smith, Chris Harven i Manuel Delgado zajęli się zastraszaniem personelu, a Russell Harven stanął na czatach. Najmłodszy, 17-letni Belisario Delgado pełnił rolę kierowcy i czekał na kolegów w skradzionej furgonetce. Tymczasem napad szedł gorzej niż źle. Jednej z pracownic udało się wcisnąć cichy przycisk alarmowy i zawiadomić policję. Druga zamknęła się w skarbcu i odcięła rabusiów od reszty pieniędzy, które pozostały jeszcze w placówce. Kiedy rozhisteryzowani bandyci szykowali się do opuszczenia banku, na horyzoncie widać było już pierwsze niebiesko-czerwone światła.
Czytaj też: Zaginiony chłopiec, oszukana matka i rzeźnik dzieci z Wineville – ta sprawa wstrząsnęła Ameryką
Szybcy i wściekli
Jeden policjant zastrzelony, ośmiu poważnie rannych, 33 uszkodzone radiowozy, zestrzelony helikopter. Taki był ostateczny bilans strzelaniny, jaka wywiązała się między bandytami a policjantami. Pierwsi policjanci, którzy dotarli na miejsce, od razu zorientowali się, że nie jest to zwykły skok na bank. Już na samym początku przywitały ich ciężkie salwy z broni maszynowej, a radiowozy były dosłownie szatkowane na kawałki. Funkcjonariusze byli przytłoczeni siłą ognia, którą dysponowali przestępcy.
Bandytom udało się wskoczyć do furgonetki i zacząć uciekać z miejsca rabunku. Jeden z policjantów zdołał jednak oddać strzały w kierunku oddalającego się auta. Kula dosięgnęła kierowcę, który stracił panowanie nad samochodem i rozbił auto na pobliskim ogrodzeniu. Tym razem bandyci nie stracili zimnej krwi. Ukradli stojącego nieopodal żółtego Forda F-250 i znów zaczęli uciekać przed policją. Samochodem jechała już tylko czwórka, gdyż 17-letni kierowca furgonetki umierał w porzuconym aucie. Została tam również cała zrabowana z banku gotówka. Przez kolejne 40 kilometrów bandyci gnali przed siebie na złamanie karku, strzelając i rzucając granatami w kolejne policyjne radiowozy. Gdy nad głowami rabusiów zaczął krążyć policyjny śmigłowiec, ci zestrzelili go, używając broni snajperskiej.
Polowanie na bandytów
Wkrótce z przedmieść Los Angeles pościg przeniósł się w górzyste tereny otaczające miasto. Przestępcy zasadzili się tam na jeden z radiowozów. Policjant James Evans wpadł w zorganizowaną przez bandytów pułapkę, został postrzelony w twarz i zginął na miejscu. Rabusie natomiast rozdzielili się i już na piechotę usiłowali się schować w okolicznych lasach. Rozpoczęło się polowanie na bandytów.
W nocy w rejon poszukiwań ściągnięto ponad 60 funkcjonariuszy z grupy S.W.A.T. Dysponując takimi zasobami ludzkimi, policjantom udało się w końcu dopaść przestępców. George Smith, Chris Harven i Russell Harven oddali się w ręce policji bez walki. Manuel Delgado jako jedyny postanowił stawić zbrojny opór. Po krótkiej wymianie ognia został zastrzelony przez oddział S.W.A.T.
Uzbrojeni po zęby
Trójka bandytów, która przeżyła obławę, została ostatecznie oskarżona o popełnienie 46 przestępstw, a następnie skazana na dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. Historia napadu na bank w Norco, nie skończyła się jednak z chwilą ogłoszenia ostatecznego wyroku.
Każdy, kto w ubiegłym roku śledził zamieszki na ulicach amerykańskich miast, mógł zauważyć, że nawet zwykli funkcjonariusze prawa wyglądali jak członkowie oddziałów antyterrorystycznych. Proces militaryzacji policji rozpoczął się w USA właśnie po słynnym kalifornijskim napadzie. Administracja rządowa zauważyła, że przy uzbrojonych po zęby bandytach policjanci stali się praktycznie bezbronni. Po skoku na bank w Norco zaczęto więc wyposażać funkcjonariuszy w broń charakteryzującą się dużo większą siłą ognia.
Czterdzieści lat po tych wydarzeniach w USA widać jednak już zupełnie inny trend. Policjanci wyglądający jak żołnierze wzbudzają coraz większe zainteresowanie opinii publicznej, która wzywa do ponownej demilitaryzacji służb.
Bibliografia:
- Houlahan, Norco ’80: The True Story of the Most Spectacular Bank Robbery in American History, Barkeley 2019.
- Schaub, Apocalyptic robbers botched a SoCal bank heist, Los Angeles Times (dostęp 10.10.2021).
- Oberhaus, How a 1980 Bank Robbery Sparked the Militarization of America’s Police, Vice (dostęp 10.10.2021).
KOMENTARZE (2)
Nie „oficerowie” a „funkcjonariusze”
No i uzbrojenie poolicji municypalnych nie lezy w gestoii rządu USA ;)
Ale poza tym – swietny tekst. Lekkie pióro, niezły styl
„Szeregowi oficerowie amerykańskiej policji.”
Jezus Maria, ludzie, jak tłumaczycie z angielskiego to róbcie to z głową. Police officer to po angielsku funkcjonariusz, a nie oficer. Poza tym na logikę, oficerowie nie biegają z bronią za bandytami, tylko pracują umysłowo.