„To wbrew pozorom książka bardzo optymistyczna. Bo przecież to jest książka o zwycięstwie. O zwycięstwie siedmiu dzielnych kobiet z Adolfem Hitlerem i całą Trzecią Rzeszą.”- mówi Anna Herbich o „Dziewczynach Ocalałych”. W wywiadzie dla Ciekawostek Historycznych autorka opowiada o poruszających rozmowach, życiorysach uwikłanych w wielką historię i heroicznej walce o przetrwanie, którą musiały stoczyć bohaterki jej najnowszej książki.
Były już m.in. „Dziewczyny z Powstania” „Dziewczyny z Solidarności” czy „Dziewczyny Sprawiedliwe”… W którym momencie poczuła Pani, że powinna powstać książka także o kobietach żydowskiego pochodzenia, którym udało się przetrwać II wojnę światową?
Pomysł na książkę zrodził się podczas pracy nad „Dziewczynami Sprawiedliwymi” – moją poprzednią książką. Słuchając opowieści o kobietach, które ukrywały Żydów w czasie drugiej wojny światowej, pomyślałam, że warto pokazać ten dramat również od drugiej strony. Spojrzeć na Holokaust oczami kobiet pochodzenia żydowskiego. Ukazać gehennę przez którą przeszły. Skazane na śmierć przez Hitlera, musiały ukrywać się na strychach, w piwnicach i stodołach, przeszły przez piekło obozów i gett. Bez przedstawienia ich losów cykl moich książek o doświadczeniach kobiet podczas drugiej wojny światowej – byłby niepełny.
W wstępie do „Dziewczyn Ocalałych” pisze Pani: „Książka, którą trzymają Państwo w rękach, ma na celu upamiętnienie tragicznych losów siedmiu z nich. Siedmiu dzielnych kobiet, które przetrwały na terenie okupowanej Polski”. Czuje Pani misję, pisząc swoje książki? Dzięki Pani pracom czytelnik ma szanse poznać osobiste, jednostkowe historie, a nie tylko podręcznikowe fakty — spojrzeć na historię z szerszej perspektywy.
Historia narodu składa się z milionów historii jednostek. Spojrzenie na historię oczami świadków jest zupełnie inne – i moim zdaniem ciekawsze – niż czytanie grubych tomów pisanych przez zawodowych historyków. W opowieściach naocznych świadków znajdziemy bowiem to, co w historii najbardziej pasjonujące: ludzkie dramaty, emocje, uczucia. Pasjonujące życiorysy ludzi uwikłanych w wielką historię.
Dostaję bardzo dużo mejli i komentarzy na portalach społecznościowych od młodych ludzi. Piszą, że poznając losy bohaterek moich książek często stawiali się na ich miejscu. I zadawali sobie pytania: co ja bym zrobił, gdybym był w takiej sytuacji? Czy zdałbym swój test z człowieczeństwa? Jak bym sobie poradził?
Jak wyglądały Pani spotkania z bohaterkami książki?
To często nie są łatwe rozmowy. Rozmawiamy w końcu o wielkich, życiowych dramatach, kryzysach, wielkich niebezpieczeństwach i wielkich tragediach. Mimo kilkudziesięciu lat, które minęły do tamtych wydarzeń – bohaterki mojej książki podchodzą do nich bardzo emocjonalnie. Często trudno im do nich wracać. Weźmy nową książkę – „Dziewczyny ocalałe”. Przecież większość z jej bohaterek straciło wszystkich członków swoich rodzin. Rodziców, rodzeństwo, dziadków. Ich bliscy zostali zgładzeni w komorach gazowych Auschwitz, konali z głodu w gettach i obozach pracy. Przetrwały tylko one. Trudno więc się dziwić, że w trakcie naszych rozmów płakałam razem z moimi bohaterkami. Często musiałyśmy przerywać rozmowę, żeby złapać oddech. Ale z drugiej strony bywały też oczywiście momenty niezwykle miłe, w których wspomnienia wywoływały uśmiech, wzruszenie, rozczulenie. Jak na przykład ostatnie przedwojenne święta spędzone z całą rodziną, albo dziecinna psota, która przeszła do rodzinnych anegdot. Bohaterki moich książek opowiadają o całym swoim życiu. O jego blaskach i cieniach, triumfach i porażkach, tragediach i radościach.
W swojej książce pokazuje Pani, że koniec wojny wcale nie oznaczał dla bohaterek książki spokoju. Agata Bołdok (z domu Irena Likierman) opowiadała, że choć „ciągnęło ją do Żydów”, z drugiej strony czuła zagrożenie, gdy słyszała język jidysz, bo kojarzył jej się z wojną i zaprzeczaniem swoich korzeni. Z kolei matka Aleksandry Leliwa-Kopystyńskiej niemal do końca swoich dni ukrywała przed córką jej pochodzenie, sądząc, że prawda narazi ją na niebezpieczeństwo. II wojna światowa to tylko jeden z elementów ich życiorysów, choć determinujący…
Katastrofa, która spadła na bohaterki mojej książki w trakcie drugiej wojny światowej, ich dramatyczne przeżycia, nie mogły nie wywrzeć głębokiego wpływu na ich psychikę. To były wielkie traumy, z którymi te kobiety borykały się jeszcze wiele lat po wojnie. A być może borykają się z nimi do dziś. Mimo braku zagrożenia ze strony Niemców, strach pozostawał. Powodował on obawę przed ujawnieniem swojej żydowskiej tożsamości przed resztą społeczeństwa.
Ten strach powodował, że Żydzi od siebie uciekali, zacierali swoje pochodzenie, nie mówili o nim dzieciom. Zmieniali nazwiska, starali się za wszelką cenę wtopić w otoczenie. Swoją żydowskość często traktowali jako piętno.
Inna bohaterka mojej książki, o której Pani nie wspomniała – Inka Sobolewska – o swoim żydowskim pochodzeniu dowiedziała się kiedy skończyła osiemnaście lat. Jej rodzice adoptowali ją, kiedy miała trzy latka. Została przeszmuglowana kanałami z getta na aryjską stronę. Cała najbliższa rodzina zginęła w Holokauście. Takich życiorysów jest bardzo wiele.
„Dziewczyny Ocalałe” pokazują, że istniało także życie po życiu. Przykładowo: Danuta Lis opowiada o życiu w Izraelu i o momencie, w którym „scaliła się” z nową ojczyzną – entuzjazmie społeczeństwa po wygranej wojnie sześciodniowej.
Życie wszystkich bohaterek „Dziewczyn ocalałych” zostało w trakcie wojny zdruzgotane. Rozbite w drobny mak. Po wojnie nic już nie było takie same. Bohaterki musiały zaczynać wszystko od nowa. Polska była w innych granicach, nie istniała już olbrzymia polska społeczność żydowska. Świat jaki znały po prostu wyparował. W tej nowej rzeczywistości musiały się jednak odnaleźć, musiały żyć. Większość z nich została w Polsce, zakładała rodziny i próbowała tutaj ułożyć sobie życie. Pani Danuta Lis rzeczywiście wyjechała do Izraela i w 1967 roku zaczęła identyfikować się z tym państwem. Nigdy nie przestała jednak tęsknić za Polską, za ojczyzną swojej młodości. W efekcie teraz dzieli swój czas między Izrael a Polskę, i planuje na stałe powrócić do Warszawy. Wszystkie bohaterki „Dziewczyn Ocalałych” – mimo że przeżyły tu tak straszliwe rzeczy – traktują Polskę jako swój dom, jako swoją ojczyznę. Pokazują, że można być jednocześnie Polką i Żydówką. Że te dwie tożsamości wcale nie muszą się wykluczać – wprost przeciwnie, mogą się uzupełniać.
Aleksandra Leliwa-Kopystyńska, jedna z bohaterek Pani książki, kończy swoją opowieść słowami: „Gdy teraz wracam myślami do tamtych strasznych czasów, zdaję sobie sprawę, jak wiele miałam okazji, żeby zginąć. Ale za każdym razem z kolejnych niebezpieczeństw wychodziłam obronną ręką. Na przekór wszystkiemu – żyję do dziś.” Czego nauczyła się Pani od swoich bohaterek?
Rzeczywiście, wszystkie panie z którymi rozmawiały przetrwały właściwie cudem. Na swojej drodze spotkały tyle przeszkód i niebezpieczeństw, że aż trudno uwierzyć że ze wszystkich tych sytuacji wyszły obronną ręką. Były ścigane przez gestapo, trafiały do takich obozów jak Auschwitz czy Majdanek, cierpiały głód w gettach, były szantażowane przez szmalcowników. Wszystko to spotkało je, gdy były młodymi dziewczynami lub wręcz dziećmi. A mimo to nawet na chwilę nie straciły woli życia i zapału do walki. Walki o przetrwanie. Mimo że dotykały je kolejne nieszczęścia, jak śmierć rodziców, nigdy się nie poddały. Chciałabym mieć choć cząsteczkę takiej siły duchowej, jaką one się wykazały. Chciałabym wierzyć, że w godzinie próby zrobiłabym to, co one. Jeszcze jedna ważna sprawa. Wszystkie codzienne zmartwienia i kłopoty, z jakimi borykamy się obecnie, są przecież niczym wobec tego, przez co one przeszły. Książka „Dziewczyny ocalałe” mimo że znalazły się w niej wstrząsające opisy ludzkich dramatów, to wbrew pozorom książka bardzo optymistyczna. Bo przecież to jest książka o zwycięstwie. O zwycięstwie siedmiu dzielnych kobiet z Adolfem Hitlerem i całą Trzecią Rzeszą. To zwycięstwo polegało na tym, że mimo iż Niemcy skazali je na śmierć, one przetrwały. I żyją do dzisiaj. Żyją ich dzieci i wnuki. A więc szatański plan narodowych socjalistów aby zgładzić cały naród zakończył się fiaskiem.
W ostatnich czasach popularność zyskuje prowadzenie badań herstorycznych, czyli historii opisywanej ze szczególnym uwzględnieniem roli kobiet. Ma Pani poczucie że wpisuje się Pani w ten nurt?
Moje książki nie należą do żadnego nurtu, i nie mają nic wspólnego z żadną ideologią. Staram się po prostu dotrzeć do kobiet, które w trakcie drugiej wojny światowej były uczestniczkami dramatycznych wydarzeń. Dużo widziały, dużo przeżyły, i mogą dużo opowiedzieć. Moim celem jest przekazanie ich historii szerokiej rzeszy czytelników i tym samym ocalenie ich od zapomnienia. Oto cała tajemnica moich książek.
Gdyby miała Pani polecić jedną książę o tematyce historycznej, to jaki to byłby tytuł?
„Na skraju Imperium” Mieczysława Jałowieckiego. Pasjonujące wspomnienia polskiego arystokraty! Pełne anegdot, znanych postaci i wielkiej historii. Zawsze jak mam do wyboru współczesną monografię historyczną albo wspomnienia – wybieram te ostatnie.
KOMENTARZE (8)
Tak trudno napisać że zostały ocalone przez Wielkiego Stalina i niezwyciężoną Armię Czerwoną naszych obrońców i wyzwolicieli.
Nawet chęć prowokowania nie usprawiedliwia debilności komentarza
To po co piszesz Debilu
Wyraźne kłopoty z logiką na poziomie elementarnym. Sugeruję powrót do szkoły podstawowej (może wystarczy wikipedia) i powtórkę z pojęcia „implikacja”. Wniosek: nawet debilność komentarza nie czyni debilem. Do jawnego wyzwiska pod moim adresem się nie odniosę. Nasze kultury jak widać się różnią. Koniec dyskusji, odpowiedzi i dalszego ciągu nie będzie.
W twoim wypadku widocznie czyni
Nawet chęć prowokowania nie usprawiedliwia debilności komentarza.
To po co piszesz Debilu
Stalin nie był wielki, był małym chorym z nienawiści człowiekiem. Po ataku Niemiec na ZSRR siedział w strachu kilka dni bojąc się wyjść z gabinetu, żeby go za zdradę nie rozstrzelano. Wymordował i doprowadził do śmierci więcej Rosjan niż jakikolwiek inny człowiek. Zdechł we własnych sikach nie był w stanie się bronić, tylko jęczał kiedy go Beria dusił poduszką. Nie pozdrawiam jak tam pogoda w Moskwie?