Kiedy grał, śrubował rekordy – nie tylko strzeleckie. Widowiskowość, jaką gwarantował, sprawiała, że kasy biletowe zapełniały się dolarami. Każdy kibic NBA chciał obejrzeć go w akcji. Gdy schodził z parkietu, oddawał się swojej drugiej pasji – kobietom. Twierdził, że przez jego łóżko przewinęło się ich blisko dwadzieścia tysięcy…
Czas płynął. Ponad cztery tysiące osób z minuty na minutę coraz częściej podnosiło się z miejsc. Coś wisiało w powietrzu, a podniecenie towarzyszące każdemu rzutowi wysokiego, czarnoskórego koszykarza sięgało zenitu. Był 2 marca 1962 roku, a Philadelphia Warriors podejmowała New York Knicks. W pierwszej kwarcie Wilt Chamberlain – gwiazdor drużyny z Filadelfii – zdobył 23 punkty. W kolejnej powiększył ten dorobek o 18 oczek. I choć w jego przypadku takie cyfry były normą, to nawet najwięksi optymiści nie mogli przypuszczać, że na ich oczach właśnie tworzy się historia.
Mecz za 100 punktów
Drugą połowę meczu rozpoczęła seria trafnych rzutów „Big Dippera”. Widzący to koszykarze z Nowego Jorku mogli tylko wzruszyć ramionami. Nie wiedzieli, jak go zatrzymać. Już na początku spotkania Darrall Imhoff, kryjący indywidualnie Wilta, zupełnie sobie nie radząc, faulował go niemiłosiernie. Wyleciał z boiska. Od tej chwili defensywa „Knicksów” kulała. Co innego „Warriorsi”. Trenujący ich Frank McGuire, syn irlandzkiego policjanta, świadomy historycznej szansy, nakazał swoim chłopcom grę na Chamberlaina. Ci posłuchali i karmili swojego lidera podaniami, a on sycił się kolejnymi punktami.
Bariery pękały; najpierw „Big Dipper” pobił własny rekord punktów w jednym meczu (79), a później tylko go poprawiał. Kiedy miał już na swoim koncie 86 oczek, za mikrofon złapał spiker David Zinkoff i rozpoczął głośne odliczanie. Tym sprytnym zabiegiem zbudował napięcie, które udzieliło się wszystkim w hali.
Kibice nerwowo tupali, krzyczeli w kierunku koszykarzy z Filadelfii, by ci podawali tylko do Wilta. Koledzy i sztab szkoleniowy z Filadelfii gestykulowali, podskakiwali z podniecenia. Czterdzieści sześć sekund przed końcem meczu Chamberlain złapał piłkę i rzucił ostatni raz. Trafił! Sto punktów w jednym meczu NBA stało się faktem!
Rekord Wilta Chamberlaina nadal pozostaje niepobity. Uczciwie trzeba też oddać cesarzowi, co cesarskie. Tego dnia miał przysłowiowy „dzień konia”. Koledzy może i ułatwiali mu zadanie, ale najbardziej pomógł sobie sam. Trafił 28 z 32 rzutów osobistych – elementu gry, który wybitnie mu nie leżał, a do tego na 63 rzuty z gry, 36 wylądowało w koszu. Mógł jeszcze poprawić ten wynik, lecz ostatni fragment meczu zwyczajnie przestał. Zapytany, dlaczego się zatrzymał, odpowiedział: „Bo 100 wygląda lepiej niż 102”.
Czytaj też: „Dream Team” – najlepsza drużyna w historii sportu
Wielkolud, którego chcieli wszyscy
Wilt Chamberlain przyszedł na świat 21 sierpnia 1936 roku, jako szóste w kolei dziecko Olivii oraz Williama. Chamberlainowie byli wielodzietną rodziną, zamieszkującą niezbyt bogatą dzielnicę Filadelfii, miasta zakochanego w baskecie. Dzieciństwo Wilta naznaczone było chorobą płuc, która omal nie zakończyła się jego śmiercią. Organizm chłopaka, był jednak na tyle silny, że poradził sobie z zagrożeniem.
Od najmłodszych lat Chamberlain wyróżniał się wzrostem: w wieku dziesięciu lat szkolna pielęgniarka podczas pomiaru odnotowała wynik 183 centymetrów. Kobieta złapała się za głowę, nigdy nie widziała takiego kolosa.
Nieprzeciętne warunki fizyczne sprawiły, że usługami młodzieńca zainteresowali się lokalni trenerzy. Ale nie koszykówki. Wilt swoją przygodę ze sportem rozpoczął od lekkiej atletyki. Skakał wzwyż i dal, biegał, pchał kulą, a i trójskok nie był mu obcy, dzięki czemu w przyszłości – mimo swoich imponujących 216 centymetrów wzrostu i 125 kilogramów wagi – był niesłychanie skoordynowany. I silny.
Jeden z byłych komentatorów NBA wspominał, jak pewien center chciał wykonać wsad nad Wiltem. Zagranie to nie dość, że miało wyglądać widowiskowo, to na dodatek mogło upokorzyć broniącego. Chamberlain chyba mocno się wkurzył, bo po wyskoku zblokowana piłka wyleciała w trybuny. Rzucający nią przeciwnik podobno wylądował obok niej.
Droga na koszykarski szczyt Chamberlaina wiodła przez liceum i college. Od 1953 roku grał w Overbrook Panthers, gdzie bił kolejne rekordy strzeleckie. W jednym z meczów lokalnej ligi zdobył 90 punktów, stając się łakomym kąskiem dla klubów z NBA. Zanim jednak trafił do najlepszej koszykarskiej ligi świata, zacumował w uniwersyteckiej drużynie z Kansas, choć oferty płynęły do niego niemal z całego kraju. Już w swoim pierwszym spotkaniu zdobył 52 punkty, wprawiając oglądających go kibiców w osłupienie. Kilka miesięcy później doprowadził swój zespół do mistrzostwa NCAA.
Czytaj też: Po zwycięstwo! Do czego zdolni byli sportowcy, by pokonać przeciwników?
„Szczudło” w NBA
W czasie studiów „Szczudło” – jeden z kilku pseudonimów Wilta i najbardziej przez niego nielubiany – stał się bardzo rozpoznawalny. Z perspektywy trybun popisy wielkoluda śledziła większa niż zazwyczaj liczba kibiców. Oficjele zapraszali go na różnego rodzaju uroczystości.
W wymiarze sportowym koszykarz również zyskał. Doszło nawet do sytuacji, w której zmieniano przepisy gry, gdyż Chamberlain zdominował ją tak bardzo. Nie powinno więc dziwić, że w 1958 roku został zaproszony do Harlem Globetrotters. Drużyna złożona z absolutnych artystów koszykówki podróżowała po świecie, prezentując fanom ekwilibrystyczne akcje i spektakularne zagrania. Z Wiltem w składzie radowała publiczność choćby w Moskwie. Występy w Harlem Globetrotters wiązały się z wymiernymi korzyściami finansowymi. „Big Dipper” za udział w projekcie miał zainkasować 50 tysięcy dolarów.
24 października 1959 roku „Szczudło” w końcu pojawił się w NBA. Ależ to był debiut! 43 punkty i 23 zbiórki były początkiem jego wieloletniej supremacji. Możliwość opisania każdego wyczynu, którego dokonał, byłoby rajem dla koszykarskiego statystyka.
Ograniczmy się tylko do tych rekordów, które nadal są aktualne. Jest ich ponad sześćdziesiąt. Chamberlain nie tylko bardzo skutecznie punktował, zbierał, ale i asystował, co jak na pozycję, na której grał (środkowy) nie jest regułą. Z czasem trenerzy innych drużyn doszli do wniosku, że ich jedyną szansą na ukrócenie Wilta jest jego fizyczna eliminacja, dlatego nakazywali swoim podopiecznym faulowanie koszykarza. Pomogło? Nie. Liczby „Big Dippera” nadal były imponujące.
Chamberlain w NBA grał do 1973 roku. Karierę kończył w Los Angels Lakers, gdzie zdobył swój drugi i zarazem ostatni tytuł mistrzowski. Jak to możliwe, że tak wielki gracz przez piętnaście lat fantastycznej gry tylko dwukrotnie wygrywał ligę? Powodów było kilka. Pierwszym z nich miała być zbyt duży boiskowy egoizm „Szczudła”. Zarzucano mu, że jest indywidualistą i nie kieruje się dobrem zespołu. Podkreślano, że gdyby zmienił nastawienie i poświęcił „swoje ja” dla kumpli z boiska, to sukcesów drużynowych miałby więcej.
Drugi powód nazywał się Bill Russell – koszykarz, który był przeciwieństwem Wilta. Grał z myślą o Boston Celtics, swojej drużynie, która w ciągu trzynastu lat aż jedenaście razy zwyciężała w lidze. Russell był filarem tego zespołu. Defensorem z krwi i kości. Jako jeden z nielicznych, a może i jedyny, radził sobie z magią Chamberlaina. Potrafił tego wielkoluda stłamsić, lecz tylko na boisku. Prywatnie panowie bardzo się szanowali i zdarzało im się wspólnie spędzać czas. Tak jak wtedy, gdy w 1979 roku ścigali się swoimi sportowymi autami. Zresztą, prowadzący Lamborghini 400GT Bill został wówczas zatrzymany i ukarany przez policję. Co z tego, skoro i tak nie zrezygnował z kolejnych wyścigów z kumplem.
Czytaj też: Ze szkolnej sali gimnastycznej na światowe areny. Jak narodziły się najpopularniejsze sporty zespołowe?
Samotny łóżkowy rekordzista
W 1991 roku na amerykańskim rynku pojawiła się autobiografia Wilta „A View from Above”. W jednym z rozdziałów autor przyznał bez ogródek: „Gdybym musiał zliczyć wszystkie swoje kontakty seksualne, to liczba kobiet z którymi spałem, oscylowałaby wokół dwudziestu tysięcy”.
O tym, że koszykarz uwielbiał płeć przeciwną, trąbili wszyscy. Znaleźli się nawet świadkowie pamiętający sytuacje, w których Wilt udowadniał swój czar. Przykładowo, pewnego dnia poszedł ze znajomym do restauracji. W którymś momencie musiał pójść do toalety. Nie wracał kilka minut, ale gdy już się pojawił, w ręku trzymał karteczki z numerami telefonów. Wszystkie miały podarować mu spotkane dziewczyny. Innym razem wyjechał na dziesięciodniowe wakacje, w trakcie których jego kolega skrzętnie notował, ile pań pojawiło się w tym czasie – w wiadomym celu – w pokoju „Big Dippera”. Dwadzieścia trzy.
W autobiografii Chamberlain skrzętnie wyliczył, że od piętnastego roku życia uprawiał seks z 1,2 kobiety dziennie. Jego wyznanie spotkało się z falą krytyki. Ostro zareagowało środowisko sportowe, chociażby tenisista Arthur Ashe. Oskarżano go o mitomanię, seksizm, brak dobrego smaku i wytykano niemoralność, a on ripostował:
Jestem mężczyzną o charakterystycznym guście, a większości kobiet, które spotkałem, „Przeciętny Joe” oświadczyłby się na pierwszej randce. W kwestii zamężności podjąłem świadomy wysiłek, aby się sprawdzić, jakiego stanu jest partnerka. Mimo że byłem samotny, w moim życiu nie było miejsca na małżeńską niewierność.
Ile prawdy jest w tych osiągach „Szczudła”? Nie wiadomo. Pewnym jest, że z wiekiem Wilt coraz częściej żałował, że nie znalazł żony. Przyjaciele twierdzili, że nie potrafił. Albo zwyczajnie bał się małżeństwa. „Przy was wszystkich, mężczyznach, którzy uważają, że posiadanie tysiąca różnych kobiet jest całkiem fajne, odkryłem, że posiadanie jednej kobiety jest o wiele bardziej satysfakcjonujące”.
Wilt Chamberlain Highlights in his Prime!
Książkowy mól z aktorskimi ambicjami
Nawet kiedy miał 50 lat, od czasu do czasu pojawiała się historia o jakimś zespole NBA rozmawiającym z Chamberlainem o powrocie. Pisano, że ze swoimi warunkami fizycznymi i wciąż dobrą formą, może dać drużynie kwadrans solidnej gry.
Wilt, który uwielbiał blask reflektorów, zdawał się pławić w tych prasowych plotkach, ale nigdy nie skorzystał z podobnej oferty. Po zakończeniu kariery stał się książkowym molem. Sam lubił też pisać. Grywał w filmach, a najsłynniejszym, w którym wystąpił był „Conan Niszczyciel” z 1984 roku. „Szczudło” wcielił się w rolę Bombaata i pojawił się u boku Arnolda Schwarzeneggera.
Wilt Chamberlain zmarł 12 października 1999 roku. Przyczyną śmierci była choroba serca. Tylko parę osób znało jego prawdziwe oblicze. Wśród nich był na pewno wielki rywal i przyjaciel, Bill Russell. Kiedy otrzymał wiadomość o śmierci Wilta, był załamany.
Czuję się niewyobrażalnie zraniony. Straciłem drogiego i wyjątkowego przyjaciela i ważną część mojego życia. Nasza relacja była bardzo osobista.
Nawet dziś wymówienie nazwiska Chamberlain rodzi w głowie dwa obrazy: z jednej strony znakomitego koszykarza, jednego z najlepszych w historii, rekordzisty i milionera. Z drugiej człowieka bardzo samotnego, zastępującego prawdziwą miłość i stabilizację przelotnymi romansami, ciągle marzącego o normalnej rodzinie.
Bibliografia
- Bill Simmons, Wielka księga koszykówki, wyd. SQN, Kraków 2018.
- Ziemowit Ochapski, Wilt Chamberlain – milioner i kobieciarz, Legendy sportu (dostęp: 27.04.2021).
- Film dokumentalny, The night Wilt Chamberlain scored 100 points
- Sexual claim transformed perception of Wilt, ESPN.com (dostęp: 27.04.2021).
- Michał Gąsiorowski, Koszykówka. Wilt Chamberlain – gwiazda to za mało, Sport.pl (dostęp: 27.04.2021).
KOMENTARZE (1)
Genialny artykuł !