Z problemami sercowymi starożytni nie udawali się do lekarzy. Najbardziej pomocne były... czarownice.
Kiedyś mogłem pięć razy, a nawet i dziewięć,
dziś jeden raz zaledwie w ciągu nocy całej,
w dodatku krótką chwilę (Afrodyto, ratuj!),
bo już na pół omdlały sił nie ma, szubrawiec.
O Starości, cóż dalej?! Starości, co będzie?!
Skoro już teraz słaby, cóż dopiero potem?!
W ten sposób Filodemos z Gadary (II–I wiek p.n.e.) ubolewał nad niedyspozycją, nieubłaganie spotykającą starszych panów. Owe problemy z potencją bohatera epigramu zaprowadziły go być może do znajomego lekarza, lub – co bardziej prawdopodobne – do specjalistki od magii erotycznej. Bo starożytność to czasy, gdy rozmaite okultystyczne praktyki były na porządku dziennym.
Szczęśliwe fallusy
Podczas gdy starożytni badacze spierali się nad naukową naturą erekcji i męskiego orgazmu (niektórzy uznali na przykład, że podczas wzwodu wypełnia członka powietrze, które następnie wypycha na zewnątrz nasienie), jedno pozostawało niezmienne: wiara pospolitego ludu w magiczną moc wizerunków fallusów.
Penisy akcentowano na przykład w greckich hermach – czworokątnych słupach zwieńczonych męską głową. Wzwiedzione członki znajdowały się oczywiście na odpowiedniej wysokości i wyglądały dosyć naturalistycznie. Służyć miały odwracaniu nieszczęść. Gdy w 415 roku p.n.e. doszło w Atenach do profanacji owych herm, a mówiąc dokładnie do poutrącania fallusów, wybuchła wielka polityczna afera, choć prawdopodobnie to świętokradztwo było tylko wybrykiem pijanych młokosów.
Analogicznie na progach rzymskich domów umieszczano wizerunki fallusów, by chronić mieszkańców przed „złym okiem” i przynosić szczęście. Prężyły się dumnie – a czasem nawet artystycznie wytryskiwały nasieniem! – na kamiennych płaskorzeźbach od Egiptu pod Brytanię, w willach i wojskowych fortach. Podczas poświęconych bóstwom płodności świąt zwanych liberaliami (17 marca) Rzymianie krążyli po wsiach z wózkami z winem, ciastami i właśnie fallusami. Na koniec święta szanowane matrony nakładały na symbolicznego wielkiego członka wieniec.
Także w rzymskim Koloseum naukowcy, podczas prac konserwatorskich, zauważyli kilka lat temu wcześniej przeoczony obrazek z III wieku n.e., przedstawiający penisa w stanie erekcji. Takie dziełka zwykli rysować na ścianach starożytni kibice, aby przynieść szczęście swoim ulubieńcom – na przykład gladiatorom, na których zwycięstwo postawili pieniądze.
Z bożków pomocą
Pomagać śmiertelnikom miał również chutliwy bożek, który przywędrował do Rzymu znad Hellespontu: Priap. Przedstawiany w formie mężczyzny z ogromną erekcją, zwykł sprzyjać płodności, przynosić szczęście i przeciwdziałać złu. Wierzono, że stawiane w sklepach i ogrodach posążki Priapa będą odstraszać potencjalnych złodziei. Dołączano do nich inskrypcje z groźbami wobec rabusiów, na przykład: „jeśli, kobieta, mężczyzna lub chłopiec wystąpią przeciw mnie, niech kobieta przygotuje cipę, mężczyzna swoje usta, a chłopiec swój tyłek”.
Falliczne czy priapiczne kształty miały niezliczone amulety (zwane fascinus lub fascinum), lampy, dzwoneczki, pierścionki, ozdoby dla kobiet i dzieci itp. Na przykład inskrypcja z męskim przyrodzeniem i napisem „Tutaj mieszka szczęście” znajdowała się kiedyś na łuku nad piecem piekarza w Pompejach, a po odkryciu w czasach nowożytnych ktoś nadwrażliwy przeniósł ją do „Sekretnego Gabinetu” w Muzeum Narodowym w Neapolu. Tam zaś długo uciekano od nazwania wprost, czym są i co przedstawiają podobne „utajnione” inskrypcje i biżuteria. Podkreślano ich magiczne znaczenie, jakoby „odwracały uroki”, ale uciekano od seksualnych konotacji…. Czyżby na przeszkodzie stało poczucie wstydu?
Równie aktywny seksualnie jak Priap był koźlonogi patron pasterzy Pan (według mitologii greckiej), znany też jako rzymski Faun. Dobrze prezentuje go szokująca (dziś, lecz nie wtedy!) antyczna rzeźba z „Sekretnego Gabinetu”, pokazująca rogatego bożka kopulującego z kozą.
W Rzymie Pan sprzyjał płodności. Zwłaszcza podczas luperkaliów – świąt obchodzonych 14–15 lutego, a więc w nasze Walentynki. Rzymianie wspominali tego dnia między innymi „wilczycę” Akkę Larencję, która nie tylko wykarmiła Romulusa i Remusa, ale opiekowała się też Faunem. W luperkalia półnadzy kapłani tego cudaka biegali po ulicach wygrażając mężczyznom nożami, a kobiety smagając biczami. Ich uderzenie było nie tyle bolesne, co szczęśliwe – miało leczyć kobiety z bezpłodności.
Istniało wiele zabobonów związanych z seksem. Za znaczące dla „czynów Afrodyty” uważano takie omeny jak dzwonienie w uszach, skrzypienie łóżka, błyskanie lampy czy nawet kichanie (nie na wodę!). W tłumaczeniu tych fenomenów specjalizowały się oczywiście kurtyzany – z jak największą dla siebie korzyścią.
Objaśnień wymagały też dla starożytnych erotyczne sny. W wyjątkowy sposób interpretował je Artemidor, filozof z II wieku n.e. Dobrym znakiem było według niego śnić, że uprawia się miłość z żoną, kochanką lub własnymi niewolnikami (o ile nie było się tam stroną pasywną!). Dlaczego? Bo stanowiło to obietnicę dalszego powodzenia i spokojnego korzystania z własnych dóbr. Mniej korzystny był sen o seksie z prostytutką. Tracenie z nią nasienia oznaczało bowiem utratę w życiu realnym – i to nie tylko plemników.
Żyjąc wśród takich przesądów Grecy i Rzymianie stosowali nader chętnie magię na potrzeby seksu i miłości. Sięgali więc po amulety i inne magiczne gadżety. Dała im przykład sama bogini Hera, gdy w „Iliadzie” – na potrzeby odświeżenia swoich seksualnych relacji z Zeusem – dostała specjalny pas (przepaskę na piersi) od Afrodyty.
W nim zamknięte powaby wszystkie, wszystkie wdzięki,
Miłość, żądza, kochanków rozmowy i jęki,
Słodkie głosy, wyrazy skrycie ujmujące
Serca, tkliwej się nawet czułości strzegące.
„Weź, rzecze, ten pas drogi, w nim wszystko się mieści,
I co umysł zachwyca, i co serce pieści.
On niezwyciężonymi dokaże to czary,
Że pewnym skutkiem twoje uwieńczysz zamiary”.
Spraw seksu dotyczy także jedna trzecia zachowanych starożytnych magicznych papirusów oraz defixiones – tabliczek (najczęściej ołowianych, ale wykonywanych też z innych metali, kamienia, drewna i gliny) z zaklęciami.
Czarnoksięskie wersety
Poprzez specjalne formuły i inwokacje do sił nadprzyrodzonych próbowano ukarać niewiernych lub niedoszłych kochanków, albo zdobyć czyjąś miłość. Było w nich miejsce na zazdrość i zemstę. Z Hiszpanii, północnej Afryki, Bliskiego Wschodu czy Grecji płynęła do magów szykujących defixiones – oczywiście za stosowną opłatą – cała lawina próśb i skarg: „Niech Kwintula nigdy więcej nie spotka się z Fortunalisem”; „Niech płonie i szaleje z pragnienia i miłości do mnie, niech dusza i serce Sextiliusa, syna Dionizji, płoną z pożądania i miłości do mnie”; „Niech będzie uległa mi jak niewolnica”, „Aby nie mogli leżeć razem, połączyć się, pójść razem do łóżka, jeść razem, pić razem”.
Defixiones bardzo naturalistycznie pokazywały życie i pragnienia starożytnych. Historyk starożytności Paweł Janiszewski pisze:
Tabliczki często nakazują, aby dana osoba „oziębła” względem swego aktualnego kochanka, „stała się zimna” w uczuciach jak ten kawałek ołowiu lub trup, przy którym złożono tabliczkę. Często czar rzuca się na rywala, aby nie mógł utrzymywać stosunków seksualnych. Są to zaklęcia uniemożliwiające wzwód. Jedna z tabliczek zawiera wezwanie, aby pewien młodzieniec „odwrócił” od innego mężczyzny: oczy, usta, twarz, piersi, brzuch, członka, pośladki, duszę i całe ciało. Oczywiście, aby „zwrócić” je ku innemu. (…)
Inna tabliczka przynosi zaklęcie, aby dziewczyna zleceniodawcy nie mogła odbywać stosunków „od przodu”, „od tyłu” ani „ssać” nikogo innego tylko jego. Często tekst nakazuje, aby wymieniona osoba wyzbyła się obojętności, aby pożądanie ogarnęło kolejne – szczegółowo wymienione – członki jej ciała, aby nie mogła spać, jeść, chodzić itd., tylko „smagana biczem namiętności” przybiegła do zamawiającego tabliczkę.
Defixiones używano oczywiście nie tylko w celach erotycznych. Na przykład w rzymskich łaźniach w brytyjskim mieście Bath (Aquae Sulis) znaleziono dziesiątki ołowianych pasków wypełnionych klątwami, mającymi uderzyć w… rabusiów grasujących w tych termach.
Na ich przykładzie widać, że zamawiający tabliczki potrafili być okrutni wobec ludzi, których wzięli na cel (na przykład: „Dopóki niewolnik czy wolny, który milczy, choć ukradł pierścień lub był świadkiem kradzieży, niech przeklęta będzie jego krew, oczy i całe ciało, a wnętrzności wyżarte”). Także w przypadku magii miłosnej nie przebierano w środkach – cienka granica dzieliła białą magię od czarnej, która przy pomocy demonów czy nawet ofiar z ludzi miała sprowadzać nieszczęścia na wrogów bądź rywali.
Kiedy dziś widzimy starożytne woskowe figurki używane do czarów, kojarzą nam się z krwawymi obrzędami afrokaraibskiego voodoo. Te z Grecji i Rzymu także palono lub przebijano igłami – nie po to jednak, by kogoś zabić, lecz aby osoba będąca celem magicznego obrzędu stała się podatna na życzenia czarującego (plastyczna niczym roztopiony wosk) albo myślała tylko o nim lub o niej.
Równie mało przyjemnie prezentują się magiczne mikstury do uprzykrzania życia seksualnym konkurentom. W najbardziej „cywilizowany” sposób można było wywołać impotencję u rywala poprzez podanie mu wina z brzaną, jednym z gatunków ryb słodkowodnych. Jeśli nie dało to rezultatu, czarownice działały przy pomocy jaszczurki utopionej w moczu mężczyzny lub namaszczenia mu członka mózgiem drętwy – dosłownie elektrycznej ryby. Pytanie brzmi: kto i jak powinien to zaaplikować?!
Z kolei idealnym sposobem na uwiedzenie kogoś było rozgniecenie na swoich częściach intymnych… kleszcza ze zdechłego psa. Kiedy podryw się udał, wystarczyło już tylko zadbać o udany seks. W tym celu należało genitalia nasmarować sokiem z marchwi lub… ekskrementami wróbla zmieszanymi z miodem, jak radził pewien magiczny papirus z III wieku n.e.
Kobiety miały do wyboru całą gamę preparatów z lubczykiem, dzięki którym mogły usidlić mężczyzn. Aby odzyskać niewiernego kochanka przygotowywały placek z przaśnej mąki, wypiekany w ogniu z gałązek tymianku i wawrzynu. Przeciwdziałać takim i innym preparatom – o ile mężczyzna rzeczywiście chciał zabezpieczyć się przed miłosnymi czarami – mogły rozmaite antidota: na przykład tabletka z utłuczonego korzenia gduli ziemnej.
Koniec czarów w służbie żądz
To wszystko było elementem seks-biznesu, który przynosił nie małe dochody. Za szczególnie biegłe w czarach uważano staruchy z Tesalii i Frygii. Wystarczyło, że miały jakiś przedmiot należący do osoby wziętej na cel (choćby kawałek szaty, buty, włosy), a mogły zdziałać cuda.
W Rzymie karierę robili też mędrcy z Egiptu i innych krain Bliskiego Wschodu. Starożytni przez wieki ufali tym szalbierzom, choć wiedzieli, że korzystanie z ich usług potrafi przynieść fatalne efekty. Wedle historii przekazanej przez Arystotelesa, pewna hetera zaaplikowała kochliwemu młodzieńcowi lubczyk, a biedak – zamiast się podniecić – umarł. Miała szczęście, że nie została skazana. Sędziowie uznali bowiem, że nie chciała zabić kochanka, lecz jedynie na nowo rozniecić jego słabnące uczucie.
Bardziej zabawne (tyle, że fikcyjne) wątki magiczno-erotyczne wypełniają słynny romans antyczny „Metamorfozy, albo Złoty osioł” Apulejusza, napisany w połowie II wieku n.e. Nie bawiły jednak chrześcijańskich świętych mężów, dla których każde czary były podejrzane, a co dopiero magia erotyczna! Dlatego cesarz Konstantyn Wielki w IV wieku n.e. podkreślił, że dopuszczalne są tylko praktyki magiczne mające działanie lecznicze lub zabezpieczające plony przed złą pogodą, a zakazane są czary w służbie seksualnych żądz. Kończyły się już wtedy wieki bezwstydu…
***
Tekst powstał podczas pracy Autora nad jego najnowszą książką pt. „Wieki bezwstydu. Seks i erotyka w starożytności”.
Bibliografia:
- Mary Beard, Pompeje. Życie rzymskiego miasta, tłum. Norbert Radomski, Rebis, 2010.
- Benedetto Bravo, Marek Węcowski, Ewa Wipszycka, Aleksander Wolicki, Historia starożytnych Greków, t. II, Wydanictwo Uniwersytetu Warszawskiego, 2009.
- Peter Connolly, Hazel Dodge, Antyczne miasta: cuda architektury, życie społeczne, kulturalne i religijne, tłum. Barbara Tkaczow, RTW, 1998.
- Filodemos, Epigram XXIII, tłum. Krystyna Bartol, na: https://www.wiw.pl/biblioteka/o_muzyce_filodemos/epigramy.asp [dostęp 1 lutego 2017].
- Homer, Iliada, tłum. Franciszek Ksawery Dmochowski, Ossolineum, 2004.
- Paweł Janiszewski, A niech cię…, w: Focus Historia Ekstra, nr 5/2013.
- James C. McKeown, A Cabinet of Roman Curiosities: Strange Tales and Surprising Facts from the World’s Greatest Empire, Oxford University Press, 2010.
- Andrzej Wypustek, Magia antyczna, Ossolineum, 2001.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.