Dieta średniowiecznych ludzi nie była szczególnie urozmaicona. Dominowała w niej zbożowa breja, urozmaicona niekiedy odrobiną mięsa lub warzyw, i chleb tak twardy, że dosłownie dało się go połamać. Nierzadko w oczy zaglądał im głód. Wielu umierało z wycieńczenia. Zdarzały się nawet przypadki kanibalizmu...
Pusty żołądek wywołuje u ludzi męczące uczucie. Być może król Fryderyk Barbarossa nie wie, co to głód, może arcybiskup Kolonii głodu nigdy nie zaznał, każąc sobie serwować najznakomitsze przysmaki – lecz tu, na prowincji, wszyscy już nieraz głodowali. Nie raz jeden, gdyż czasy są złe: wiek XII jest stuleciem głodu.
Lata najgorszych klęsk zostały odnotowane na kartach kronik: 1099–1101, 1124–1126, 1145–1147, 1150/51, 1161/62 oraz 1195–1198. Ba, niedoborów żywności, występujących często w mniejszej, regionalnej skali, nigdy w kronikach nie zapisano. Dla sposobu postrzegania świata to jednak kwestia drugorzędna. Decydujące jest gorzkie osobiste doświadczenie: każde pokolenie tamtej epoki, niemal każde dziecko i w zasadzie wszyscy dorośli doświadczyli klęski głodu – i przy odrobinie szczęścia zdołali ją przeżyć.
Cicha śmierć, głośny lament
W najgorszych przypadkach głód staje się wręcz słyszalny. Krzyki głodujących niosą się daleko, zwłaszcza gdy biedaków dotyka tak zwany „ogień św. Antoniego”, ergotyzm. Wywołuje go sporysz, grzyb atakujący spożywane przez człowieka ziarno żyta i pszenicy.
Powstają wówczas toksyczne związki, powodujące trudności w oddychaniu i problemy z krążeniem, a w konsekwencji przykurcze mięśni, w skrajnych zaś przypadkach martwicę kończyn. To potwornie bolesna dolegliwość. Przeraźliwe wrzaski cierpiących roznoszą się echem po wsiach i miasteczkach, ponieważ chorzy mają poczucie palenia żywcem. Jak notuje jeden z kronikarzy: „To był niewidzialny ogień, który rozdzielał mięso od kości i je trawił”.
Cicha jest śmierć głodujących, głośny za to lament jej świadków. Pewien kronikarz, opisując rok 1099, donosi o zrozpaczonej matce, której głodujące dziecko przeżywa na jej oczach potworne katusze. Gdy nie może dłużej znieść jego cierpienia, uśmierca je trującym zielem. Zwłoki zostają złożone w ogromnym dole razem z ciałami pięćdziesięciu innych ofiar głodu. Kilku mnichów otacza zdesperowaną matkę opieką, pociesza ją i pielęgnuje. Kobieta zbyt wiele jednak wycierpiała – umiera ledwie kilka dni po śmierci swego dziecka.
Niektórzy duchowni opiekują się umierającymi, by po śmierci pochować ich w należyty i zgodny z kościelnym obyczajem sposób. Ów obowiązek wywodzą z nakazu grzebania zmarłych, zapisanego w Ewangelii św. Mateusza, która wymienia dzieła miłosierdzia. Jednakże w przypadku klęski głodu przykazanie to często pozostaje jedynie pobożnym życzeniem. Zmarłych jest po prostu zbyt wielu. Podczas takiej katastrofy biskup Bambergu podejmuje niezbędne kroki, czym zyskuje sobie uznanie kronikarza:
Nawet bogaci cierpieli z powodu skrajnego głodu, biedacy i żebracy leżeli martwi po ulicach i polach w takiej liczbie, że nie sposób ich było pochować na cmentarzach. Lecz duchowny… czasem sam, czasem z pomocą innych, spełniał nakaz pogrzebu. Tam, gdzie mnogość ciał nie pozwalała na tradycyjny pochówek, kazał kopać ogromne doły, w których umieszczano setki i tysiące zwłok jednocześnie, najmując za pieniądze ludzi, którzy gorliwie się tym zajmowali.
Czytaj też: Nogi gniły i odpadały. Tej choroby można się było nabawić od jednej kromki chleba
Spaleni żywcem za… głód
Głód wszystko zmienia. Nie tylko żywieniowe nawyki, lecz zgoła całe życie – a tym samym zasady międzyludzkiego współżycia. Kto kiedykolwiek doświadczył lęku przed tym, że skąpych zapasów żywności może zabraknąć, ten wie, że podczas głodu puszczają wszelkie hamulce.
Konieczność wyznacza sposób postępowania. Mnożą się przypadki kradzieży, dochodzi do rabunków, a nawet zabójstw. Nie sposób przed kimkolwiek uchronić posiadanej żywności. Czy ludzie wciąż nie skaczą sobie do gardeł? Trudno o tym mówić, niemniej ukradkiem wciąż się szepcze, że dochodziło do najgorszego: aktów kanibalizmu. To wyłącznie pogłoski, brakuje niezbitych dowodów, lecz to niczego nie przesądza…
Każdej klęsce niedostatku towarzyszą jej własne legendy. Dotyczą braku i obfitości, dobrych i złych ludzi, a także moralności. Tak jak w historii arcybiskupa Hatto II z Moguncji (zmarłego w 970 roku), wciąż żywej, choć rozegrała się ponoć w X wieku.
Biskup ten uchodził za niebywałego skąpca. Gdy biedni coraz śmielej domagali się chleba, kazał ich, jak mówi podanie, zamknąć w stodole za miastem, drzwi zaryglować, a budynek podpalić. Ludzie jęczeli trawieni przez płomienie, błagając o ratunek. Biskupowi przypisuje się kpiące słowa: „Słuchajcie, słuchajcie, tak piszczą myszy”. Żadna średniowieczna historia nie obejdzie się jednak bez sprawiedliwej kary dla złoczyńcy. Odnajdziemy ją znacznie później u braci Grimmów w następującym fragmencie:
Wkrótce sam Pan Bóg zaczął go nękać; myszy biegały po nim dzień i noc, podgryzały go, a on nie był w stanie się przed tym bronić. Nie znalazłszy innej rady, kazał zbudować w pobliżu Bingen wieżę pośrodku Renu, którą można zobaczyć do dziś, myśląc, że będzie w niej bezpieczny, ale myszy przepłynęły rzekę, wspięły się na wieżę i zjadły biskupa żywcem.
Czytaj też: Byli tak głodni, że zjadali własne dzieci. Do czego jeszcze skrajny głód jest w stanie zmusić człowieka?
Co jedzono w średniowieczu?
Z myszami trzeba postępować bezlitośnie, gdyż ludzie rywalizują z nimi o swój najważniejszy pokarm: o ziarno, z którego sporządza się breję. Uprawiane są podstawowe gatunki zbóż: jęczmień i owies, orkisz, proso, pszenica oraz żyto. Żyto wzrasta nawet na jałowych glebach i w surowym klimacie.
Zdecydowana większość ludzi dzień w dzień pożywia się tą samą potrawą. Gruboziarnistą mąkę gotuje się do otrzymania bezkształtnej masy. To chleb powszedni ubogich. Do sporządzania brei wykorzystuje się głównie owies, a owsianka jest podstawowym daniem. Zazwyczaj w ciągu dnia spożywa się dwa główne posiłki: poranny, przypominający raczej późne przedpołudniowe śniadanie, oraz drugi podawany wczesnym wieczorem, między godziną szesnastą a osiemnastą.
Jako że nikt nie używa jeszcze zegarka, porę dnia wyznaczają warunki życia w gospodarstwie domowym: latem drugi posiłek może odsunąć się w czasie, póki prace polowe nie zostaną ukończone – w odróżnieniu od zimy z jej krótkimi dniami. Rozsądek nakazywał, by zimową porą spożywać wieczorny posiłek jeszcze w promieniach słońca i nie używać sztucznego i kosztownego oświetlenia.
Oprócz brei w menu znajdują się dostępne o danej porze roku warzywa: mimo różnic regionalnych są to zazwyczaj groch i soczewica, fasola i rzepa, w całym kraju uprawia się także marchew, cebulę i kapustę. Podobnie jak owoce, zwłaszcza jabłka, gruszki i śliwki, warzywa nie nadają się do dłuższego przechowywania, dlatego spożywa się je bezzwłocznie. Zazwyczaj są gotowane i podawane jako samodzielna potrawa, a nie jako „dodatek” do chleba.
Czytaj też: 10 zadziwiających faktów o życiu w średniowieczu
Chleba naszego powszedniego
Gdy mowa o jedzeniu, kwestii egzystencjalnej, zawsze pojawia się słowo „chleb”. To dlatego ludzie używają określeń w rodzaju „chleb nasz powszedni” czy „wędrować za chlebem”; podatek płacony feudałowi w niektórych okolicach nazywa się „chlebowym”. Biorąc pod uwagę podstawowe znaczenie tego słowa, nie dziwi fakt, że społeczność, żyjąca razem pod jednym dachem, spożywa wspólne posiłki, „łamiąc się chlebem”.
Dla chrześcijan chleb jest zarazem czymś więcej niż tylko pokarmem, ponieważ komunia, czyli dzielenie się chlebem na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy Jezusa i jego uczniów, jest najważniejszą częścią mszy. Nierzadko pielgrzymi spożywają u celu podróży poświęcony chleb, gdyż wierzą w jego uzdrawiającą moc.
Chleb jest wieloznaczną obietnicą. Nic dziwnego, że biblijna opowieść o cudownym rozmnożeniu chleba, chętnie głoszona przez kaznodziejów, trafia na podatny grunt, historia ta bowiem przemawia do ludzi zatroskanych o dostatek chleba powszedniego.
Jednakże chleb chlebowi nie równy. Nierzadko da się go dosłownie połamać. Chleb jest suchy, trudno go przeżuwać. Często wypieka się go z żyta, a rezultat zależy głównie od jakości zmielonej mąki. Najlepsza jest bez wątpienia mąka pszenna, wypiekany z niej biały chleb to prawdziwy rarytas. Przez długi czas był podawany wyłącznie na arystokratycznych dworach i w bogatych klasztorach, a feudałowie wręcz żądali od chłopów wydawania zapasów pszenicy.
Dla zwykłych ludzi jasny chleb pozostaje marzeniem, zwyczajnie ich nań nie stać. Niektórzy, jak się zdaje, gotowi są sprawdzić, jaką cenę przyjdzie im zapłacić za ten luksusowy towar. Czy dobrego chleba nie wystarczy po prostu poszukać? W miejscu, gdzie podobno zawsze jest go pod dostatkiem – w klasztorze? Mnich Humbert de Romans (1190/1200–1277) przytacza w swoim kazaniu znamienną historię o dobrym, białym chlebie i sile, z jaką oddziałuje na ludzi.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Tillmanna Bendikowskiego „Przeżyj rok w średniowieczu”, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Znak Horyzont.
KOMENTARZE (11)
„…Pewien kronikarz, opisując rok 1099…”… Czyli kto? Czyżby wtedy już było RODO czy kronikarz został zmyślony na potrzeby artykułu?
Slaby tekst. Owsianke mozna na noc zalewac woda i rano jest gotowa (nie trzeba gotowac) … od wiekow tak robiono ;) Do tego kiszono wszystko co sie da. Tak warzywa i owoce tez. Marchewka kiszona jest super ;) Warto sie zapoznac z ksiazkami w tematyce kiszenia na calym siwecie, a dopiero pozniej plodzic taki tekst :) Z chlebem tez cienko… podplomyki w europie maja sie dobrze nawet do teraz. Twardy chleb nadal jest jedzony w skandynawii ;) itp itd
Dodaj do tego, fakt przechowywania jabłek i orzechów aż do wiosny. Suszenia ryb i oczywiście kiszenia jak napisałaś wszystkiego także ryb. Pito piwo nie wodę, nawet w klasztorach i nie jadano tam zawsze jasnego pieczywa. Hodowano też powszechnie ryby w stawach, pito mleko i warzono sery. W źródłach istnieją zapisy co do diety emerytowanych zakonników. Wiedza autora książki o średniowiecznej diecie jest uboga, jak według niego dieta ludzi średniowiecza. na terenach Polski i Włoch jedzono powszechnie ptaki także wrony i skowronki, przepiórki itp. Do czasów XV wieku, sprawa żywieniowa w Polsce nie wyglądała tak, źle.
Ot zachodnie brednie w tej chwili ludzie swój jadłospis ograniczają do raptem kilkunastu gatunków roślin i tyleż zwierząt. W czasach średniowiecza było to kilkunastokrotnie więcej. Zatem problemem był brak zapasów zimą i na zachodzie wylesienie. To jak szkorbut na zachodzie połączony z niechecią do kiszonej kapusty i ten stan trwał całe stulecia.
A potem jak Anglicy dokonują odkrycia. Że woskowa powłoka w niektórych odmianach jabłek jest naturalna nie natryskiwana w hurcie.
Albo, że większość ludzi jadła podpłomyki, czy jak na bliskim wschodzie macę, chociaż to chyba nazwa z Izraela. Gdzie tam wypieki jak współcześnie. Słowianie piekli tylko w formie kołacza od święta nie na co dzień. Serowarstwo na terenach Europy to historia na całą książkę nie artykuł. Teraz taki nieuk pisze książkę i twierdzi, że odkrył Amerykę.
Spokojnie, drodzy przedmówcy zwróćcie uwagę na podstawowy fakt, jeżeli średniowiecze było tak :głodne” to czemu przyrosty naturalne na naszym kontynencie były tak duże? Mimo tak wielkiej śmiertelności wśród noworodków i dzieci oraz ciągłych wojen i epidemii? Coś grafoman autor książki dyskutuje z faktami.
Co wy komentujecie …jakie sery,jakie wędzone ryby u chłopstwa w średniowieczu!jakie to bogactwo warzyw?chyba że to ta rosnąca u nas łoboda,młode pędy sosny czy żołędzie i kora drzew jako dodatek do mąki..gdzie słowianie a gdzie średniowiecze…. Fragmenty książki traktującej o czasach głodu a w komentarzach wynurzenia kompletnie nie w temacie.
Nie w temacie to jesteś ty. Chłopstwo mieszkające nad jeziorami i rzekami jadło ryby, raki, ślimaki i żaby. Sery warzono nie tylko na pańskich dworach, ale też w kmiecych zagrodach. Jak mieliby w średniowieczu przechowywać nadmiar mleka? Jak przechowywać mięso bez użycia soli jeśli nie wędzić? Powszechnie jedzono w Polsce kapustę, kasze, kluski itp. Pańszczyzna jeszcze nie dopadła Polaków w takim stopniu jak w wieku XV, wtedy to zapanowała „głodomeria” i bieda żywnościowa w RON. Nie jedzono chleba tylko podpłomyki kłusowano i polowano. Słowianie istnieją do tej pory więc twojego pytania nie rozumiem zupełnie. Facet w książce próbuje opisywać warunki w Europie zachodniej nie na terenach słowiańszczyzny czy jak wolisz Europy środkowej wschodniej i południowej. Czemu to Gal Anonim i Wincenty Kadłubek pisali o krainie mlekiem i miodem płynącej? Zapoznaj się z tematem u źródeł potem się wcinaj w dyskusję.
Rysiek, a piwo pite powszechnie robiono według ciebie z kory brzozy? No gdzie ci Słowianie, a gdzie średniowiecze? Wyginęliśmy, my Polacy jak dinozaury? Może Rosjanie i Czesi czy Serbowie zniknęli z powierzchni planety? Weź ty się zastanów zanim coś napiszesz.
Chyba nie bierzecie pod uwagę grzybów. Ludność wiejska jadła wtedy bardzo dużo grzybów. Lasów było dużo, zbierali i jedli. Można przeczytać w wielu książkach piszą o grzybach.
Nauczono się nawet jeść grzyby jako mięso i ryby. Kto nauczył się smażyć kanie jak schabowe,wszystko z tamtych czasów.
Autor podaje FASOLĘ jako jeden ze składników diety średniowiecznej. Cóż – fasola pochodzi z Ameryki.
Dość typowy błąd u zachodnich „historyków”. U naszych nie, bo w Polsce fasola nie należy, jak ziemniak, do potraf podstawowych i jadanych od dawien dawna.